[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogniem.
- Bierz jego broń, Paul!
Rubenstein kluczył przez chwilę wśród skał, ale w końcu ukazał się niosąc M-16 i dwa
magazynki. Zajął stanowisko obok Johna i przyłożył kolbę karabinka do ramienia.
- Oszczędzaj na pózniej ile się da - przypomniał Paulowi.
Ruszyli w dół, co chwilę ślizgając się na śniegu. Widzieli, jak załogi dwóch łodzi
walczą z falami. W oddali rysowała się sylwetka łodzi podwodnej. Od brzegu było do niej
jakieś dwieście metrów. Strzelcy znajdujący się na jej pokładzie mogli razić ogniem nabrzeże,
osłaniając w ten sposób ludzi wycofujących się z plaży.
 O Neal i Gundersen są już chyba na okręcie - pomyślał Rourke.  Ciężko trafić z
takiej odległości pojedynczego człowieka, ale może pomóc jednoczesny ogień z wielu
karabinów.
Zeskoczył na ostatni stopień skalny i prawie zjeżdżając na plecach, wylądował na
piasku. Rubenstein słał serię po serii. Krzyk nadciągał z góry jak lawina. John popędził do
oczekującej go grupki marynarzy. Obejrzał się - dzicy nadchodzili od strony zbocza.
Nadciągali jak nie poskromiony żywioł.
ROZDZIAA XLV
Nadchodził świt. Teraz dopiero mogła się przyjrzeć dokładniej schwytanym dzikusom.
Natalia rozróżniała już sylwetki ich pobratymców, zsuwających się po skalnym zboczu na
piaszczyste wybrzeże.
- Jest mi przykro marynarzu, ale muszę to zrobić - powiedziała Natalia do wartownika i
uderzyła go stopą prosto w szyję. Był to silny cios obezwładniający. Kiedy upadł, sięgnęła po
jego M-16. Poczuła przenikliwy ból, promieniujący z gojącego się brzucha, ale zacisnęła zęby.
Zrzuciła z siebie okrywający ją koc. Pociągnęła dzwignię M-16. Najbliższą łódz dzieliło od
okrętu około pięćdziesięciu jardów. Podeszła do burty i kierując lufę M-16 w górę, wypaliła
krótką serię. Wszyscy ludzie na pokładzie patrzyli zaskoczeni.
- Ludzie w łodziach i ci na brzegu nie dadzą sobie rady, jeśli my im nie pomożemy.
Musimy otworzyć ogień w kierunku skał, ale trzeba strzelać wysoko, aby nie trafić w naszych
towarzyszy. Najlepiej trzynabojowymi seriami. Ruszcie się!
Marynarze stali bez ruchu.
- O tak, patrzcie! - Uniosła broń i wypuściła serię w kierunku plaży. Oparła broń o
reling. - Musicie to zrobić...
- Nie było rozkazu - rozległ się jakiś głos. - Nie wolno nam otworzyć ognia.
- Posłuchaj! - syknęła. - Zabiję każdego, kto nie będzie strzelał. Tam są wasi koledzy i
wy możecie ich ocalić.
Anastazja Tiemerowna ponownie podniosła karabin. Ból brzucha nie ustępował.
Skierowała broń w stronę człowieka, który się do niej odezwał. Marynarz wpatrywał się
przerażony w wylot lufy.
- Gdzie jest Harriman, proszę pani? - zapytał drżącym głosem.
- Uderzyłam go i zabrałam mu broń.
Odwrócił się do kolegów stojących w części okrętu kryjącej wyrzutnie pocisków.
- Słyszeliście, co ona powiedziała? Jeśli nie złamiemy tych gównianych rozkazów, to
wyjdzie z tego jeszcze większe gówno.
Spojrzał na Natalię. - Przepraszam...
- Nie szkodzi, marynarzu - uśmiechnęła się.
- Czterech z nas niech rusza na dziób, dwóch niech zostanie przy pani major, a reszta
niech zajmie pozycje na prawej burcie. I strzelać wysoko! - zakomenderował i ruszył pędem po
pokładzie, a inni rozbiegli się w ślad za nim.
Natalia poczuła ulgę. Przygotowała karabin do strzału. Nadal rozróżniała postacie
walczących na brzegu ludzi. Migały tam świetlne punkciki. Wycelowała nieco w górę. Jej
pociski pomknęły przez gęstwinę białych, wirujących płatków śniegu.
ROZDZIAA XLVI
Zaskoczony Rourke spojrzał na widoczną w oddali sylwetkę łodzi podwodnej. Dobiegł
stamtąd odgłos wystrzałów ręcznej broni, a w chwilę pózniej rozległa się kanonada
pokładowych karabinów maszynowych. Pociski sypały się na zbocze, wznoszące się nad plażą.
- Bierzcie dwie ostatnie szalupy i spuszczajcie je na wodę - wydał polecenie
marynarzom.
Zerwał się z ziemi i pobiegł w stronę morza. Część napastników już tam była; zagrodzili
mu drogę. Serią ze zdobycznego M-16 przygwozdził kilku z nich do ziemi. Nie mając więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl