[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Radość i zażenowanie zakłębiły się we mnie.
- Ale jak to? Dajesz obcemu swą ukochaną łódz nie wziąwszy nawet dowodu
osobistego w zastaw.
- Jak dają, to bierz, a jak biją, to uciekaj! Więc nie gadaj wiele, tylko płyń, bo coś
jakby wiaterek się ożywił. A papiery? One mi na wodzie niepotrzebne. Raz spojrzę na
człowieka i swoje wiem. Co do zapłaty, to daję ci łódz za darmo. Chyba że, jak sobie
popływasz, i bardzo ci się moja staruszka spodoba, dorzucisz jakiś grosz na jej utrzymanie, bo
kosztuje sporo. Ale to, powtarzam, zrobisz z własnej woli i dasz tyle, na ile cię stać. A teraz
idz do steru. Aap za rogatnicę i szoty, ja cię wypchnę na wiatr.
- Jestem gotów.
- No to ruszaj! Stopy wody pod kilem i pomyślnych wiatrów!
Ja odpychałem się od burty oriona po prawej, Maks pchając za wanty  Dziewiątej
Fali szedł po pokładzie sportiny zacumowanej po lewej i tak wypchnęliśmy omegę na wolną
wodę basenu, gdzie jej żagle złapały już lekki podmuch wiatru i łódz ruszyła do przodu.
Wielki tego dnia był ruch na jeziorze: kajaki, jachty, motorówki, windsurfery, skutery
wodne i statek  Cyranka opływający z pasażerami jezioro. To wszystko co porusza wiatr
prawie stało w miejscu, za to silnikowcy i posługujący się siłą swych mięśni szaleli.
Tak słabo wiało, że puściłem szoty, a rogatnicę przytrzymywałem stopą, cały oddając
się kąpieli słonecznej.
Nagle z hałasu (bo i głośniki grały na plażach, i dzieci wrzeszczały, i wiele silników
pracowało na wodzie) wyodrębniłem jeden, szybko zbliżający się do mnie. Spojrzałem w jego
stronę i błyskawicznie dałem nura na dno łodzi, chowając się za burtą...
Oto na skuterze wodnym Yamaha GP 1200 do burty  Dziewiątej Fali zbliżał się
bowiem całym pędem Jerzy Batura ubrany w piankowy kombinezon. Za nim widoczna była
przytulona do niego również ubrana w piankę kobieta, sądząc po jej rozwianych pędem
powietrza rudych włosach zapewne Kinga.
Przemknęli tuż obok oblewając bryzgami wody mój jacht. Zmiech ich było słychać
mimo warkotu silnika.
Ostrożnie wyjrzałem znad burty. Skuter Jerzego położył się w łagodnym skręcie i
pomknął do przystani - tu spojrzałem na plan wyrysowany przez recepcjonistkę - aha, ku
przystani LOK-u, skąd zapewne wypłynęli.
Wziąłem kurs na przystań Klubu Sportowego MOS i pozwoliłem się nieść
podmuchom wiatru. Niewielkie fale pochodziły od motorówek i skuterów wodnych.
Przyglądałem się jednemu, który wyczyniał teraz rozmaite ewolucje polegające
głównie na jak najbliższym opływaniu innych skuterów i zalewaniu wodą co mniejszych
łódek, rowerów wodnych i kajaków.
Z przystani LOK-u wypłynął tymczasem drugi skuter prowadzony wyraznie
niewprawną ręką. Choć był jeszcze daleko, poznałem po rudym błysku w promieniach słońca,
że skuter prowadziła Kinga. Płynęła sama. Zobaczyłem, że dziób jej skutera unosi się, a po jej
bokach wykwitają białe wąsy piany. Kinga wyraznie przyśpieszała.
Ku swemu przerażeniu zauważyłem, że kursy obu skuterów mogą się przeciąć. Jeden
z nich powinien skręcić, o ile prowadzący go chciał uniknąć zderzenia. Kinga skręciła. Na
szczęście schodziła tamtemu z drogi. Ale ten z plaży uznał widocznie manewr Kingi za objaw
tchórzliwości czy słabości i pognał za nią całą mocą silnika. Przeleciał blisko mnie,
połyskując w skręcie czerwienią dna i wznosząc stromą falę. Gnał na przecięcie kursu skutera
Kingi.
Kinga widząc czy może tylko przeczuwając, że jest ścigana, zatoczyła łuk w moją
stronę. Niewiele to pomogło. Zcigający wciąż szedł pozornie na zderzenie lub chciał wymusić
na Kindze uderzenie w moją łajbę. Już, już uderzał w skuter Kingi, gdy nagle wykonał ostry
zwrot ginąc za pióropuszem wzburzonej jego manewrem wody.
Kinga też skręciła ostro, ale tak nieudanie, że jej skuter zarył dziobem w wodę, a ona
sama wyleciała w powietrze i koziołkując upadła płasko na fale, twarzą do wody. Leżała tak
nieruchomo na falach, a jej skuter opodal. Jego silnik zgasł. Spowodowała to tak zwana
zrywka, czyli linka łącząca manetkę gazu z ręką kierowcy. W momencie, gdy prowadzący
oddalił rękę zbyt daleko od kierownicy, jak na przykład Kinga spadając ze skutera,
automatycznie silnik gasł.
Rozejrzałem się. %7ładnej łódki w pobliżu. I to na tak zatłoczonym jeziorze! Nie
namyślając się długo zdarłem tylko przyklejoną brodę i skoczyłem płaskim łukiem do jeziora
pozostawiając  Dziewiątą Falę na łasce bardzo łaskawego tego dnia wietrzyka.
Podpłynąłem do Kingi tak szybko, na ile starczyło mi sił. Odwróciłem ją twarzą do
góry i podłożyłem swoje ramię pod jej głowę. Zakrztusiła się, ale na szczęście złapała oddech.
Tylko wciąż nie odzyskiwała przytomności! Co robić? Postanowiłem doholować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl