[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dem, gdyż zdawało mu się, że słyszy jakiś odległy, przyciszony jęk, czy głębokie westchnie-
nie.
Nic więc dziwnego, iż nie zwracając najmniejszej uwagi na dotkliwie kłujące mu ręce i
nogi suche gałęzie kolczastej wachti, szybko przedzierał się naprzód, byleby jak najprędzej
stanąć u zródła owych, rzeczywistych, czy urojonych odgłosów. Jeszcze kilka minut upartego,
gorączkowego zmagania się z gęstwą, suchych, zdawałoby się, nieprzebytych zarośli i z piersi
Stefana wydziera się straszny, mrożący krew w żyłach okrzyk.
U nóg jego leży trupio-blada, skrępowana silnymi oplotami powroza, Anita, nie dająca
najmniejszych oznak życia.
78
ROZDZIAA XVII
STEP STRZE%7łE SWOICH TAJEMNIC...
Ludwik Blum otworzył szeroko oczy i błędnym, zaspanym wzrokiem rozejrzał się dokoła,
po czym na powrót opuścił głowę na miękką, poduszkę z mchu i zacisnął powieki aż do bólu
Po cudownym, rozkosznym śnie, ta straszna rzeczywistość, jaka go otaczała, sączyła do duszy
truciznę goryczy i zwątpienia. Nie chciał patrzeć na ten przeklęty świat, jeszcze tak niedawno
uśmiechający się do niego cudnym mirażem świetlanych młodzieńczych marzeń. Dziś
wszystko zdawało mu się być jedynie upiornym koszmarem, a w każdym, najlżejszym nawet
szeleście rozkołysanych lekkim powiewem wiatru traw, słyszał wyraznie odgłosy kroków
skradającego się potwora, który roztwiera straszliwe, zbroczone krwią, szpony, by zdusić go
w okropnym uścisku.
Czuł się jak zwierz zgoniony, nie mogący znalezć bezpiecznego wytchnienia przed zapa-
miętałym, bezwzględnym pościgiem prześladowcy.
Gmach tak misternie pobudowanych marzeń rozsypał się w gruzy raz na zawsze, a pozo-
stała tylko straszna, nieubłagana rzeczywistość i ten potworny lęk w duszy przed nieznanym,
tajemniczym jutrem.
Na tę myśl zimny dreszcz wstrząsa ciałem Ludwika Bluma, a zęby, mimo wzmagającego
się upału, dzwonią zawzięcie.
 Co robić dalej?... co robić?  myśli z rozpacza, widząc, że wszystkie drogi ucieczki zo-
stały zamknięte. Przecież nie dalej, jak wczoraj, kiedy po trzech dniach błądzenia po stepie o
głodzie, upadając ze zmęczenia, dotarł do pierwszej ludzkiej sadyby, z daleka już zauważył
na pierwszej z brzegu budowli duży czerwony plakat ze swoją podobizną, wyciśniętą decy-
metrowymi czcionkami, widniała zachęcająca liczba: 100 tysięcy dolarów, przeznaczono dla
tego, kto przyczyni się do pochwycenia jego, Ludwika Bluma. Dalej następowały bliższe
szczegóły jak rysopis, miejsce przypuszczalnego pobytu poszukiwanego, oraz okoliczności
dotyczące jego sensacyjnej ucieczki z uprowadzona dziewczyną.
Lecz tego już Ludwik nie widział. Upiorny strach, jaki uchwycił go za gardło, pod wpły-
wem tego odkrycia, nie pozwalał mu skupić rozpierzchłych myśli i spokojnie wszystkiego
rozważyć. Zdawało mu się, że czyhający na ową zawrotną, sumę nagrody mieszkańcy małego
osiedla lada chwila wypadną ze swych mieszkań i rzucą się nań, aby następnie związanego
odstawić do najbliższego urzędu policyjnego. Zawrócił więc bez namysłu i pognał z powro-
tem w szeroki, niegościnny step, byleby tylko znalezć się jak najdalej od ludzi.
Nie czuł już głodu ani pragnienia, gdyż wszystko to przytłumiała obawa urojonego pości-
gu, a każdy najmniejszy nawet szelest w jego przewrażliwionej wyobrazni urastał do ogromu
jakichś potępieńczych okrzyków i nawoływań. Dopiero, kiedy noc rozwlokła po stepie nie-
przeniknione mroki i zatarła wszelkie ślady uciekającego człowieka, Blum zwolnił kroku,
zatrzymał się i usiadłszy pod krzewem rozłożystej wachti, odetchnął pełną piersią.
Była to jednak ulga tylko chwilowa, bowiem świadomość, że krótka letnia noc szybko
przeminie i znów znajdzie się samotnym na bezkresnej równi odkrytego stepu, nie mogąc
szukać ratunku między ludzmi, na nowo napawała go trwogą, sprowadzając zarazem niewiarę
we własne siły, apatię i przygnębienie. W dodatku głód, skręcający mu kiszki i straszne pra-
79 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl