[ Pobierz całość w formacie PDF ]
"Les Trois Orfevres", gdy padł na niego cień. Spojrzał w górę i zobaczył, \e łabędzica krą\y nad
jego głową, słuchając z zainteresowaniem. Zakrztusił się.
- Hej, śpiewaj no dalej - ponaglił Hugi. - To sprośne jak rzadko. -
Zapomniałem, jak to dalej idzie - powiedział słabo Holger.
Drętwiał na myśl o spojrzeniu w twarz Alianorze, gdy zatrzymają się na obiad. Stanęli w
końcu obok gęstych krzaków zasłaniających wejście do jaskini. Dziewczyna, znów w ludzkiej
postaci, podeszła do nich lekkim krokiem.
- Droga z tobą, sir Holgerze, pełna jest muzyki - uśmiechnęła się.
- Ummmmm... dziękuję - wymamrotał.
- Chciałabym, \ebyś sobie przypomniał co stało się z trzema złotnikami - powiedziała. -
Okrutne to było z twojej strony zostawiać ich tam na dachu.
Spojrzał na nią z ukosa. W szarych oczach nie było nic poza szczerością. No có\, je\eli
dotychczas wiodła \ycie wśród niezbyt przecie\ subtelnego małego ludu... Nie miał jednak
dostatecznie du\o odwagi.
- Spróbuję sobie przypomnieć - powiedział fałszywie.
Krzaki za nimi zatrzeszczały i zobaczyli, \e z jaskini wyłania się jakaś istota. W pierwszej
chwili Holger pomyślał, \e jest ona zdeformowana, jednak pózniej doszedł do wniosku, i\ jest to
całkiem normalny przedstawiciel jakiejś nieczłowieczej rasy. Był nieco wy\szy ni\ Hugi i
znaczne szerszy, z muskularnymi, zwisającymi do kolan ramionami. Jego głowa była du\a i
okrągła z płaskim nosem, szpiczastymi uszami i ustami jak cięcie no\em. Skórę miał bezwłosą i
szarą.
- Ach, to\ to Unrich! - krzyknęła Alianora. - Nie myślałam, \e zapuszczacie się tak daleko na
wzgórza.
- Och, psyslim tu, a jakze. - Stwór przykucnął i przyjrzał się uwa\nie Holgerowi okrągłymi
oczami. Ubrany był tylko w skórzany fartuch, w dłoni trzymał młot. - Stolnie nowo rąbiem
tamój. - Machnął ręką w stronę połowy okolicznych pagórków. - Złoto tu lezy, w onych
wzgózach.
- Unrich jest gnomem - wyjaśniła Alianora. - Przez rodziny borsucze go poznałam.
Nowo przybyły był równie \ądny nowych plotek, jak chyba ka\dy w tym świecie. Historia
Holgera musiała być opowiedziana od samego początku. W końcu gnom potrząsnął głową i
splunął.
- Niezbyt psyjazny to gród kaj idzieta - powiedział. - A nynie scególnie, kiej Zrodkowy Zwiat
swoje hordy woła.
- Tak - powiedział Hugi - zimne na Alfrikowym zamku powitanie mogą nam zgotować.
- Powiadajo, elfy i trolle psymieze zawarły. A kiej one klany społu sie schodzo, cósik duzego
sie gotuje.
Alianora nachmurzyła się. - Nie bardzo mi się to podoba - powiedziała. - Słyszę, \e czarni
magowie przez granicę coraz śmielej chodzą; ku sercu Imperium nawet. Tak to wygląda, jakby
bastion Aadu runął i Chaos do woli mógł się po świecie rozlewać.
- Ony bastion to było święte zaklęcie, na Cortanie połozone. Jeno nynie ony miec lezy kajś
pogzebany, z dala od óc wselakich. A kiejby go i wykopać, to nie uświadcys takiego, co by nim
robić zdołał - powiedział Unrich z nutą pesymizmu w głosie.
Cortana, pomyślał Holger. Gdzie ja słyszałem to imię?
Unrich sięgnął do kieszeni fartucha i, ku zaskoczeniu Holgera, wyjął niezgrabną, glinianą
fajkę i mieszek czegoś, co wyglądało jak tytoń. Skrzesał ogień kilkoma uderzeniami krzemienia o
stal i zaciągnął się głęboko. Holger przyglądał się temu po\ądliwie.
- Smocza to jakowaś sztuczka, to twoje zianie dymem - powiedział Hugi.
- Ja to lubie - odparł Unrich.
- I zupełnie słusznie - wtrącił się Holger. - "...kobieta jest tylko kobietą, a dobre cygaro to
rytuał."
Wszyscy troje spojrzeli na niego uwa\nie.
- Nie słyszałem nigdy o ludziach, którzy w ten sposób demony udają - powiedziała Alianora.
- Po\ycz mi fajki - powiedział Holger do Unricha - i patrzcie wszyscy!
- Ta za dobra, by ji dawać. - Goblin zanurkował w jaskinię i chwilę pózniej wrócił z du\ą fajką
z wrzośca. Holger ubił, zapalił i zaczął wypykiwać radosne chmury. Nie przypuszczał, \eby w
fajce był tytoń - ziele było mocne jak wszyscy diabli, ale nie gorsze ni\ to, co palił we Francji
przed wojną czy w Danii w jej trakcie. Hugi i Unrich chichotali, Alianora zanosiła się śmiechem.
- Ile za to chcesz? - spytał Holger. - Mam zbywającą opończę i wymienię ją na tę fajkę z
krzesiwem i mieszkiem tytoniu - tego ziela do palenia.
- Zgoda! - powiedział Unrich natychmiast. Holger zaczął podejrzewać, \e mógł ubić lepszy
interes. Och, niech mu będzie.
- Mógłbyś mieć tyle przyzwoitości, \eby dorzucić trochę jedzenia - powiedziała Alianora.
- Kiej to ty prosis - Unrich znowu zniknął we wnętrzu jaskini.
Alianora spojrzała na Holgera ze współczuciem.
- Wy ludzie, jesteście mało praktyczną rasą - westchnęła.
Ruszyli znowu w drogę, bogatsi o kilka bochenków chleba, ser i wędzone mięso. Mimo \e
okolica stawała się coraz bardziej nierówna i dzika, Papillon zdawał się zupełnie tego nie
odczuwać. Ponura ciemność na wschodzie wyrastała przed nimi jak niematerialny mur. Pod
wieczór zatrzymali się w miejscu, które było chyba grzbietem tego łańcucha - poni\ej, porośnięte
z rzadka kępami drzew i krzaków wzgórza opadały ku sosnowemu lasowi: Alianora zabrała się z
zapałem do budowy szałasu, Hugi zaczął przygotowywać kolację i Holger poczuł się
bezu\yteczny. Obserwował jednak z przyjemnością, jak dziewczyna się krząta.
- Jutro - powiedziała, gdy po zapadnięciu zmroku usiedli wokół ogniska - wchodzimy do
Faerie. Potem ju\ wszystko w rękach losu.
- Dlaczego tam na wschodzie jest tak ciemno? - spytał Holger.
Alianora spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Zaiste z daleka musisz przybywać, albo jakiś urok został na ciebie rzucony - powiedziała. -
Wszyscy przecie\ wiedzą, \e Faryzeusze nie mogą znieść światła dnia, i dlatego wieczny
zmierzch u nich panuje. - Skrzywiła się. Blask ogniska kładł się czerwienią na jej młodej twarzy,
wydobywając ją z rozciągającego się wokół, jęczącego wiatrem mroku. - Jeśli Chaos zwycię\y,
mo\e ów półmrok na cały świat będzie poło\ony i nikt ju\ nie zobaczy promieni słońca, ni
zielonych liści, ni kwiatów. Tak, myślę, \e naprawdę stoję po stronie Aadu. - Zawahała się. - A
jednak w Faerie przedziwne piękno się kryje. Sam zobaczysz.
Holger spojrzał na nią poprzez płomienie. Zwiatło odbijało się w jej oczach, muskało włosy i
łagodne łuki ciała, a dalej tkało jej płaszcz z ciemności.
- Nie chciałbym być wścibski - powiedział - ale nie mogę zrozumieć, dlaczego taka ładna
dziewczyna jak ty \yje w dziczy wśród... wśród ludu, który nie jest jej własnym.
- Och, nie ma w tym nijakiej tajemnicy. - Zapatrzyła się w roz\arzone głownie. Jej głos ledwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
"Les Trois Orfevres", gdy padł na niego cień. Spojrzał w górę i zobaczył, \e łabędzica krą\y nad
jego głową, słuchając z zainteresowaniem. Zakrztusił się.
- Hej, śpiewaj no dalej - ponaglił Hugi. - To sprośne jak rzadko. -
Zapomniałem, jak to dalej idzie - powiedział słabo Holger.
Drętwiał na myśl o spojrzeniu w twarz Alianorze, gdy zatrzymają się na obiad. Stanęli w
końcu obok gęstych krzaków zasłaniających wejście do jaskini. Dziewczyna, znów w ludzkiej
postaci, podeszła do nich lekkim krokiem.
- Droga z tobą, sir Holgerze, pełna jest muzyki - uśmiechnęła się.
- Ummmmm... dziękuję - wymamrotał.
- Chciałabym, \ebyś sobie przypomniał co stało się z trzema złotnikami - powiedziała. -
Okrutne to było z twojej strony zostawiać ich tam na dachu.
Spojrzał na nią z ukosa. W szarych oczach nie było nic poza szczerością. No có\, je\eli
dotychczas wiodła \ycie wśród niezbyt przecie\ subtelnego małego ludu... Nie miał jednak
dostatecznie du\o odwagi.
- Spróbuję sobie przypomnieć - powiedział fałszywie.
Krzaki za nimi zatrzeszczały i zobaczyli, \e z jaskini wyłania się jakaś istota. W pierwszej
chwili Holger pomyślał, \e jest ona zdeformowana, jednak pózniej doszedł do wniosku, i\ jest to
całkiem normalny przedstawiciel jakiejś nieczłowieczej rasy. Był nieco wy\szy ni\ Hugi i
znaczne szerszy, z muskularnymi, zwisającymi do kolan ramionami. Jego głowa była du\a i
okrągła z płaskim nosem, szpiczastymi uszami i ustami jak cięcie no\em. Skórę miał bezwłosą i
szarą.
- Ach, to\ to Unrich! - krzyknęła Alianora. - Nie myślałam, \e zapuszczacie się tak daleko na
wzgórza.
- Och, psyslim tu, a jakze. - Stwór przykucnął i przyjrzał się uwa\nie Holgerowi okrągłymi
oczami. Ubrany był tylko w skórzany fartuch, w dłoni trzymał młot. - Stolnie nowo rąbiem
tamój. - Machnął ręką w stronę połowy okolicznych pagórków. - Złoto tu lezy, w onych
wzgózach.
- Unrich jest gnomem - wyjaśniła Alianora. - Przez rodziny borsucze go poznałam.
Nowo przybyły był równie \ądny nowych plotek, jak chyba ka\dy w tym świecie. Historia
Holgera musiała być opowiedziana od samego początku. W końcu gnom potrząsnął głową i
splunął.
- Niezbyt psyjazny to gród kaj idzieta - powiedział. - A nynie scególnie, kiej Zrodkowy Zwiat
swoje hordy woła.
- Tak - powiedział Hugi - zimne na Alfrikowym zamku powitanie mogą nam zgotować.
- Powiadajo, elfy i trolle psymieze zawarły. A kiej one klany społu sie schodzo, cósik duzego
sie gotuje.
Alianora nachmurzyła się. - Nie bardzo mi się to podoba - powiedziała. - Słyszę, \e czarni
magowie przez granicę coraz śmielej chodzą; ku sercu Imperium nawet. Tak to wygląda, jakby
bastion Aadu runął i Chaos do woli mógł się po świecie rozlewać.
- Ony bastion to było święte zaklęcie, na Cortanie połozone. Jeno nynie ony miec lezy kajś
pogzebany, z dala od óc wselakich. A kiejby go i wykopać, to nie uświadcys takiego, co by nim
robić zdołał - powiedział Unrich z nutą pesymizmu w głosie.
Cortana, pomyślał Holger. Gdzie ja słyszałem to imię?
Unrich sięgnął do kieszeni fartucha i, ku zaskoczeniu Holgera, wyjął niezgrabną, glinianą
fajkę i mieszek czegoś, co wyglądało jak tytoń. Skrzesał ogień kilkoma uderzeniami krzemienia o
stal i zaciągnął się głęboko. Holger przyglądał się temu po\ądliwie.
- Smocza to jakowaś sztuczka, to twoje zianie dymem - powiedział Hugi.
- Ja to lubie - odparł Unrich.
- I zupełnie słusznie - wtrącił się Holger. - "...kobieta jest tylko kobietą, a dobre cygaro to
rytuał."
Wszyscy troje spojrzeli na niego uwa\nie.
- Nie słyszałem nigdy o ludziach, którzy w ten sposób demony udają - powiedziała Alianora.
- Po\ycz mi fajki - powiedział Holger do Unricha - i patrzcie wszyscy!
- Ta za dobra, by ji dawać. - Goblin zanurkował w jaskinię i chwilę pózniej wrócił z du\ą fajką
z wrzośca. Holger ubił, zapalił i zaczął wypykiwać radosne chmury. Nie przypuszczał, \eby w
fajce był tytoń - ziele było mocne jak wszyscy diabli, ale nie gorsze ni\ to, co palił we Francji
przed wojną czy w Danii w jej trakcie. Hugi i Unrich chichotali, Alianora zanosiła się śmiechem.
- Ile za to chcesz? - spytał Holger. - Mam zbywającą opończę i wymienię ją na tę fajkę z
krzesiwem i mieszkiem tytoniu - tego ziela do palenia.
- Zgoda! - powiedział Unrich natychmiast. Holger zaczął podejrzewać, \e mógł ubić lepszy
interes. Och, niech mu będzie.
- Mógłbyś mieć tyle przyzwoitości, \eby dorzucić trochę jedzenia - powiedziała Alianora.
- Kiej to ty prosis - Unrich znowu zniknął we wnętrzu jaskini.
Alianora spojrzała na Holgera ze współczuciem.
- Wy ludzie, jesteście mało praktyczną rasą - westchnęła.
Ruszyli znowu w drogę, bogatsi o kilka bochenków chleba, ser i wędzone mięso. Mimo \e
okolica stawała się coraz bardziej nierówna i dzika, Papillon zdawał się zupełnie tego nie
odczuwać. Ponura ciemność na wschodzie wyrastała przed nimi jak niematerialny mur. Pod
wieczór zatrzymali się w miejscu, które było chyba grzbietem tego łańcucha - poni\ej, porośnięte
z rzadka kępami drzew i krzaków wzgórza opadały ku sosnowemu lasowi: Alianora zabrała się z
zapałem do budowy szałasu, Hugi zaczął przygotowywać kolację i Holger poczuł się
bezu\yteczny. Obserwował jednak z przyjemnością, jak dziewczyna się krząta.
- Jutro - powiedziała, gdy po zapadnięciu zmroku usiedli wokół ogniska - wchodzimy do
Faerie. Potem ju\ wszystko w rękach losu.
- Dlaczego tam na wschodzie jest tak ciemno? - spytał Holger.
Alianora spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Zaiste z daleka musisz przybywać, albo jakiś urok został na ciebie rzucony - powiedziała. -
Wszyscy przecie\ wiedzą, \e Faryzeusze nie mogą znieść światła dnia, i dlatego wieczny
zmierzch u nich panuje. - Skrzywiła się. Blask ogniska kładł się czerwienią na jej młodej twarzy,
wydobywając ją z rozciągającego się wokół, jęczącego wiatrem mroku. - Jeśli Chaos zwycię\y,
mo\e ów półmrok na cały świat będzie poło\ony i nikt ju\ nie zobaczy promieni słońca, ni
zielonych liści, ni kwiatów. Tak, myślę, \e naprawdę stoję po stronie Aadu. - Zawahała się. - A
jednak w Faerie przedziwne piękno się kryje. Sam zobaczysz.
Holger spojrzał na nią poprzez płomienie. Zwiatło odbijało się w jej oczach, muskało włosy i
łagodne łuki ciała, a dalej tkało jej płaszcz z ciemności.
- Nie chciałbym być wścibski - powiedział - ale nie mogę zrozumieć, dlaczego taka ładna
dziewczyna jak ty \yje w dziczy wśród... wśród ludu, który nie jest jej własnym.
- Och, nie ma w tym nijakiej tajemnicy. - Zapatrzyła się w roz\arzone głownie. Jej głos ledwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]