[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie sądzę, byś mnie w jakiś szczególny sposób zachęcała. W każ
dym razie odparła spokojnie Katherine w tej chwili jest to bez
znaczenia. Rzecz jasna, nigdy nie rozważałabym małżeństwa, które by
zmartwiło papę.
Och, ale... zaczęłam, lecz ugryzłam się w język.
W pewnym sensie to upraszcza sytuację mówiła Katherine.
WyjdÄ™ za lorda Dunedena. Nie jest zbyt przystojny, ale jak sama
kiedyś zauważyłaś, jest czarujący i uprzejmy i spodziewam się, że będę
całkiem szczęśliwa.
Ależ, Katherine! Byłam tak przerażona, że postanowiłam
jednak coś jeszcze powiedzieć. = Nie wolno ci wychodzić za mąż za
kogoś, kogo nie kochasz! Dlaczego miałabyś poślubiać lorda Dunedena...
czy kogokolwiek innego... właśnie teraz? Poczekaj jeszcze trochę. Z całą
pewnością wkrótce znajdą się inni konkurenci i jestem przekonana, że
przynajmniej jeden przypadnie ci do serca równie mocno jak Derry...
Wątpię, by ktokolwiek był odpowiedniejszy od Dunedena. Papa
ma o nim tak dobre zdanie i od tak dawna są przyjaciółmi! Duneden
posiada majÄ…tek w Irlandii, tak samo jak papa, i dom w Londynie, i on
także aktywnie działa w Parlamencie. Papa byłby bardzo zadowolony,
gdybym wyszła za Dunedena.
Nie mogłam puścić tego mimo uszu. Próbowałam, lecz było to ponad
moje siły.
Katherine rzekłam. Jesteś wdową. Panią samej siebie. Już
raz wyszłaś za mąż, by sprawić przyjemność swojemu ojcu... Ale to
było, kiedy miałaś osiemnaście lat i niewiele jeszcze wiedziałaś. Przy
znałaś przede mną, że nie byłaś szczęśliwa w tym małżeństwie. Dla
czego musisz popełniać znowu ten sam błąd, jeśli tym razem nie ma
absolutnie żadnej potrzeby, by sprawiać przyjemność komukolwiek
poza samÄ… sobÄ…?
Nie mogłabym sprawić przyjemności sobie odparła Katherine
gdyby to sprawiło przykrość papie.
Była sztywna i nieskazitelnie poprawna. Przypomniało mi się, że jej
matka nazywała ją woskową lalką. Nagle poczułam niepohamowany
gniew na kogo jednak, tego nie byłam do końca pewna.
Jesteś głupia, Katherine powiedziałam. Czy naprawdę
sądzisz, że małżeństwo z Dunedenem sprawi, iż Edward pokocha cię
bardziej?
147
Zamarła. Zobaczyłam lodowaty błysk w jej oczach i wiedziałam, że
ją straciłam. Potem, gdy z całą mądrością spóznionej refleksji patrzy
łam wstecz na katastrofę, uznałam, że właśnie wtedy moje życie mał
żeńskie zaczęło się psuć.
/
ROZDZIAA CZWARTY
I
Początkowo nie zdawałam sobie sprawy, że moje małżeństwo weszło
w nową fazę. Wszystkie ziarna niezgody zostały posiane, zanim jeszcze
Katherine wyszła wiosną za lorda Dunedena. Ale żadne z nich nie
zdołałoby zakiełkować, gdybym była dojrzalsza i gdyby moje błędy nie
raziły tak bardzo Edwarda. Kłóciliśmy się o Madeleine, kłóciliśmy się
o Katherine i gdyby Annabel nie wiodła życia z dala od nas równie
łatwo kłócilibyśmy się także o nią. Oczywiście istniało również jakieś pole
do kłótni o Patricka, lecz na ten obszar nie wkroczylibyśmy nigdy, gdyby
nie pewna liczba nieprzewidzianych okoliczności, które bezlitośnie
'wszystkim nam podcięły skrzydła.
Pierwszą z nich była zmiana stosunku Edwarda do mnie. Jeszcze
długo po tym, jak Derry spakował się i pojechał na swoje studia prawnicze
do Dublina, jak Katherine zachwyciła go wychodząc za jego najlepszego
przyjaciela, uważał mnie za wścibskiego dzieciaka, co było w pełni
uzasadnione. Naturalnie szybko doszedł do siebie po wybuchu furii;
jedynym pozytywnym aspektem temperamentu Edwarda było to, że jego
gniew rzadko trwał długo; potem zachowywał się w stosunku do mnie
zupełnie jak ojciec obarczony krnąbrnym dzieckiem, które zmuszony jest
poddać z miłością pewnej dyscyplinie. Wtedy już wiedziałam, co znaczy
być jednym z jego dzieci. Był na tyle miły i troskliwy, że szczerze chciało
się sprawiać mu przyjemność, ale niezależnie od tego, jak bardzo człowiek
starał się go zadowolić, i tak nie sposób było przemówić do jego uczuć.
Zawsze miało się świadomość ogromnego wysiłku podejmowanego
w imię obowiązku, lecz właśnie to, że z obowiązku, przekreślało
możliwość głębszego porozumienia.
Jego uprzejmości i trosce brakowało spontaniczności; rozsypywały
się przy byle dotknięciu. Był człowiekiem zamkniętym w sobie i
mimo że uskarżał się na samotność samowystarczalnym. Często znikał,
bez reszty oddając się pracy. Zakładał, że ludzie nie potrzebują go ani
trochę więcej niż on ich. Nie było łatwo być dzieckiem Edwarda
i w gruncie rzeczy bardzo trudno jego żoną, traktowaną jak jedno z jego
dzieci.
Zaczęłam się niecierpliwić i odczuwać brak satysfakcji. Popełniłam
błąd, że wszystko przemilczałam. Moja obawa przed kłótniami narastała
w miarę upływu czasu, więc kiedy Edward znowu zaczął, jak we
wczesnych latach małżeństwa, instruować mnie, jak się zachowywać
na przyjęciach, jakie instytucje charytatywne wspierać i jakie książki
czytać, by poszerzyć swoje horyzonty, przyjmowałam te rady bez słowa
sprzeciwu, choć miałam już własne zdanie o tych sprawach i uważałam,
że sama odkryłam, jak najlepiej radzić sobie z jego przyjaciółmi w sy
tuacjach towarzyskich. Przyjęłam pewną zasadę, polegającą na tym, że
zawsze starałam się być sobą, nikim innym. Kiedyś Edward zaczął mnie
pouczać, co powinnam mówić poszczególnym gościom; czułam, że
próbuje wymodelować mnie na kogoś innego. Zaczęłam lękać się przy
jęć, obawiałam się jego niezadowolenia z powodu jakiegoś nierozważ
nego słowa. W sumie moja pozycja stawała się dla mnie coraz bardziej
nieznośna.
Sprawy te mogłyby wyjść na jaw wcześniej, gdyby nasze kontakty
fizyczne stały się rzadsze. Ale początkowo nasza intymność kwitła
z wyjątkową siłą, ilekroć tylko zamykały się drzwi sypialni. W swoim
pragnieniu zadowolenia go popadłam niemal w taką obsesję jak Ka-
therine. Wiedziałam, że przynajmniej w łóżku mogę go zaspokoić aż do
upadłego. Niestety, tak paliłam się do tego dawania mu przyjemności, że
rzadko udawało mi się rozluznić na tyle, by pomyśleć o własnej. I choć
przez długi czas udawało mi się znosić to ze spokojem, w końcu jednak
zaczęłam odczuwać opór i rozdrażnienie.
Znowu nic nie mówiłam. Nie miałam odwagi. W chwilach zadowole
nia Edwarda łatwo przychodziło mi wyznać, że ta strona małżeństwa
bardzo mi się podoba. Ale gdybym tylko spróbowała powiedzieć mu, że
moja radość mogłaby być większa i że to częściowo jego wina, byłby
oburzony. Nie dyskutowałam o tym. Nie jestem jedną z tych walecznych
niewiast, które jak moja rodaczka, panna Bloomer uważają, że
kobiety powinny mówić mężczyznom, co chcą, a nawet wkładać do tego
spodnie. Wiem, że różnice między mężczyznami a kobietami decydują
o odmiennościach w zachowaniu, lecz muszę wyznać, że z upływem
kolejnych miesięcy, w czasie których mój związek z Edwardem zdryfowal
na mroczne wody, coraz bardziej żałowałam, że kobiety nie mają prawa
w pewnych okolicznościach mówić szczerze z mężami.
Nie wiem, jak długo byśmy dryfowali w tym niesatysfakcjonującym
stanie, gdyby nie pewne wydarzenia, które rozjątrzyły sprawy. W dwa
lata po ślubie Katherine, wiosną 1863 roku, Edward zaczął bez wyraz
nego powodu cierpieć na impotencję, w wyniku której nasze stosunki
w sypialni, będące zawsze najsilniejszą stroną naszego małżeństwa,
ostatecznie wygasły.
II
Zaczęło się niewinnie, jak często się zdarza z poważnymi problemami.
Raz mu się nie powiodło; potem przez jakiś czas wszystko było dobrze,
a niebawem zdarzyło się to raz jeszcze, i znowu, aż w końcu zrezygnował
i całkowicie uciekł w pracę. Przemawiał w Izbie Lordów, zasiadał
w komitetach, pracował nad nowymi artykułami, wykładał w Kolegium [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
Nie sądzę, byś mnie w jakiś szczególny sposób zachęcała. W każ
dym razie odparła spokojnie Katherine w tej chwili jest to bez
znaczenia. Rzecz jasna, nigdy nie rozważałabym małżeństwa, które by
zmartwiło papę.
Och, ale... zaczęłam, lecz ugryzłam się w język.
W pewnym sensie to upraszcza sytuację mówiła Katherine.
WyjdÄ™ za lorda Dunedena. Nie jest zbyt przystojny, ale jak sama
kiedyś zauważyłaś, jest czarujący i uprzejmy i spodziewam się, że będę
całkiem szczęśliwa.
Ależ, Katherine! Byłam tak przerażona, że postanowiłam
jednak coś jeszcze powiedzieć. = Nie wolno ci wychodzić za mąż za
kogoś, kogo nie kochasz! Dlaczego miałabyś poślubiać lorda Dunedena...
czy kogokolwiek innego... właśnie teraz? Poczekaj jeszcze trochę. Z całą
pewnością wkrótce znajdą się inni konkurenci i jestem przekonana, że
przynajmniej jeden przypadnie ci do serca równie mocno jak Derry...
Wątpię, by ktokolwiek był odpowiedniejszy od Dunedena. Papa
ma o nim tak dobre zdanie i od tak dawna są przyjaciółmi! Duneden
posiada majÄ…tek w Irlandii, tak samo jak papa, i dom w Londynie, i on
także aktywnie działa w Parlamencie. Papa byłby bardzo zadowolony,
gdybym wyszła za Dunedena.
Nie mogłam puścić tego mimo uszu. Próbowałam, lecz było to ponad
moje siły.
Katherine rzekłam. Jesteś wdową. Panią samej siebie. Już
raz wyszłaś za mąż, by sprawić przyjemność swojemu ojcu... Ale to
było, kiedy miałaś osiemnaście lat i niewiele jeszcze wiedziałaś. Przy
znałaś przede mną, że nie byłaś szczęśliwa w tym małżeństwie. Dla
czego musisz popełniać znowu ten sam błąd, jeśli tym razem nie ma
absolutnie żadnej potrzeby, by sprawiać przyjemność komukolwiek
poza samÄ… sobÄ…?
Nie mogłabym sprawić przyjemności sobie odparła Katherine
gdyby to sprawiło przykrość papie.
Była sztywna i nieskazitelnie poprawna. Przypomniało mi się, że jej
matka nazywała ją woskową lalką. Nagle poczułam niepohamowany
gniew na kogo jednak, tego nie byłam do końca pewna.
Jesteś głupia, Katherine powiedziałam. Czy naprawdę
sądzisz, że małżeństwo z Dunedenem sprawi, iż Edward pokocha cię
bardziej?
147
Zamarła. Zobaczyłam lodowaty błysk w jej oczach i wiedziałam, że
ją straciłam. Potem, gdy z całą mądrością spóznionej refleksji patrzy
łam wstecz na katastrofę, uznałam, że właśnie wtedy moje życie mał
żeńskie zaczęło się psuć.
/
ROZDZIAA CZWARTY
I
Początkowo nie zdawałam sobie sprawy, że moje małżeństwo weszło
w nową fazę. Wszystkie ziarna niezgody zostały posiane, zanim jeszcze
Katherine wyszła wiosną za lorda Dunedena. Ale żadne z nich nie
zdołałoby zakiełkować, gdybym była dojrzalsza i gdyby moje błędy nie
raziły tak bardzo Edwarda. Kłóciliśmy się o Madeleine, kłóciliśmy się
o Katherine i gdyby Annabel nie wiodła życia z dala od nas równie
łatwo kłócilibyśmy się także o nią. Oczywiście istniało również jakieś pole
do kłótni o Patricka, lecz na ten obszar nie wkroczylibyśmy nigdy, gdyby
nie pewna liczba nieprzewidzianych okoliczności, które bezlitośnie
'wszystkim nam podcięły skrzydła.
Pierwszą z nich była zmiana stosunku Edwarda do mnie. Jeszcze
długo po tym, jak Derry spakował się i pojechał na swoje studia prawnicze
do Dublina, jak Katherine zachwyciła go wychodząc za jego najlepszego
przyjaciela, uważał mnie za wścibskiego dzieciaka, co było w pełni
uzasadnione. Naturalnie szybko doszedł do siebie po wybuchu furii;
jedynym pozytywnym aspektem temperamentu Edwarda było to, że jego
gniew rzadko trwał długo; potem zachowywał się w stosunku do mnie
zupełnie jak ojciec obarczony krnąbrnym dzieckiem, które zmuszony jest
poddać z miłością pewnej dyscyplinie. Wtedy już wiedziałam, co znaczy
być jednym z jego dzieci. Był na tyle miły i troskliwy, że szczerze chciało
się sprawiać mu przyjemność, ale niezależnie od tego, jak bardzo człowiek
starał się go zadowolić, i tak nie sposób było przemówić do jego uczuć.
Zawsze miało się świadomość ogromnego wysiłku podejmowanego
w imię obowiązku, lecz właśnie to, że z obowiązku, przekreślało
możliwość głębszego porozumienia.
Jego uprzejmości i trosce brakowało spontaniczności; rozsypywały
się przy byle dotknięciu. Był człowiekiem zamkniętym w sobie i
mimo że uskarżał się na samotność samowystarczalnym. Często znikał,
bez reszty oddając się pracy. Zakładał, że ludzie nie potrzebują go ani
trochę więcej niż on ich. Nie było łatwo być dzieckiem Edwarda
i w gruncie rzeczy bardzo trudno jego żoną, traktowaną jak jedno z jego
dzieci.
Zaczęłam się niecierpliwić i odczuwać brak satysfakcji. Popełniłam
błąd, że wszystko przemilczałam. Moja obawa przed kłótniami narastała
w miarę upływu czasu, więc kiedy Edward znowu zaczął, jak we
wczesnych latach małżeństwa, instruować mnie, jak się zachowywać
na przyjęciach, jakie instytucje charytatywne wspierać i jakie książki
czytać, by poszerzyć swoje horyzonty, przyjmowałam te rady bez słowa
sprzeciwu, choć miałam już własne zdanie o tych sprawach i uważałam,
że sama odkryłam, jak najlepiej radzić sobie z jego przyjaciółmi w sy
tuacjach towarzyskich. Przyjęłam pewną zasadę, polegającą na tym, że
zawsze starałam się być sobą, nikim innym. Kiedyś Edward zaczął mnie
pouczać, co powinnam mówić poszczególnym gościom; czułam, że
próbuje wymodelować mnie na kogoś innego. Zaczęłam lękać się przy
jęć, obawiałam się jego niezadowolenia z powodu jakiegoś nierozważ
nego słowa. W sumie moja pozycja stawała się dla mnie coraz bardziej
nieznośna.
Sprawy te mogłyby wyjść na jaw wcześniej, gdyby nasze kontakty
fizyczne stały się rzadsze. Ale początkowo nasza intymność kwitła
z wyjątkową siłą, ilekroć tylko zamykały się drzwi sypialni. W swoim
pragnieniu zadowolenia go popadłam niemal w taką obsesję jak Ka-
therine. Wiedziałam, że przynajmniej w łóżku mogę go zaspokoić aż do
upadłego. Niestety, tak paliłam się do tego dawania mu przyjemności, że
rzadko udawało mi się rozluznić na tyle, by pomyśleć o własnej. I choć
przez długi czas udawało mi się znosić to ze spokojem, w końcu jednak
zaczęłam odczuwać opór i rozdrażnienie.
Znowu nic nie mówiłam. Nie miałam odwagi. W chwilach zadowole
nia Edwarda łatwo przychodziło mi wyznać, że ta strona małżeństwa
bardzo mi się podoba. Ale gdybym tylko spróbowała powiedzieć mu, że
moja radość mogłaby być większa i że to częściowo jego wina, byłby
oburzony. Nie dyskutowałam o tym. Nie jestem jedną z tych walecznych
niewiast, które jak moja rodaczka, panna Bloomer uważają, że
kobiety powinny mówić mężczyznom, co chcą, a nawet wkładać do tego
spodnie. Wiem, że różnice między mężczyznami a kobietami decydują
o odmiennościach w zachowaniu, lecz muszę wyznać, że z upływem
kolejnych miesięcy, w czasie których mój związek z Edwardem zdryfowal
na mroczne wody, coraz bardziej żałowałam, że kobiety nie mają prawa
w pewnych okolicznościach mówić szczerze z mężami.
Nie wiem, jak długo byśmy dryfowali w tym niesatysfakcjonującym
stanie, gdyby nie pewne wydarzenia, które rozjątrzyły sprawy. W dwa
lata po ślubie Katherine, wiosną 1863 roku, Edward zaczął bez wyraz
nego powodu cierpieć na impotencję, w wyniku której nasze stosunki
w sypialni, będące zawsze najsilniejszą stroną naszego małżeństwa,
ostatecznie wygasły.
II
Zaczęło się niewinnie, jak często się zdarza z poważnymi problemami.
Raz mu się nie powiodło; potem przez jakiś czas wszystko było dobrze,
a niebawem zdarzyło się to raz jeszcze, i znowu, aż w końcu zrezygnował
i całkowicie uciekł w pracę. Przemawiał w Izbie Lordów, zasiadał
w komitetach, pracował nad nowymi artykułami, wykładał w Kolegium [ Pobierz całość w formacie PDF ]