[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krzesło. Dopiero po chwili dotarło do niego zgłuszone szczekanie psa,
wypuścił go więc z kuchni i pieszczotliwie podrapał za uchem. - Przestań
się bać. Już po wszystkim. Oni już tu więcej nie przyjdą... - Nierozłączne
siostry dwie - młodzież i SP! - śpiewali maszerując z łopatami na ramieniu
przez porosłe ruinami miasto. W pogadankach na zajęciach świetlicowych
mówiono im, że to trud ich rąk przywróci stolicę życiu. Ich pot wzejdzie
ziarnem nowych domów. Ich krok - to krok żołnierzy pokoju, którzy wydali
wojnę ruinom i zgliszczom. Nasłuchał się sporo takich słów na pogadankach,
ale bardziej od nich podobała mu się prowadząca te zajęcia dziewczyna.
Smukła była, spod furażerki wypływała fala ciemnych włosów, a gdy się
uśmiechała, w Bronku aż się jakieś światło zapalało. Myślał o niej w drodze
na wykop trasy W-Z, myślał, gdy z zaciekłym uporem pchał po szynach wózek
na miejsce zwałki. Pot spływał mu na oczy, obok tętniły kilofy, turkotały
kółka wagoników. Podjechał do miejsca ładowania. Czekając, aż Kiks załaduje
jego wózek ziemią, wpatrywał się jak zahipnotyzowany w granatową fontannę,
która lśniła od potu na obnażonym torsie chłopaka. - Gdzie to robią? -
spytał wskazując na tatuaż. - Jak załadujesz sam dziesięć wózków, to cię
zaprowadzę wyciągnął z kieszeni spodni kopiowy ołówek. - Będziesz sobie
mógł zamówić nawet dziewczynę na byku - narysował szkic na mokrej od potu
piersi Bronka i mrużąc cwaniacko oko, dorzucił: - A tu imię. Ewa! - Skąd
wiesz? - żachnął się. - Myślisz, że jesteś pierwszy?! Cała brygada się w
niej buja! Sięgnął ręką, by zetrzeć ślad ołówka, ale Bronek powstrzymał go.
Złapał łopatę i zaczął ładować ziemię. W powrotnej drodze do obozu słowa
hymnu Służby Polsce brzmiały mniej radośnie. Junacy byli zmordowani i
głodni. Zbliżyli się do bramy z napisem "Brygada SP" i dostrzegli stojącą
przy tablicy wyników kulturalno-oświatową. Spod furażerki strzelały ku nim
jasne, wesołe oczy. Na widok "Ewy z raju" - jak ją nazywali - nogi same
poderwały się do marszu. Bronek wpatrzył się w dziewczynę, jak idący w bój
legioniści patrzyli w Cezara. Przybijał mocno zelówkami, basował w chórze,
a ręką zawadiacko przesunął furażerkę na prawe oko. Kiks trącił kolegów.
Ktoś podstawił Bronkowi nogę. Chłopak stracił równowagę, uderzył w plecy
idącego przed nim junaka i wśród ogólnego śmiechu wypadł z kolumny.
Wściekły otrzepywał z kurzu furażerkę. Ewa nie dostrzegła nawet tego
incydentu. Nie pobiegł z innymi do zbielałych od słońca namiotów. Stał i
patrzył na dziewczynę. Kiedy ruszyła w stronę kuchni, uśmiechnął się do
niej. Wzrok Ewy padł na byka, którego Kiks wykonał chemicznym ołówkiem na
jego piersi. Parsknęła śmiechem. - Zapnijcie mundur - rzuciła przechodząc.
Bronek zerknął na szkic. Strugi potu rozmazały dziewicę na byku, granatowe
plamy zalały wyrysowane imię "Ewa". Nie był pewien, czy zdołała je
przeczytać. W każdym razie po raz pierwszy go zauważyła i odezwała się do
niego. Pod wieczór zebrali się przy tablicy, ustawionej przy wale ochronnym
strzelnicy. Posiadali byle jak na ziemi, ściskając w rękach ołówki.
Niektórzy, aby ułatwić sobie zadanie, trzymali zeszyty na deskach
podpartych cegłami. Wysunięte języki świadczyły o mozole nauki. Spracowane
palce z trudem kreśliły znaczki liter. W brygadzie spory odsetek junaków
nie umiał czytać i pisać. Nie była to pierwsza lekcja, a jej uczestnicy
należeli do zaawansowanych. Ewa, jak w pierwszej klasie, dużymi i wyraznymi
literami wypisywała na tablicy: "Warszawa to nasza duma" i "Cały naród
odbudowuje stolicę". Chodząc między uczniami, zaglądała im przez ramię, czy
dają sobie radę z przepisywaniem. Tu i ówdzie przystawała, poprawiając
nieudolne kulfony. Mrużąc oczy w blasku zachodzącego słońca, zapowiedziała:
- Jutro będziemy się uczyć pisać listy! Zanim skończycie służbę, będziecie
mogli napisać już sami list do domu. - Ale kto go tam przeczyta? - zapytał
mikry chłopaczek, a reszta kursantów gruchnęła śmiechem. Ewa podniosła
rękę. - Nie ma co się śmiać - powiedziała poważnie. - To dziedzictwo
minionej epoki. Za kilka lat nie będzie w Polsce analfabetów. A teraz
proszę to przepisać i oddać mi. Bronek siedział trochę na uboczu i nie
zwracał uwagi na to, co się wokół niego działo. Umiał czytać i pisać i
właśnie postanowił to wykorzystać. Pisał list do Ewy. Przyszedł tu z
własnej woli zamiast grać w siatkówkę. Gdy junak, zbierający prace, zbliżył
się do niego, podał mu kartkę i czekał na efekt. Ewa przeglądała kartki. W
pewnym momencie spytała: - Kto to napisał? Podpis jest: Bronisław! Chcę go
poznać! Bronek podniósł się. Zadowolony z osiągniętego celu zbliżył się do
tablicy. Na jego twarzy zagośćił triumfalny uśmiech: wyróżniła go,
zauważyła: - Posłuchajcie wszyscy, co ten junak napisał: "Mowa moja będzie
krótka, chciałbym trafić do twojego ogródka. Dość mam już życia w ciągłej
rozterce, dla ciebie odtąd bije me serce..." - junacy słuchali z
rozdziawionymi ustami, nie wiedząc, czy mają podziwiać tak składną poezję,
czy wyśmiać zawarte w niej propozycje. - "Kochana pani Ewo, zachwyciłem się
w tobie cholernie mocno i chciałbym się z tobą spotkać po apelu!" Ta
deklaracja, z odpowiednio ironiczną intonacją odczytana przez dziewczynę,
wyzwoliła huragan śmiechu. Kwiczeli, ryczeli, klepali łapami w deski, a on
stał jak goły w pokrzywach. Ni się uśmiechać, ni powagę zachować, uciec by
najlepiej, ale jak? Tymczasem Ewa, podkreślając błędy czerwonym ołówkiem,
wskazała na niego. - Widzicie, jakich mamy tu poetów?! Siedem błędów! -
zwróciła się do Bronka, który wywiercił obcasem trzewika dziurę w murawie.
- Może zamiast składać takie propozycje, zająłbyś się ortografią?! Czerwony
ze złości wyrwał swój list i pędem uciekł ze strzelnicy. Gonił go szyderczy
śmiech i oklaski. Kiedy wieczorem wrócił po apelu do namiotu, usłyszał
skandowanie osiemdziesięciu gardeł: - "Mowa moja będzie krótka, chciałbym
trafić do twego ogródka". Upokorzony zwalił się na pryczę i udawał, że śpi.
Raptem ktoś go potrząsnął za ramię. Ujrzał nad sobą Kiksa w samej koszulce
gimnastycznej. - Bronek. Ona czeka... - szeptał konspiracyjnie. - Chodz! -
Kto? Gdzie? - Ewa... Idz, frajerze! Usiadł na pryczy. Wciągając spodnie,
dopytywał się, gdzie jest oczekiwany. - Na strzelnicy. - Nie wierzę. - Mnie
nie wierzysz? - oburzył się Kiks. - Pod hajrem! Czeka. Namiot trząsł się od
chrapania. Bronek nie zawiązując sznurówek trzewików wymknął się na dwór.
Ruszył między namiotami w stronę strzelnicy. W kępie krzaków tarniny
zobaczył w księżycowym poblasku smukłą sylwetkę w furażerce, spod której
wypływała fala włosów. Zdawało mu się, że wyciąga do niego ramiona.
Przyspieszył i nagle ziemia rozstąpiła mu się pod nogami. Rąbnął, aż
zadudniło. Wtedy usłyszał triumfalny wrzask, śmiech i skandowanie: - "Mowa
moja będzie krótka, trafiłem już do ogródka!" Próbując wygramolić się z
dołu, ujrzał nad sobą pochylone twarze junaków. Najgłośniej wydzierał się
nieduży chłopak z kłębem pakuł do czyszczenia broni, które wepchnięte pod
furażerkę udawać miały loki. A on tkwił w dole, zamaskowanym gałęziami, jak
głupi niedzwiedz złapany w potrzask. Wściekły wylazł wreszcie i stanął
twarzą w twarz z zastępcą komendanta brygady. Mirosław Kuzniak, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
krzesło. Dopiero po chwili dotarło do niego zgłuszone szczekanie psa,
wypuścił go więc z kuchni i pieszczotliwie podrapał za uchem. - Przestań
się bać. Już po wszystkim. Oni już tu więcej nie przyjdą... - Nierozłączne
siostry dwie - młodzież i SP! - śpiewali maszerując z łopatami na ramieniu
przez porosłe ruinami miasto. W pogadankach na zajęciach świetlicowych
mówiono im, że to trud ich rąk przywróci stolicę życiu. Ich pot wzejdzie
ziarnem nowych domów. Ich krok - to krok żołnierzy pokoju, którzy wydali
wojnę ruinom i zgliszczom. Nasłuchał się sporo takich słów na pogadankach,
ale bardziej od nich podobała mu się prowadząca te zajęcia dziewczyna.
Smukła była, spod furażerki wypływała fala ciemnych włosów, a gdy się
uśmiechała, w Bronku aż się jakieś światło zapalało. Myślał o niej w drodze
na wykop trasy W-Z, myślał, gdy z zaciekłym uporem pchał po szynach wózek
na miejsce zwałki. Pot spływał mu na oczy, obok tętniły kilofy, turkotały
kółka wagoników. Podjechał do miejsca ładowania. Czekając, aż Kiks załaduje
jego wózek ziemią, wpatrywał się jak zahipnotyzowany w granatową fontannę,
która lśniła od potu na obnażonym torsie chłopaka. - Gdzie to robią? -
spytał wskazując na tatuaż. - Jak załadujesz sam dziesięć wózków, to cię
zaprowadzę wyciągnął z kieszeni spodni kopiowy ołówek. - Będziesz sobie
mógł zamówić nawet dziewczynę na byku - narysował szkic na mokrej od potu
piersi Bronka i mrużąc cwaniacko oko, dorzucił: - A tu imię. Ewa! - Skąd
wiesz? - żachnął się. - Myślisz, że jesteś pierwszy?! Cała brygada się w
niej buja! Sięgnął ręką, by zetrzeć ślad ołówka, ale Bronek powstrzymał go.
Złapał łopatę i zaczął ładować ziemię. W powrotnej drodze do obozu słowa
hymnu Służby Polsce brzmiały mniej radośnie. Junacy byli zmordowani i
głodni. Zbliżyli się do bramy z napisem "Brygada SP" i dostrzegli stojącą
przy tablicy wyników kulturalno-oświatową. Spod furażerki strzelały ku nim
jasne, wesołe oczy. Na widok "Ewy z raju" - jak ją nazywali - nogi same
poderwały się do marszu. Bronek wpatrzył się w dziewczynę, jak idący w bój
legioniści patrzyli w Cezara. Przybijał mocno zelówkami, basował w chórze,
a ręką zawadiacko przesunął furażerkę na prawe oko. Kiks trącił kolegów.
Ktoś podstawił Bronkowi nogę. Chłopak stracił równowagę, uderzył w plecy
idącego przed nim junaka i wśród ogólnego śmiechu wypadł z kolumny.
Wściekły otrzepywał z kurzu furażerkę. Ewa nie dostrzegła nawet tego
incydentu. Nie pobiegł z innymi do zbielałych od słońca namiotów. Stał i
patrzył na dziewczynę. Kiedy ruszyła w stronę kuchni, uśmiechnął się do
niej. Wzrok Ewy padł na byka, którego Kiks wykonał chemicznym ołówkiem na
jego piersi. Parsknęła śmiechem. - Zapnijcie mundur - rzuciła przechodząc.
Bronek zerknął na szkic. Strugi potu rozmazały dziewicę na byku, granatowe
plamy zalały wyrysowane imię "Ewa". Nie był pewien, czy zdołała je
przeczytać. W każdym razie po raz pierwszy go zauważyła i odezwała się do
niego. Pod wieczór zebrali się przy tablicy, ustawionej przy wale ochronnym
strzelnicy. Posiadali byle jak na ziemi, ściskając w rękach ołówki.
Niektórzy, aby ułatwić sobie zadanie, trzymali zeszyty na deskach
podpartych cegłami. Wysunięte języki świadczyły o mozole nauki. Spracowane
palce z trudem kreśliły znaczki liter. W brygadzie spory odsetek junaków
nie umiał czytać i pisać. Nie była to pierwsza lekcja, a jej uczestnicy
należeli do zaawansowanych. Ewa, jak w pierwszej klasie, dużymi i wyraznymi
literami wypisywała na tablicy: "Warszawa to nasza duma" i "Cały naród
odbudowuje stolicę". Chodząc między uczniami, zaglądała im przez ramię, czy
dają sobie radę z przepisywaniem. Tu i ówdzie przystawała, poprawiając
nieudolne kulfony. Mrużąc oczy w blasku zachodzącego słońca, zapowiedziała:
- Jutro będziemy się uczyć pisać listy! Zanim skończycie służbę, będziecie
mogli napisać już sami list do domu. - Ale kto go tam przeczyta? - zapytał
mikry chłopaczek, a reszta kursantów gruchnęła śmiechem. Ewa podniosła
rękę. - Nie ma co się śmiać - powiedziała poważnie. - To dziedzictwo
minionej epoki. Za kilka lat nie będzie w Polsce analfabetów. A teraz
proszę to przepisać i oddać mi. Bronek siedział trochę na uboczu i nie
zwracał uwagi na to, co się wokół niego działo. Umiał czytać i pisać i
właśnie postanowił to wykorzystać. Pisał list do Ewy. Przyszedł tu z
własnej woli zamiast grać w siatkówkę. Gdy junak, zbierający prace, zbliżył
się do niego, podał mu kartkę i czekał na efekt. Ewa przeglądała kartki. W
pewnym momencie spytała: - Kto to napisał? Podpis jest: Bronisław! Chcę go
poznać! Bronek podniósł się. Zadowolony z osiągniętego celu zbliżył się do
tablicy. Na jego twarzy zagośćił triumfalny uśmiech: wyróżniła go,
zauważyła: - Posłuchajcie wszyscy, co ten junak napisał: "Mowa moja będzie
krótka, chciałbym trafić do twojego ogródka. Dość mam już życia w ciągłej
rozterce, dla ciebie odtąd bije me serce..." - junacy słuchali z
rozdziawionymi ustami, nie wiedząc, czy mają podziwiać tak składną poezję,
czy wyśmiać zawarte w niej propozycje. - "Kochana pani Ewo, zachwyciłem się
w tobie cholernie mocno i chciałbym się z tobą spotkać po apelu!" Ta
deklaracja, z odpowiednio ironiczną intonacją odczytana przez dziewczynę,
wyzwoliła huragan śmiechu. Kwiczeli, ryczeli, klepali łapami w deski, a on
stał jak goły w pokrzywach. Ni się uśmiechać, ni powagę zachować, uciec by
najlepiej, ale jak? Tymczasem Ewa, podkreślając błędy czerwonym ołówkiem,
wskazała na niego. - Widzicie, jakich mamy tu poetów?! Siedem błędów! -
zwróciła się do Bronka, który wywiercił obcasem trzewika dziurę w murawie.
- Może zamiast składać takie propozycje, zająłbyś się ortografią?! Czerwony
ze złości wyrwał swój list i pędem uciekł ze strzelnicy. Gonił go szyderczy
śmiech i oklaski. Kiedy wieczorem wrócił po apelu do namiotu, usłyszał
skandowanie osiemdziesięciu gardeł: - "Mowa moja będzie krótka, chciałbym
trafić do twego ogródka". Upokorzony zwalił się na pryczę i udawał, że śpi.
Raptem ktoś go potrząsnął za ramię. Ujrzał nad sobą Kiksa w samej koszulce
gimnastycznej. - Bronek. Ona czeka... - szeptał konspiracyjnie. - Chodz! -
Kto? Gdzie? - Ewa... Idz, frajerze! Usiadł na pryczy. Wciągając spodnie,
dopytywał się, gdzie jest oczekiwany. - Na strzelnicy. - Nie wierzę. - Mnie
nie wierzysz? - oburzył się Kiks. - Pod hajrem! Czeka. Namiot trząsł się od
chrapania. Bronek nie zawiązując sznurówek trzewików wymknął się na dwór.
Ruszył między namiotami w stronę strzelnicy. W kępie krzaków tarniny
zobaczył w księżycowym poblasku smukłą sylwetkę w furażerce, spod której
wypływała fala włosów. Zdawało mu się, że wyciąga do niego ramiona.
Przyspieszył i nagle ziemia rozstąpiła mu się pod nogami. Rąbnął, aż
zadudniło. Wtedy usłyszał triumfalny wrzask, śmiech i skandowanie: - "Mowa
moja będzie krótka, trafiłem już do ogródka!" Próbując wygramolić się z
dołu, ujrzał nad sobą pochylone twarze junaków. Najgłośniej wydzierał się
nieduży chłopak z kłębem pakuł do czyszczenia broni, które wepchnięte pod
furażerkę udawać miały loki. A on tkwił w dole, zamaskowanym gałęziami, jak
głupi niedzwiedz złapany w potrzask. Wściekły wylazł wreszcie i stanął
twarzą w twarz z zastępcą komendanta brygady. Mirosław Kuzniak, [ Pobierz całość w formacie PDF ]