[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedziała doEppie. - Nick będzie naprawiał płoty, a myso-
bie pojezdzimy. Wzdłuż płotu, żeby się nie zgubić. Amoże
przypadkiemnatkniemy się na Nicka? Zaraz wracam, moja
śliczna.
Ann uśmiechnęła się doklaczki i dowłasnych myśli. Po-
szła do domu z mocnympostanowieniemjak najszybszego
uporania się z zajęciami gospodarskimi.
Zanimupiekłaplacek, rozczyniła ciastona chlebi posprzą-
tała kuchnię, minęła jedenasta. Ann niemogła się już docze-
kać, kiedy wreszcie dosiądzie Eppie i pojedzie na spotkanie
Nicka. Jeśli oczywiście bogowie będą jej przychylni.
Już podziesięciuminutach niespiesznegokonnegospaceru
Ann poczuła się tak, jakby znajdowała się o setki mil od
najprymitywniejszej nawet cywilizacji. Droga, którą jechała,
była całkowicie pusta i na rozciągających się wokół polach
także nie było widać żywego ducha. Jakbyna całymwielkim
świecie została tylkoona jedna - Ann St. Hilarion.
Już miała wracać dodomu, kiedywoddali dostrzegła dwie
postacie. Pochylałysię nad płotem, jakbygonaprawiały.
Ann bardzo się ucieszyła. Zaryzykowała i jedną ręką pu-
ściła lejce, których dotąd kurczowosię trzymała. Przysłoniła
oczy. To na pewno nie był Nick i Snake. Snake był sporo
niższy od Nicka, a te dwie postacie były prawie równego
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
44
wzrostu. Chyba że Nick kogoś spotkał. Może któregoś z są-
siadów?
Kiedy podjechała bliżej, przekonała się, że żadna z tych
osób nie jest Nickiem. Nie widziała jeszcze ich twarzy, ale
zauważyła, żetokobieta i mężczyzna. Kobieta pokazała pal-
cemwkierunku Ann, której nagle zrobiłosię nieswojo. Na-
tychmiast zatrzymała konia. Kobieta pomachała jej ręką, a po-
tempara wsiadła dofurgonetki i odjechała.
Ciekawe, cotoza ludzie, myślała Ann, spoglądającwślad
za odjeżdżającymsamochodem. Może sąsiedzi? Ale jeśli to
sąsiedzi, todlaczegona mnie nie poczekali? Przecież mogli-
byśmy się poznać. A jednak ta kobieta do mnie machała.
Możepoprostubardzosię spieszyli. Amożeza długomiesz-
kałamwdużymmieście i dlategoteraz wszędzie węszę nie-
bezpieczeństwo?
Ann przestała zaprzątać sobie głowę sąsiadami. Stanęła
wstrzemionach i rozejrzała się pookolicy. Znówbyła sama,
a na domiar złegonieprzywykłe dokonnej jazdymięśnie dały
znać osobie. Zrezygnowała z szukania Nicka i zawróciła Ep-
pie. Znalezienie kogokolwiek na tej bezkresnej przestrzeni
i takgraniczyłobyzcudem. Zresztą przecież miałasię spotkać
z Nickiemwieczorem. Bardzoją ta perspektywa cieszyła.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
45
ROZDZIAA CZWARTY
- Fantastyczne naleśniki. - Nick dosłownie wylizał z ta-
lerza stopione masłoi syrop klonowy.
- Cieszę się, że ci smakowały - westchnęła Ann, myśląc
przytym, żetrudnojej będziezmienić mężowskiezamiłowa-
nie donadmiarukalorii. Coz tego, że usmażyła naleśniki bez
tłuszczu, skoro on i tak rozpuścił na nich pół kostki masła.
No cóż, Rzymteż nie powstał jednego dnia.
Nick skończył jeść śniadaniei właśnie wybierał się wpole,
co oznaczało, że za chwilę pocałuje żonę. Ann nie mogła się
tegodoczekać.
Odczterechdni coranopowtarzał się ten sani rytuał. Tylko
żepocałunki Nicka z każdymdniemstawałysię coraz goręt-
sze i mówiąc prawdę, stanowiłyjedynydowód na to, że Nick
i Ann zostali sobie poślubieni. Dla Ann byłynajjaśniejszym
punktem każdego dnia, powodem, dla którego warto było
wstawać rano z łóżka. Wszystkie inne wysiłki Ann, mające
nacelulepszepoznanieNicka, jakna raziespełzłynaniczym.
Osprawach dnia codziennegochętniejej opowiadał, aleile-
kroć usiłowała sprowadzić rozmowę na tematybardziej oso-
biste, natychmiast się najeżał. Miała wręcz wrażenie, żecelo-
wochce utrzymać międzynimi jak największydystans.
Nick wstał od stołu. Wyciągnął rękę do żony. Podeszła do
niegojak zahipnotyzowana. Nick przyciągnął Ann dosiebie
i wtej samej chwili przestała myśleć. Zbyt była zajęta odczu-
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
46
waniembliskości Nicka, żeby zaprzątać sobie głowę czym-
kolwiek innym. Przytuliła się doniegomocno, żebytylkobyć
bliziutko, jak najbliżej.
- Ciekawe, czy sąd uznałby to za morderstwo wafekcie
- mruknął Nick, przerywającpocałunek.
- Cotywygadujesz? - przeraziła się Ann.
- Snake znówtuidzie.
- Uznają czy nie uznają, ja ci wtympomogę. Ten facet
musi nas podglądać, bo zawsze wchodzi akurat wtedy, kiedy
zaczynamysię całować.
Niechętnie odsunęła się od Nicka. Pod karcącymspojrze-
niemSnake'a żadna bliskość nie była możliwa. Tymczasem,
kuwielkiemuzaskoczeniuAnn, Snaketymrazemniemiał do
niej pretensji.
- Dla ciebie - mruknął, podając Ann niewielkie zawi-
niątko.
- Dziękuję. - Zwahaniemprzyjęłaniezbyt czystą szmatkę.
- Cotammasz? - zapytał Nick.
- Zielonechili - powiedział Snake tak zadowolonyz sie-
bie, jakbyprzed chwilą zbawił świat.
- Dziękuję, że omnie pomyślałeś.
- Musisz jeść dużo zielonego chili - powiedział z naci-
skiemSnake. - Jutroteż ci przyniosę.
- Już się nie mogę doczekać - bąknęła Ann. Nie ufała
Snake'owi, ale nie chciała także, żebysobie oniej zle myślał.
Być może wjego języku zielone chili symbolizowałogałązkę
oliwną.
Snake odwrócił się i jak zwykle wyszedł bez słowa. Ann
spojrzała pytającona Nicka, ale ten tylkowzruszył ramiona-
mi, jakby motywy postępowania Snake'a były mu całkowicie
obce.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
47
- Nie wiem, kiedy wrócę - powiedział. Zdjął z wieszaka
wysłużonykapelusz i już go nie było.
Patrzyła za nimi czuła się tak, jakby straciła coś bardzo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
wiedziała doEppie. - Nick będzie naprawiał płoty, a myso-
bie pojezdzimy. Wzdłuż płotu, żeby się nie zgubić. Amoże
przypadkiemnatkniemy się na Nicka? Zaraz wracam, moja
śliczna.
Ann uśmiechnęła się doklaczki i dowłasnych myśli. Po-
szła do domu z mocnympostanowieniemjak najszybszego
uporania się z zajęciami gospodarskimi.
Zanimupiekłaplacek, rozczyniła ciastona chlebi posprzą-
tała kuchnię, minęła jedenasta. Ann niemogła się już docze-
kać, kiedy wreszcie dosiądzie Eppie i pojedzie na spotkanie
Nicka. Jeśli oczywiście bogowie będą jej przychylni.
Już podziesięciuminutach niespiesznegokonnegospaceru
Ann poczuła się tak, jakby znajdowała się o setki mil od
najprymitywniejszej nawet cywilizacji. Droga, którą jechała,
była całkowicie pusta i na rozciągających się wokół polach
także nie było widać żywego ducha. Jakbyna całymwielkim
świecie została tylkoona jedna - Ann St. Hilarion.
Już miała wracać dodomu, kiedywoddali dostrzegła dwie
postacie. Pochylałysię nad płotem, jakbygonaprawiały.
Ann bardzo się ucieszyła. Zaryzykowała i jedną ręką pu-
ściła lejce, których dotąd kurczowosię trzymała. Przysłoniła
oczy. To na pewno nie był Nick i Snake. Snake był sporo
niższy od Nicka, a te dwie postacie były prawie równego
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
44
wzrostu. Chyba że Nick kogoś spotkał. Może któregoś z są-
siadów?
Kiedy podjechała bliżej, przekonała się, że żadna z tych
osób nie jest Nickiem. Nie widziała jeszcze ich twarzy, ale
zauważyła, żetokobieta i mężczyzna. Kobieta pokazała pal-
cemwkierunku Ann, której nagle zrobiłosię nieswojo. Na-
tychmiast zatrzymała konia. Kobieta pomachała jej ręką, a po-
tempara wsiadła dofurgonetki i odjechała.
Ciekawe, cotoza ludzie, myślała Ann, spoglądającwślad
za odjeżdżającymsamochodem. Może sąsiedzi? Ale jeśli to
sąsiedzi, todlaczegona mnie nie poczekali? Przecież mogli-
byśmy się poznać. A jednak ta kobieta do mnie machała.
Możepoprostubardzosię spieszyli. Amożeza długomiesz-
kałamwdużymmieście i dlategoteraz wszędzie węszę nie-
bezpieczeństwo?
Ann przestała zaprzątać sobie głowę sąsiadami. Stanęła
wstrzemionach i rozejrzała się pookolicy. Znówbyła sama,
a na domiar złegonieprzywykłe dokonnej jazdymięśnie dały
znać osobie. Zrezygnowała z szukania Nicka i zawróciła Ep-
pie. Znalezienie kogokolwiek na tej bezkresnej przestrzeni
i takgraniczyłobyzcudem. Zresztą przecież miałasię spotkać
z Nickiemwieczorem. Bardzoją ta perspektywa cieszyła.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
45
ROZDZIAA CZWARTY
- Fantastyczne naleśniki. - Nick dosłownie wylizał z ta-
lerza stopione masłoi syrop klonowy.
- Cieszę się, że ci smakowały - westchnęła Ann, myśląc
przytym, żetrudnojej będziezmienić mężowskiezamiłowa-
nie donadmiarukalorii. Coz tego, że usmażyła naleśniki bez
tłuszczu, skoro on i tak rozpuścił na nich pół kostki masła.
No cóż, Rzymteż nie powstał jednego dnia.
Nick skończył jeść śniadaniei właśnie wybierał się wpole,
co oznaczało, że za chwilę pocałuje żonę. Ann nie mogła się
tegodoczekać.
Odczterechdni coranopowtarzał się ten sani rytuał. Tylko
żepocałunki Nicka z każdymdniemstawałysię coraz goręt-
sze i mówiąc prawdę, stanowiłyjedynydowód na to, że Nick
i Ann zostali sobie poślubieni. Dla Ann byłynajjaśniejszym
punktem każdego dnia, powodem, dla którego warto było
wstawać rano z łóżka. Wszystkie inne wysiłki Ann, mające
nacelulepszepoznanieNicka, jakna raziespełzłynaniczym.
Osprawach dnia codziennegochętniejej opowiadał, aleile-
kroć usiłowała sprowadzić rozmowę na tematybardziej oso-
biste, natychmiast się najeżał. Miała wręcz wrażenie, żecelo-
wochce utrzymać międzynimi jak największydystans.
Nick wstał od stołu. Wyciągnął rękę do żony. Podeszła do
niegojak zahipnotyzowana. Nick przyciągnął Ann dosiebie
i wtej samej chwili przestała myśleć. Zbyt była zajęta odczu-
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
46
waniembliskości Nicka, żeby zaprzątać sobie głowę czym-
kolwiek innym. Przytuliła się doniegomocno, żebytylkobyć
bliziutko, jak najbliżej.
- Ciekawe, czy sąd uznałby to za morderstwo wafekcie
- mruknął Nick, przerywającpocałunek.
- Cotywygadujesz? - przeraziła się Ann.
- Snake znówtuidzie.
- Uznają czy nie uznają, ja ci wtympomogę. Ten facet
musi nas podglądać, bo zawsze wchodzi akurat wtedy, kiedy
zaczynamysię całować.
Niechętnie odsunęła się od Nicka. Pod karcącymspojrze-
niemSnake'a żadna bliskość nie była możliwa. Tymczasem,
kuwielkiemuzaskoczeniuAnn, Snaketymrazemniemiał do
niej pretensji.
- Dla ciebie - mruknął, podając Ann niewielkie zawi-
niątko.
- Dziękuję. - Zwahaniemprzyjęłaniezbyt czystą szmatkę.
- Cotammasz? - zapytał Nick.
- Zielonechili - powiedział Snake tak zadowolonyz sie-
bie, jakbyprzed chwilą zbawił świat.
- Dziękuję, że omnie pomyślałeś.
- Musisz jeść dużo zielonego chili - powiedział z naci-
skiemSnake. - Jutroteż ci przyniosę.
- Już się nie mogę doczekać - bąknęła Ann. Nie ufała
Snake'owi, ale nie chciała także, żebysobie oniej zle myślał.
Być może wjego języku zielone chili symbolizowałogałązkę
oliwną.
Snake odwrócił się i jak zwykle wyszedł bez słowa. Ann
spojrzała pytającona Nicka, ale ten tylkowzruszył ramiona-
mi, jakby motywy postępowania Snake'a były mu całkowicie
obce.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
47
- Nie wiem, kiedy wrócę - powiedział. Zdjął z wieszaka
wysłużonykapelusz i już go nie było.
Patrzyła za nimi czuła się tak, jakby straciła coś bardzo [ Pobierz całość w formacie PDF ]