[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mógł przewidzieć pojawienia się Lynn... Ani tego, że Elle
tak pochopnie oceni sytuację.
I oto, jak na tym wyszedł.
Dzięki, Nathan.
206/234
Nie ma za co. Daj mi jutro znać co i jak.
Dobra. Gabe rozłączył się i natychmiast wybrał
nowy numer. Odebrał kobiecy głos:
Tu Roxanne.
To była kobieta, z którą Elle jadła kolację tego
wieczoru, kiedy dał jej kwiaty. Wtedy stanęła po jego
stronie, może i tym razem tak będzie.
Roxanne, mówi Gabe. Szu... Usłyszał kliknięcie i
połączenie zostało zerwane.
Co do diabła? Gabe potrząsnął komórką, marszcząc
brwi. Chyba się nie rozłączyła. Co to za maniery? Zgrzyta-
jąc zębami, znów wybrał numer. Tym razem odebrała po
jednym sygnale.
Czego, do diabła, chcesz?
Najwyrazniej rozmawiała już z Elle. To dobrze. To
oznaczało, że Elle kontaktowała się z nią, zanim wyłączyła
swoją komórkę. To znacznie zmniejszało prawdo-
podobieństwo pobicia czy napadu.
Wiesz, gdzie jest Elle?
Nie chce z tobą rozmawiać.
Gabe poczuł taką ulgę, że prawie zjechał z szosy. Była
cała i zdrowa. Wściekła jak diabli, ale cała.
Jest u ciebie? Nic jej nie jest?
O czym ty opowiadasz? Boże, dzisiejsi mężczyzni to
skończeni idioci. Słuchaj, Elle nie chce mieć z tobą nic
wspólnego, więc zostaw ją w spokoju. Okej? Okej.
Kliknięcie.
Gabe zdjął nogę z gazu, zastanawiając się, czy nie
spróbować odszukać domu Roxanne. Nie, nie mógł tego
207/234
zrobić. Elle już i tak pewnie świrowała, nie mógł pojawić
się tam znienacka niczym jakiś szalony prześladowca, żeby
nalać jej trochę oleju do głowy.
Nawet jeśli dokładnie na to miał ochotę.
Zawrócił i ruszył z powrotem na północ. Dziś wieczór
mógł już tylko próbować uciec ścigającym go demonom,
które domagały się, aby dał za wygraną i pozwolił jej ode-
jść. Elle uważała, że na nią nie zasługuje. Zawsze tak
myślała. Znudziło jej się zadawanie z byle kim i była go-
towa znów żyć mrzonkami o dżentelmenie, który zawróci
jej w głowie.
Ma to gdzieś. Czemu nie docierało do niej, że
prawdziwi dżentelmeni nie zawracali nikomu w głowach?
To faceci tacy jak on Elle nazywała ich neander-
talczykami i skreślała byli w tym dobrzy.
Nie pozwoli jej odejść, choćby nie wiem co.
Gabe przewinął listę kontaktów i znów wybrał numer
Elle. Tym razem usłyszał sygnał.
Halo.
Chryste, musiała płakać. Słyszał to w jej głosie.
Elle.
Czego chcesz?
No dobrze, spodziewał się, że będzie na niego zła po
tym, jak uciekła, ale lodowaty ton jej głosu zmroził go
skuteczniej, niż gdyby się rozłączyła.
Skarbie...
Nie masz prawa tak do mnie mówić. Już nie.
Każde jej słowo raniło go jak cios nożem.
Co u...
208/234
Ale nie zamierzała pozwolić mu dokończyć.
Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń. Zawahała
się. Nie chcę cię.
A więc już go osądziła. Ta idiotka była tak pewna
swoich racji, że nie chciała wysłuchać niczego, co miał do
powiedzenia. Proszę bardzo. Jeszcze nigdy nie musiał się
tłumaczyć kukurydzianym księżniczkom i na pewno nie
zamierzał zacząć, do cholery.
Powinien był trzymać gębę na kłódkę, ale tego było
już za wiele.
Tak? Jeszcze niedawno mówiłaś coś zupełnie
innego.
Elle wydała z siebie ni to szloch, ni to śmiech.
Wiesz co? Dziś udowodniłeś, że od początku mi-
ałam rację. Więc pięknie dziękuję. Następnym razem nie
popełnię tego samego błędu. %7łegnaj, Gabe. Jej głos był
tak zmieniony od płaczu, że ledwo ją rozumiał. Proszę,
nie dzwoń więcej.
Przyciskał słuchawkę do ucha jeszcze długo po tym,
jak się rozłączyła. Zamrugał i dopiero teraz zauważył, że
stoi na znaku stopu, odkąd odebrała telefon. Nie wiedział,
co robić. W pierwszym odruchu chciał ją odszukać, ale
brzmiała tak, jakby podjęła już decyzję. Nie miało zn-
aczenia to, jak on się czuł, to, że nadawali na tych samych
falach, ani to, że tak świetnie im się układało aż do tej chol-
ernej katastrofy Elle nie chciała już się z nim spotykać.
Nie mogła dać mu tego jaśniej do zrozumienia, nawet
gdyby napisała mu to na czole swoją różową szminką. Tą
samą przeklętą szminką, o której nie mógł przestać myśleć.
Gabe pokręcił głową, w której brzęczało mu jak w ulu.
Musiał stąd wyjechać, przynajmniej na kilka dni. Spojrzeć
209/234
trzezwo na sytuację. Stwierdzić, czego chce. Zrobić
cokolwiek, byle nie stać na znaku stopu i czekać, aż dziura
w sercu pochłonie go w całości.
Podjął decyzję i ruszył do siebie. Pusty dom zdawał
się z niego drwić, gdy szedł do swojego pokoju. Tutaj,
namacalnie czując swą samotność, wiedział, że zdecydował
właściwie. Wszedł do sypialni, wrzucił kilka zmian ubrań do
torby na ramię. Poleci zająć się klubem w Los Angeles,
ponieważ akurat ten problem był w stanie rozwiązać.
Będą mieli oboje kilka dni, żeby ochłonąć, a potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
mógł przewidzieć pojawienia się Lynn... Ani tego, że Elle
tak pochopnie oceni sytuację.
I oto, jak na tym wyszedł.
Dzięki, Nathan.
206/234
Nie ma za co. Daj mi jutro znać co i jak.
Dobra. Gabe rozłączył się i natychmiast wybrał
nowy numer. Odebrał kobiecy głos:
Tu Roxanne.
To była kobieta, z którą Elle jadła kolację tego
wieczoru, kiedy dał jej kwiaty. Wtedy stanęła po jego
stronie, może i tym razem tak będzie.
Roxanne, mówi Gabe. Szu... Usłyszał kliknięcie i
połączenie zostało zerwane.
Co do diabła? Gabe potrząsnął komórką, marszcząc
brwi. Chyba się nie rozłączyła. Co to za maniery? Zgrzyta-
jąc zębami, znów wybrał numer. Tym razem odebrała po
jednym sygnale.
Czego, do diabła, chcesz?
Najwyrazniej rozmawiała już z Elle. To dobrze. To
oznaczało, że Elle kontaktowała się z nią, zanim wyłączyła
swoją komórkę. To znacznie zmniejszało prawdo-
podobieństwo pobicia czy napadu.
Wiesz, gdzie jest Elle?
Nie chce z tobą rozmawiać.
Gabe poczuł taką ulgę, że prawie zjechał z szosy. Była
cała i zdrowa. Wściekła jak diabli, ale cała.
Jest u ciebie? Nic jej nie jest?
O czym ty opowiadasz? Boże, dzisiejsi mężczyzni to
skończeni idioci. Słuchaj, Elle nie chce mieć z tobą nic
wspólnego, więc zostaw ją w spokoju. Okej? Okej.
Kliknięcie.
Gabe zdjął nogę z gazu, zastanawiając się, czy nie
spróbować odszukać domu Roxanne. Nie, nie mógł tego
207/234
zrobić. Elle już i tak pewnie świrowała, nie mógł pojawić
się tam znienacka niczym jakiś szalony prześladowca, żeby
nalać jej trochę oleju do głowy.
Nawet jeśli dokładnie na to miał ochotę.
Zawrócił i ruszył z powrotem na północ. Dziś wieczór
mógł już tylko próbować uciec ścigającym go demonom,
które domagały się, aby dał za wygraną i pozwolił jej ode-
jść. Elle uważała, że na nią nie zasługuje. Zawsze tak
myślała. Znudziło jej się zadawanie z byle kim i była go-
towa znów żyć mrzonkami o dżentelmenie, który zawróci
jej w głowie.
Ma to gdzieś. Czemu nie docierało do niej, że
prawdziwi dżentelmeni nie zawracali nikomu w głowach?
To faceci tacy jak on Elle nazywała ich neander-
talczykami i skreślała byli w tym dobrzy.
Nie pozwoli jej odejść, choćby nie wiem co.
Gabe przewinął listę kontaktów i znów wybrał numer
Elle. Tym razem usłyszał sygnał.
Halo.
Chryste, musiała płakać. Słyszał to w jej głosie.
Elle.
Czego chcesz?
No dobrze, spodziewał się, że będzie na niego zła po
tym, jak uciekła, ale lodowaty ton jej głosu zmroził go
skuteczniej, niż gdyby się rozłączyła.
Skarbie...
Nie masz prawa tak do mnie mówić. Już nie.
Każde jej słowo raniło go jak cios nożem.
Co u...
208/234
Ale nie zamierzała pozwolić mu dokończyć.
Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń. Zawahała
się. Nie chcę cię.
A więc już go osądziła. Ta idiotka była tak pewna
swoich racji, że nie chciała wysłuchać niczego, co miał do
powiedzenia. Proszę bardzo. Jeszcze nigdy nie musiał się
tłumaczyć kukurydzianym księżniczkom i na pewno nie
zamierzał zacząć, do cholery.
Powinien był trzymać gębę na kłódkę, ale tego było
już za wiele.
Tak? Jeszcze niedawno mówiłaś coś zupełnie
innego.
Elle wydała z siebie ni to szloch, ni to śmiech.
Wiesz co? Dziś udowodniłeś, że od początku mi-
ałam rację. Więc pięknie dziękuję. Następnym razem nie
popełnię tego samego błędu. %7łegnaj, Gabe. Jej głos był
tak zmieniony od płaczu, że ledwo ją rozumiał. Proszę,
nie dzwoń więcej.
Przyciskał słuchawkę do ucha jeszcze długo po tym,
jak się rozłączyła. Zamrugał i dopiero teraz zauważył, że
stoi na znaku stopu, odkąd odebrała telefon. Nie wiedział,
co robić. W pierwszym odruchu chciał ją odszukać, ale
brzmiała tak, jakby podjęła już decyzję. Nie miało zn-
aczenia to, jak on się czuł, to, że nadawali na tych samych
falach, ani to, że tak świetnie im się układało aż do tej chol-
ernej katastrofy Elle nie chciała już się z nim spotykać.
Nie mogła dać mu tego jaśniej do zrozumienia, nawet
gdyby napisała mu to na czole swoją różową szminką. Tą
samą przeklętą szminką, o której nie mógł przestać myśleć.
Gabe pokręcił głową, w której brzęczało mu jak w ulu.
Musiał stąd wyjechać, przynajmniej na kilka dni. Spojrzeć
209/234
trzezwo na sytuację. Stwierdzić, czego chce. Zrobić
cokolwiek, byle nie stać na znaku stopu i czekać, aż dziura
w sercu pochłonie go w całości.
Podjął decyzję i ruszył do siebie. Pusty dom zdawał
się z niego drwić, gdy szedł do swojego pokoju. Tutaj,
namacalnie czując swą samotność, wiedział, że zdecydował
właściwie. Wszedł do sypialni, wrzucił kilka zmian ubrań do
torby na ramię. Poleci zająć się klubem w Los Angeles,
ponieważ akurat ten problem był w stanie rozwiązać.
Będą mieli oboje kilka dni, żeby ochłonąć, a potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]