[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poklepała dziewczynę po ręce. - Nie martw się. Przecież nie
znasz pani Harrison. Ona nigdy nie narzeka, lecz jeśli już
dzwoni, to znaczy, że naprawdę zle się czuje. Ma ponad
dziewięćdziesiąt lat i cierpi na niewydolność serca, ale pro-
S
R
wadzi aktywny tryb życia i nie lubi bez potrzeby zawracać
głowy.
Po chwili Toni musiała zmienić kolejny zapis.
- Zadzwoń jeszcze raz do Johna Drumrnonda, Sandy,
i zawiadom go, że wizyta będzie dwa razy dłuższa niż nor-
malnie, bo musi przejść drobny zabieg chirurgiczny. Na ogół
wykonujemy je w czwartek lub w piątek rano.
- Rozumiem. Numer telefonu tego pana jest w kompute-
rze?
- Tak. Spróbuj sama znalezć.
Sandy wykonała zadanie i od razu poweselała.
- Zapisałam go na przyszły piątek na półgodzinną wizytę.
- Wspaniale.
- Czemu te środowe godziny są podzielone kreską?
- To dyżury Sophie. Właśnie kończy praktykę lekarską i
w środy po południu ma zajęcia w szpitalu, a w czwartki
wykłady, więc daliśmy jej trochę luzu. W pazdzierniku zdaje
końcowe egzaminy.
- A wizyty domowe? Też trzeba na nie przeznaczać pół
godziny?
- Przynajmniej. Poza tym ograniczamy ich liczbę do mi-
nimum i mamy swój rejon. Widzisz ten okrąg na mapie?
- Toni wskazała wiszący na ścianie plan Christchurch.
- Skąd mogę wiedzieć, do kogo rzeczywiście trzeba po-
jechać?
- Zawsze do pacjentów z domów opieki. Oraz do nieule-
czalnie chorych, którzy są u nas zarejestrowani. Wkrótce
poznasz ich nazwiska. W razie jakichkolwiek wątpliwości
zawsze mnie pytaj. Niektórzy ludzie są bardzo wymagający,
a wizyty domowe już nie należą do standardowych obowiąz-
ków internisty.
- Nigdy ci nie dorównam, Toni. Ty wiesz tak dużo.
S
R
- Miałam mnóstwo czasu, aby się nauczyć. - Toni
uśmiechnęła się kwaśno. - Zobaczysz, wkrótce będziesz mieć
to wszystko w jednym palcu.
Nie pomyliła się. W następnym tygodniu Sandy przejęła
dużo czasochłonnych zadań. Witała pacjentów, przyjmowała
pieniądze, dokonywała wpłat w banku, a nawet poznała gu-
sty koleżanek i kolegów i przynosiła im lunch z pobliskiej
piekarni.
Josh wyleczył się z grypy i wyglądał lepiej, lecz nadal
jadał mało, był blady i jakby przygaszony. Toni zastanawiała
się, czy ma to jakiś związek z dwoma długimi wizytami
Janice Reynolds. Wiedziała, że Janice w końcu przekonała
Josha, aby przepisał jej leki antydepresyjne.
- Potrzebuję tego, żeby jakoś przetrwać najbliższy mie-
siąc lub dwa - tłumaczyła się. - Pózniej stanę na nogi.
- Nie wątpię - zapewniła ją Toni. - To wymaga czasu.
Josh miał podobne zdanie.
- Dałem jej skierowanie do psychologa. Nie umiem po-
magać w takich sytuacjach.
- Nieprawda - zaprotestowała Toni. - Okazujesz ludziom
wiele serca. Rozumiesz ich.
- Aż za dobrze. W tym cały problem. - Josh skubał folię,
w którą owinięta była kanapka, po czym ją odsunął. - Ci,
którzy zostają, bardzo cierpią. Szczęście, że nie mam żadnej
rodziny. Zwłaszcza żony lub dzieci. Wyobraz sobie, ile osób
by cierpiało, gdyby Ben z kimś się związał? - Josh posłał
Toni dziwny uśmieszek. - Gdybym ja wyciągnął kopyta, nikt
nie byłby szczególnie zdruzgotany.
- Cóż za okropne podejście, Josh!
- Dlaczego?
- To skrajny egoizm.
- Egoizm? Nie sądzisz, że samotność Bena była raczej
S
R
dowodem altruizmu? Chciał oszczędzić matce cierpień. Mo-
że nawet był w kimś zakochany, ale nie zdecydował się na
małżeństwo, aby jego żona nie miała powodów do rozpaczy.
- Gdyby ona też go kochała, byłoby to z jego strony
okrucieństwem.
- Większym okrucieństwem byłoby ofiarować tej kobie-
cie coś bez przyszłości.
- Nie zgadzam się z tobą, Josh. Zakochana kobieta cier-
piałaby bardziej, sądząc, że on nie wie o jej uczuciach lub
ich nie odwzajemnia. - Toni westchnęła. - Moim zdaniem
Ben niepotrzebnie zrezygnował z miłości. Wmawiał sobie,
że całymi garściami czerpie z życia to, co najlepsze, ale
w rzeczywistości właśnie tego nie zaznał.
Josh miał taką minę, jakby analizował tę opinię. Ale w je-
go spojrzeniu malowało się tyle udręki, że Toni obserwowała
go z rosnącym niepokojem. Przecież prowadzili tylko teore- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl