[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najwyższy czas...
- To znaczy... Nie śpieszy mi się, ale...
- 123 -
S
R
- Rozumiem.
Jessica przez chwilę milczała, jakby się nad czymś zastanawiała.
- Słyszałam, że szukają kogoś u Michaela - powiedziała w końcu. -
Potrzebują chyba dwóch konsultantów. Mogę z nim porozmawiać, jeśli chcesz.
- To nic pilnego, tak tylko myślę, że kiedyś w przyszłości...
- Po prostu go zapytam, o co dokładnie chodzi. Mówił mi o tym kilka dni
temu, ale nie zwróciłam na to uwagi. Wspominał coś o etacie w szpitalu...
- To by mnie nawet interesowało.
Właśnie czegoś takiego szukała; pracy w klinice, wyłącznie z pacjentami,
to właśnie było jej potrzebne i zadzwoniłaby tam natychmiast, gdyby nie...
Gdyby nie to, że nie może żyć bez Dominika.
- W takim razie pogadam z Michaelem, dobrze?
Beth przełknęła ślinę i z wysiłkiem pokiwała głową.
- Oczywiście, dobrze.
Mimo postanowienia, że już z nikim nie będzie rozmawiała na ten temat,
w sobotę wdała się w dyskusję z Cassie. Ku jej ogromnemu zdumieniu pomysł
zmiany pracy nie zyskał aprobaty przyjaciółki.
- Przede wszystkim musisz z nim to omówić - oświadczyła Cassie.
- Jak ja mogę z nim to omówić? - spytała Beth, szeroko otwierając oczy. -
Przecież właśnie z nim nie mogę rozmawiać na ten temat.
- Po prostu powiedz mu, tak ogólnikowo, że nie wykluczasz, że kiedyś w
przyszłości możesz odejść z komisji. Wtedy może ci powie, co naprawdę myśli
na ten temat. Daj mu szansę. Te wszystkie domysły i gdybania nie zaprowadzą
cię daleko.
- A jeśli powie, że chce, żebym odeszła? - W głosie Beth brzmiała
niepewność i lęk. Gdyby naprawdę tak powiedział... Co innego rozmyślać o
różnych sprawach, a co innego usłyszeć wprost, że on nie chce jej widzieć.
- Wtedy przestaniesz się miotać i będziesz mogła nad wszystkim
poważnie się zastanowić. - Cassie wzruszyła ramionami. - A tak stale tylko
- 124 -
S
R
rozmyślasz, co się stanie, jeśli zostaniesz, a co się stanie, jeśli odejdziesz, i tak
dalej. To do niczego nie prowadzi. Nie możesz żyć w ciągłej niepewności.
Beth w duszy przyznała jej rację. Niełatwo jest posłuchać głosu rozsądku.
Rozum nakazywał jej odejść, serce radziło zostać. Nie była pewna, czy rady
innych ludzi mogą jej pomóc w podjęciu właściwej decyzji. Sama wie jedno:
jeśli zostanie, wszystko jeszcze może się zdarzyć, jeśli odejdzie, nie zdarzy się
nic. Dominik natychmiast o niej zapomni i nie będzie już żadnej nadziei.
Stawka jest wysoka i wszystko zależy od tego, czy ona, Beth, jest na tyle
silna, by stawić czoło rzeczywistości. Czy potrafi znieść jego słowa, czy jest
przygotowana na to, że Dominik ją zrani, czy jest gotowa spojrzeć prawdzie w
oczy i określić swoje własne uczucia...
- Może masz rację - rzekła niepewnie. Cassie energicznie przytaknęła.
- Oczywiście, że mam. Gdyby George był tutaj, powiedziałby dokładnie
to samo!
Jej pewność siebie zbiła Beth z tropu; postanowiła zmienić temat i
skierować rozmowę na George'a, który wyjechał na kilka dni w sprawach
zawodowych i miał wrócić dopiero pod koniec następnego tygodnia.
Przed wyjściem poszła ucałować Roberta; dziecko wydało jej się jakieś
nieswoje. Już miała zwrócić na to uwagę przyjaciółki, kiedy Cassie ją
uprzedziła:
- Coś mu dzisiaj jest. Nie bawi się, nie uśmiecha, jest blady. Jeśli do jutra
to nie przejdzie, pójdę do lekarza.
Beth położyła rękę na czole chłopca. Nie było gorące.
- Chyba wszystko w porządku, nie ma gorączki. Nie ma powodu do obaw
- powiedziała, mimo woli czując, jak ogarnia ją niepokój.
Kiedy wróciła do domu, nie myślała już o Robercie. Jak zawsze,
wszystkie jej myśli skupiły się na Dominiku. Zadzwoniła do Morven, żeby
zasięgnąć rady.
- 125 -
S
R
- Musisz z nim porozmawiać - usłyszała w odpowiedzi. - Nie masz innego
wyjścia.
Odbicie w lustrze zadowoliło ją całkowicie. Miała na sobie ulubioną,
ciemnozieloną sukienkę, w której czuła się pewnie i swobodnie. Włosy miała
uczesane, staranny makijaż. Schowała szminkę Diora do torebki i po raz ostatni
zerknęła w lustro.
Wiedziała już, co ma zrobić, chociaż świadomie nie podjęła jeszcze
żadnej decyzji.
Porozmawia z nim. Nie ma żadnego powodu, by nie rozmawiać z nim o
przyszłości. Oczywiście, tylko tak, ogólnie i zdawkowo, ale wspominając o
zamiarze ewentualnej zmiany pracy. Będzie musiał coś odpowiedzieć i wtedy
pozna jego zdanie. Nie zaangażuje się zbytnio i zawsze będzie mogła się
wycofać. Jeśli wyczuje, że Dominik chce, by odeszła, zmieni temat, ale na
przyszłość będzie wiedziała, czego się trzymać. Cassie miała rację; najgorsza
jest niepewność, nieustanne zawieszenie, domysły i gdybanie.
Nie wiedziała, czy Dominik coś wyczuł, czy po prostu sam z siebie
postanowił być miły. Przywitał ją uśmiechem i poczuła, że atmosfera jest mniej
napięta niż ostatnim razem, kiedy rozmawiali.
- Zapraszam cię na kolację, Betsabo. - W jego głosie zabrzmiało coś
dziwnie uroczystego.
- Dziękuję.
Zamierzała być swobodna, ale gdy lekko dotknął jej policzka, natychmiast
zesztywniała i skuliła się w środku.
Dlaczego z taką łatwością wyprowadza ją z równowagi? Dlaczego
wystarczy jeden przelotny ruch jego ręki, żeby traciła wątek i czerwieniła się?
Była na siebie wściekła.
- Koniecznie musimy porozmawiać - rzucił jeszcze przez ramię i poszedł
w stronę jej gabinetu. Szła za nim, przyrzekając sobie, że już nigdy nie pozwoli
- 126 -
S
R
mu tak na siebie działać jak przed chwilą. Przecież to nie do pomyślenia, żeby
jej nastrój zmieniał się tak całkowicie w zależności od jego widzimisię.
Weszli do gabinetu i wtedy właśnie zadzwonił telefon.
Podniosła słuchawkę i nie od razu zrozumiała, kto mówi. Cassie bełkotała
coś nieskładnie. Kiedy w końcu Beth pojęła znaczenie wypowiadanych przez
nią słów, poczuła, że krew odpływa jej z twarzy.
- Uspokój się i opowiedz mi wszystko po kolei!
Kątem oka dostrzegła twarz Dominika, spiętą i uważną. Przestał
przeglądać papiery i nie spuszczał z niej wzroku.
- Robert? Boże! Gdzie teraz jesteście? Co oni mu robią? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
najwyższy czas...
- To znaczy... Nie śpieszy mi się, ale...
- 123 -
S
R
- Rozumiem.
Jessica przez chwilę milczała, jakby się nad czymś zastanawiała.
- Słyszałam, że szukają kogoś u Michaela - powiedziała w końcu. -
Potrzebują chyba dwóch konsultantów. Mogę z nim porozmawiać, jeśli chcesz.
- To nic pilnego, tak tylko myślę, że kiedyś w przyszłości...
- Po prostu go zapytam, o co dokładnie chodzi. Mówił mi o tym kilka dni
temu, ale nie zwróciłam na to uwagi. Wspominał coś o etacie w szpitalu...
- To by mnie nawet interesowało.
Właśnie czegoś takiego szukała; pracy w klinice, wyłącznie z pacjentami,
to właśnie było jej potrzebne i zadzwoniłaby tam natychmiast, gdyby nie...
Gdyby nie to, że nie może żyć bez Dominika.
- W takim razie pogadam z Michaelem, dobrze?
Beth przełknęła ślinę i z wysiłkiem pokiwała głową.
- Oczywiście, dobrze.
Mimo postanowienia, że już z nikim nie będzie rozmawiała na ten temat,
w sobotę wdała się w dyskusję z Cassie. Ku jej ogromnemu zdumieniu pomysł
zmiany pracy nie zyskał aprobaty przyjaciółki.
- Przede wszystkim musisz z nim to omówić - oświadczyła Cassie.
- Jak ja mogę z nim to omówić? - spytała Beth, szeroko otwierając oczy. -
Przecież właśnie z nim nie mogę rozmawiać na ten temat.
- Po prostu powiedz mu, tak ogólnikowo, że nie wykluczasz, że kiedyś w
przyszłości możesz odejść z komisji. Wtedy może ci powie, co naprawdę myśli
na ten temat. Daj mu szansę. Te wszystkie domysły i gdybania nie zaprowadzą
cię daleko.
- A jeśli powie, że chce, żebym odeszła? - W głosie Beth brzmiała
niepewność i lęk. Gdyby naprawdę tak powiedział... Co innego rozmyślać o
różnych sprawach, a co innego usłyszeć wprost, że on nie chce jej widzieć.
- Wtedy przestaniesz się miotać i będziesz mogła nad wszystkim
poważnie się zastanowić. - Cassie wzruszyła ramionami. - A tak stale tylko
- 124 -
S
R
rozmyślasz, co się stanie, jeśli zostaniesz, a co się stanie, jeśli odejdziesz, i tak
dalej. To do niczego nie prowadzi. Nie możesz żyć w ciągłej niepewności.
Beth w duszy przyznała jej rację. Niełatwo jest posłuchać głosu rozsądku.
Rozum nakazywał jej odejść, serce radziło zostać. Nie była pewna, czy rady
innych ludzi mogą jej pomóc w podjęciu właściwej decyzji. Sama wie jedno:
jeśli zostanie, wszystko jeszcze może się zdarzyć, jeśli odejdzie, nie zdarzy się
nic. Dominik natychmiast o niej zapomni i nie będzie już żadnej nadziei.
Stawka jest wysoka i wszystko zależy od tego, czy ona, Beth, jest na tyle
silna, by stawić czoło rzeczywistości. Czy potrafi znieść jego słowa, czy jest
przygotowana na to, że Dominik ją zrani, czy jest gotowa spojrzeć prawdzie w
oczy i określić swoje własne uczucia...
- Może masz rację - rzekła niepewnie. Cassie energicznie przytaknęła.
- Oczywiście, że mam. Gdyby George był tutaj, powiedziałby dokładnie
to samo!
Jej pewność siebie zbiła Beth z tropu; postanowiła zmienić temat i
skierować rozmowę na George'a, który wyjechał na kilka dni w sprawach
zawodowych i miał wrócić dopiero pod koniec następnego tygodnia.
Przed wyjściem poszła ucałować Roberta; dziecko wydało jej się jakieś
nieswoje. Już miała zwrócić na to uwagę przyjaciółki, kiedy Cassie ją
uprzedziła:
- Coś mu dzisiaj jest. Nie bawi się, nie uśmiecha, jest blady. Jeśli do jutra
to nie przejdzie, pójdę do lekarza.
Beth położyła rękę na czole chłopca. Nie było gorące.
- Chyba wszystko w porządku, nie ma gorączki. Nie ma powodu do obaw
- powiedziała, mimo woli czując, jak ogarnia ją niepokój.
Kiedy wróciła do domu, nie myślała już o Robercie. Jak zawsze,
wszystkie jej myśli skupiły się na Dominiku. Zadzwoniła do Morven, żeby
zasięgnąć rady.
- 125 -
S
R
- Musisz z nim porozmawiać - usłyszała w odpowiedzi. - Nie masz innego
wyjścia.
Odbicie w lustrze zadowoliło ją całkowicie. Miała na sobie ulubioną,
ciemnozieloną sukienkę, w której czuła się pewnie i swobodnie. Włosy miała
uczesane, staranny makijaż. Schowała szminkę Diora do torebki i po raz ostatni
zerknęła w lustro.
Wiedziała już, co ma zrobić, chociaż świadomie nie podjęła jeszcze
żadnej decyzji.
Porozmawia z nim. Nie ma żadnego powodu, by nie rozmawiać z nim o
przyszłości. Oczywiście, tylko tak, ogólnie i zdawkowo, ale wspominając o
zamiarze ewentualnej zmiany pracy. Będzie musiał coś odpowiedzieć i wtedy
pozna jego zdanie. Nie zaangażuje się zbytnio i zawsze będzie mogła się
wycofać. Jeśli wyczuje, że Dominik chce, by odeszła, zmieni temat, ale na
przyszłość będzie wiedziała, czego się trzymać. Cassie miała rację; najgorsza
jest niepewność, nieustanne zawieszenie, domysły i gdybanie.
Nie wiedziała, czy Dominik coś wyczuł, czy po prostu sam z siebie
postanowił być miły. Przywitał ją uśmiechem i poczuła, że atmosfera jest mniej
napięta niż ostatnim razem, kiedy rozmawiali.
- Zapraszam cię na kolację, Betsabo. - W jego głosie zabrzmiało coś
dziwnie uroczystego.
- Dziękuję.
Zamierzała być swobodna, ale gdy lekko dotknął jej policzka, natychmiast
zesztywniała i skuliła się w środku.
Dlaczego z taką łatwością wyprowadza ją z równowagi? Dlaczego
wystarczy jeden przelotny ruch jego ręki, żeby traciła wątek i czerwieniła się?
Była na siebie wściekła.
- Koniecznie musimy porozmawiać - rzucił jeszcze przez ramię i poszedł
w stronę jej gabinetu. Szła za nim, przyrzekając sobie, że już nigdy nie pozwoli
- 126 -
S
R
mu tak na siebie działać jak przed chwilą. Przecież to nie do pomyślenia, żeby
jej nastrój zmieniał się tak całkowicie w zależności od jego widzimisię.
Weszli do gabinetu i wtedy właśnie zadzwonił telefon.
Podniosła słuchawkę i nie od razu zrozumiała, kto mówi. Cassie bełkotała
coś nieskładnie. Kiedy w końcu Beth pojęła znaczenie wypowiadanych przez
nią słów, poczuła, że krew odpływa jej z twarzy.
- Uspokój się i opowiedz mi wszystko po kolei!
Kątem oka dostrzegła twarz Dominika, spiętą i uważną. Przestał
przeglądać papiery i nie spuszczał z niej wzroku.
- Robert? Boże! Gdzie teraz jesteście? Co oni mu robią? [ Pobierz całość w formacie PDF ]