[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na podjezdzie przed domem nie było żadnych innych, sa-
mochodów. Wiał zimny wiatr, unosząc na podwórzu tumany
żółtego pyłu. Była tu sama.
Zahamowała gwałtownie przy zagrodzie, wyskoczyła na
zewnątrz i podbiegła do ogrodzenia.
- Cholera! Mówiłem,, stań za tym draniem!
Potężnie zbudowany nastolatek z twarzą buldoga stał osło-
nięty otwartymi wrotami przyczepy, wymachując i pokrzyku-
jąc na kolegów, by zapędzili bestię do środka. Chase Conly
i jeszcze jeden niewiele starszy chłopiec nerwowo biegali po
zagrodzie tuż za parskającym i tupiącym bykiem. Pełne furii,
błyszczące oczy zwierzęcia na moment zogniskowały się na
przywódcy gangu.
Mercy wspięła się na ogrodzenie.
S
R
- Powariowaliście? Uciekajcie stąd!
Trzy przerażone twarze zwróciły się w jej stronę.
- Niech to szlag... - Przywódca bandy podbiegł do kabiny
ciężarówki. Pozostała dwójka rozbiegła się w przeciwnych
kierunkach. Byk prychnął, wybrał nowy cel i pognał za Ch-
ase'em.
Mercy kątem okna dostrzegła, że drugi chłopak wskoczył
do samochodu. Najstarszy uruchomił silnik i z piskiem opon
wyjechali przez bramę. Przyczepa podskakiwała za nimi jak
gumowa piłka. Lecz przerażona Mercy wpatrywała się
w szczupłego chłopca, pędzącego w stronę ogrodzenia. Zaci-
snęła palce na belce płotu.
- Uciekaj! - krzyknęła.
Prawie mu się udało.
Chase dobiegł do ogrodzenia, ale wtedy Grenada go do-
padł. Machnął głową jak taranem i ostrymi rogami zahaczył
intruza, który wspinał się na płot. Chłopiec z rozłożonymi
rękami wyleciał w powierzę i wylądował pośrodku zagrody.
Nie ruszał się. Byk też znieruchomiał, wyraznie zdziwiony,
że jego ofiara nie daje znaków życia.
- O Boże!
Lekarski instynkt sprawił, że zareagowała odruchowo.
Niewiele myśląc, wdrapała się na płot, zeskoczyła i biegiem
ruszyła w stronę nieruchomego, bezbronnego chłopca.
Nagły ruch zwrócił uwagę byka. Grenada odwrócił się,
parsknął, rozpryskując wokół kropelki śliny, i zaatakował
znowu. Pędził prosto na leżącego chłopca.
Mercy podbiegła z boku, krzyczała i wymachiwała ręka-
mi, aż rozwścieczony byk dostrzegł ją i zwrócił ku niej głowę.
Desperacko rzuciła kurtkę w przeciwnym kierunku.
S
R
Byk niemal dał się podejść. Przebiegł kilka kroków za
opadającą kurtką, potem zorientował się, odwrócił, schylił
głowę i pogalopował ku Mercy.
Przerażona, odskoczyła instynktownie, ale nie była dość
szybka. Uderzenie rogów powaliło ją na kolana. Niemal ośle-
pła od pstrego bólu w prawym ramieniu. Miała wrażenie, że
gdzieś z daleka słyszy krzyk.
Grenada atakował znowu. Potężne kopyta wznosiły tumany
kurzu. Obok niej na ziemi jęczał bezradnie Chase. Osłoniła
go swoim ciałem. Czuła, że zbliża się śmierć.
- Co do diabla?
Travis szarpnął kierownicą i ledwo -wyminął pędzącą po
jego własnym podjezdzie ciężarówkę. Pusta przyczepa prze-
frunęła obok, niczym ogromny nietoperz. W kabinie rozpo-
znał chłopca o twarzy buldoga. Poczuł ucisk w żołądku i za-
klął, bowiem w tej właśnie chwili obok zagrody Grenady za-
uważył czerwony kabriolet Mercy i ogarnął go paniczny lęk.
Działo, się coś bardzo niedobrego.
Wyskoczył z furgonetki i przeskoczył ogrodzenie jak plot-
karz. Serce podchodziło :mu do gardła. Widział, co się dzieje.
Dziwna nienaturalna pozycja chłopca.
Grenada z pochylonym, łbem, zbliżający się z, wyraznie
morderczymi zamiarami do ofiary.
Krew.
Wtedy Mercy zrobiła rzecz nieprawdopodobną: rzuciła się
na chłopca, osłaniając go własnym ciąłem przed ciosami ro-
gów Grenady.
- Nie!
Przerażenie ścisnęło Travisa za gardło.Wszystko działo się
S
R
jakby w zwolnionym tempie. Czuł, że nie zdąży ocalić Mercy.
Ogarnęła go rozpacz.
Trwało to całą wieczność. Lub zaledwie ułamek sekundy.
W tym krótkim czasie musiał podjąć decyzję..Gra szła o ży-
cie.-Jej życie. .
I stanął na drodze pędzącego Grenady. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl