[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Trzymałbym cię z dala od spraw, o których nie musisz wiedzieć.
Podparla głowę ręką i popatrzyła mu w oczy.
Równie dobrze mógłbyś mi nie mówić o sprawach, o których nie chciałbyś,
\ebym wiedziała. Na przykład o miłosnych eskapadach z dziewczynami Lindsaya.
Nie było \adnych dziewczyn, Arianno. Przysięgam.
Ani randek w moskiewskim nocnym klubie czy schadzek w paryskim
hotelu?
Nie odparł. Ani jednej.
Myślałam, \e kobiety rzucały się na ciebie.
Jasne, \e chodziłem na randki, ale wiedziałaś o tym.
Czy którejś z nich wyznałeś, \e prowadzisz podwójne \ycie? Pogłaskała
go po ramieniu.
Moja praca wymaga dyskrecji odparł, uśmiechając się lekko. Nie
wolno mi zdradzać tajemnic słu\bowych.
Pocałowała go w policzek.
Nawet gdybyś był torturowany, nic byś nie powiedział?
Są tortury... i tortury.
Przebiegła palcami po jego brzuchu i biodrach.
A taką torturą coś bym z ciebie wydusiła?
Roześmiał się.
Tego ci nie powiem.
Gdybym nie widziała tych oddziałów, helikopterów itrupów na własne oczy,
nigdy bym w to nie uwierzyła rzekła.
Co oko widzi, to głowa zrozumie, kwiatuszku.
Arianna spojrzała na zegarek le\ący na szafce nocnej. Wzięła go do ręki.
Arianno.
Wygląda jak zwykły zegarek powiedziała.
To cud współczesnej techniki.
I pomyśleć, \e wystarczyło pokręcić trochę tą gałeczką.
Ostro\nie ostrzegł ją Mark. Teraz nie potrzebujemy wsparcia
oddziałów paramilitarnych.
Pogłaskał ją po głowie i przez chwilę le\eli w milczeniu.
Wiem, \e pówinnam wziąć odpowiedzialność za swoje \ycie, ale muszę ci
coś wyznać.
Co, kwiatuszku?
Mam ochotę oddać się pod twoją opiekę.
Właśnie to powinnaś zrobić.
Nie, Mark, wcale nie, ale jestem tak zmęczona tym wszystkim, \e nie mam
siły z tobą walczyć.
I nie powinnaś, chcę ci tylko zapewnić bezpieczeństwo,Arianno.
W pokoju nie było okien, więc gdy Mark obudził się, musiał spojrzeć na
zegarek, by zorientować się, która godzina. Na szczęście nie zgasili światła w łazience
i przez lekko uchylone drzwi sączyło się teraz do pokoju. Arianna spała mocno, nie
chciał jej budzić, lecz nie mógł oprzeć się pokusie i przytulił do siebie jej drobne
ciało. Gdy wziął ją w ramiona, zaprotestowała cicho, ale wkrótce uło\yła się
wygodnie i spała dalej z błogim uśmiechem na twarzy.
To była kolejna cudowna noc mo\e nawet wspanialsza od tej, którą spędzili
w yail. Czuł, \e Arianna się zmieniła, pewnie dlatego, \e i on był inny. Jak na ironię,
im bardziej ją prowokował, tym łatwiej mu ulegała. Jednak nigdy w \yciu nie byłby w
stanie jej skrzywdzić czy zranić.
Cieszył się ze swego triumfu, lecz nie wiedział, co się stanie, gdy Arianna
odkryje, \e sprawy wyglądają nieco inaczej. Musi się dowiedzieć, co czuje do niego,
mę\czyzny, który zrzucił maskę.
Na razie nie miał powodu do narzekań. Arianna obdarzyła go nieopisaną
rozkoszą. Gdy ochłonęli po pierwszym zbli\eniu, kochali się po raz drugi. I to
zupełnie inaczej. Tym razem przypominała raczej tygrysicę ni\ kotkę. Nie miała
\adnych zahamowań.
Jednak nie odniósł nad nią całkowitego zwycięstwa. Wkrótce ich miłośne
uniesienia przestaną jej wystarczać i powróci do praęy nad maszynopisem. A on
stanie przed tym samym problemem co poprzednio jak ją przekonać, \eby
poczekała z wydaniem ksią\ki, dopóki sprawa nie zostanie zakończona.
Co prawda, redagowanie maszynopisu dałoby jej zajęcie. Postanowił, \e załatwi
dla niej komputer. W ten sposób zyska trochę czasu, choć trudno powiedzieć ile
parę dni, mo\e tydzień.
Mark postanowił wziąć prysznic. Wciągnął spodnie i poszedł do swojego
pokoju, nie chcąc budzić Arianny. Ledwo zamknął za sobą drzwi, zadzwonił telefon.
To była Marcia Allen, jego asystentka z Nowego Jorku.
Wiem, \e jest wcześnie powiedzialą ale chciałam jak najszybciej
przekazać panu wiadomość. Skontaktowałam się z Francuzami i Niemcami.
Spotkanie mo\na przeło\yć dopiero na początek przyszłego roku. Wszystkie
wcześniejsze terminy nie odpowiadają albo jednej, albo drugiej stronie. Co pan
zdecyduje?
Cholera. To było do przewidzenia. A nie mogę się stąd ruszyć.
Zatem umówić ich na styczeń?
Nie rzeki Mark, pocierając podbródek. Muszę sfinalizować tę umowę.
Teraz albo nigdy.
- Spotkanie ma się odbyć w poniedziałek po południu w pańskim biurze.
Niewykluczone, \e rozmowy przeciągną się na wtorek. Czy zorganizować panu
transport do Nowego Jorku?
Nie, dam sobie radę. Nie mam pojęcia, kiedy przyjadę, lecz będę najpózniej
w poniedziałek rano.
W porządku odparła Marcia. Coś jeszcze?
W jakim nastroju jest mój ojciec?
Coraz bardziej się niecierpliwi. Narzeka na pańskie hobby, jak to nazywa.
Nie mogę go za to winić. Czy wie, gdzie teraz jestem?
Powiedziałam mu, \e jest pan w Kolorado, pózniej ju\ z nim nie
rozmawiałam na ten temat. Właściwie sama nie wiem, gdzie pan obecnie przebywa.
Szczerze mówiąc, ja te\ nie bardzo się orientuję. A jeśli chodzi o ojca, to
zostawmy to tak, jak jest. Nie ma sensu niepotrzebnie komplikować sprawy.
Dobrze.
Dzięki, Marcio.
Powodzenia. Nie wiem, czym pan się teraz zajmuje, ale przypuszczam, \e
tym, co zwykle.
- Właściwie to nie. Trochę czym innym.
- Powstrzymam się od pytań.
Do zobaczenia za parę dni. Mark odło\ył słuchawkę i westchnął. Będzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
Trzymałbym cię z dala od spraw, o których nie musisz wiedzieć.
Podparla głowę ręką i popatrzyła mu w oczy.
Równie dobrze mógłbyś mi nie mówić o sprawach, o których nie chciałbyś,
\ebym wiedziała. Na przykład o miłosnych eskapadach z dziewczynami Lindsaya.
Nie było \adnych dziewczyn, Arianno. Przysięgam.
Ani randek w moskiewskim nocnym klubie czy schadzek w paryskim
hotelu?
Nie odparł. Ani jednej.
Myślałam, \e kobiety rzucały się na ciebie.
Jasne, \e chodziłem na randki, ale wiedziałaś o tym.
Czy którejś z nich wyznałeś, \e prowadzisz podwójne \ycie? Pogłaskała
go po ramieniu.
Moja praca wymaga dyskrecji odparł, uśmiechając się lekko. Nie
wolno mi zdradzać tajemnic słu\bowych.
Pocałowała go w policzek.
Nawet gdybyś był torturowany, nic byś nie powiedział?
Są tortury... i tortury.
Przebiegła palcami po jego brzuchu i biodrach.
A taką torturą coś bym z ciebie wydusiła?
Roześmiał się.
Tego ci nie powiem.
Gdybym nie widziała tych oddziałów, helikopterów itrupów na własne oczy,
nigdy bym w to nie uwierzyła rzekła.
Co oko widzi, to głowa zrozumie, kwiatuszku.
Arianna spojrzała na zegarek le\ący na szafce nocnej. Wzięła go do ręki.
Arianno.
Wygląda jak zwykły zegarek powiedziała.
To cud współczesnej techniki.
I pomyśleć, \e wystarczyło pokręcić trochę tą gałeczką.
Ostro\nie ostrzegł ją Mark. Teraz nie potrzebujemy wsparcia
oddziałów paramilitarnych.
Pogłaskał ją po głowie i przez chwilę le\eli w milczeniu.
Wiem, \e pówinnam wziąć odpowiedzialność za swoje \ycie, ale muszę ci
coś wyznać.
Co, kwiatuszku?
Mam ochotę oddać się pod twoją opiekę.
Właśnie to powinnaś zrobić.
Nie, Mark, wcale nie, ale jestem tak zmęczona tym wszystkim, \e nie mam
siły z tobą walczyć.
I nie powinnaś, chcę ci tylko zapewnić bezpieczeństwo,Arianno.
W pokoju nie było okien, więc gdy Mark obudził się, musiał spojrzeć na
zegarek, by zorientować się, która godzina. Na szczęście nie zgasili światła w łazience
i przez lekko uchylone drzwi sączyło się teraz do pokoju. Arianna spała mocno, nie
chciał jej budzić, lecz nie mógł oprzeć się pokusie i przytulił do siebie jej drobne
ciało. Gdy wziął ją w ramiona, zaprotestowała cicho, ale wkrótce uło\yła się
wygodnie i spała dalej z błogim uśmiechem na twarzy.
To była kolejna cudowna noc mo\e nawet wspanialsza od tej, którą spędzili
w yail. Czuł, \e Arianna się zmieniła, pewnie dlatego, \e i on był inny. Jak na ironię,
im bardziej ją prowokował, tym łatwiej mu ulegała. Jednak nigdy w \yciu nie byłby w
stanie jej skrzywdzić czy zranić.
Cieszył się ze swego triumfu, lecz nie wiedział, co się stanie, gdy Arianna
odkryje, \e sprawy wyglądają nieco inaczej. Musi się dowiedzieć, co czuje do niego,
mę\czyzny, który zrzucił maskę.
Na razie nie miał powodu do narzekań. Arianna obdarzyła go nieopisaną
rozkoszą. Gdy ochłonęli po pierwszym zbli\eniu, kochali się po raz drugi. I to
zupełnie inaczej. Tym razem przypominała raczej tygrysicę ni\ kotkę. Nie miała
\adnych zahamowań.
Jednak nie odniósł nad nią całkowitego zwycięstwa. Wkrótce ich miłośne
uniesienia przestaną jej wystarczać i powróci do praęy nad maszynopisem. A on
stanie przed tym samym problemem co poprzednio jak ją przekonać, \eby
poczekała z wydaniem ksią\ki, dopóki sprawa nie zostanie zakończona.
Co prawda, redagowanie maszynopisu dałoby jej zajęcie. Postanowił, \e załatwi
dla niej komputer. W ten sposób zyska trochę czasu, choć trudno powiedzieć ile
parę dni, mo\e tydzień.
Mark postanowił wziąć prysznic. Wciągnął spodnie i poszedł do swojego
pokoju, nie chcąc budzić Arianny. Ledwo zamknął za sobą drzwi, zadzwonił telefon.
To była Marcia Allen, jego asystentka z Nowego Jorku.
Wiem, \e jest wcześnie powiedzialą ale chciałam jak najszybciej
przekazać panu wiadomość. Skontaktowałam się z Francuzami i Niemcami.
Spotkanie mo\na przeło\yć dopiero na początek przyszłego roku. Wszystkie
wcześniejsze terminy nie odpowiadają albo jednej, albo drugiej stronie. Co pan
zdecyduje?
Cholera. To było do przewidzenia. A nie mogę się stąd ruszyć.
Zatem umówić ich na styczeń?
Nie rzeki Mark, pocierając podbródek. Muszę sfinalizować tę umowę.
Teraz albo nigdy.
- Spotkanie ma się odbyć w poniedziałek po południu w pańskim biurze.
Niewykluczone, \e rozmowy przeciągną się na wtorek. Czy zorganizować panu
transport do Nowego Jorku?
Nie, dam sobie radę. Nie mam pojęcia, kiedy przyjadę, lecz będę najpózniej
w poniedziałek rano.
W porządku odparła Marcia. Coś jeszcze?
W jakim nastroju jest mój ojciec?
Coraz bardziej się niecierpliwi. Narzeka na pańskie hobby, jak to nazywa.
Nie mogę go za to winić. Czy wie, gdzie teraz jestem?
Powiedziałam mu, \e jest pan w Kolorado, pózniej ju\ z nim nie
rozmawiałam na ten temat. Właściwie sama nie wiem, gdzie pan obecnie przebywa.
Szczerze mówiąc, ja te\ nie bardzo się orientuję. A jeśli chodzi o ojca, to
zostawmy to tak, jak jest. Nie ma sensu niepotrzebnie komplikować sprawy.
Dobrze.
Dzięki, Marcio.
Powodzenia. Nie wiem, czym pan się teraz zajmuje, ale przypuszczam, \e
tym, co zwykle.
- Właściwie to nie. Trochę czym innym.
- Powstrzymam się od pytań.
Do zobaczenia za parę dni. Mark odło\ył słuchawkę i westchnął. Będzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]