[ Pobierz całość w formacie PDF ]

monii, sprawiło, że ogarnęło ją wzruszenie.
Musiała jednak odłożyć sentymenty na bok i przy-
pomnieć sobie, dlaczego tu jest: ma być żywą tarczą
chroniącą Jamesa przed piękną, elegancką i dener-
wująco szczuplutką Carlą.
Przyjęcie weselne było równie udane jak sam ślub.
Osoby siedzące przy ich stole świetnie się ze sobą
bawiły i ku swojemu zaskoczeniu Maisie dała się
ponieść radosnej atmosferze. Było jednak bardzo dusz-
no, toteż wieczorem stanęli na balkonie nad rzeką,
sącząc wodę mineralną zamiast szampana, bo James
prowadził, a ona nie chciała pić ze względu na dziecko.
Wdychali delikatny wietrzyk znad rzeki i spoglądali na
jej drugi brzeg, gdzie, w miarę jak słońce skrywało się
za horyzont, zapalały się światła w oknach modnych
apartamentowców.
Wiatr rozwiewał pióra w kapeluszu Maisie. Aas-
kotałyją w twarz, a James śmiał się z niej, mówiąc, że
zawsze uważał ją za miłośniczkę ptaków, ale tym
razem chyba przesadziła. Patrzył jednak na nią ze
szczerym zachwytem.
128 ROMANTYCZNY SSIAD
A przynajmniej tak jej się wydawało, bo pewności
nie miała. Był uprzejmy i miły, troszczył się, by nicze-
go jej nie brakowało, a mimo to zachowywał dener-
wujący dystans, którego nie potrafiła zmniejszyć.
Po posiłku i przemówieniach kwartet jazzowy ustą-
pił miejsca didżejowi, który zaczął puszczać stare prze-
boje. Goście tłumnie wylegli na parkiet.
Czy James poprosi ją do tańca? Pewnie nie, pomyś-
lała. Byliby zbyt blisko siebie  pewnie jej ciąża stanie
się dla niego świetną wymówką.
Bardzo prawdopodobne. Mimo to poczuła, że od-
ruchowo podryguje w rytm muzyki i patrzy na inne
pary.
James to zauważył.
 Chcesz zatańczyć?  zapytał.
 Jeśli ty chcesz...
Skłonił się lekko i wyciągnął do niej rękę, a na
jego twarzy pojawił się cudowny uśmiech. Chwyciła
go za dłoń i pozwoliła się poprowadzić na parkiet.
Jednak nawet podczas tańca zachowywał ów bez-
pieczny dystans, trzymając ją w ramionach nie tak
blisko jak inni tancerze swoje partnerki, aż w końcu
miała ochotę krzyczeć ze złości.
Potem, gdy muzyka stała się zmysłowa i romantycz-
na, ktoś niechcący pchnął ją na niego. Usłyszała, jak
James cicho wzdycha. Pióra opadły jej na policzek,
gdy się do niego przytuliła. Jego jedna ręka ześliznęła
się wdół, by spocząć delikatnie na jej krzyżu, druga
przyciskała jej dłoń do jego piersi. Położyła głowę na
ramieniu Jamesa i zamknęła oczy. Wspaniale tańczył.
Jego ruchy były zmysłowe i płynne, a poczucie rytmu
ROMANTYCZNY SSIAD 129
znakomite. Przyłapała się na tym, że zastanawia się,
jakim jest kochankiem.
Nie. Musi natychmiast przestać. Takimi myślami
doprowadzi się do szaleństwa. Jeśli nie zachowa nale-
żytej ostrożności, zapomni w końcu, że znajduje się tu
tylko i wyłącznie po to, by zmylić Carlę i kazać jej
myśleć, że James ułożył sobie życie.
Czego w sumie dokonał, tyle że nie z nią.
Jaka szkoda!
James zamknął oczy i wtulił policzek we włosy
Maisie, uważając, by nie strącić jej z głowy tego
obłędnego kapelusika. Czuł ruchy dziecka, i to powo-
dowało w nim przypływ uczuć opiekuńczych. Za
każdym razem, gdy zamykał oczy, widział Lenny ego
z nożem przy gardle Maisie. Była dzisiaj taka dzielna
i taka cudowna!
Rozmawiała ze wszystkimi jego przyjaciółmi i ani
słowem nie zająknęła się na temat prawdziwej natury
ich związku, więc wszyscy zdani byli na domysły.
I wszyscy ją polubili. Wszyscy z wyjątkiem jednej
osoby, pomyślał i w tej chwili poczuł klepnięcie
w ramię. Odwrócił głowę i napotkał wzrok Carli.
 Odbijany!  zawołała.
Maisie uśmiechnęła się i odsunęła.
 Wracam do stołu  oświadczyła.
Tymczasem Carla, kobieta, z którą kiedyś chciał się
ożenić i mieć dzieci, wsunęła się w jego ramiona. Nie
do wiary, jak zle się czuł w jej obecności.
 Chyba wpadłeś po same uszy  zauważyła, a on
nagle zrozumiał, że nie może jej okłamywać.
130 ROMANTYCZNY SSIAD
 Tak  przyznał  ale to nie moje dziecko.
 To chyba nie ma dla ciebie większego znaczenia,
prawda? Tak to już jest, że miłość przychodzi do nas
bez ostrzeżenia  stwierdziła sentencjonalnie, po czym
uśmiechnęła się do niego ze zrozumieniem.  Cieszę
się, że przyjechałeś. Muszę ci się do czegoś przyznać.
Wychodzę za mąż. Za Willa.
 Tego bankowca?  zapytał obojętnie.
Skinęła głową, po czym spoważniała.
 Nie miej do mnie żalu o to zamieszanie z Afryką.
Podejrzewam, że po prostu tak naprawdę cię nie
kochałam i dlatego potrzebowałam jakiegoś pretekstu.
Przepraszam za wszystko, co ci wtedy powiedziałam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl