[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bombardującymi jego umysł wspomnieniami, zaczęły go nękać
straszliwe bóle głowy. Zaniepokojeni Vincente i Maria zaprowadzili go
do doktora Diamanto. Ten uspokoił ich, zapewniając, że bóle z czasem
ustąpią.
- Przez jakiś czas - mówił doktor - nie podejmuj żadnych życiowych
decyzji. Nie próbuj wyciągać żadnych wniosków ani dokonywać
wyborów. Po takim urazie logika twojego umysłu będzie zakłócona, a
rozumowanie zbyt emocjonalne. Chociaż - dodał - w sprawach
sercowych logiczne myślenie niekoniecznie musi być na pierwszym
miejscu.
Michael dostrzegał tu analogię i trafność jego porady również w
stosunku do Tary. Ona też doznała szoku. Przecież od dwóch lat uważała
go za zmarłego. Potrzebowała więcej czasu, żeby przekonać się, że
warto ratować ich małżeństwo, albo przekonać jego, że nie ma już nic do
uratowania.
- Myślę, że Vincente i Maria Santiago spodobaliby ci się - rzekł
Michael, zmieniając temat. - Ekwador na pewno też. Jest tam
przepięknie, zwłaszcza o tej porze roku.
Oparłszy się znowu na łokciu, zaczął swoją niezwykłą opowieść. O
zboczach tonących w soczystej zieleni, dzikich plażach, egzotycznych
roślinach w tropikalnych lasach, tętniących życiem miastach i starych,
malowniczych wioskach. Ale najwięcej miejsca w swym opowiadaniu
poświęcił swoim opie-kunom. Vincente dostał ziemię w spadku po ojcu,
a ten dostał ją od swojego ojca.
- Dziwnym zbiegiem okoliczności rosną na niej lasy obfitujące w ten
sam typ drewna, jakie miałem znaleźć dla Essential Designs.
Michael wyjechał do Ekwadoru jako wicedyrektor do spraw rynku w
Essential Designs. A zaczynał pracę w tej firmie zaraz po szkole, jako
goniec, w wieku piętnastu lat.
- Vincente miał świetne wyczucie w handlu drewnem i interesy z
miejscowymi odbiorcami układały się bardzo dobrze. Od dawna jednak
Pona & Polgara
marzył o nawiązaniu szerszych kontaktów, tylko nie wiedział, jak się do
tego zabrać. I wtedy ja się pojawiłem. Dziwne - nie pamiętałem, jak się
nazywam, ale za to pamiętałem wszystko, czego kiedykolwiek
nauczyłem się o drewnie: jego strukturze, barwie, trwałości, a co
najważniejsze: o europejskich rynkach zbytu. Pomogłem mu założyć
profesjonalną stronę internetową i tylko w ciągu pierwszych dwóch
miesięcy zgłosiło się ponad dwa tysiące potencjalnych nabywców. Po-
tem już było z górki i w krótkim czasie staliśmy się jednym z
ważniejszych dostawców egzotycznych gatunków drewna.
Tara, która pochylona nad śpiącym Brandonem delikatnie odgarnęła
mu włosy z czoła, podniosła nagle głowę.
- My?Michael odpowiedział uśmiechem.
- Obecnie jestem pełnoprawnym partnerem w tym biznesie. To był
ich pomysł. Na początku protestowałem. Nie chciałem wykorzystywać
faktu, że traktowali mnie jak syna. Vincente i Maria nie mają własnych
dzieci. Z czasem oni również stali się mi bliscy - jak rodzina, której
nigdy nie miałem. Nalegali, żebym został ich wspólnikiem, twierdząc, że
gdyby nie ja, interes nigdy nie rozwinąłby się tak szybko.
- To znaczy... - Tara była wyraźnie zaskoczona własnymi
wnioskami. - To znaczy, że jesteś bogatym człowiekiem.
- No, powiedzmy, że pieniądze przestały być dla mnie problemem.
- I zostawiłeś wszystko: pracę, Santiagów, kraj, w którym było ci tak
dobrze, po to, żeby wrócić do Chicago.
Michael spojrzał za siebie i sięgnął po butelkę z winem.
- Zostawiłem, żeby wrócić do swojego życia. Przerwanego, w
pewnym sensie.
Kątem oka widział, że Tara zbiera się, by odpowiedzieć, i że nie jest
jej łatwo. Pewnie zechce mu przypomnieć, że ich wspólne życie
właściwie już się zakończyło. Cóż, z jego punktu widzenia było zupełnie
inaczej i nie zamierzał poddać się bez walki. Spokojnie nalał wina do
kieliszków, a następnie, podkulając pod siebie nogi, podał jej jeden z
nich.
- Taro, biznes to biznes. Zamierzam często jeździć do Ekwadoru, nie
tylko, żeby odwiedzać bliskich mi łudzi, Vincente'a i Marię, ale także
żeby załatwiać niektóre sprawy firmy. Te, których nie da się załatwić na
Pona & Polgara
odległość. Nie zmienia to jednak faktu, że to, co najważniejsze dla mnie,
jest właśnie tutaj w Chicago. To ty i Brandon. Posłuchaj mnie -
powiedział z łagodną perswazją, widząc grymas protestu na jej twarzy. -
Nie proszę cię o to, żebyśmy byli razem. Proszę cię jedynie o rozważenie
takiej możliwości. I to nie przez wzgląd na mnie czy nawet Brandona.
Przede wszystkim daj taką szansę sobie.
Pona & Polgara
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Tego samego wieczoru Tara siedziała naprzeciw Johna w eleganckiej,
zacisznej francuskiej restauracji. Pomimo wysiłków jej myśli
nieprzerwanie krążyły wokół popołudnia, które ona i Brandon spędzili z
Michaelem. Wciąż wspominała jego współczujące spojrzenie, kiedy
opowiadała o kłopotach w rodzinie i firmie ojca. Widziała jego
determinację, słyszała stanowczość w głosie.
- Muszę być zawsze blisko ciebie i Brandona - mówił.
Nie porozmawiali o tym. Zresztą i tak nie doszliby do porozumienia.
Trzeba było nakarmić Brandona, więc zajęli się jedzeniem. To był
prawdziwy piknik. Siedzieli na kocu, a przed nimi, jak okiem sięgnąć,
rozciągało się jezioro Michigan. Michael miał świetny kontakt z synem.
Przyjemnie było ich obserwować. Bez większego trudu namówił
kapryśnego zazwyczaj Brandona do wypicia mleka i zjedzenia porcji
kurczaka i to przed jego ulubionym ciasteczkiem. Potem Brandon
szybko zasnął w jej objęciach, a oni długo rozmawiali o różnych
sprawach.Było jej tak dobrze i bezpiecznie do momentu, kiedy się na
tym przyłapała. Będąc pod jego urokiem, czuła się zupełnie bezbronna.
Michael za to był opanowany. Wydoroślał, sprawiał wrażenie kogoś, na
kim można polegać. Może dlatego, że zmienił fryzurę. Jego czarne, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
bombardującymi jego umysł wspomnieniami, zaczęły go nękać
straszliwe bóle głowy. Zaniepokojeni Vincente i Maria zaprowadzili go
do doktora Diamanto. Ten uspokoił ich, zapewniając, że bóle z czasem
ustąpią.
- Przez jakiś czas - mówił doktor - nie podejmuj żadnych życiowych
decyzji. Nie próbuj wyciągać żadnych wniosków ani dokonywać
wyborów. Po takim urazie logika twojego umysłu będzie zakłócona, a
rozumowanie zbyt emocjonalne. Chociaż - dodał - w sprawach
sercowych logiczne myślenie niekoniecznie musi być na pierwszym
miejscu.
Michael dostrzegał tu analogię i trafność jego porady również w
stosunku do Tary. Ona też doznała szoku. Przecież od dwóch lat uważała
go za zmarłego. Potrzebowała więcej czasu, żeby przekonać się, że
warto ratować ich małżeństwo, albo przekonać jego, że nie ma już nic do
uratowania.
- Myślę, że Vincente i Maria Santiago spodobaliby ci się - rzekł
Michael, zmieniając temat. - Ekwador na pewno też. Jest tam
przepięknie, zwłaszcza o tej porze roku.
Oparłszy się znowu na łokciu, zaczął swoją niezwykłą opowieść. O
zboczach tonących w soczystej zieleni, dzikich plażach, egzotycznych
roślinach w tropikalnych lasach, tętniących życiem miastach i starych,
malowniczych wioskach. Ale najwięcej miejsca w swym opowiadaniu
poświęcił swoim opie-kunom. Vincente dostał ziemię w spadku po ojcu,
a ten dostał ją od swojego ojca.
- Dziwnym zbiegiem okoliczności rosną na niej lasy obfitujące w ten
sam typ drewna, jakie miałem znaleźć dla Essential Designs.
Michael wyjechał do Ekwadoru jako wicedyrektor do spraw rynku w
Essential Designs. A zaczynał pracę w tej firmie zaraz po szkole, jako
goniec, w wieku piętnastu lat.
- Vincente miał świetne wyczucie w handlu drewnem i interesy z
miejscowymi odbiorcami układały się bardzo dobrze. Od dawna jednak
Pona & Polgara
marzył o nawiązaniu szerszych kontaktów, tylko nie wiedział, jak się do
tego zabrać. I wtedy ja się pojawiłem. Dziwne - nie pamiętałem, jak się
nazywam, ale za to pamiętałem wszystko, czego kiedykolwiek
nauczyłem się o drewnie: jego strukturze, barwie, trwałości, a co
najważniejsze: o europejskich rynkach zbytu. Pomogłem mu założyć
profesjonalną stronę internetową i tylko w ciągu pierwszych dwóch
miesięcy zgłosiło się ponad dwa tysiące potencjalnych nabywców. Po-
tem już było z górki i w krótkim czasie staliśmy się jednym z
ważniejszych dostawców egzotycznych gatunków drewna.
Tara, która pochylona nad śpiącym Brandonem delikatnie odgarnęła
mu włosy z czoła, podniosła nagle głowę.
- My?Michael odpowiedział uśmiechem.
- Obecnie jestem pełnoprawnym partnerem w tym biznesie. To był
ich pomysł. Na początku protestowałem. Nie chciałem wykorzystywać
faktu, że traktowali mnie jak syna. Vincente i Maria nie mają własnych
dzieci. Z czasem oni również stali się mi bliscy - jak rodzina, której
nigdy nie miałem. Nalegali, żebym został ich wspólnikiem, twierdząc, że
gdyby nie ja, interes nigdy nie rozwinąłby się tak szybko.
- To znaczy... - Tara była wyraźnie zaskoczona własnymi
wnioskami. - To znaczy, że jesteś bogatym człowiekiem.
- No, powiedzmy, że pieniądze przestały być dla mnie problemem.
- I zostawiłeś wszystko: pracę, Santiagów, kraj, w którym było ci tak
dobrze, po to, żeby wrócić do Chicago.
Michael spojrzał za siebie i sięgnął po butelkę z winem.
- Zostawiłem, żeby wrócić do swojego życia. Przerwanego, w
pewnym sensie.
Kątem oka widział, że Tara zbiera się, by odpowiedzieć, i że nie jest
jej łatwo. Pewnie zechce mu przypomnieć, że ich wspólne życie
właściwie już się zakończyło. Cóż, z jego punktu widzenia było zupełnie
inaczej i nie zamierzał poddać się bez walki. Spokojnie nalał wina do
kieliszków, a następnie, podkulając pod siebie nogi, podał jej jeden z
nich.
- Taro, biznes to biznes. Zamierzam często jeździć do Ekwadoru, nie
tylko, żeby odwiedzać bliskich mi łudzi, Vincente'a i Marię, ale także
żeby załatwiać niektóre sprawy firmy. Te, których nie da się załatwić na
Pona & Polgara
odległość. Nie zmienia to jednak faktu, że to, co najważniejsze dla mnie,
jest właśnie tutaj w Chicago. To ty i Brandon. Posłuchaj mnie -
powiedział z łagodną perswazją, widząc grymas protestu na jej twarzy. -
Nie proszę cię o to, żebyśmy byli razem. Proszę cię jedynie o rozważenie
takiej możliwości. I to nie przez wzgląd na mnie czy nawet Brandona.
Przede wszystkim daj taką szansę sobie.
Pona & Polgara
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Tego samego wieczoru Tara siedziała naprzeciw Johna w eleganckiej,
zacisznej francuskiej restauracji. Pomimo wysiłków jej myśli
nieprzerwanie krążyły wokół popołudnia, które ona i Brandon spędzili z
Michaelem. Wciąż wspominała jego współczujące spojrzenie, kiedy
opowiadała o kłopotach w rodzinie i firmie ojca. Widziała jego
determinację, słyszała stanowczość w głosie.
- Muszę być zawsze blisko ciebie i Brandona - mówił.
Nie porozmawiali o tym. Zresztą i tak nie doszliby do porozumienia.
Trzeba było nakarmić Brandona, więc zajęli się jedzeniem. To był
prawdziwy piknik. Siedzieli na kocu, a przed nimi, jak okiem sięgnąć,
rozciągało się jezioro Michigan. Michael miał świetny kontakt z synem.
Przyjemnie było ich obserwować. Bez większego trudu namówił
kapryśnego zazwyczaj Brandona do wypicia mleka i zjedzenia porcji
kurczaka i to przed jego ulubionym ciasteczkiem. Potem Brandon
szybko zasnął w jej objęciach, a oni długo rozmawiali o różnych
sprawach.Było jej tak dobrze i bezpiecznie do momentu, kiedy się na
tym przyłapała. Będąc pod jego urokiem, czuła się zupełnie bezbronna.
Michael za to był opanowany. Wydoroślał, sprawiał wrażenie kogoś, na
kim można polegać. Może dlatego, że zmienił fryzurę. Jego czarne, [ Pobierz całość w formacie PDF ]