[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Conan potrząsnął głową i pociągnął kompana w gęstwinę.
Czekali chwilę. Księżyc wzeszedł wyżej i na ścieżkę
padła niebieska poświata.
Nie możemy walczyć z całym Szczepem! wyszeptał
Balthus.
%7ładna ludzka istota nie zdołałaby tak szybko wpaść
na, nasz trop i dogonić nas w tak krótkim czasie
zamruczał Conan. Bądz cicho.
Zapadła cisza pełna napięcia. Balthusowi wydawało się,
że bicie jego serca słychać na milę. Nagle, bez
najcichszego dzwięku oznajmiającego jej nadejście, na
ścieżce pojawiła się płowa bestia. W pierwszej chwili
Aquilończykowi wydawało się, że to straszliwy
szablastozębny i serce podskoczyło mu do gardła. Jednak
przypłaszczony łeb był znacznie mniejszy i węższy; na
ścieżce stał lampart warcząc cicho i tocząc wokół
płonącymi ślepiami. Słaby wietrzyk wiał w kierunku
ukrytych w gąszczu zbiegów, nie pozwalając zwierzęciu
zwęszyć ich zapach. Lampart opuścił łeb i obwąchał szlak,
po czym niepewnie ruszył dalej. Balthusowi dreszcz
przebiegł po plecach. Zwierzę najwidoczniej szło ich
śladem.
I było podejrzliwe. Płonące jak węgle ślepia wodziły
nieustannie spojrzeniem po poboczu ścieżki, a z gardła
wydobywał się głuchy pomruk. Powoli podeszło bliżej i
Conan zamachnął się błyskawicznie, wkładając w ten ruch
całą siłę ramienia i barku. Ciśnięty topór śmignął w
powietrzu jak srebrna smuga. Zanim Balthus zrozumiał co
się dzieje, zobaczył, że lampart wije się w śmiertelnych
Strona 136
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
skurczach. Stalowe ostrze rozpłatało grubą czaszkę i
wbiło się w mózg.
Conan wyskoczył z krzaków, wyrwał topór i wciągnął
ścierwo między drzeway skrywając przed wzrokiem ludzi,
którzy mieli pózniej tędy podążać.
Teraz w drogę; i to szybko! powiedział, wchodząc w
las i kierując się na południe. Za lampartem przyjdą
wojownicy. Zogar wysłał go w pościg jak tylko trochę
ochłonął. Piktowie z pewnością idą za kotem, tylko nie
mogli za nim nadążyć. Lampart krążył wokół wioski aż
trafił na nasz trop wtedy pomknął jak strzała. Nie
mogli dotrzymać mu kroku, ale wskazał im kierunek, w
jakim się udaliśmy. Biegną za nim, orientując się po jego
pomrukach. No, teraz już ich nie usłyszą, ale zobaczą
krew na ścieżce, rozejrzą się trochę i znajdą ścierwo w
krzakach. Jeżeli tylko wpadną na nasz trop, ruszą za
nami. Nie możemy zostawić żadnych śladów.
Mówiąc to, Conan zwinnie unikał nisko zwieszających
się gałęzi i kolczastych krzewów; przemykał się między
drzewami nie dotykając ich pni i zawsze stawiając stopy
tak, by nie pozostawić żadnych śladów zdradzających ich
przejście ale Balthusowi szło to znacznie wolniej i z
większym trudem.
Nie słyszeli żadnych odgłosów pościgu. Przeszli więcej
niż milę, gdy Balthus rzekł:
Czy Zogar Sag używa lampartów jako swoich psów
gończych? Conan potrząsnął głową.
Raczej przywołał go z puszczy, tak jak tamte
zwierzęta.
Jednak dopytywał się Taurańczyk jeżeli może
rozkazywać zwierzętom, to dlaczego nie obróci przeciwko
nam wszystkich leśnych stworzeń? W puszczy jest pełno
lampartów, dlaczego wysłał za nami tylko jednego?
Conan pomilczał chwilę, po czym rzekł niechętnie:
On nie może rozkazywać wszystkim zwierzętom. Tylko
tym, które pamiętają Jhebbal Saga.
Jhebbal Saga? z namysłem powtórzył Aquilończyk.
Wydawało mu się, że słyszał to imię.
Niegdyś wszystkie żywe stworzenia oddawały mu cześć.
Było to dawno temu, kiedy zwierzęta i ludzie mówili
jednym językiem. Ludzie już o tym zapomnieli: nawet
zwierzęta zapomniały. Jednak nieliczne jeszcze pamiętają.
One spełnią życzenia człowieka, który przemówi do nich w
prastarym języku.
Balthus nic nie powiedział. Wrócił myślą do wioski
Piktów i znów ujrzał krwiożercze bestie wyłaniające się z
mrocznej puszczy na wezwanie szamana.
Cywilizowani ludzie śmieją się z tego ciągnął
Strona 137
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
Cymmerianin ale nikt nie potrafił mi wyjaśnić w jaki
sposób Zogar Sag może przywoływać tygrysy, lamparty czy
węże i skłaniać je by wykonywały jego rozkazy. Gdyby się
odważyli, zarzuciliby mi kłamstwo. Tak jest z
cywilizowanymi ludzmi. Jeżeli nie potrafią czegoś
wyjaśnić przy pomocy swej niedowarzonej nauki, to
twierdzą, że nie istnieje.
Taurańczycy byli bardziej zbliżeni do natury niż
większość Aquilończyków i wciąż zachowali niektóre
wierzenia, których zródła ginęły w pomroce dziejów. Poza
tym, Balthus widział na własne oczy to, o czym prawił mu
teraz Conan. Nie mógł nie wierzyć jego słowom.
Słyszałem, że gdzieś w tej puszczy znajduje się
prastary grobowiec Jhebbal Saga ciągnął Conan. Nie
wiem. Nigdy go nie widziałem. Jednak w tych lasach
pamięta o nim więcej zwierząt niż gdzie indziej.
I one też ruszą za nami?
Już ruszyły padła niepokojąca odpowiedz. Zogar
nie wysłałby za nami tylko jednego zwierzęcia.
Więc co robimy? spytał niespokojnie Balthus,
ściskając rękojeść miecza i wpatrując się w mroczny
gąszcz. Na myśl o czających się w nim, uzbrojonych w kły
i pazury, stworach, dreszcz przebiegł mu po krzyżu.
Zobaczysz!
Conan odwrócił się, przykucnął i zaczął kreślić nożem
dziwne wzory na ziemi. Zaglądający mu przez ramię Balthus
nie wiedzieć czemu poczuł znów zimny dreszcz strachu.
Na twarzy nie czuł nawet najlżejszego podmuchu wiatru, a
jednak liście nad ich głowami zaszeleściły dziwnie i
wśród gałęzi rozległ się niesamowity, przeciągający jęk.
Conan spojrzał obojętnie, po czym podniósł się i
popatrzył ponuro na narysowany symbol.
Co to takiego? szepnął Aquilończyk. Znak wydawał
mu się dziwny i zupełnie pozbawiony znaczenia. Osądził,
że to jakiś wzór zdobniczy jednej z pradawnych kultur,
którego nie pozwala mu rozpoznać nieznajomość historii
sztuki. Nie zdawał sobie sprawy jak daleki był od
rozwiązania zagadki.
Ten znak widziałem wyryty na ścianie jaskini, w
której od miliona lat nie postała ludzka stopa mruknął
Conan. Było to wśród bezludnych wzgórz za Morzem
Vilayet, szmat drogi stąd. Pózniej widziałem jak czarny
zaklinacz z Kush kreślił go w przybrzeżnym piasku nie
nazwanej rzeki. Wyjaśnił mi jego znaczenie to święty
znak Jhebbal Saga i stworzeń oddających mu cześć. Patrz!
Skryli się w gęstym listowiu kilka jardów dalej i
czekali w napięciu. Ze wschodu dolatywało bicie bębnów,
którym odpowiadały inne z zachodu i pomocy. Balthus
Strona 138
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
zadrżał, chociaż wiedział, że całe mile dzielą ich od [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
Conan potrząsnął głową i pociągnął kompana w gęstwinę.
Czekali chwilę. Księżyc wzeszedł wyżej i na ścieżkę
padła niebieska poświata.
Nie możemy walczyć z całym Szczepem! wyszeptał
Balthus.
%7ładna ludzka istota nie zdołałaby tak szybko wpaść
na, nasz trop i dogonić nas w tak krótkim czasie
zamruczał Conan. Bądz cicho.
Zapadła cisza pełna napięcia. Balthusowi wydawało się,
że bicie jego serca słychać na milę. Nagle, bez
najcichszego dzwięku oznajmiającego jej nadejście, na
ścieżce pojawiła się płowa bestia. W pierwszej chwili
Aquilończykowi wydawało się, że to straszliwy
szablastozębny i serce podskoczyło mu do gardła. Jednak
przypłaszczony łeb był znacznie mniejszy i węższy; na
ścieżce stał lampart warcząc cicho i tocząc wokół
płonącymi ślepiami. Słaby wietrzyk wiał w kierunku
ukrytych w gąszczu zbiegów, nie pozwalając zwierzęciu
zwęszyć ich zapach. Lampart opuścił łeb i obwąchał szlak,
po czym niepewnie ruszył dalej. Balthusowi dreszcz
przebiegł po plecach. Zwierzę najwidoczniej szło ich
śladem.
I było podejrzliwe. Płonące jak węgle ślepia wodziły
nieustannie spojrzeniem po poboczu ścieżki, a z gardła
wydobywał się głuchy pomruk. Powoli podeszło bliżej i
Conan zamachnął się błyskawicznie, wkładając w ten ruch
całą siłę ramienia i barku. Ciśnięty topór śmignął w
powietrzu jak srebrna smuga. Zanim Balthus zrozumiał co
się dzieje, zobaczył, że lampart wije się w śmiertelnych
Strona 136
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
skurczach. Stalowe ostrze rozpłatało grubą czaszkę i
wbiło się w mózg.
Conan wyskoczył z krzaków, wyrwał topór i wciągnął
ścierwo między drzeway skrywając przed wzrokiem ludzi,
którzy mieli pózniej tędy podążać.
Teraz w drogę; i to szybko! powiedział, wchodząc w
las i kierując się na południe. Za lampartem przyjdą
wojownicy. Zogar wysłał go w pościg jak tylko trochę
ochłonął. Piktowie z pewnością idą za kotem, tylko nie
mogli za nim nadążyć. Lampart krążył wokół wioski aż
trafił na nasz trop wtedy pomknął jak strzała. Nie
mogli dotrzymać mu kroku, ale wskazał im kierunek, w
jakim się udaliśmy. Biegną za nim, orientując się po jego
pomrukach. No, teraz już ich nie usłyszą, ale zobaczą
krew na ścieżce, rozejrzą się trochę i znajdą ścierwo w
krzakach. Jeżeli tylko wpadną na nasz trop, ruszą za
nami. Nie możemy zostawić żadnych śladów.
Mówiąc to, Conan zwinnie unikał nisko zwieszających
się gałęzi i kolczastych krzewów; przemykał się między
drzewami nie dotykając ich pni i zawsze stawiając stopy
tak, by nie pozostawić żadnych śladów zdradzających ich
przejście ale Balthusowi szło to znacznie wolniej i z
większym trudem.
Nie słyszeli żadnych odgłosów pościgu. Przeszli więcej
niż milę, gdy Balthus rzekł:
Czy Zogar Sag używa lampartów jako swoich psów
gończych? Conan potrząsnął głową.
Raczej przywołał go z puszczy, tak jak tamte
zwierzęta.
Jednak dopytywał się Taurańczyk jeżeli może
rozkazywać zwierzętom, to dlaczego nie obróci przeciwko
nam wszystkich leśnych stworzeń? W puszczy jest pełno
lampartów, dlaczego wysłał za nami tylko jednego?
Conan pomilczał chwilę, po czym rzekł niechętnie:
On nie może rozkazywać wszystkim zwierzętom. Tylko
tym, które pamiętają Jhebbal Saga.
Jhebbal Saga? z namysłem powtórzył Aquilończyk.
Wydawało mu się, że słyszał to imię.
Niegdyś wszystkie żywe stworzenia oddawały mu cześć.
Było to dawno temu, kiedy zwierzęta i ludzie mówili
jednym językiem. Ludzie już o tym zapomnieli: nawet
zwierzęta zapomniały. Jednak nieliczne jeszcze pamiętają.
One spełnią życzenia człowieka, który przemówi do nich w
prastarym języku.
Balthus nic nie powiedział. Wrócił myślą do wioski
Piktów i znów ujrzał krwiożercze bestie wyłaniające się z
mrocznej puszczy na wezwanie szamana.
Cywilizowani ludzie śmieją się z tego ciągnął
Strona 137
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
Cymmerianin ale nikt nie potrafił mi wyjaśnić w jaki
sposób Zogar Sag może przywoływać tygrysy, lamparty czy
węże i skłaniać je by wykonywały jego rozkazy. Gdyby się
odważyli, zarzuciliby mi kłamstwo. Tak jest z
cywilizowanymi ludzmi. Jeżeli nie potrafią czegoś
wyjaśnić przy pomocy swej niedowarzonej nauki, to
twierdzą, że nie istnieje.
Taurańczycy byli bardziej zbliżeni do natury niż
większość Aquilończyków i wciąż zachowali niektóre
wierzenia, których zródła ginęły w pomroce dziejów. Poza
tym, Balthus widział na własne oczy to, o czym prawił mu
teraz Conan. Nie mógł nie wierzyć jego słowom.
Słyszałem, że gdzieś w tej puszczy znajduje się
prastary grobowiec Jhebbal Saga ciągnął Conan. Nie
wiem. Nigdy go nie widziałem. Jednak w tych lasach
pamięta o nim więcej zwierząt niż gdzie indziej.
I one też ruszą za nami?
Już ruszyły padła niepokojąca odpowiedz. Zogar
nie wysłałby za nami tylko jednego zwierzęcia.
Więc co robimy? spytał niespokojnie Balthus,
ściskając rękojeść miecza i wpatrując się w mroczny
gąszcz. Na myśl o czających się w nim, uzbrojonych w kły
i pazury, stworach, dreszcz przebiegł mu po krzyżu.
Zobaczysz!
Conan odwrócił się, przykucnął i zaczął kreślić nożem
dziwne wzory na ziemi. Zaglądający mu przez ramię Balthus
nie wiedzieć czemu poczuł znów zimny dreszcz strachu.
Na twarzy nie czuł nawet najlżejszego podmuchu wiatru, a
jednak liście nad ich głowami zaszeleściły dziwnie i
wśród gałęzi rozległ się niesamowity, przeciągający jęk.
Conan spojrzał obojętnie, po czym podniósł się i
popatrzył ponuro na narysowany symbol.
Co to takiego? szepnął Aquilończyk. Znak wydawał
mu się dziwny i zupełnie pozbawiony znaczenia. Osądził,
że to jakiś wzór zdobniczy jednej z pradawnych kultur,
którego nie pozwala mu rozpoznać nieznajomość historii
sztuki. Nie zdawał sobie sprawy jak daleki był od
rozwiązania zagadki.
Ten znak widziałem wyryty na ścianie jaskini, w
której od miliona lat nie postała ludzka stopa mruknął
Conan. Było to wśród bezludnych wzgórz za Morzem
Vilayet, szmat drogi stąd. Pózniej widziałem jak czarny
zaklinacz z Kush kreślił go w przybrzeżnym piasku nie
nazwanej rzeki. Wyjaśnił mi jego znaczenie to święty
znak Jhebbal Saga i stworzeń oddających mu cześć. Patrz!
Skryli się w gęstym listowiu kilka jardów dalej i
czekali w napięciu. Ze wschodu dolatywało bicie bębnów,
którym odpowiadały inne z zachodu i pomocy. Balthus
Strona 138
Howard Robert E - Conan wojownik.txt
zadrżał, chociaż wiedział, że całe mile dzielą ich od [ Pobierz całość w formacie PDF ]