[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A więc jednak układ nerwowy się regeneruje - rzekła
Kara, starając się powstrzymać łzy.
Reszta personelu opuściła pokój i pozostali tylko we
czwórkę.
- Tak. Powinnaś kontynuować terapię - odparł Mike.
- Czy to naprawdę dobry znak?
- Oczywiście. Dużo dzieje się w jego mózgu, ale to nie
znaczy, że on za pięć minut się obudzi, usiądzie i zaprosi cię
na dyskotekę.
- W takim razie niewiele się zmieniło. Dalej mam robić
to, co do tej pory i czekać, aż uszkodzone drogi nerwowe się
zregenerują lub powstaną nowe.
- Właśnie, Karo. Gdybym znał jakiś sposób, żeby
przyśpieszyć ten proces, z pewnością bym go wykorzystał.
- W porządku, Mike, rozumiem.
- Teraz takie rzeczy będą się pojawiać chyba częściej.
- Czy powinnam zachęcać go, żeby starał się poruszać?
- Nie wydaje mi się to konieczne. Pewnie i tak będzie
coraz lepiej reagować na to, co robisz i mówisz. Na przykład
może się zdarzyć podczas ćwiczeń, że zacznie sam unosić
kończyny.
- Dobrze by było - zaśmiała się Kara. - Ledwo sobie daję z
tym radę.
Zaczęła przepraszać Mike'a i Sue, że zepsuła im wieczór,
oni jednak stanowczo temu zaprzeczyli.
- Mac nie jest zwykłym pacjentem. To także mój
przyjaciel - przypomniał jej Mike. - Możesz mnie wzywać o
każdej porze.
Kiedy wyszli, Kara uświadomiła sobie, jak wielka
nastąpiła zmiana. Mac reagował na jej poczynania i czuła, że
dzięki temu zbliżyli się do siebie. Miała wrażenie, że jakaś
nieprzekraczalna dotąd bariera, która oddzielała ich od siebie
od czasu wypadku, częściowo się rozpłynęła, pozwalając, by
nawiązali krótki kontakt.
- Uda nam się, Mac - wyszeptała. - Zobaczysz. Kiedy
wyzdrowiejesz, przekonasz się, że warto było...
Kara jest tutaj... Moja najdroższa Kara... Teraz już wiem,
kim ona jest i dlaczego powinienem wydostać się z tych
ciemności, które mnie otaczają.
Ale to nadal jest trudne... okropnie trudne... Jak
uporządkować myśli i pojęcia, które wirują w mojej głowie?
Czasami wydaje mi się, jakby była tam wielka dziura, w której
wszystko znika...
Ale Kara jest tutaj i ona na to nie pozwoli... Będzie
trzymać mnie za rękę i pomoże odnalezć mi drogę do
światła...
Przez następny miesiąc Kara wciąż jakby na coś czekała.
Po ostatnim wydarzeniu, kiedy to Mac udowodnił, że potrafi
reagować na jej wysiłki, czuła, że to wszystko nie potrwa już
długo. Zapewniała co prawda Mike'a, że nie będzie oczekiwać
cudów, ale to nie była prawda. W ciągu wielu miesięcy terapii
Maca można było jedynie stwierdzić, że jego stan się nie
pogarsza. Teraz było zupełnie inaczej.
Miała konkretny dowód, że rehabilitacja jest skuteczna i
była absolutnie przekonana, iż wkrótce, w ciągu najbliższych
dni, Mac otworzy oczy i do niej przemówi.
To jednak wcale się nie stało, a zbliżał się już koniec
listopada i niedługo miała rozpocząć urlop macierzyński. Nie
wiedząc, kiedy Mac odzyska przytomność i jaki będzie stan
jego zdrowia, nie mogła zdecydować się, jakie wynająć
mieszkanie. Czy ma szukać czegoś małego, tylko dla siebie i
dziecka, czy też na tyle dużego, by Mac mógł z nimi
zamieszkać? Dręczyły ją też inne pytania: Czy powinno to być
mieszkanie na parterze, bo przecież nie można wykluczyć, że
Mac będzie musiał jezdzić na wózku... A może na piętrze? Ale
czy wtedy potrzebna by była winda, czy też nie?
Zdawała sobie sprawę z tego, że Mac po odzyskaniu
przytomności może mieć luki w pamięci. Chociaż w ciągu
ostatnich miesięcy wiele razy wspominała mu o dziecku, nie
sądziła, by dotarło to do jego świadomości. Poza tym wiele
innych rzeczy się zmieniło: Mikę pracował teraz w szpitalu
św. Augustyna i był mężem Sue. W dodatku zbliżał się koniec
wieku i tysiąclecia - za kilka tygodni cały świat miał
uroczyście obchodzić Nowy Rok.
Znała ludzi pracujących w szpitalu, którzy byli gotowi
zapłacić mnóstwo, aby tej nocy nie spędzić na dyżurze. Gdyby
nie fakt, że termin jej porodu wypadał około połowy stycznia,
chętnie powiększyłaby swoje zapasy gotówki, gdyby ktoś
chciał jej zapłacić za to, by została za niego w szpitalu, kiedy
zegar wybije dwunastą.
Sue i Mike zapraszali ją do siebie na sylwestra,
postanowiła jednak przywitać Nowy Rok z Makiem.
- A ty lepiej zostań tam, gdzie jesteś, aż wszystko się
ułoży - powiedziała, gładząc się po brzuchu. W odpowiedzi
otrzymała energicznego kopniaka dokładnie w chwili, gdy
otwierała drzwi prowadzące na neurologię. - No no, to
nieładnie - mruknęła, kładąc dłoń na wybrzuszeniu pod
sukienką. - Co to było? Aokieć, kolano czy stopa? A może
pięść?
- Dobrze, że cię znam, bo inaczej pomyślałabym, że
zwariowałaś, skoro mówisz do siebie - zażartowała Alison.
- Kiedy nie mówię do Maca, zaczynam rozmawiać z
dzieckiem - przyznała Kara. - Ciekawe, kiedy ktoś mi w
końcu odpowie.
- Pewnie nie możesz się już doczekać, kiedy dziecko się
urodzi?
- Mam kilka powodów. Chciałabym wreszcie obciąć
sobie paznokcie u nóg, nie musząc wyciągać rąk na dwa
kilometry i korzystać z lustra, chciałabym zjeść coś spokojnie,
nie czując kopania w żołądek, i móc przewrócić się w łóżku
na drugi bok bez pomocy dzwigu.
Roześmiały się obie i Kara ruszyła dalej.
- Witaj, Mac, kochanie - rzekła, wchodząc do pokoju.
Jak zwykle usiadła przy łóżku i wzięła go za rękę.  Już
niedługo przestanę pracować na położniczym i sama zostanę
jego pacjentką.
Znowu poczuła mocne kopnięcie i wyprostowała się
trochę
, aby zrobić maleńkiej istocie więcej miejsca. Byłoby jej
wygodniej, gdyby puściła dłoń Maca, lecz to nie wchodziło w
grę. Chciała wykorzystać każdą chwilę, by nawiązać z nim
kontakt.
- Ale przynajmniej na oddziale jest teraz spokojniej.
Dużo dzieci rodzi się zawsze w okolicy września. Pewnie jako
wynik wesołej zabawy w okresie świąt i sylwestra.
Kara nigdy nie pozwalała sobie na to, by podejmować
tego rodzaju ryzyko pod wpływem alkoholu czy nagłej
pokusy. Kiedy jednak poznała Maca, poczuła, że mają wiele ;z
sobą wspólnego i jej zasady gdzieś się zagubiły. Po kilku
tygodniach była gotowa przeprowadzić się do Maca, wiedząc, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl