[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żymy na bok dzielące nas różnice i spędzimy wieczór jak para
nowożeńców.
- Nie dotkniesz mnie nawet palcem, Reresby - ostrzegła
Catherine. - Zacznę krzyczeć.
- Nie strasz mnie! Nigdy tego nie rób, bo gorzko pożału­
jesz. Będę cię dotykał, kiedy tylko zechcę w każdym miejscu
i o każdej porze. Nie mówmy już o tym. A teraz się rozbieraj.
Catherine z uporem zacisnęła usta i wbiła nienawistne
spojrzenie w Marcusa. Lekko drżącymi rękami zaczęła roz­
wiązywać wstążki i tasiemki. Na koniec dramatycznym ge­
stem rzuciła na podłogę ostatnią część garderoby. Stanęła tak,
żeby Marcus widział niemal każdy załomek jej zgrabnego cia­
ła i połyskliwej skóry.
- Proszę. Tego właśnie chciałeś?
Początkowo Reresby przyglądał jej się z urągliwym uśmie­
chem, ale teraz spoważniał i wpatrywał się w żonę z zachwy­
tem. Catherine była cudowna - zgrabna i delikatna, niczym
71
filigranowa rzeźba stworzona ręką mistrza. Nieco drżała,
zawstydzona tą sytuacją. Marcus poczuł się trochę głupio.
A uparta Catherine, mimo poniżenia, wcale nie zamierzała
padać mu do nóg. Nie załamała się, nie straciła nieugiętego
ducha, i jej mąż mógł za to podziękować Bogu.
Catherine bez słowa podeszła do łóżka, położyła się i pod­
ciągnęła kołdrę pod brodę. Leżała na plecach, wpatrując się
w baldachim. Nie mogła znieść myśli, że jest całkiem naga.
Usłyszała, że Marcus także się rozebrał, ale nie chciała patrzeć
w tamtą stronę. Nawet nie drgnęła, kiedy przyszedł do niej
i wziął ją w ramiona. Czekała, żeby skończyło się to jak naj­
szybciej.
Marcus także się spieszył. Wolał to mieć za sobą, lecz w je­
go zachowaniu nie było brutalności. Starał się postępować
rozważnie i czule. W pewnym momencie Catherine poczuła
bolesny skurcz, ale zanim zdążyła krzyknąć, Marcus zakrył jej
usta pocałunkiem. A potem było już po wszystkim. Marcus
przekręcił się na bok i przymknął oczy. Catherine leżała wciąż
na plecach, dygocąc ze wstydu i zdenerwowania.
Kochała Harry'ego i wiedziała, że będzie go kochać aż do
śmierci. Ubolewała nad tym, że to nie on, tylko jakiś inny
mężczyzna - mężczyzna, nie chłopiec - pozbawił ją dziewic­
twa. To było chyba dla niej najgorsze. Grube łzy płynęły jej
spod zamkniętych powiek i srebrzystą strużką spływały po
policzkach. Co prawda, kochała się z mężem, ale czuła, że
zdradziła Harry'ego.
Ogień wygasł. Marcus leżał wsparty na jednym łokciu
i w ciemnościach patrzył na Catherine. Nie widział jej oczu,
72
więc wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej policzka. Pod pal­
cami wyczuł wilgotne ślady łez. Żona odwróciła się do niego
tyłem i skuliła jak małe dziecko. Chwilę później wtuliła głowę
w ramiona i cicho zaszlochała. Marcus położył dłoń na jej rę­
ce i próbował przyciągnąć do siebie. Odtrąciła go.
- Nie dotykaj mnie, proszę - powiedziała zdławionym gło­
sem. - Proszę.
Marcus starannie okrył ją kołdrą i położył się na wznak.
Coś w nim pękło, gdy słuchał jej stłumionego płaczu. Dopie­
ro teraz wyraźnie zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Popełnił
kolosalny błąd. Powinien dać jej dużo więcej czasu, żeby przy­
wykła do nowej sytuacji. Winien okazać jej cierpliwość, mo­
że nawet zabawić się w zalotnika. Pośpiech jest złym doradcą,
myślał. Teraz już nie mógł uczynić niczego, żeby choć trochę
złagodzić jej cierpienie.
Dziwne, że przyszło mu to do głowy. Mam już trzydzieści
jeden lat i do tej pory zawsze postępowałem wedle własnej
woli. Nawet w najgorszych sytuacjach nie traciłem głowy i po­
trafiłem zachować niewzruszony spokój. Nie dopuszczałem
do siebie złych emocji i żadnych głębszych uczuć. Rozwaga
i opanowanie - to moja dewiza. Cóż więc się stało? Catherine
obudziła w nim coś całkiem nowego; nagle zapragnął być jej
opiekunem, nie tylko kochankiem. Nic z tego nie rozumiał.
Kiedy wreszcie przestała płakać i głęboko zasnęła - zapew­
ne z wyczerpania - pochylił się nad nią i czułym ruchem od­
garnął jej z policzka kosmyk. Postanowił, że będzie czuwać
przy niej do rana. Co więcej, przysiągł sobie, że więcej jej nie
tknie, dopóki sama nie zaprosi go do swego łoża.
73
Deszcz zmienił się w nieprzyjemną mżawkę, a potem
w wilgotną mgłę. Powóz skręcił w rozmiękłą drogę, prowa­
dzącą do wiejskiego majątku rodziny Reresby. Catherine z na­
pięciem spojrzała w okno. Niechętnie myślała o tym, że za
chwilę znajdzie się w domu męża. Podróż minęła im bez przy­
gód, chociaż Marcus wydawał się odległy, zatopiony w my­
ślach. Catherine ze swojej strony starała się go nie rozdrażnić.
Odzywała się rzadko i tylko wtedy, gdy było to niezbędne. Ba­
ła się, że w dłuższej rozmowie straci nad sobą panowanie i da
upust prawdziwym uczuciom.
Już nie była dziewczyną, lecz kobietą, żoną lorda Marcusa
Reresby'ego. Mimo to jej serce nadal należało do Harry'ego
Stapletona. Wstyd, który odczuwała po pamiętnej nocy, spę­
dzonej w ramionach męża w gospodzie na przedmieściach
Hagi, zniknął z nadejściem świtu. Tylko do następnego razu,
pomyślała z bólem. Ciągle pamiętała to dziwne uczucie, kie­
dy Marcus legł na niej całym ciałem i nakrył jej wargi swoi­
mi ustami. Trzy dni minęły, ale na szczęście nie próbował się
do niej zbliżyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl