[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chcąc go rozbawić uchwyciła w obie dłonie ten zabawny przedmiot i przy jego użyciu udało
się jej naśladować odgłos kaczki myszkującej w bajorze; jednak mając na względzie kaszel
Jacquesa szybko zamknęła szlafrok. Słaby uśmiech rozjaśnił twarz chłopca.
W normalnych czasach wyjaśnił przepraszająco całkiem lubię takie rzeczy, lecz
teraz mam głowę tak pełną hałasów, dzwięków i zapachów...
Nalać panu ziółek? zaproponowała pełna matczynej opiekuńczości.
Ponieważ nalewając puściła poły szlafroka, te rozchyliły się ponownie! Jacques dziubnął
bestyjkę łyżeczką, która nagle została pochłonięta jednym haustem. Zaśmiał się tak głośno, że
omal mu płuca nie pękły. Zgięty we dwoje, przyduszony, nie czuł nawet łagodnych i szybkich
poklepywań, jakimi gospodyni osypywała jego plecy chcąc przerwać kaszel.
Ależ jestem głupia rzekła besztając sama siebie za to, że go rozśmieszyła. Powinnam
była pomyśleć, że nie ma pan teraz serca do figli.
Oddała mu łyżeczkę i przytrzymała kubek, gdy tymczasem on pił małymi łyczkami ziółka o
dzikim zapachu, mieszając je jednocześnie, by cukier się dobrze rozpuścił. Połknął dwie
tabletki aspiryny.
Dziękuję... powiedział. Teraz spróbuję zasnąć.
Potem przyniosę panu inne ziółka rzekła gospodyni składając na troje kubek i
fajansowy dzbanek, dla wygody podczas transportu.
III
Obudził się gwałtownie. Po aspirynie solidnie się spocił; ponieważ, zgodnie z prawem
Archimedesa, stracił na wadze tyle ile wyniosła objętość wypoconej wody, jego ciało uniosło
się ponad materac ciągnąc za sobą kołdrę, zaś powstały wskutek tego przeciąg marszczył
powierzchnię kałuży potu, w której pływał drobne falki pluskały o jego biodra. Wyciągnął
korek z materaca i pot spłynął do włosianego wnętrza. Jego ciało opadło powoli i ponownie
spoczęło na prześcieradle, parującym jak koń mechaniczny. Z potu pozostały lepkie resztki,
na których wpadał w poślizg chcąc się unieść i wesprzeć na gąbczastej poduszce. Jego głowa
znów zaczęła wibrować po kryjomu, zaś za mózgiem wyrosły żarna, które zaczęły mleć owe
substancje poruszające się nadal pod jego czaszką. Powoli uniósł ręce i ostrożnie pomacał
głowę. Wyczuwał deformację. Jego palce prześliznęły się od potylicy do nabrzmiałych kości
ciemieniowych, dotknęły czoła, podążyły stromą krawędzią luków brwiowych i dotarły do
skroni, po czym powróciły do kości jarzmowych, które przyciśnięte lekko się uginały.
Jacques Thejardin bardzo pragnął zobaczyć dokładnie kształt swojej czaszki. Niektóre są
takie piękne, z profilu, tak doskonale proporcjonalne, krągłe. W czasie choroby w ubiegłym
roku Jacques zrobił sobie zdjęcie rentgenowskie i wszystkie kobiety, którym je pokazał, z
łatwością stawały się jego kochankami. To wydłużenie tyłu i obrzmienie kości
ciemieniowych niepokoiło go bardzo. Być może to z powodu nieokrzesanej fujarki... Dłonie
powróciły na potylicę, zatrzymały się na chwilę w tym miejscu, gdzie głowa łączy się z
karkiem, w którym rzepka poruszała się bezgłośnie, lecz z niejakim trudem. Wydawszy jęk
niemocy opuścił ramiona, te opadły wzdłuż ciała i zakręciwszy szybko pośladkami od prawej
do lewej wymościł sobie wygodny dołek w jeszcze miękkiej skorupie, która powoli zaczynała
twardnieć. Nie śmiał zbyt mocno się wiercić, gdyż pot w sienniku przepływał nagle z lewej na
prawą, kiedy opierał się na prawym ramieniu, burząc równowagę łóżka i zmuszając go do
obwiązania się w pasie szerokim popręgiem z farbowanego płótna, ledwie mogącym go
utrzymać. Kiedy opierał się na drugim ramieniu łóżko odwracało się całkowicie, a sąsiad z
dołu walił w sufit udzcem baranim, którego zapach przesączał się przez szczeliny w podłodze
i podrywał w górę głowę Jacquesa. Nie chciał skanalizować materaca na podłogę. Piekarz z
sąsiedztwa niezle mu płacił za ten pot: butelkował go, naklejał etykietkę Pot Frontowy, a
ludzie kupowali, by ułatwić sobie spożywanie przypalonego w 99 procentach chleba z
Aprowizacji Wojskowej.
Jakoś mniej kaszlę pomyślał.
Jego pierś pozwalała sobie na regularne ruchy," a szmer płuc stał się prawie niedosłyszalny.
Ostrożnie wyciągnął lewe ramię i wziął fujarkę leżącą na krześle obok łóżka. Położył ją obok
siebie, po czym jego dłonie uniosły się ku głowie, prześliznęły się od potylicy do
nabrzmiałych kości ciemieniowych, dotknęły czoła i podążyły stromą krawędzią łuków
brwiowych.
IV
Było jedenaście litrów powiedział piekarz.
Kilka straciłem wyjaśnił Thejardin. Siennik nie jest zbyt szczelny.
A pot nie jest zbyt czysty dodał piekarz. Słuszniej byłoby policzyć to za dziesięć
litrów.
Pan jednak sprzeda jedenaście rzekł Jacques.
Oczywiście powiedział piekarz. Lecz będę miał wyrzuty sumienia. To ma swoją
cenę.
Potrzebuję pieniędzy powiedział Jacques. Nie gram od trzech dni.
Ja też nie mam za dużo pieniędzy odparł piekarz. Utrzymanie
dwudziestodziewięciokonnego wozu jest drogie, a służba mnie rujnuje.
Ile pan mi może dać? zapytał Jacques.
O rany! zawołał piekarz. Proponuję panu trzy franki za litr, przy czym jedenaście
policzymy za dziesięć.
Niech pan się trochę wysili rzekł Jacques. To nie za wiele.
Dobra! zawołał piekarz. Niech będzie trzydzieści trzy franki, ale to prawdziwe
zdzierstwo.
Dawaj pan powiedział Jacques. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
Chcąc go rozbawić uchwyciła w obie dłonie ten zabawny przedmiot i przy jego użyciu udało
się jej naśladować odgłos kaczki myszkującej w bajorze; jednak mając na względzie kaszel
Jacquesa szybko zamknęła szlafrok. Słaby uśmiech rozjaśnił twarz chłopca.
W normalnych czasach wyjaśnił przepraszająco całkiem lubię takie rzeczy, lecz
teraz mam głowę tak pełną hałasów, dzwięków i zapachów...
Nalać panu ziółek? zaproponowała pełna matczynej opiekuńczości.
Ponieważ nalewając puściła poły szlafroka, te rozchyliły się ponownie! Jacques dziubnął
bestyjkę łyżeczką, która nagle została pochłonięta jednym haustem. Zaśmiał się tak głośno, że
omal mu płuca nie pękły. Zgięty we dwoje, przyduszony, nie czuł nawet łagodnych i szybkich
poklepywań, jakimi gospodyni osypywała jego plecy chcąc przerwać kaszel.
Ależ jestem głupia rzekła besztając sama siebie za to, że go rozśmieszyła. Powinnam
była pomyśleć, że nie ma pan teraz serca do figli.
Oddała mu łyżeczkę i przytrzymała kubek, gdy tymczasem on pił małymi łyczkami ziółka o
dzikim zapachu, mieszając je jednocześnie, by cukier się dobrze rozpuścił. Połknął dwie
tabletki aspiryny.
Dziękuję... powiedział. Teraz spróbuję zasnąć.
Potem przyniosę panu inne ziółka rzekła gospodyni składając na troje kubek i
fajansowy dzbanek, dla wygody podczas transportu.
III
Obudził się gwałtownie. Po aspirynie solidnie się spocił; ponieważ, zgodnie z prawem
Archimedesa, stracił na wadze tyle ile wyniosła objętość wypoconej wody, jego ciało uniosło
się ponad materac ciągnąc za sobą kołdrę, zaś powstały wskutek tego przeciąg marszczył
powierzchnię kałuży potu, w której pływał drobne falki pluskały o jego biodra. Wyciągnął
korek z materaca i pot spłynął do włosianego wnętrza. Jego ciało opadło powoli i ponownie
spoczęło na prześcieradle, parującym jak koń mechaniczny. Z potu pozostały lepkie resztki,
na których wpadał w poślizg chcąc się unieść i wesprzeć na gąbczastej poduszce. Jego głowa
znów zaczęła wibrować po kryjomu, zaś za mózgiem wyrosły żarna, które zaczęły mleć owe
substancje poruszające się nadal pod jego czaszką. Powoli uniósł ręce i ostrożnie pomacał
głowę. Wyczuwał deformację. Jego palce prześliznęły się od potylicy do nabrzmiałych kości
ciemieniowych, dotknęły czoła, podążyły stromą krawędzią luków brwiowych i dotarły do
skroni, po czym powróciły do kości jarzmowych, które przyciśnięte lekko się uginały.
Jacques Thejardin bardzo pragnął zobaczyć dokładnie kształt swojej czaszki. Niektóre są
takie piękne, z profilu, tak doskonale proporcjonalne, krągłe. W czasie choroby w ubiegłym
roku Jacques zrobił sobie zdjęcie rentgenowskie i wszystkie kobiety, którym je pokazał, z
łatwością stawały się jego kochankami. To wydłużenie tyłu i obrzmienie kości
ciemieniowych niepokoiło go bardzo. Być może to z powodu nieokrzesanej fujarki... Dłonie
powróciły na potylicę, zatrzymały się na chwilę w tym miejscu, gdzie głowa łączy się z
karkiem, w którym rzepka poruszała się bezgłośnie, lecz z niejakim trudem. Wydawszy jęk
niemocy opuścił ramiona, te opadły wzdłuż ciała i zakręciwszy szybko pośladkami od prawej
do lewej wymościł sobie wygodny dołek w jeszcze miękkiej skorupie, która powoli zaczynała
twardnieć. Nie śmiał zbyt mocno się wiercić, gdyż pot w sienniku przepływał nagle z lewej na
prawą, kiedy opierał się na prawym ramieniu, burząc równowagę łóżka i zmuszając go do
obwiązania się w pasie szerokim popręgiem z farbowanego płótna, ledwie mogącym go
utrzymać. Kiedy opierał się na drugim ramieniu łóżko odwracało się całkowicie, a sąsiad z
dołu walił w sufit udzcem baranim, którego zapach przesączał się przez szczeliny w podłodze
i podrywał w górę głowę Jacquesa. Nie chciał skanalizować materaca na podłogę. Piekarz z
sąsiedztwa niezle mu płacił za ten pot: butelkował go, naklejał etykietkę Pot Frontowy, a
ludzie kupowali, by ułatwić sobie spożywanie przypalonego w 99 procentach chleba z
Aprowizacji Wojskowej.
Jakoś mniej kaszlę pomyślał.
Jego pierś pozwalała sobie na regularne ruchy," a szmer płuc stał się prawie niedosłyszalny.
Ostrożnie wyciągnął lewe ramię i wziął fujarkę leżącą na krześle obok łóżka. Położył ją obok
siebie, po czym jego dłonie uniosły się ku głowie, prześliznęły się od potylicy do
nabrzmiałych kości ciemieniowych, dotknęły czoła i podążyły stromą krawędzią łuków
brwiowych.
IV
Było jedenaście litrów powiedział piekarz.
Kilka straciłem wyjaśnił Thejardin. Siennik nie jest zbyt szczelny.
A pot nie jest zbyt czysty dodał piekarz. Słuszniej byłoby policzyć to za dziesięć
litrów.
Pan jednak sprzeda jedenaście rzekł Jacques.
Oczywiście powiedział piekarz. Lecz będę miał wyrzuty sumienia. To ma swoją
cenę.
Potrzebuję pieniędzy powiedział Jacques. Nie gram od trzech dni.
Ja też nie mam za dużo pieniędzy odparł piekarz. Utrzymanie
dwudziestodziewięciokonnego wozu jest drogie, a służba mnie rujnuje.
Ile pan mi może dać? zapytał Jacques.
O rany! zawołał piekarz. Proponuję panu trzy franki za litr, przy czym jedenaście
policzymy za dziesięć.
Niech pan się trochę wysili rzekł Jacques. To nie za wiele.
Dobra! zawołał piekarz. Niech będzie trzydzieści trzy franki, ale to prawdziwe
zdzierstwo.
Dawaj pan powiedział Jacques. [ Pobierz całość w formacie PDF ]