[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylne drzwi. On musiał jeść, a razem musieli zabierać się do pracy.
Dłonie pociły się jej, gdy wspinała się do mieszkania na piętrze. Stanęła przed
drzwiami, serce zabiło szybciej. Już miała zapukać, ale zawahała się.
Może tylko zdawało jej się, że usłyszała słowo proszę, lecz już po chwili przeszła
z gasnącego światła do ciepłego mroku pokoju.
Oczy wolno przywykły do ciemności, za to serce nie chciało się uspokoić.
Siedział naprzeciw drzwi na lekko wytartej skórze, ubrany tylko w czarne szorty.
Kropelki potu błyszczały na czole i zamkniętych powiekach. Wilgoć zdobiła rzezbę
ramion, szeroki tors, długie, mocne nogi. Nagie stopy spoczywały na kolanach.
Jego ciche, spokojne piękno zaparło jej dech i upłynęło kilka sekund, zanim
przypomniała sobie, by znów nabrać powietrza. Nie powinna była przychodzić, ale
nie potrafiła też zmusić się, by wyjść.
Wiatr wpadł do pokoju przez otwarte okno lekko mierzwiąc luzne, krótkie włosy
wokół jego twarzy. Kosmyki rozsypały się po policzkach jak pióra, przyciągając jej
wzrok. Jego oczy, choć teraz szeroko otwarte, były równie niewidzące jak przed
chwilą.
Automatycznie cofnęła się o krok i stanęła, zatrzymana przez swoje własne
nieposkromione instynkty. Nie chciał, żeby wyszła. A może? Nie była pewna...
niczego.
Oderwała od niego, wzrok otrząsając się lekko z czaru, ale nie niszcząc go
zupełnie. Ocierając dłonie o dżinsy, rozejrzała się po jego pokoju, jego, bo
zdecydowanie się w nim zadomowił. Skrzynie i łóżko wypełniały większość
przestrzeni, na nich ustawionych było mnóstwo przedmiotów. Mosiężne dzwonki,
tybetańskie modlitewne kółko, tkaniny i dywaniki, miedziana miska, garnek
wypełniony samorodkami złota i drugi z turmalinami. Dziwnie znajoma złota
maska, kawałek górskiego kryształu większy niż obie jej pięści. Rozmaite skarby
zdobyte wśród licznych przygód.
Pośród nich porozrzucane były przedmioty znamionujące nowoczesnego
człowieka: brzytwa i szczoteczki do zębów, butla gazowa, worek herbaty i maszyna
do pisania.
Zerknęła na niego i widząc, że znów zamknął oczy, podeszła do jednego z kufrów.
Wkręcona w maszynę kartka papieru była czysta. Westchnęła z ulgą, nie przyszła
tu, by wścibiać nos w jego sprawy. Postąpiła krok do przodu, potem drugi,
zagłębiając się coraz bardziej w prywatne sanktuarium, w jakie zamienił jej pokój
gościnny. Powiodła palcami po półszlachetnych kamieniach. Dotknęła
modlitewnego kółka i powstrzymała się, by nie postąpić tak samo z wytartymi
dżinsami i czarną tuniką porzuconymi na jednym z kufrów. Ręką musnęła złotą
maskę i silniej niż przedtem powróciło do niej wrażenie czegoś znajomego.
Pozłacany kształt prostego nosa, metaliczne ciepło kości policzkowych i wykrój ust
znała lepiej niż powinna. Palce zatrzymały się, a usta rozchyliły się w nagłym
olśnieniu.... Kautilya. Jego imię zadzwięczało w jej myślach i rozeszło się echem w
powietrzu.
Kreestine.
Obróciła się z walącym sercem, ściskając w rękach maskę. Chciała biec, ale było
już za pózno. Stopy wrosły w podłogę obezwładnione siłą jego wiekowego
spojrzenia. Popełniła błąd, przychodząc tutaj, i gdyby miała jeszcze możliwość
odwrotu, pozwoliłaby raczej, by spędził noc głodny.
Ale Kit nie był w nastroju, by dać jej tę szansę. Długie godziny medytacji nie
zmniejszyły wcale jego złości ani nie pomogły mu zrozumieć innych uczuć, jakie w
nim wzbudzała. Miesiąc z dala od domu nie zmienił go tak bardzo, jak te dwa dni
spędzone w jej towarzystwie. Pragnął jej, od pierwszego pocałunku postanowił, że
ją posiądzie, ale nie spodziewał się, że w czasie targów może zatracić siebie. Nie
oczekiwał zmian, jakie przyniosło pożądanie.
Co takiego było w niej? Piękno, tak, ale wiele kobiet było pięknych, a ona
zdawała się być nieświadoma własnej urody. Nie było w niej subtelnej kokieterii,
jaką spotykał u innych. A jednak w jej nieśmiałych spojrzeniach dostrzegał
zmysłową ciekawość. Ubrania nosiła proste, niedobrane w stylu i kolorze tak, by [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
tylne drzwi. On musiał jeść, a razem musieli zabierać się do pracy.
Dłonie pociły się jej, gdy wspinała się do mieszkania na piętrze. Stanęła przed
drzwiami, serce zabiło szybciej. Już miała zapukać, ale zawahała się.
Może tylko zdawało jej się, że usłyszała słowo proszę, lecz już po chwili przeszła
z gasnącego światła do ciepłego mroku pokoju.
Oczy wolno przywykły do ciemności, za to serce nie chciało się uspokoić.
Siedział naprzeciw drzwi na lekko wytartej skórze, ubrany tylko w czarne szorty.
Kropelki potu błyszczały na czole i zamkniętych powiekach. Wilgoć zdobiła rzezbę
ramion, szeroki tors, długie, mocne nogi. Nagie stopy spoczywały na kolanach.
Jego ciche, spokojne piękno zaparło jej dech i upłynęło kilka sekund, zanim
przypomniała sobie, by znów nabrać powietrza. Nie powinna była przychodzić, ale
nie potrafiła też zmusić się, by wyjść.
Wiatr wpadł do pokoju przez otwarte okno lekko mierzwiąc luzne, krótkie włosy
wokół jego twarzy. Kosmyki rozsypały się po policzkach jak pióra, przyciągając jej
wzrok. Jego oczy, choć teraz szeroko otwarte, były równie niewidzące jak przed
chwilą.
Automatycznie cofnęła się o krok i stanęła, zatrzymana przez swoje własne
nieposkromione instynkty. Nie chciał, żeby wyszła. A może? Nie była pewna...
niczego.
Oderwała od niego, wzrok otrząsając się lekko z czaru, ale nie niszcząc go
zupełnie. Ocierając dłonie o dżinsy, rozejrzała się po jego pokoju, jego, bo
zdecydowanie się w nim zadomowił. Skrzynie i łóżko wypełniały większość
przestrzeni, na nich ustawionych było mnóstwo przedmiotów. Mosiężne dzwonki,
tybetańskie modlitewne kółko, tkaniny i dywaniki, miedziana miska, garnek
wypełniony samorodkami złota i drugi z turmalinami. Dziwnie znajoma złota
maska, kawałek górskiego kryształu większy niż obie jej pięści. Rozmaite skarby
zdobyte wśród licznych przygód.
Pośród nich porozrzucane były przedmioty znamionujące nowoczesnego
człowieka: brzytwa i szczoteczki do zębów, butla gazowa, worek herbaty i maszyna
do pisania.
Zerknęła na niego i widząc, że znów zamknął oczy, podeszła do jednego z kufrów.
Wkręcona w maszynę kartka papieru była czysta. Westchnęła z ulgą, nie przyszła
tu, by wścibiać nos w jego sprawy. Postąpiła krok do przodu, potem drugi,
zagłębiając się coraz bardziej w prywatne sanktuarium, w jakie zamienił jej pokój
gościnny. Powiodła palcami po półszlachetnych kamieniach. Dotknęła
modlitewnego kółka i powstrzymała się, by nie postąpić tak samo z wytartymi
dżinsami i czarną tuniką porzuconymi na jednym z kufrów. Ręką musnęła złotą
maskę i silniej niż przedtem powróciło do niej wrażenie czegoś znajomego.
Pozłacany kształt prostego nosa, metaliczne ciepło kości policzkowych i wykrój ust
znała lepiej niż powinna. Palce zatrzymały się, a usta rozchyliły się w nagłym
olśnieniu.... Kautilya. Jego imię zadzwięczało w jej myślach i rozeszło się echem w
powietrzu.
Kreestine.
Obróciła się z walącym sercem, ściskając w rękach maskę. Chciała biec, ale było
już za pózno. Stopy wrosły w podłogę obezwładnione siłą jego wiekowego
spojrzenia. Popełniła błąd, przychodząc tutaj, i gdyby miała jeszcze możliwość
odwrotu, pozwoliłaby raczej, by spędził noc głodny.
Ale Kit nie był w nastroju, by dać jej tę szansę. Długie godziny medytacji nie
zmniejszyły wcale jego złości ani nie pomogły mu zrozumieć innych uczuć, jakie w
nim wzbudzała. Miesiąc z dala od domu nie zmienił go tak bardzo, jak te dwa dni
spędzone w jej towarzystwie. Pragnął jej, od pierwszego pocałunku postanowił, że
ją posiądzie, ale nie spodziewał się, że w czasie targów może zatracić siebie. Nie
oczekiwał zmian, jakie przyniosło pożądanie.
Co takiego było w niej? Piękno, tak, ale wiele kobiet było pięknych, a ona
zdawała się być nieświadoma własnej urody. Nie było w niej subtelnej kokieterii,
jaką spotykał u innych. A jednak w jej nieśmiałych spojrzeniach dostrzegał
zmysłową ciekawość. Ubrania nosiła proste, niedobrane w stylu i kolorze tak, by [ Pobierz całość w formacie PDF ]