[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nazwiska - odparł prokurator.
- A czy macie zanotowane ich nazwiska i adresy? Czy to są mieszkanki naszego
miasta, czy też skądś przyjechały?
- Niestety, jak się pózniej okazało, obie podały fałszywe nazwiska i adresy.
Jezdziliśmy tam, ale nie znalezliśmy nikogo, prócz zupełnie obcych osób. Obie były
przyjezdne, sprawa była więc o tyle trudniejsza.
- Skąd pan wie, że przyjezdne? - przerwał prokurator.
- Może podały fikcyjny adres, ale mieszkają tu do dziś, tylko gdzie indziej.
- Tak, oczywiście - szepnął lekarz w zadumie. - To jest możliwe. Ale mój asystent
sprawdzał również w biurze meldunkowym i nie znalazł w ogóle takich nazwisk, jakie one
podały.
- A jakie to były nazwiska? Czy pan ma zanotowane?
- Tak. Jedna powiedziała, że nazywa się Ewa Pilsz, a druga... zaraz, mam tu gdzieś - o,
jest. Druga: Barbara Seńko.
Zielony długopis, którym Zawistowski notował spiesznie nazwiska, znieruchomiał w
powietrzu.
- Jak pan powiedział? Ewa Pilsz i Barbara Seńko? - powtórzył z ogromnym
zdumieniem.
- Tak - odparł Milczarek, również zdziwiony. - Pan prokurator je zna?
- Czy mógłby pan opisać mi ich wygląd? I kiedy to było? Lekarz, widząc poruszenie
prokuratora, usiadł obok niego na krześle i zaczął opowiadać. A więc, ta pierwsza - Ewa Pilsz
- była dziewczyną lat około dwudziestu, blondynką, bardzo szczupłą i zle odżywioną, ale
sądząc z ubrania i biżuterii - dość zamożną. Druga, Barbara Seńko, to brunetka, tęgawa,
przystojna, lat około trzydziestu. Również chyba niebiedna, bo pielęgniarce dała na
odjezdnym suty napiwek.
- Czy naprawdę nie mógł pan je jakoś zmusić, aby powiedziały, kto to zrobił? -
powiedział z żalem prokurator.
Doktor Milczarek spojrzał na niego i odparł z naganą w głosie:
- Ja tu jestem od leczenia chorych, a nie od zmuszania dorosłych ludzi do
czegokolwiek. Próbowałem im wytłumaczyć szkodliwość takiego postępowania, nalegałem...
nic nie pomogło. Obie zacięły się i odmówiły wszelkich odpowiedzi na ten temat.
- Dlaczego pan nie wezwał milicji albo mnie? Lekarz skrzywił się lekko.
- Nie stosuję takich metod - rzekł z niesmakiem. - Milicja w szpitalu, to ostateczność.
Chorzy się denerwują, więcej potem z tego kłopotu niż pożytku.
- Ale gdyby udało się je zmusić do odpowiedzi, nie byłoby trzeciej ofiary! - odparł
prokurator z wyrzutem w głosie. - Lepsze mniejsze zło niż większe. Nie rozumiem wobec
tego, dlaczego dziś złamał pan swoją zasadę, doktorze?
- Chyba właśnie dlatego - rzekł lekarz z uśmiechem - żeby już nie było następnej
ofiary. Może moja zasada nie zdała egzaminu? Nie wiem - potrząsnął głową ze smutkiem.
- No, to chodzmy - powiedział szorstko prokurator i wstał.
Przeszli przez szeroki, jasny korytarz i zatrzymali się przed drzwiami jednego z
ostatnich pokojów. Lekarz lekko zapukał i wszedł do środka, prosząc prokuratora, aby chwilę
zaczekał. Potem pokazał się znowu i skinął ręką. Zawistowski wszedł na palcach, starając się
niczego nie potrącić, aby nie robić hałasu.
Janina Masłowska była nieprzytomna. Miała wysoką gorączkę i chwilami majaczyła,
szepcząc po cichu oderwane słowa. Prokurator usiadł na brzegu jej łóżka, chcąc zrozumieć
sens tych słów.
- Mówi wciąż o jakimś Heniu - powiedziała pielęgniarka, poprawiając opadającą
kołdrę. - Tak mi się wydaje, że to chyba ojciec dziecka.
W pokoju leżały jeszcze dwie inne chore. Jedna z nich uniosła się na łóżku i rzuciła w
stronę lekarza:
- Pewnie była u jakiejś  babki , żeby się pozbyć, i tak się doszykowała. Sumienia nie
mają te dziewuchy! Najpierw to aż piszczy za chłopakiem, w domu nie usiedzi, a potem taki
koniec.
Zawistowski posiedział jeszcze jakiś czas w pokoju i niczego się nie dowiedziawszy,
odjechał. Wieczorem otrzymał telefon ze szpitala, że Masłowska zmarła, nie odzyskawszy już
przytomności.
ROZDZIAA 7
Daniłowicz spojrzał na wchodzącego kapitana i powiedział, nie ukrywając
zainteresowania:
- Popatrz, co przysłał z Aodzi prokurator Zawistowski. Czytaj - rzucił mu list.
Szczęsny szybko przebiegł oczami treść pisma i zamyślił się.
- Rozumiesz co z tego? - spytał major zaintrygowany. Kapitan wzruszył ramionami.
- Przyznaję, że nie - odparł, przysiadając na brzegu biurka. - Ewa Pilsz i Barbara
Seńko w Aodzi? Sztuczne poronienie? Jedna miała być w tym szpitalu w czerwcu, a druga w
pierwszych dniach lipca... Ależ to zupełny nonsens!
- Szykuj sobie delegację do Aodzi. No i jak teraz wygląda twoja teoria, że Seńko i
Pilsz to jedna i ta sama osoba?
Szczęsny nie odpowiedział.
- Wez delegację - powtórzył Daniłowicz. - Gdyby ci jeszcze kogoś było trzeba, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl