[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czuł niedowierzanie. Wszystko skończyło się tak nagle. Przygotowywał się na
jakieś dojmujące przeżycia u wjazdu na prom, gdzie spodziewał się ją żegnać.
Liczył też, że do odjazdu promu Rowan zostanie w domu. Z nim.
Wodził oczyma po okolicy, jakby spodziewał się ją gdzieś dostrzec. Nie było jej
w altanie widokowej na szczycie klifu. Nie było jej na huśtawce pod wielkim
dębem, nie było na plaży. Ani na kamieniach przy klifie&
Wczorajszego dnia patrzył stąd na nią. Godzinami wędrowała po posiadłości,
często spoglądając na dom. Jakby spodziewała się, że do niej dołączy. Ale on nie
był w stanie, wytrącony z równowagi ich rozmową. Nie chcę być twoją
kochanką!
Nie planował wcześniej propozycji, które jej złożył. Dalszego finansowania jej
życia. Ani kontynuacji romansu. Wynikły one z biegu rozmowy. Pierwsza gdy
zdał sobie sprawę, że Rowan zamierza żyć w ubóstwie. Wstyd mu było, że
wcześniej zamroził jej finanse. Nie była przecież trzpiotką; stawiała innych na
pierwszym miejscu. Również ludzi, do których mogła czuć żal, jak jej matka
i ojciec.
Druga propozycja też była spontaniczna.
Odwrócił się od okna i pomaszerował prosto do jej pokoju. Zastał tam równo
złożoną pościel w nogach łóżka. Szafka nocna i toaletka były uprzątnięte. W szafie
wisiały tylko wieszaki. Nie miał pojęcia, czego szuka. Wszystkie szuflady komody
puste. W łazience nawet prysznic zdążył wyschnąć. Jakby jej nigdy tu nie było.
Podłoga starannie przetarta do czysta. Musiał wysilić mózg, żeby wyobrazić sobie
jej obecność w domu. Muzykę rockową dochodzącą do jego gabinetu, gdy
pracował. Jej śmiech. Jej twarz. Dotyk jej nagiej skóry na swojej. Oddała mu swoje
dziewictwo. To nie byle co. Powiedziała, że będzie go zawsze pamiętać, a potem&
Do diabła, Rowan!
Zaczął wyrywać szuflady z komód i ciskać je na podłogę. Każda pusta! Ani śladu
po niej. Ujrzał nagle w lustrze toaletki faceta z dzikim wzrokiem i szufladą
w rękach. Bez namysłu cisnął w niego tym, co akurat trzymał. Jego odbicie
rozprysło się na kawałki. Zachowywał się, jakby stracił rozum. Ale to było ponad
jego siły. Przeżył okrutny ból, gdy ojciec się go wyrzekł. I gdy matka zostawiła go,
by nigdy więcej nie spotkać. I gdy prawdziwy ojciec nie interesował się jego
losem. I jeszcze& gdy widział błysk ojcowskiej dumy w oczach Oliefa, gdy ten
patrzył na Rowan. Wszystko przetrwał. Zaciskał zęby i szedł dalej. Ale to było
gorsze niż wszystko inne.
Pobiegł do sypialni ojca. Zaczął rozrywać pudła. Gdzieś musiały być jej zdjęcia.
Chociaż jedno. Na każdym tylko Olief lub Cassandra i jakieś inne wstrętne pyski.
Nie było śmiechu. Nie było czułości. %7ładnego ciepła. Nie było Rowan. Zostawiła
go. Był opuszczony. Kolejny raz.
ROZDZIAA DWUNASTY
Sygnał przychodzącej wiadomości rozbrzmiał w gabinecie. To asystentka Nika
informowała, że dzwonią z domu aukcyjnego w sprawie sukien. W odpowiedzi
poinstruował ją, żeby przełożyła spotkanie, chociaż wiedział, że usłyszy w jej
głosie nieme znowu?! .
Wstał z fotela i przeciągając się, stanął w oknie. Mięśnie miał obolałe od
siedzenia za biurkiem i od intensywnych ćwiczeń fizycznych, którym oddawał się
w każdej wolnej chwili. Zacisnął powieki, żeby pozbyć się szczypania oczu. U jego
stóp rozpościerał się widok Aten. Patrzył na miasto niewidzącym wzrokiem. Jeśli
dzwonili z domu aukcyjnego, to znaczyło, że wkrótce zamelduje się i ekipa
rozbiórkowa.
Cóż, dostanie taką samą odpowiedz: pózniej. Nie zburzą przecież domu, jeśli
wcześniej nie uprzątnie pozostawionych tam rzeczy. Sęk w tym, że nie był
w stanie wrócić do Doliny Róż.
Nikodemus Markussen, człowiek, który dwukrotnie w życiu patrzył
w wycelowaną w siebie lufę, zaliczył bliskie spotkanie z jaguarem i przebył atak
malarii, nie znajdował w sobie odwagi, by zająć się jednym opuszczonym domem
i poukładać sobie w ten sposób egzystencję. Ostatnio zaczynał rozumieć mężczyzn
takich jak ojciec Rowan. Takich, którzy topili rozpacz istnienia w alkoholu.
Zaklął i złapał się za głowę. Ojciec Rowan! Chciała przecież przeznaczyć wpływy
z aukcji na fundusz dla niego. Dwanaście tygodni za dużo, by dłużej to odkładać.
Nie był dotąd w stanie zmusić się do działania. Dlaczego nie zadzwoniła, by się
dowiedzieć, co go wstrzymuje?
Z ciężkim sercem uznał, że wie dlaczego. Odruchowo wyciągnął z kieszeni klucz.
Jak to się działo, że tak często przedmiot ten lądował w jego dłoni? Jego kształt
i metaliczny zapach łączyły się dla Nika z poczuciem winy, bólu i straty. Nie mógł
się ich pozbyć. Ani odczuć, ani klucza. A także domu, który ów klucz otwierał.
Rowan spodziewała się, że wreszcie to zrobi. Inni również. Architekt, który
wyrysował już koncepcję nowej rezydencji. Ekipa rozbiórkowa. Budowlańcy. Nik
był jedynym dziedzicem wszystkiego, co należało do Oliefa. Tak wynikało
z testamentu. Był w nim zapis dla Cassandry i pozwolenie dla niej na korzystanie
z domu w Dolinie Róż. Lecz był on, jako część majątku Marcussen Media,
własnością Nikodemusa. Miał on wszelkie prawo zburzyć go. Nie mógł się jednak
na to zdobyć.
Przywołał na myśl nadejście od ojca Rowan papierów z deklaracją. Zdobił je
wymyślny zawijas skreślony drżącą ręką jego podpis. Nie było za to nic od
Rowan. %7ładnego liściku na jasnobłękitnym papierze z bezczelnym poleceniem, by
zająć się jej finansami&
Z radością spełniłby teraz taki rozkaz. Ale ona niczego od niego nie chciała.
Bolało go to jak rana. Nawet Franklin Crenshaw nie dał się namówić na
pośredniczenie w dyskretnej pomocy finansowej. Co zresztą Nik chciałby uzyskać
w ten sposób?
Relację, odpowiedział sam sobie. Aączność. Jakąkolwiek, choćby poprzez
dawanie jej pieniędzy. Nie musiałaby nawet o tym wiedzieć. Pragnął istnienia nici
łączących ją z nim, tak jak ona dawniej. Zmieszne, prawda?
Wsłuchał się w siebie. Kiedy ostatnio chciał czegoś tak mocno? Tęsknił za
obecnością ojca w swoim życiu. Ale gdy wreszcie wydawało się to możliwe, nie
potrafił się do niego zbliżyć. Był już zbyt potłuczony psychicznie. Nie chciał
pozwolić sobie na rozkwit uczuć, bo bał się, że nie utrzyma ich na dłuższą metę.
Albo znów ktoś je zdepcze. Wewnętrzny głos ostrzegał go teraz, jak niebezpieczna
jest tęsknota za miłością i nieodłącznie posiadaniem rodziny. Wiedział już
jednak, że tego właśnie pragnie. Z Rowan.
Na razie łaknął jakiegokolwiek kontaktu z nią. Nie mógł dłużej funkcjonować ze
świadomością, że nigdy jej już nie zobaczy. Nawet jeśli nie będę mieć nigdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
Czuł niedowierzanie. Wszystko skończyło się tak nagle. Przygotowywał się na
jakieś dojmujące przeżycia u wjazdu na prom, gdzie spodziewał się ją żegnać.
Liczył też, że do odjazdu promu Rowan zostanie w domu. Z nim.
Wodził oczyma po okolicy, jakby spodziewał się ją gdzieś dostrzec. Nie było jej
w altanie widokowej na szczycie klifu. Nie było jej na huśtawce pod wielkim
dębem, nie było na plaży. Ani na kamieniach przy klifie&
Wczorajszego dnia patrzył stąd na nią. Godzinami wędrowała po posiadłości,
często spoglądając na dom. Jakby spodziewała się, że do niej dołączy. Ale on nie
był w stanie, wytrącony z równowagi ich rozmową. Nie chcę być twoją
kochanką!
Nie planował wcześniej propozycji, które jej złożył. Dalszego finansowania jej
życia. Ani kontynuacji romansu. Wynikły one z biegu rozmowy. Pierwsza gdy
zdał sobie sprawę, że Rowan zamierza żyć w ubóstwie. Wstyd mu było, że
wcześniej zamroził jej finanse. Nie była przecież trzpiotką; stawiała innych na
pierwszym miejscu. Również ludzi, do których mogła czuć żal, jak jej matka
i ojciec.
Druga propozycja też była spontaniczna.
Odwrócił się od okna i pomaszerował prosto do jej pokoju. Zastał tam równo
złożoną pościel w nogach łóżka. Szafka nocna i toaletka były uprzątnięte. W szafie
wisiały tylko wieszaki. Nie miał pojęcia, czego szuka. Wszystkie szuflady komody
puste. W łazience nawet prysznic zdążył wyschnąć. Jakby jej nigdy tu nie było.
Podłoga starannie przetarta do czysta. Musiał wysilić mózg, żeby wyobrazić sobie
jej obecność w domu. Muzykę rockową dochodzącą do jego gabinetu, gdy
pracował. Jej śmiech. Jej twarz. Dotyk jej nagiej skóry na swojej. Oddała mu swoje
dziewictwo. To nie byle co. Powiedziała, że będzie go zawsze pamiętać, a potem&
Do diabła, Rowan!
Zaczął wyrywać szuflady z komód i ciskać je na podłogę. Każda pusta! Ani śladu
po niej. Ujrzał nagle w lustrze toaletki faceta z dzikim wzrokiem i szufladą
w rękach. Bez namysłu cisnął w niego tym, co akurat trzymał. Jego odbicie
rozprysło się na kawałki. Zachowywał się, jakby stracił rozum. Ale to było ponad
jego siły. Przeżył okrutny ból, gdy ojciec się go wyrzekł. I gdy matka zostawiła go,
by nigdy więcej nie spotkać. I gdy prawdziwy ojciec nie interesował się jego
losem. I jeszcze& gdy widział błysk ojcowskiej dumy w oczach Oliefa, gdy ten
patrzył na Rowan. Wszystko przetrwał. Zaciskał zęby i szedł dalej. Ale to było
gorsze niż wszystko inne.
Pobiegł do sypialni ojca. Zaczął rozrywać pudła. Gdzieś musiały być jej zdjęcia.
Chociaż jedno. Na każdym tylko Olief lub Cassandra i jakieś inne wstrętne pyski.
Nie było śmiechu. Nie było czułości. %7ładnego ciepła. Nie było Rowan. Zostawiła
go. Był opuszczony. Kolejny raz.
ROZDZIAA DWUNASTY
Sygnał przychodzącej wiadomości rozbrzmiał w gabinecie. To asystentka Nika
informowała, że dzwonią z domu aukcyjnego w sprawie sukien. W odpowiedzi
poinstruował ją, żeby przełożyła spotkanie, chociaż wiedział, że usłyszy w jej
głosie nieme znowu?! .
Wstał z fotela i przeciągając się, stanął w oknie. Mięśnie miał obolałe od
siedzenia za biurkiem i od intensywnych ćwiczeń fizycznych, którym oddawał się
w każdej wolnej chwili. Zacisnął powieki, żeby pozbyć się szczypania oczu. U jego
stóp rozpościerał się widok Aten. Patrzył na miasto niewidzącym wzrokiem. Jeśli
dzwonili z domu aukcyjnego, to znaczyło, że wkrótce zamelduje się i ekipa
rozbiórkowa.
Cóż, dostanie taką samą odpowiedz: pózniej. Nie zburzą przecież domu, jeśli
wcześniej nie uprzątnie pozostawionych tam rzeczy. Sęk w tym, że nie był
w stanie wrócić do Doliny Róż.
Nikodemus Markussen, człowiek, który dwukrotnie w życiu patrzył
w wycelowaną w siebie lufę, zaliczył bliskie spotkanie z jaguarem i przebył atak
malarii, nie znajdował w sobie odwagi, by zająć się jednym opuszczonym domem
i poukładać sobie w ten sposób egzystencję. Ostatnio zaczynał rozumieć mężczyzn
takich jak ojciec Rowan. Takich, którzy topili rozpacz istnienia w alkoholu.
Zaklął i złapał się za głowę. Ojciec Rowan! Chciała przecież przeznaczyć wpływy
z aukcji na fundusz dla niego. Dwanaście tygodni za dużo, by dłużej to odkładać.
Nie był dotąd w stanie zmusić się do działania. Dlaczego nie zadzwoniła, by się
dowiedzieć, co go wstrzymuje?
Z ciężkim sercem uznał, że wie dlaczego. Odruchowo wyciągnął z kieszeni klucz.
Jak to się działo, że tak często przedmiot ten lądował w jego dłoni? Jego kształt
i metaliczny zapach łączyły się dla Nika z poczuciem winy, bólu i straty. Nie mógł
się ich pozbyć. Ani odczuć, ani klucza. A także domu, który ów klucz otwierał.
Rowan spodziewała się, że wreszcie to zrobi. Inni również. Architekt, który
wyrysował już koncepcję nowej rezydencji. Ekipa rozbiórkowa. Budowlańcy. Nik
był jedynym dziedzicem wszystkiego, co należało do Oliefa. Tak wynikało
z testamentu. Był w nim zapis dla Cassandry i pozwolenie dla niej na korzystanie
z domu w Dolinie Róż. Lecz był on, jako część majątku Marcussen Media,
własnością Nikodemusa. Miał on wszelkie prawo zburzyć go. Nie mógł się jednak
na to zdobyć.
Przywołał na myśl nadejście od ojca Rowan papierów z deklaracją. Zdobił je
wymyślny zawijas skreślony drżącą ręką jego podpis. Nie było za to nic od
Rowan. %7ładnego liściku na jasnobłękitnym papierze z bezczelnym poleceniem, by
zająć się jej finansami&
Z radością spełniłby teraz taki rozkaz. Ale ona niczego od niego nie chciała.
Bolało go to jak rana. Nawet Franklin Crenshaw nie dał się namówić na
pośredniczenie w dyskretnej pomocy finansowej. Co zresztą Nik chciałby uzyskać
w ten sposób?
Relację, odpowiedział sam sobie. Aączność. Jakąkolwiek, choćby poprzez
dawanie jej pieniędzy. Nie musiałaby nawet o tym wiedzieć. Pragnął istnienia nici
łączących ją z nim, tak jak ona dawniej. Zmieszne, prawda?
Wsłuchał się w siebie. Kiedy ostatnio chciał czegoś tak mocno? Tęsknił za
obecnością ojca w swoim życiu. Ale gdy wreszcie wydawało się to możliwe, nie
potrafił się do niego zbliżyć. Był już zbyt potłuczony psychicznie. Nie chciał
pozwolić sobie na rozkwit uczuć, bo bał się, że nie utrzyma ich na dłuższą metę.
Albo znów ktoś je zdepcze. Wewnętrzny głos ostrzegał go teraz, jak niebezpieczna
jest tęsknota za miłością i nieodłącznie posiadaniem rodziny. Wiedział już
jednak, że tego właśnie pragnie. Z Rowan.
Na razie łaknął jakiegokolwiek kontaktu z nią. Nie mógł dłużej funkcjonować ze
świadomością, że nigdy jej już nie zobaczy. Nawet jeśli nie będę mieć nigdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]