[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wzrok, tajemnicza postać zniknęła. Serafina została cał-
kiem sama. Wróciła do swej chatki. Serce się jej ściskało
na myśl, że nie zobaczy nigdy więcej ukochanego synka.
Codziennie o nim rozmyślała. Miała nadzieję, że chło-
S
R
piec wyzdrowiał. Powtarzała sobie, że rozstanie było
nieuniknione, a co więcej wyszło mu na dobre.
- Jak miał na imię ten chłopiec? - zapytał David,
spoglądając uważnie na opiekunkę.
- Peter.
- Wróżka bardzo go kochała, prawda?
- Bardziej niż kogokolwiek na świecie. Pogodziła się
z myślą, że nigdy więcej go nie zobaczy, ponieważ
chciała żeby wyzdrowiał. Gdy kogoś gorąco kochamy,
gotowi jesteśmy dla niego wiele wycierpieć.
- I co dalej? Czy wróżka spotkała się z Peterem?
- Jutro ci o tym opowiem.
- Wolałbym teraz.
- To bardzo długa bajka. - Melanie z uśmiechem po-
kręciła głową. Pochyliła się i ucałowała chłopca. - Czas
spać kochanie. Pięknych snów.
David uścisnął opiekunkę i opadł na posłanie. Zasnął
w mgnieniu oka.
- Zostanę tu na wypadek, gdyby znów się obudził
- powiedziała Melanie, a Giles skinął głową.
- Dobrze. Będę na dole. Przyjdz do mnie, kiedy u-
znasz za stosowne. Będę czekał cierpliwie. - Pocałował
ją i wyszedł z pokoju.
Melanie spędziła przy łóżku chłopca parę godzin.
Wreszcie i ona opuściła na palcach jego sypialnię.
Giles i Melanie uznali, że ślub powinien się odbyć jak
najszybciej, Giles szybko załatwił wszystkie formalno-
ści. Skromna ceremonia miała nastąpić za dwa tygodnie
i odbyć się w kościele położonym niedaleko rezydencji.
Giles zaprosił na ślub i niewielkie przyjęcie jedynie kil-
ku przyjaciół. Melanie nie chciała zawiadamiać najbliż-
S
R
szych. Wprawdzie pojednała się z rodziną, ale nie miała
ochoty na odnawianie kontaktów. Poza tym obawiała
się, że w przypływie nadmiernej szczerości krewni zdra-
dzą Gilesowi pewne szczegóły jej życiorysu. Stanow-
czo odmówiła, kiedy Giles nalegał, by zadzwoniła do
rodziny.
- Mam nadzieję, że ci się w przyszłości nie narażę
- oznajmił Giles z komiczną powagą. - Wyszło na jaw,
że słodka i łagodna dziewczyna ma żelazną wolę.
Na krótko przed ślubem Melanie opowiedziała Davi-
dowi dalszy ciąg bajki o Serafinie.
- Minęło kilka lat. Wróżka była smutna i przygnę-
biona. Co roku świętowała samotnie urodziny synka.
Piekła tort i umieszczała na nim świeczki; najpierw jed-
ną, potem dwie, trzy i tak dalej.
- Do ilu doszła? - wypytywał David, rzucając na
opiekunkę badawcze spojrzenie.
- Do ośmiu -podparła Melanie i poczuła mocny
uścisk dziecięcej dłoni. Malec dał jej do zrozumienia, że
podoba mu się taka odpowiedz. - Przez osiem lat Sera-
fina tęskniła za synem. Pewnego dnia usłyszała cichy
świergot. Zrozumiała mowę ptaka. Był to wysłannik
z Krainy Milczenia.
- Czy masz dla mnie wieści od syna?
- Smutny, smutny, nieszczęśliwy - zawodził ptaszek
głosem pełnym żalu. - Tęskni, tęskni za tobą.
- Muszę go odnalezć - postanowiła wróżka. - Po-
wiesz mi, jak trafić do Krainy Milczenia?
- Trzeba milczeć, milczeć - zaświergotął ptak i od-
leciał w nieznane.
Melanie przerwała opowieść. David zamknął oczy.
Oddychał wolno i regularnie. Odczekała jeszcze chwilę,
S
R
by się upewnić, że zasnął. Potem ostrożnie uwolniła rękę
z dziecięcej dłoni, pocałowała synka i na palcach wyszła
z pokoju.
W korytarzu natknęła się na Gilesa.
- Wiem, do czego zmierzasz - powiedział cicho. -
Zastanawiam się, czy to rozsądne.
- Co masz na myśli?
- Serafina zapewne symbolizuje rodzoną matkę Da-
vida. Waham się, mówiąc o niej w ten sposób. Nie za-
sługuje na to miano, prawda? Starasz się dać małemu do
zrozumienia, że wcale go nie porzuciła. Jaki masz w tym
cel?
- Chcę go do niej przekonać.
- Przecież go oddała. Dlaczego opowiadasz chłopcu
bajkę, która rozbudza fałszywą nadzieję? Za kilka lat,
kiedy David podrośnie, zapragnie odszukać i poznać tę
kobietę. Czeka go wówczas ogromne rozczarowanie.
Przekona się, że jego matka to kobieta beż serca.
- Giles, nie przesądzaj sprawy. Trudno powiedzieć,
jaką jest osobą. Nie zaprzątajmy sobie głowy przyszło-
ścią. Będzie na to pora. Problem w tym, żeby David
teraz poczuł się pewniej.
Po chwili namysłu Giles skinął głową.
Rankiem w dniu ślubu Melanie zbiegła po schodach,
by zamienić kilka słów z ukochanym. Drzwi gabinetu
były uchylone. Słyszała, jak Giles chodzi po pokoju.
- Witaj, skarbie - zawołała, stając na progu.
Znieruchomiała na widok ciemnowłosej, wysokiej
kobiety stojącej przodem do okna. Poznała ją natych-
miast, chociaż nie widziała twarzy. To była Zena. Od-
wróciła się, nim Melanie zdołała wykrztusić słowo.
S
R
Spojrzenie miała równie zimne i odpychające jak
przed ośmioma laty.
- Witaj, kochanie - usłyszała radosny głos ukocha-
nego. Odruchowo popatrzyła na Gilesa. Cóż za ironia
losu! Zobaczyła na jego twarzy wyraz zachwytu i rado-
ści. Patrzył na nią z uwielbieniem. Był szczęśliwy, że
wkrótce ją poślubi.
- Kochanie - powiedział z czułością. - Zlicznie wy-
glądasz. Po prostu brak mi słów... - Widać było, że
z trudem wraca do rzeczywistości. - Przepraszam, zapo-
minam o dobrych manierach. Zeno, przedstawiam ci
Melanie.
- Ach, tak... - W oczach smukłej kobiety pojawił się
dziwny blask. - Otóż i słynna Melanie. Wiele o pani
słyszałam od, Gilesa i Davida, ale nie przyszło mi do
głowy, że stanę znów oko w oko z tamtą Melanie.
- O co ci chodzi? Kogo masz na myśli? - zapytał
Giles, marszcząc brwi.
- Wyzna mu pani całą prawdę, czy ja mam to zrobić?
- mruknęła Zena z jadowitym uśmiechem.
Melanie nie była w stanie wykrztusić słowa. Czuła
suchość w ustach. Doznała wrażenia, że cały świat wali
się jej na głowę.
- Widzę, że sama będę musiała spełnić ten przykry [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl