[ Pobierz całość w formacie PDF ]

młodą blondynkę, która wygląda na przyjezdną. Właściciel, przyparty do muru, wyjaśnił
im, że już opuściła miasto, ale nie wie, w jakim udała się kierunku.
Sissi skinęła głową.
- Dziękuję za ostrzeżenie! Proszę mi wystawić rachunek, a ja tymczasem pójdę na górę
się spakować. Mógłby pan sprawdzić, czy ulica jest czysta, kiedy będę wyprowadzać
samochód?
- Naturalnie, mademoiselle.
Tak więc Sissi nie mogła już traktować tego miasteczka jako punktu wyjścia do swoich
poszukiwań. I nie dość tego - teraz mogła polegać jedynie na dobrej woli Marca le Fey. A
jeśli on nagle się rozmyśli i nie będzie chciał jej pomóc w odnalezieniu Davida? A jeżeli
już czmychnął do lasu? W jaki sposób dowie się wtedy czegoś o losie swego brata?
Kiedy zniosła na dół wszystkie swoje rzeczy i zapłaciła za hotel, wyprowadziła
samochód. Usłyszała sygnał, że droga jest wolna, i wyjechała ostrożnie na ulicę. Tam
zwiększyła prędkość.
David i człowiek za oknem zareagowali równocześnie. Kiedy strażnik, stojący zaledwie o
metr czy dwa od nich, przez ułamek sekundy się zastanawiał, czy wezwać pomoc, David
pchnął Michela na podłogę i błyskawicznie otworzył okno. Potem chwycił z biurka
mosiężny świecznik. W chwili gdy mężczyzna odbezpieczał broń, David zamachnął się i
z całej siły rzucił w niego ciężkim przedmiotem.
- Teraz ta strona domu jest wolna - powiedział gorączkowo. - Mamy szansę się wymknąć.
Bądz gotów do skoku, Michel, ja wezmę na ręce Madeleine...
- Pójdę sama - wyszeptała dziewczyna niewyraznie. Wstała powoli, z trudem, ale już po
kilku krokach poczuła się pewniej. - Ależ monsieur David! - zawołała nagle
przestraszona. - Czy znowu się pan gorzej czuje, jest pan taki blady?
- Nie - odparł cicho. - Tylko... nie potrafię zabijać.
Delikatnie musnęła dłonią jego ramię i David zrozumiał, że ten gest ma zastąpić słowa
pociechy.
61
- Mam tylko nadzieję, że nikt z pozostałych strażników nic nie słyszał - szepnął.
Wszedł na parapet.
- Najpierw wezmę Michela. Tylko proszę teraz nie zemdleć, mademoiselle Madeleine!
Obawiam się, że nie zdołam wspiąć się ponownie na górę, jest za wysoko.
- Postaram się - zapewniła z bladym uśmiechem.
David zniknął za oknem. Po chwili, która czekającym wydawała się wiecznością,
usłyszeli, że zeskakuje.
Michel i Madeleine spojrzeli ze strachem na siebie. Dziewczyna skinęła zachęcająco.
- To tak wysoko! - pisnął chłopiec.
- Monsieur David ci pomoże - rzekła z przekonaniem. - No, już!
Michel wyskoczył. Teraz została sama. Kurczowo trzymała się framugi, zlewał ją zimny
pot, a serce mocno biło. Cały pokój dosłownie wirował.
Usłyszała szept Davida; zebrała wszystkie siły, żeby wspiąć się na okno. Poczuła silne
dłonie, które ją przytrzymały. Już na ziemi pośpiesznie poprawiła suknię.
- Zwietnie, wszystko poszło gładko. Chodzmy! Nie, Michel, lepiej tam nie patrz!
Odciągnął chłopca, który zafascynowany przyglądał się leżącemu wartownikowi.
Madeleine starała się nie spoglądać w tę stronę.
Pobiegli do lasu. Kiedy skryli się już między drzewami, David powiedział:
- Najpierw muszę pomóc koledze.
- Oczywiście - zdążyła przytaknąć Madeleine, lecz w tej samej chwili pociemniało jej
przed oczami i upadła. David jednym skokiem znalazł się przy niej.
- Jak się pani czuje? - spytał zaniepokojony.
- Muszę tylko... trochę odpocząć - jęknęła. - Kłuje mnie w boku.
- Tylko nie kasłaj! - prosił Michel. - Mogą nas usłyszeć!
David obejrzał się w stronę willi, z której dopiero co się wydostali. Na szczęście panował
tam spokój.
62
- Mademoiselle, podejrzewam, że w ciągu ostatnich dni dawała pani mnie i Michelowi
większe porcje jedzenia szepnął. - Sprawia pani wrażenie całkowicie wyczerpanej.
- Mieliśmy tak mało żywności - odrzekła z wysiłkiem. - A Michel i pan potrzebowaliście jej
bardziej niż ja.
- Tak, teraz to widać! - syknął David. - Nic dziwnego, że pani zachorowała!
- Mogę już iść - zapewniła Madeleine, wstając. - Pański przyjaciel...
- Zostawiłem go gdzieś tu w pobliżu. Ale proszę nie nazywać go moim przyjacielem!
- Czy nie uratował panu życia?
- Tak - przyznał zawstydzony David. - Tak, to prawda.
Kiedy przedzierali się przez las, tłumaczył Madeleine, jak powinni się zachowywać wśród
ludzi.
- W dole mignęło mi miasto. Kiedy tam dotrzemy, będziemy udawać młodą zakochaną
parę, która wybrała się na wieczorny spacer.
Madeleine spojrzała na niego przestraszona.
- Z tego nie wolno żartować! - powiedziała z naciskiem.
David był zaskoczony jej reakcją, przecież nie miał na myśli nic złego. I nagle
przypomniał sobie o surowym wychowaniu, jakie otrzymała na wsi.
- Proszę nie mieć mi tego za złe, nie zamierzałem stroić sobie żartów - zapewnił, z
trudem zachowując powagę. - Mamy szczęście, nasi prześladowcy nie wiedzą o moim
istnieniu. I chyba na myśl im nie przyjdzie, że dama w tej żółtej jedwabnej sukience to
mogłaby być właśnie pani.
- Może powinnam zaczesać włosy do góry? - spytała.
- Kiedy dotrzemy do miasta, będzie ciemno, nikt nie odróżni takich szczegółów. Tędy! Tu
jest ścieżka, którą szedłem. A tam ukryłem Marca.
- Pańskiego przyjaciela?
David znowu się skrzywił.
- Tak, przyjaciela. Tam, pod drzewami.
63 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl