[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to właściwie znaczyło? Mogłem wyjechać. Spełniłem swój obowiązek wobec In-
dii. Czy było kiedyś coś prostszego? Nie odpowiedziałem na jej pytanie o szan-
sę wobec Karen. Gdyby Paul nadal ingerował w nasze życie, jeszcze długo nie
musiałbym na nie odpowiadać. Teraz jednak powinienem.
Dawaj! Dlaczego je w ogóle ukradłeś?
Włożyła pióro do kieszeni i poklepała je parę razy, jakby chciała się upewnić,
że tam jest.
Chyba dlatego, że należało do Paula. Wziąłem je tuż po jego śmierci, zanim
cokolwiek zaczęło się dziać. Jeśli ma to jakieś znaczenie.
Mogłeś poprosić.
Masz rację, mogłem poprosić. Chcesz usiąść albo coś w tym rodzaju?
Nie wiem. Chyba nie za bardzo cię dzisiaj lubię. Co zamierzasz teraz zro-
bić? Jakie masz plany? Mogłeś zadzwonić, wiesz?
Indio, nie tak ostro. Przyhamuj.
Karen w Nowym Jorku; pięćdziesięcioprocentowa szansa, że ją odzyskam, je-
śli wyjadę natychmiast. India w Wiedniu; wolna, samotna i zła. Zła, ponieważ
zdradziła dla mnie miłość swego życia. Zła, ponieważ myślała, że wróciłem do
niej z najszlachetniejszych pobudek na świecie, a dowiedziała się, w najgorszym
możliwym momencie, że zrobiłem to w dziewięćdziesięciu procentach z obowiąz-
131
ku i tylko w dziesięciu z miłości. Zła, ponieważ jej zdrada pociągnęła za sobą
śmierć, ból i strach, a i przyszłość obiecywała jej niewiele ponad ciągłe wyrzuty
sumienia i nienawiść do samej siebie.
Patrząc teraz na nią, wiedziałem o tym wszystkim i nagle doznałem ilumi-
nacji. Zrozumiałem, że cokolwiek się zdarzy, zostanę z nią tak długo, jak długo
będę jej potrzebny. Ciąg obrazów Karen: w łóżku, przed ołtarzem, wychowującej
i kochającej j e g o dzieci, śmiejącej się z j e g o żartów, przesunął mi się przed
oczami i zniknął, i powiedziałem sobie, że muszę uwierzyć, iż nie ma to już zna-
czenia. India mnie potrzebowała i gdybym ją teraz zawiódł, reszta mojego życia
byłaby całkowicie fałszywa i samolubna, nie do wybaczenia.
Nie było to poświęcenie ani altruizm, ani nic równie pięknego. Po prostu,
trzeci czy czwarty raz w życiu, postąpiłbym właściwie, i to było dobre. Uświa-
domiłem sobie, jak naiwni i niemądrzy są ludzie, którzy sądzą, że można być
jednocześnie uczciwym i szczęśliwym. Jeśli ci się to uda, naprawdę należysz do
wybrańców losu. Jeśli jednak masz powziąć decyzję, powinno wygrać to, co wła-
ściwe. Odkąd te myśli przedefilowały mi przez głowę, dużo się wydarzyło, ale
nadal wierzę, że to prawda. Jest to jedna z niewielu rzeczy, w które w ogóle jesz-
cze wierzę.
Joe, pewnie niedługo wyjedziesz, więc chcę ci coś powiedzieć. Chciałam
ci to powiedzieć od dawna i chyba wreszcie powinnam, bo jest to ważne, a nieza-
leżnie od tego, co z nami będzie, wciąż kocham cię na tyle, żeby chcieć ci pomóc.
Indio, czy mogę coś powiedzieć pierwszy? Myślę, że może to mieć pewien
związek z. . .
Nie, zaczekaj, aż skończę. Znasz mnie. Cokolwiek powiesz, może mnie
zbić z tropu, a jestem na ciebie wystarczająco wściekła, żeby machnąć na wszyst-
ko ręką, więc daj mi mówić, dobrze?
Dobrze.
Spróbowałem się uśmiechnąć, ale zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową. %7ład-
nych uśmiechów. Usiadłem wygodnie, myśląc: niech się wścieka, ciągle mam asa
w rękawie. Ależ będzie zaskoczona!
Pióro jest częścią tej sprawy. Wiem, dlaczego je zabrałeś. Bo należało do
Paula i chciałeś mieć pamiątkę jego magii. Zgadza się? To cały ty, Joe. Pożądasz
magii innych ludzi, ale jesteś zbyt wielkim mięczakiem, żeby o nią walczyć, więc
kradniesz pióro Paula, sypiasz ze mną. . .
Indio, na litość boską!
Zamknij się. Sypiasz ze mną. . . Ukradłeś nawet życie swojego brata, prze-
lałeś je na papier i zarobiłeś milion dolarów. No dobrze, może nie milion, ale na
pewno tyle, że nie musisz się już o nic martwić. Prawda? Jesteś zdolny, Joe, nikt
temu nie przeczy, ale czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że być może twoim
największym talentem jest umiejętność podkradania magii innych ludzi i wyko-
rzystywania jej do własnych celów? Zaczekaj, chcę ci coś przeczytać.
132
Nie wierzyłem własnym uszom. Zdumiony i zraniony bardziej niż kiedykol-
wiek w życiu, patrzyłem, jak wyciąga z tylnej kieszeni dżinsów jakąś kartkę.
To cytat z pisarza Evana Connella. Znasz go? Posłuchaj chwilę. Autenty-
ki pociągają nas również z innej przyczyny, sięgającej prehistorycznych wierzeń
w magiczne właściwości rzeczy. Gdy posiadamy coś autentycznego, czy będzie to
czaszka, czy pukiel włosów, autograf czy rysunek, sądzimy, że uda nam się rów-
nież posiąść jakąś cząstkę mocy lub jakąś cechę osoby, do której dany przedmiot
należał lub która go zrobiła .
Odłożyła kartkę na stolik i wystawiła palec w moją stronę.
To ty, Joe, i w głębi duszy dobrze o tym wiesz. Długo łamałam sobie nad
tym głowę. Jedyne słowo, jakie przychodzi mi na myśl, to pasożyt. Nie bardzo
szkodliwy, ale pasożyt. Dwóch ludzi, których najgoręcej kochałeś i podziwia-
łeś Ross i Paul tak cię oczarowało swoją magią, że postanowiłeś posiąść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
to właściwie znaczyło? Mogłem wyjechać. Spełniłem swój obowiązek wobec In-
dii. Czy było kiedyś coś prostszego? Nie odpowiedziałem na jej pytanie o szan-
sę wobec Karen. Gdyby Paul nadal ingerował w nasze życie, jeszcze długo nie
musiałbym na nie odpowiadać. Teraz jednak powinienem.
Dawaj! Dlaczego je w ogóle ukradłeś?
Włożyła pióro do kieszeni i poklepała je parę razy, jakby chciała się upewnić,
że tam jest.
Chyba dlatego, że należało do Paula. Wziąłem je tuż po jego śmierci, zanim
cokolwiek zaczęło się dziać. Jeśli ma to jakieś znaczenie.
Mogłeś poprosić.
Masz rację, mogłem poprosić. Chcesz usiąść albo coś w tym rodzaju?
Nie wiem. Chyba nie za bardzo cię dzisiaj lubię. Co zamierzasz teraz zro-
bić? Jakie masz plany? Mogłeś zadzwonić, wiesz?
Indio, nie tak ostro. Przyhamuj.
Karen w Nowym Jorku; pięćdziesięcioprocentowa szansa, że ją odzyskam, je-
śli wyjadę natychmiast. India w Wiedniu; wolna, samotna i zła. Zła, ponieważ
zdradziła dla mnie miłość swego życia. Zła, ponieważ myślała, że wróciłem do
niej z najszlachetniejszych pobudek na świecie, a dowiedziała się, w najgorszym
możliwym momencie, że zrobiłem to w dziewięćdziesięciu procentach z obowiąz-
131
ku i tylko w dziesięciu z miłości. Zła, ponieważ jej zdrada pociągnęła za sobą
śmierć, ból i strach, a i przyszłość obiecywała jej niewiele ponad ciągłe wyrzuty
sumienia i nienawiść do samej siebie.
Patrząc teraz na nią, wiedziałem o tym wszystkim i nagle doznałem ilumi-
nacji. Zrozumiałem, że cokolwiek się zdarzy, zostanę z nią tak długo, jak długo
będę jej potrzebny. Ciąg obrazów Karen: w łóżku, przed ołtarzem, wychowującej
i kochającej j e g o dzieci, śmiejącej się z j e g o żartów, przesunął mi się przed
oczami i zniknął, i powiedziałem sobie, że muszę uwierzyć, iż nie ma to już zna-
czenia. India mnie potrzebowała i gdybym ją teraz zawiódł, reszta mojego życia
byłaby całkowicie fałszywa i samolubna, nie do wybaczenia.
Nie było to poświęcenie ani altruizm, ani nic równie pięknego. Po prostu,
trzeci czy czwarty raz w życiu, postąpiłbym właściwie, i to było dobre. Uświa-
domiłem sobie, jak naiwni i niemądrzy są ludzie, którzy sądzą, że można być
jednocześnie uczciwym i szczęśliwym. Jeśli ci się to uda, naprawdę należysz do
wybrańców losu. Jeśli jednak masz powziąć decyzję, powinno wygrać to, co wła-
ściwe. Odkąd te myśli przedefilowały mi przez głowę, dużo się wydarzyło, ale
nadal wierzę, że to prawda. Jest to jedna z niewielu rzeczy, w które w ogóle jesz-
cze wierzę.
Joe, pewnie niedługo wyjedziesz, więc chcę ci coś powiedzieć. Chciałam
ci to powiedzieć od dawna i chyba wreszcie powinnam, bo jest to ważne, a nieza-
leżnie od tego, co z nami będzie, wciąż kocham cię na tyle, żeby chcieć ci pomóc.
Indio, czy mogę coś powiedzieć pierwszy? Myślę, że może to mieć pewien
związek z. . .
Nie, zaczekaj, aż skończę. Znasz mnie. Cokolwiek powiesz, może mnie
zbić z tropu, a jestem na ciebie wystarczająco wściekła, żeby machnąć na wszyst-
ko ręką, więc daj mi mówić, dobrze?
Dobrze.
Spróbowałem się uśmiechnąć, ale zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową. %7ład-
nych uśmiechów. Usiadłem wygodnie, myśląc: niech się wścieka, ciągle mam asa
w rękawie. Ależ będzie zaskoczona!
Pióro jest częścią tej sprawy. Wiem, dlaczego je zabrałeś. Bo należało do
Paula i chciałeś mieć pamiątkę jego magii. Zgadza się? To cały ty, Joe. Pożądasz
magii innych ludzi, ale jesteś zbyt wielkim mięczakiem, żeby o nią walczyć, więc
kradniesz pióro Paula, sypiasz ze mną. . .
Indio, na litość boską!
Zamknij się. Sypiasz ze mną. . . Ukradłeś nawet życie swojego brata, prze-
lałeś je na papier i zarobiłeś milion dolarów. No dobrze, może nie milion, ale na
pewno tyle, że nie musisz się już o nic martwić. Prawda? Jesteś zdolny, Joe, nikt
temu nie przeczy, ale czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że być może twoim
największym talentem jest umiejętność podkradania magii innych ludzi i wyko-
rzystywania jej do własnych celów? Zaczekaj, chcę ci coś przeczytać.
132
Nie wierzyłem własnym uszom. Zdumiony i zraniony bardziej niż kiedykol-
wiek w życiu, patrzyłem, jak wyciąga z tylnej kieszeni dżinsów jakąś kartkę.
To cytat z pisarza Evana Connella. Znasz go? Posłuchaj chwilę. Autenty-
ki pociągają nas również z innej przyczyny, sięgającej prehistorycznych wierzeń
w magiczne właściwości rzeczy. Gdy posiadamy coś autentycznego, czy będzie to
czaszka, czy pukiel włosów, autograf czy rysunek, sądzimy, że uda nam się rów-
nież posiąść jakąś cząstkę mocy lub jakąś cechę osoby, do której dany przedmiot
należał lub która go zrobiła .
Odłożyła kartkę na stolik i wystawiła palec w moją stronę.
To ty, Joe, i w głębi duszy dobrze o tym wiesz. Długo łamałam sobie nad
tym głowę. Jedyne słowo, jakie przychodzi mi na myśl, to pasożyt. Nie bardzo
szkodliwy, ale pasożyt. Dwóch ludzi, których najgoręcej kochałeś i podziwia-
łeś Ross i Paul tak cię oczarowało swoją magią, że postanowiłeś posiąść [ Pobierz całość w formacie PDF ]