[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale i czułabym się bezsilna.
 Nie przejmuj się i zdejmij słuchawkę z widełek  poradził mi teraz.  Ale najpierw
zadzwoń do mamy i powiedz, żeby przy wjezdzie na parking ustawiła wielką tablicę z
napisem  Teren prywatny, zakaz wstępu .
 Dobry pomysł. Dzięki.
Pożegnaliśmy się dość niepewnie. Oboje się zastanawialiśmy, co się teraz wydarzy, i
komu.
* * *
Moja matka tamtej nocy obudziła telefonem swojego pracownika i powiedziała, że
zapłaci mu potrójną stawkę, jeśli znak na parkingu pojawi się przed siódmą rano. Błagała
mnie, żebym wyjechała z miasta albo przeniosła się do niej, dopóki to wszystko się nie
skończy. Znała Buckleyów i była przerażona czystym horrorem, jakiego musieli doświadczyć
przed śmiercią. Buckleyowie byli w jej wieku, byli jej znajomymi.
 John musiał pojechać na komendę, porozmawiać z policjantami  powiedziała. 
Jeśli będzie w stanie im pomóc, to wspaniale, ale bardzo nie chciałam go puścić. %7łałuję, że
przyłączyłaś się do tej przeklętej grupy, Auroro. Ale nie ma sensu teraz tego roztrząsać.
Przenieś się do mnie.
 Będziesz mnie bronić, mamo?  spytałam ze znużonym uśmiechem.
 Do ostatniego tchu  odpowiedziała po prostu. Nagle poczułam, że moja matka
będzie bezpieczniejsza, jeśli będę się trzymać z dala od niej.
 Dam sobie radę  powiedziałam.  Dzięki, że zajęłaś się znakiem.
ROZDZIAA 13
Miałam kiepską noc. Zniło mi się, że do łazienki, w której się ubierałam, weszli
ludzie z kamerami, a jeden z nich był mordercą. Wyrwałam się z głębokiego snu i
uprzytomniłam sobie, że o okna mojej sypialni lekko stukają krople deszczu. Znów zasnęłam.
Gdy wreszcie się obudziłam, bardziej zmęczona, niż gdy się kładłam, schowana za
zasłoną wyjrzałam przez okno na górze, żeby się upewnić, że nikt na mnie nie czeka.
Wszystkie samochody na parkingu należały do mieszkańców. Nikt nie zaparkował od frontu.
Przy wjezdzie na parking był duży, wyrazny znak. Poczłapałam po schodach, żeby zrobić
sobie kawy, i znów wróciłam na górę. Z kubkiem w dłoni patrzyłam, jak Robin wyjeżdża do
pracy. Zobaczyłam, jak Bankston wychodzi, trzymając gazety, a Teentsy wyprowadza
samochód. Musiała potrzebować czegoś na śniadanie, bo wróciła w ciągu dziesięciu minut.
Nocna mżawka nie była zbyt intensywna, w przeciwieństwie do deszczu sprzed dwóch dni;
małe kałuże już zniknęły.
Do czasu powrotu Teentsy pozbierałam się na tyle, żeby zająć się gazetami.
Rozpaczliwie domagały się uwagi. Było tam zdjęcie Arthura, weselne zdjęcie Mamie i
Geralda, zdjęcie Buckleyów wraz z Lizanne, zrobione podczas przyjęcia z okazji dwudziestej
piątej rocznicy ich ślubu, i zdjęcie Morrisona Pettigrue, gdy ogłosił, że będzie kandydował na
burmistrza. Na zdjęciu w tle widoczny był Benjamin promieniejący jak dumny ojciec.
Przynajmniej nikt nie wydawał się sądzić, że Melanie i Arthur są czemuś winni, poza
tym, że padli ofiarą okropnych żartów. Zastanawiałam się, gdzie pojawi się siekiera, którą
zabito Buckleyów, albo nóż, którym zamordowano Morrisona Pettigrue. W jaki sposób
morderca utrzymuje taką szaloną aktywność? Z pewnością musi mieć wielkie pokłady energii
fizycznej i emocjonalnej. Z pewnością musi przestać.
Zdołałam nałożyć odrobinę makijażu, żeby nie wyglądać, jakbym się miała zaraz
przewrócić, a włosy zaczesałam w koński ogon. Naciągnęłam na siebie czerwony golf,
granatową spódnicę i kardigan. Wyglądałam jak śmierć na chorągwi.
Moim jedynym celem było dostać się do biblioteki tak, żeby mnie nikt nie zauważył, i
przekonać się, czy jest jakakolwiek szansa na to, żeby normalnie popracować. Z ulgą
przyjęłam, że na parkingu pod biblioteką nie było żadnych obcych samochodów. Widocznie
zainteresowanie moją osobą opadło. Dzień wydawał się możliwy do wytrzymania.
W pracy dowiedziałam się, że Benjamin Greer tego ranka zwołał konferencję
prasową, by ogłosić, że stanie do wyborów na burmistrza Lawrenceton jako kolejny kandydat
z ramienia partii komunistycznej. Ani przez chwilę nie wierzyłam w to, że Benjamin ma jakąś
spójną filozofię polityczną. Robił wszystko, żeby wykorzystać zainteresowanie mediów
naszym miastem. Zastanawiałam się, co się stanie z Benjaminem po wyborach. Czy posada
rzeznika w sklepie spożywczym będzie jeszcze wystarczająca?
O Benjaminie powiedziała mi Lillian Schmidt, która przy okazji tego ranka okryła się
niespodziewaną chwałą. Pracowała ze mną tak, jakby nigdy nic, poza wzmianką o tej
konferencji prasowej. Miałam ochotę zapytać, co jej się stało, że zachowuje się tak
przyzwoicie, ale nie wiedziałam, jak sformułować to pytanie, żeby nie było obrazliwe.
(Dlaczego jesteś dla mnie taka miła, skoro nawet się specjalnie nie lubimy? Dlaczego tak
nietaktowna osoba jak ty nagle stała się mistrzynią taktu?).
Nakładałam sweter, żeby pójść na lunch, gdy Lillian się odezwała.
 Wiem, że nie masz nic wspólnego z tym zamieszaniem i uważam, że to nie fair, że
to wszystko spadło na ciebie. Gdy ten policjant przyszedł tu wczoraj i wypytywał, czy
naprawdę przez cały ranek układałaś ze mną książki& Po prostu wczoraj w nocy uznałam, że
to niedorzeczne. Dosyć tego.
Choć raz się zgadzałyśmy.
 Dzięki, Lillian  powiedziałam.
Jadąc do domu, czułam się trochę lepiej. Pojechałam inną drogą, żeby nie mijać domu
Buckleyów. Przy lunchu obejrzałam wiadomości i zobaczyłam Benjamina napawającego się
swoimi pięcioma minutami sławy.
To czwartkowe popołudnie miałam wolne, bo wpisano mnie na dyżur wieczorem.
Dobrze zrobiłam, że poszłam rano do pracy. Odkryłam to, będąc sama w domu. Choć lubiłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl