[ Pobierz całość w formacie PDF ]

65
- Ech, mamo - wykrzyknął pomiędzy płaczem a śmiechem. - Cóż powiedzą teraz ci ważni
panowie? Koncern  Kira będzie zmuszony do kupienia żelazka. Naprawdę,
zorganizowałaś nam ciekawą pogoń za skarbem...
- Może brakowało jej wrażeń - powiedziałam cicho.
Scotta ogarnęły wspomnienia, tak że na chwilę niemal zapomniał, gdzie i w jakim celu
siÄ™ znajduje.
- Tak, to na pewno. Matka była wspaniałą kobietą, zanim... zachorowała. Zresztą
przypominała twoje dawne, żądne przygód  ja . Zupełnie nie pasowała do świata
finansjery. Pamiętam, jak kiedyś na jakimś większym przyjęciu zjechała po poręczy
schodów. Goście doznali szoku.
Zaśmiał się, ale w jego śmiechu zabrakło radości.
- To musiała być jej ostatnia przygoda. A potem ten straszny upadek...
Zamilkł.
- Sądzisz, że to samo stanie się ze mną? - spytałam cicho. To przywróciło go do
rzeczywistości. Uśmiechnął się do mnie serdecznie.
Trwało to tylko chwilę. Jego twarz znowu przybrała surowy wyraz i odwrócił się.
- Może. Jeżeli temu Arnemu uda się zdławić twoją osobowość, to na pewno pójdziesz tą
samÄ… drogÄ…!
Chciałam zaprotestować, ale nie zdołałam.
Scott wygładził dokumenty i wsadził je do kieszeni. Mogliśmy ruszać z powrotem.
Mimo że cieszyłam się ze znaleziska, nie zdołałam opanować niechęci do przeciskania
się tym ciasnym korytarzem. Poza tym cały czas myślałam, kogo możemy spotkać u jego
wylotu...
Wreszcie poczułam dłoń Scotta na mojej. Pomógł mi wstać. Z radości zarzuciłam mu
ręce na szyję i przytuliłam się. Zrobiłam to instynktownie, nie mogłam się powstrzymać.
Obejmował mnie przez chwilę, jakby rozumiejąc mój nastrój.
W drodze powrotnej z twierdzy czekałam tylko, aż jakiś kamień spadnie z góry i trafi
Scotta albo że zza rogu wyskoczy ktoś ze wzniesionym do ciosu sztyletem... Byłam
sztywna ze strachu. Nic się jednak nie zdarzyło. W przypływie nagłej radości aż
zatańczyłam kilka kroków.
66
- Nie wyzywaj losu - powiedział Scott cicho, ale słyszałam wyraznie, że i on się cieszy.
Zaczęło już świtać. Morze wyglądało wspaniale. Kusiło nas, aby pobiec ku brzegowi,
rzucić się w niebieskie fale i zmyć z siebie cały kurz i brud. Niestety, jedyne, na co
mieliśmy czas, to szybki prysznic w hotelu i przebranie się w coś lżejszego. Założyłam
znów tę wzorzystą sukienkę i rozejrzałam się po pokoju. Na walizkach zauważyłam
lornetkę Scotta. Wzięłam ją i podeszłam do okna, chciałam zobaczyć, czy nie ma
jakiegoÅ› statku.
Nastawiając lornetkę, trzymałam ją skierowaną w dół. Nagle wzdrygnęłam się, a serce
skoczyło mi do gardła. Patrzyłam prosto w oczy mojego wielbiciela z poprzedniego
wieczora. Siedział w samochodzie z dwoma jeszcze towarzyszami i patrzył dokładnie w
moje okno.
67
ROZDZIAA XII
W pierwszym odruchu chciałam poderwać się do panicznej ucieczki, ale zrozumiałam, że
ten człowiek nie mógł mnie widzieć.
Siedział na przednim siedzeniu. Gdyby chodziło mu tylko o mnie, byłby pewnie sam, ale
miał jeszcze dwóch towarzyszy. Gdy wreszcie zrozumiałam, co to oznacza, serce
przestało mi bić ze strachu i nieomal zemdlałam. Najbardziej przeraził mnie mężczyzna
za kierownicą. Był chudy, o bezczelnym spojrzeniu i cały czas zwilżał usta językiem, co
nieodparcie przywodziło na myśl węża.
To musiał być ten mężczyzna, o którym opowiadał Scott. A mój kawaler to oczywiście ten
w typie wszystkich skandynawskich dziewczyn... Rozumiałam je dobrze. Sądziłam, że
potrafię trzezwo oceniać sytuację, a jednak i ja uległam jego niemal zwierzęcemu
magnetyzmowi. A co dopiero jakaÅ› naiwna nastolatka marzÄ…ca o romantycznej
przygodzie na południu... Biedne dziewczynki...
Ale kim był ten trzeci? Nie mogłam mu się przyjrzeć, siedział ukryty.
Ostrożnie wycofałam się od okna. Wszedł Scott, jeszcze mokry, z koszulką przyklejoną
do ciała.
- Co siÄ™ staÅ‚o, Synnøve? JesteÅ› zupeÅ‚nie zielona!
Opowiedziałam o tym, co zobaczyłam. Scott wziął lornetkę i przyjrzał się samochodowi i
jego pasażerom, pewien, że ich rozpozna.
- Tak, to ci dwaj - pokiwał głową. - Trzeciego nie mogłem dobrze zobaczyć. No, musimy
wymknąć się tylnym wyjściem.
Byłam gotowa, więc wkrótce schodziliśmy po schodach z lekkim bagażem w rękach.
Nocny portier spojrzał na nas zdziwiony, ale Scott zareagował szybko.
- Moja żona zyskała tutaj wiernego wielbiciela - rzucił. - Ten osobnik nie podda się, zanim
nie osiągnie swego celu, nawet otoczył hotel. Musimy dyskretnie zniknąć.
To wyjaśnienie trafiło Włochowi do przekonania. Mrugnął do nas i uśmiechnął od ucha do
ucha.
- Rozumiem - powiedział, machając ręką na pożegnanie. Wyszliśmy do ogrodu.
Niechętnie pospieszyłam za Scottem. Było tu tak ładnie! Dlaczego nie mogliśmy jeszcze
zostać? Dlaczego musieliśmy wymykać się jak najgorsi przestępcy?
68
Bocznymi ulicami wydostaliśmy się na drogę wyjazdową na Katanię. Stał przy niej jakiś
motel, weszliśmy więc i zamówiliśmy po kawie i małym kieliszku brandy dla
wzmocnienia.
- Czy jezdzi tędy dużo samochodów w kierunku Katanii i Messyny? - zagadnął Scott
barmana.
Mężczyzna zaśmiał się.
- Dobrze trafiliście! Widzicie tamten samochód? - spytał i wskazał na dużą ciężarówkę
stojÄ…cÄ… przy dystrybutorze paliwa. - To Peppino. Jedzie do Villa San Giovanni na
Półwysep. Porozmawiam z nim, na pewno was zabierze. Una bella straniera!
Spojrzał na mnie z zachwytem, przytknął palec wskazujący do policzka i pokręcił nim. Był
to gest wyrażający uznanie, tego zdążyłam się dowiedzieć.
Gdybyśmy nawet mieli obawy co do uczciwości tego Peppina, zniknęłyby one po naszym
przywitaniu się z nim. Miał twarz sycylijskiego chłopa, czy może raczej rybaka - szczerą i
pogodną. Czarne kręcone włosy stanowiły oprawę dla szerokiego czoła, zmęczonych
oczu o przyjacielskim wejrzeniu i ładnych, stanowczych ust. Spojrzenie, którym mnie
obdarzył, gdy wspięłam się na przednie siedzenie i wcisnęłam pomiędzy niego i Scotta,
ogrzało moje serce.
Samochód odpalił z wielkim hałasem. Było tak głośno, że chciałam zatkać uszy palcami.
Ale w zasadzie nie miało to znaczenia, i tak nie pogadałabym z kierowcą.
By nie przeszkadzać przy zmianie biegów, przysunęłam się jak najbliżej Scotta. Ciepło
jego nogi przenikało przez moją sukienkę i wkrótce oboje spływaliśmy potem.
Upajałam się wspaniałym krajobrazem: górami widniejącymi w oddali za wzgórzami i
pustkowiem urozmaicanym kępami drzew oliwnych i pomarańczowych. Pobudzał
wyobraznię, ale jednocześnie sprawiał, że poczułam się osamotniona. Dlatego było miło
znów zobaczyć tłumy ludzi, gdy dotarliśmy do Katanii. Rynek wypełniali czarno ubrani
mężczyzni, którzy rozmawiali, gestykulując. Sądząc z ich podnieconych głosów, mówili o
polityce. Zdziwiłam się, że nie ma wśród nich żadnej kobiety, ale pewnie żony, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl