[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pan Samochodzik westchnął ciężko.
- Czasami człowiek myśli o nadchodzącej emeryturze. Mógłbym się właściwie już
ubiegać o przeniesienie w stan spoczynku, ale jak sobie pomyślę, że musiałbym zostawiać
nasz departament tobie... - zerwał się na równe nogi i przez chwilę nerwowo spacerował. - Na
terenie powiatu przemyskiego badano archeologicznie pozostałości szop technicznych i,
nazwijmy to, polowych portów lotniczych, z których startowały w czasie pierwszej wojny
światowej sterowce.
- Sterowce? - nie zrozumiał Michaił.
- To polska nazwa zeppelinów - wyjaśniłem mu szeptem.
Tymczasem szef nadal grzmiał.
- Na Auku Kurskim, gdzie podczas drugiej wojny światowej Armia Czerwona
przełamała front, wydobywa się z bagien radzieckie i niemieckie samoloty strącone podczas
walk. Ale to wszystko to, można powiedzieć, archeologia lotnictwa. Natomiast archeologia
lotnicza to system poszukiwań stanowisk archeologicznych lub śladów osadniczych za
pomocą samolotów lub fotografii lotniczych.
- Aha - mruknąłem. - Nie wiedziałem...
Szef nieoczekiwanie złagodniał.
- Podczas studiów uczęszczałem na wykłady nie tylko z historii sztuki - powiedział. -
Chodziłem posłuchać, czego uczą się historycy, archeolodzy, nawet muzykolodzy. Sądziłem,
że wiedza taka, choć odległa od moich zainteresowań, może mi się przydać.
- Ja chodziłem na zajęcia z chemii i fizyki - mruknąłem.
- Jak się szuka takich stanowisk z samolotu? - zaciekawił się Michaił.
- To bardzo proste. Ogląda się z wysokości kilku kilometrów teren. Jak wiadomo,
ziemia zawsze trochę różni się barwą. Z powierzchni trudno to dostrzec, ale z wysokości
kontrasty mogą układać się w jakieś linie lub kształty.
- To tak jak z rysunkami na pustyni Nazca - domyśliłem się. - Z ziemi są prawie
niewidoczne. By ocenić ich wygląd, trzeba wznieść się na 200-300 metrów ponad nie...
- Właśnie - kiwnął głową pan Tomasz. - Oczywiście nie tylko kolor ziemi może
naprowadzić nas na ślad. W miejscach, gdzie na przykład pod cienką warstwą gleby znajdują
się gruzowiska, inaczej ukorzenia się roślinność. Trawy rosną niższe, szybciej żółkną jesienią.
To znowu daje plamy widoczne z samolotu. Dla odmiany, jeśli pole przecinał stary rów
melioracyjny, obecnie całkowicie zniwelowany, próchnica wypłukiwana z pól osiadała w nim
całymi latami. Trawa nad nim rosnąca znajdzie w tym miejscu więcej składników
potrzebnych jej do życia. Gleba w rowie będzie lepsza, więc rośliny wyrosną wyższe. W
takim wypadku mogą na przykład rzucać cień na otaczające je pole, co będzie widoczne
wieczorem, gdy słońce stoi nisko.
- Wszystko to brzmi w teorii bardzo interesująco - powiedział nasz przyjaciel. - Ale
czy dało się już zastosować w praktyce?
- Oczywiście. Pierwsze poważne badania przeprowadził w czasie pierwszej wojny
światowej G.A. Beazeley. Służył w Mezopotamii, jako pierwszy odnalazł miasto Samarrę. To
bardzo ciekawe stanowisko. Wzniesiono je w IX wieku. Po upływie pięćdziesięciu lat zostało
spalone i nigdy go już nie odbudowano. Pozostałości pochłonęły piaski pustyni... W latach
dwudziestych XX wieku w hrabstwie Wessex na fotografiach lotniczych odnaleziono
pozostałości rzymskich miedz i rowów melioracyjnych... Potem badano tak między innymi
pozostałości rzymskich umocnień na terenie Afryki, górskie osady i puebla w Meksyku...
- Polacy też nie gęsi - powiedziałem poważnie. - W latach trzydziestych XX stulecia
używano balonu na uwięzi, aby fotografować z powietrza wykopaliska grodu w Biskupinie.
Robota była koszmarna, używano starego typu aparatu na szklane klisze, po każdym
 pstryknięciu balon trzeba było ściągać na ziemię i ładować nową kasetę z płytą. Jednak
dzięki temu wykonano kilkadziesiąt zdjęć o fantastycznej jakości. A obecnie nasza misja
badająca Sudan robi fotografie lotnicze za pomocą specjalnego latawca. Braki funduszy
można nadrobić pomysłowością...
- Wy, Polacy, jesteście w tym niezli - przyznał nasz towarzysz.
Gdzieś w ciemnościach wieczoru parsknął cicho koń. Nasze cztery wierzchowce przy
palikowane nad rzeczką nadal odznaczały się jasnymi plamami w mroku.
- Chyba mamy gościa - mruknął Michaił.
Wyjął w plecaka noktowizor i przetoczył wzrokiem po okolicy.
- Gdzieś w krzakach - mruknął. - Pawle, wejdziesz do jurty, przeczołgasz się pod
ortalionem, obejdziesz wzgórze i spróbujesz zajść go od tyłu.
Przeciągnąłem się udając senność i poczłapałem do naszego schronienia. Szef podjął
opowieść.
- Dzięki zastosowaniu archeologii lotniczej udało się między innymi odnalezć ślady
etruskiego miasta Spina nad Adriatykiem. Ta część wybrzeża osiadła. Miasto uległo
zniszczeniu na skutek działania fal, a potem zostało zamulone. Obecnie tylko z lotu ptaka
widać na nadmorskich bagnach siatkę ulic...
Czołgając się obszedłem po cichu wzgórze. %7łałowałem, że Michaił nie dał mi
noktowizora, ale niebawem usłyszałem cichy chrzęst. Kawałek dalej osiodłany koń leżąc jadł
trawę. Na mój widok na chwilę przerwał to miłe zajęcie i obrzuciwszy mnie wzrokiem,
powrócił do posiłku. W trawie, oddzielony od naszego obozowiska kępą krzaków, leżał
chłopiec.
- Zdrastwuj, Diadia Moroz prijechał - odezwałem się znienacka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl