[ Pobierz całość w formacie PDF ]

patriotycznych w gwiazdy i pasy; wielkanocne kurczaczki gniezdziły się w pobliżu miniaturowych
plastikowych menor, indyków z sosnowych szyszek oraz wolkańskich uszu z ostatniego konwentu
miłośników Star Treka.
W sobotę, tuż przed pierwszą, czekając na pojawienie się Suzanne i Beth, Ivy przeglądała
zamówienia specjalne na ten dzień.
Jak zawsze były nagryzmolone na samoprzylepnych karteczkach i poprzyklejane do
ściany. Ivy przeczytała jeden z zapisków dwukrotnie, po czym go zerwała. To niemożliwe,
pomyślała, niemożliwe. Może jest ich dwóch. Dwóch chłopaków o nazwisku Tristan Carruthers?
 Lillian, co to znaczy?  Do odebrania: Nieb Nadm Wiel i 25 tsk ?  Lillian spojrzała
zezem na karteczkę. Nosiła dwuogniskowe okulary, które zwykle kołysały się na jej piersi,
zawieszone na łańcuszku.
 Cóż, dwadzieścia pięć talerzy, serwetek i kubków, przecież wiesz. Ach tak, dla Tristana
Carruthersa, zamówienie na imprezę drużyny pływackiej. Niebieski nadmuchiwany wieloryb. Już
go przygotowałam. Dziś rano dzwoniono, żeby sprawdzić zamówienie.
 Trist... Pan Carruthers dzwonił?
Teraz Lillian sięgnęła po okulary. Założywszy je na nos, wbiła wzrok w Ivy.
 Pan Carruthers? On nie nazywał ciebie panną Lyons  powiedziała.
 Dlaczego w ogóle miałby mnie jakoś nazywać?  zdziwiła się na głos Ivy.  To znaczy,
dlaczego pojawiło się moje nazwisko?
 Zapytał, w jakich godzinach pracujesz. Odpowiedziałam mu, że wychodzisz na lunch
między pierwszą a pierwszą czterdzieści pięć, ale poza tym będziesz tutaj do szóstej. 
Uśmiechnęła się do Ivy.  I dorzuciłam o tobie parę miłych słów, moja droga.
 Parę miłych słów?
 Powiedziałam mu, jaką jesteś śliczną dziewczyną i jaka to szkoda, że ktoś taki jak ty nie
może sobie znalezć odpowiedniego dżentelmena.
Ivy skrzywiła się, ale Lillian znowu zdjęła okulary, więc niczego nie zauważyła.
 W zeszłym tygodniu przyszedł do sklepu, żeby złożyć zamówienie  mówiła dalej
Lillian.  Jest z niego chłop na szkwał.
 Schwał, Lillian.
 Ze co proszę?
 Tristan to chłop na schwał.
 No proszę, nareszcie to przyznała!  odezwała się Suzanne, wkraczając do sklepu. Beth
weszła za nią.  Dobra robota, Lillian!  Staruszka mrugnęła okiem, a Ivy przylepiła karteczkę z
powrotem do ściany. Zaczęła szperać po kieszeniach w poszukiwaniu pieniędzy.
 Nie spodziewaj się, że będziemy jeść  ostrzegła ją Suzanne.  To jest przesłuchanie.
Dwadzieścia minut pózniej Beth prawie kończyła swoje burrito. Suzanne wgryzała się w
kurczaka teriyaki. Pizza Ivy leżała nietknięta.
 Skąd mam wiedzieć?  mówiła, wymachując rękoma.  Nie zaglądałam do jego szafki z
lekami!  Raz za razem analizowały, interpretowały i przeinterpretowywały każdy szczegół
pokoju Gregory ego, jaki Ivy zaobserwowała.
 Cóż, w końcu byłaś tam dopiero jedną noc  powiedziała Suzanne.  Ale może dziś
wieczorem. Musisz się dowiedzieć, gdzie się dzisiaj wybiera. Czy on ma wyznaczoną porę
powrotu? Czy on...
Ivy podniosła chiński krokiecik i wetknęła go w usta Suzanne.
 Teraz kolej Beth, żeby mówić  oznajmiła.
 Och, w porządku  odezwała się Beth.  To ciekawe.
Ivy otworzyła notatnik Beth.
 Może nam przeczytasz jedno z twoich nowych opowiadań  powiedziała Ivy  zanim
Suzanne całkiem doprowadzi mnie do szału.
Beth zerknęła na Suzanne, po czym z entuzjazmem wyjęła plik kartek.
 Mam zamiar wykorzystać je w poniedziałek na spotkaniu kółka teatralnego.
Eksperymentowałam z in medias res. To znaczy rozpoczynanie w samym środku akcji.
Ivy zachęcająco skinęła jej głową i ugryzła pierwszy kęs pizzy.
  Mocno przycisnęła broń do piersi  przeczytała Beth.   Twardą i stalowoszarą, zimną
i nieubłaganą. Jego fotografie. Aamliwe i wyblakłe zdjęcia, na których był on, on z nią\ podarte,
wilgotne od łez, kruche od soli zdjęcia leżały rozrzucone obok jej krzesła. Miały odpłynąć, zmyte
przez jej własną krew..
 Beth, Beth  wtrąciła się Suzanne.  Jemy lunch. Może coś ciut lżejszego?
Beth bez sprzeciwu poszperała w zapiskach i zaczęła od nowa.
  Mocno przycisnęła jego dłoń do piersi. Ciepłą i wilgotną, miękką i giętką... 
 Jego dłoń czyjej pierś?  przerwała jej Suzanne.
 Cicho  powiedziała Ivy.
  ... dłoń, która potrafiła dotknąć samego sedna jej duszy; dłoń, na której mógł się unieść...

 Wieloryb, tak myślę, niebieski plastikowy wieloryb. Cóż innego by to mogło być?
Ivy odwróciła się prędko i spojrzała na sklepik. Betty trzymała wielki kawał niebieskiego
plastiku i w najlepsze gawędziła z Tristanem. Lillian stała za nim w wejściu do sklepu, gorączkowo
do niej machając. Ivy zerknęła na zegarek. Była 13. 25, połowa jej przerwy na lunch.
 Ona chce, żebyś tam poszła  powiedziała Beth.
Ivy pokręciła głową, patrząc na Lillian, lecz Lillian nie przestawała machać.
 Idz i pokaż im, dziewczyno  odezwała się Suzanne.
 Nie.
 Och, daj spokój, Ivy.
 Nie rozumiesz. On wie, że mam przerwę na lunch. Unika mnie.
 Być może  zgodziła się Suzanne  ale ja nigdy nie pozwalam, żeby coś takiego stanęło
mi na przeszkodzie.
Teraz Tristan obrócił się, i zauważywszy Lillian udającą sygnalizator, zaczął wpatrywać się
w tłum przy stoiskach z jedzeniem, aż jego spojrzenie spoczęło na Ivy. Tymczasem Betty udało się
podłączyć nadmuchiwanego wieloryba do zbiornika z helem.
 Super!  wykrzyknęła Beth, kiedy wieloryb zaczął żyć własnym życiem, rosnąc niczym
niebieska chmura burzowa za plecami Tristana i Lillian. Betty zniknęła za nim. Musiała go nagle
odciąć, ponieważ wzniósł się aż pod sufit. Tristan musiał podskoczyć, żeby go chwycić. Beth i
Suzanne zaczęły się śmiać. Lillian pogroziła Ivy palcem, po czym odwróciła się, żeby
porozmawiać z Tristanem.
 Zastanawiam się, co ona mu mówi  powiedziała Beth.
 Parę miłych słów  wymamrotała Ivy.
Kilka minut pózniej Tristan wyłonił się ze sklepu, dzierżąc torbę z zakupami na imprezę, na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl