[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie. Spotkajmy się w holu głównym za dziesięć czwarta.
ROZDZIAA CZTERNASTY
Lyndsey obawiała się, że się spózni, więc przyjechała znacznie
wcześniej. Odebrała przepustkę i usiadła w poczekalni. Kiedy się pojawił,
zaniemówiła. Widziała go już wcześniej w akcji, ale nigdy w takiej roli.
Miał na sobie elegancki garnitur z krawatem. Wyglądał zabójczo. Emano-
wały od niego siła i spokój.
137
R S
Ona miała na sobie czarny żakiet ze spodniami i białą bluzkę z
rozpiętym na dwa guziki dekoltem. Był to jedyny posiadany przez nią
wyjściowy strój, który kupiła specjalnie na rozmowy kwalifikacyjne.
Przywitali się, Nate zarejestrował się na liście gości, po czym pojechali
windą na górę.
- Wyglądasz profesjonalnie - zauważył.
- Ty również.
Ale jestem głupia, zbeształa się w myślach. Oczywiście, że wygląda
jak zawodowiec, w końcu nim jest. Była na siebie zła, że tak się
denerwuje. Teraz będzie ją oceniał w innym świetle. Miała zostać
detektywem. Nie była już narzędziem do pomocy, tak jak to było za
pierwszym razem. Teraz będzie krytykował każde jej posunięcie, słowo,
gest. Nie mogła sobie pozwolić na żadną gafę.
Tricia powitała ich przy windzie.
- Jest na mnie zły, że was umówiłam - oświadczyła, prowadząc ich
korytarzem. - Może być niemiły.
- Dziękujemy za ostrzeżenie. Na pewno nie będzie się na ciebie
długo gniewał.
- To nie ma znaczenia. Złożyłam wymówienie. Jutro jestem tu
ostatni dzień.
Wyciągnęła przed siebie dłoń z wielkim, diamentowym
pierścionkiem.
- Wychodzę za mąż.
- Gratulujemy. Kto jest tym szczęściarzem?
- Ma na imię Paul. Jest prezesem firmy będącej najgrozniejszym
konkurentem Mar-Cal.
138
R S
- To o nim mówiłaś w domku na plaży? To ten z dużym bagażem
doświadczeń.
- Był już dwukrotnie żonaty. Trochę mnie to zniechęcało. Ale
postanowiłam uwierzyć w jego uczucia, bo nie umiem bez niego żyć.
Jesteśmy na miejscu - dodała, zatrzymując się przez wielkimi,
dwuskrzydłowymi drzwiami. - Proszę, wejdzcie - zaprosiła ich do środka.
Ich spojrzenia na moment się spotkały. Jego pewność siebie dodała
Lyndsey nieco otuchy. Pan Marbury najwyżej mógł ich wyrzucić za drzwi.
- Pozwoli pan, że usiądziemy - oświadczył Nate. - Nie przybyliśmy
tu jako detektywi.
- Więc po co tu jesteście?
- Pańska żona chciałaby z panem porozmawiać.
- Wiem. Może to zrobić z moim adwokatem.
- Zanim do tego dojdzie, nie sądzi pan, że jest pan jej coś winien?
Dziesięcioletni związek do czegoś zobowiązuje.
Lyndsey przez cały czas starała się zachować neutralny wyraz
twarzy, choć słowa Nate'a zaskoczyły ją. Jak to możliwe, że wypowiadał
się tak logicznie na temat związku obcych ludzi, a nie potrafił poradzić
sobie z tym, co było między nimi? Jej też był winien, chociaż rozmowę.
- Nie sądzę. Uważa, że ją zdradzałem.
- A nie jest to prawdą?
- Oczywiście, że nie.
- Gdyby pan z nią porozmawiał, wiedziałby pan, dlaczego pana o to
posądzała.
- Skąd jej to przyszło do głowy? Nie dawałem jej nigdy żadnych
powodów - powiedział zdziwionym głosem.
139
R S
- A jednak.
- Nie wiem, jak to możliwe. Zawsze byłem jej wierny. Do licha,
nawet zrobiłem dla niej... - przerwał w pół zdania, po czym ciągnął dalej -
nadal nie mogę uwierzyć, że posądzała mnie o skok w bok.
- Co pan dla niej zrobił? - włączyła się Lyndsey.
- Rozumiem, że to poufna rozmowa.
- Oczywiście.
- Lucinda chciałaby mieć dzieci. Zrobiłem zabieg cofnięcia
wazektomii. To miał być prezent na naszą dziesiątą rocznicę.
- Tamtego dnia, kiedy przyjechał pan do domku nad morze?
- Tamtego ranka.
- Dlatego był pan tak mało aktywny i potrzebował pan tyle lodu?
Lyndsey o mało nie podskoczyła z radości.
- %7łeby załagodzić pieczenie. Kiedy przyjechaliśmy, byłem jeszcze
pod wpływem środków uśmierzających ból i zupełnie nie wiedziałem, co
się dzieje. Tricia od razu pana rozpoznała i powiedziała mi o tym.
Musieliśmy zupełnie zmienić plany.
- Czemu?
- Zamierzałem pojechać tam sam. Nie chciałem, żeby ktoś mi
przeszkadzał. Nie mogłem nic powiedzieć Lucindzie, żeby nie zepsuć
niespodzianki. Poza tym wolałem nie robić nam nadziei, dopóki nie będzie
potwierdzenia, że zabieg się powiódł. W międzyczasie pojawiła się
możliwość kupienia firmy, na którą od dawna polowałem. Tą samą
transakcją była też zainteresowana inna korporacja, musiałem więc podej-
mować szybkie decyzje. Miałem tylko tamten weekend, żeby przygotować
raport, który przedstawię mojej radzie nadzorczej. To czysta formalność,
ponieważ jestem właścicielem pięćdziesięciu jeden procent wartości firmy,
140
R S
ale ze względu na dobre układy warto jest mieć ich poparcie. Bez Tricii nie
dałbym rady. Przez cały czas razem pracowaliśmy w sypialni. Myśleliśmy,
że jesteście szpiegami gospodarczymi, że będziecie się starali wykraść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl