[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przecież możemy wszystko zacząć od nowa.
- Ja naprawdę... Reid, ja nie mogę - szepnęła błagalnym tonem, próbując
wyswobodzić drżące ręce z jego dłoni.
Nie mogę. Nie mam prawa do pewnych uczuć i nie chcę narażać się na
ból. Już nigdy nie chcę czuć tego bólu.
Myślała tak, wiedząc, że wszystko już się stało, najgorsze już się
dokonało i nie ma wyboru. Całą sobą wołała: nie!", mając świadomość, że
tego wołania nie usłucha.
Patrzył na nią. Widział jej twarz, rozumiał miotające nią sprzeczne
uczucia. Był bardzo blisko i czytał w niej jak w otwartej księdze. Widział,
jak bardzo się boi, czuł emanujący z niej strach i bezradność. Mógł temu
zaradzić tylko w jeden sposób...
Przytulił ją do siebie, mocno objął i pocałował.
Całował ją długo i był to zupełnie inny pocałunek niż poprzedni. Wtedy
całował ją ze złością, pełen buntu i gniewnego zdumienia jej przedziwnym
podobieństwem do Diany, a teraz całował ją jak zakochany mężczyzna.
Pozostało w nim jedynie zdumienie, że w ogóle może kogoś w ten sposób
całować. Mówił jej o swojej miłości, uspokajał, rozwiewał obawy, uczył
ufności i szczęścia.
Kirsty czuła to wszystko i rozumiała. Czuła jego wargi i słony powiew
RS
95
morza, przez przymknięte oczy widziała srebrny blask księżyca. Czuła jego
ramiona i czuła w jego ramionach siebie. To był jej dom. I to była jej
miłość.
Tak jakby nagłe obudziła się z koszmarnego snu. Gdyby tylko mogła
zapomnieć... Gdyby mogła zapomnieć i zacząć wszystko od nowa. To, co
niemożliwe, wydało jej się nagle bliskie spełnienia.
Ale przecież to szaleństwo. Dotknęła dłonią jego policzka. Był szorstki.
To nie Neil. Neil golił się dwa razy dziennie.
Przeniknęła ją straszna świadomość obcości. To szaleństwo.
Reid przestał ją całować i delikatnie odsunął od siebie. Próbował
zobaczyć jej oczy.
- Nie myśl o niczym, teraz o niczym nie myśl. Przeszłość nie istnieje,
istnieje tylko to, co teraz.
Znowu próbował ją objąć, znowu chciał ją całować. Zrobiła ruch, jakby
zamierzała go odepchnąć albo może tylko tak pomyślała. W rzeczywistości
jeszcze silniej przylgnęła do niego. Ból nie istniał, nie istniała przeszłość.
Istniał tylko ten niezwykły moment, którego nigdy już miało nie być. Coś
się powtarzało, nie powtarzając się, bo było zupełnie czymś innym.
Nie rozumiała swoich myśli. Nie czuła swoich uczuć. Całowała go.
Czuła, jak jego dłonie zaczynają się przesuwać po jej ciele, osłoniętym
cienką sukienką. Dotknęły jej piersi, i jej piersi odpowiedziały na to
dotknięcie. Było jej tak dobrze... Sunęła dłońmi po jego ciele i dowiadywała
się, że on pragnie jej tak samo jak ona jego. Ta wiedza nie przestraszyła jej.
Tam, gdzie się teraz znajdowała, nie było miejsca na strach. Nie było
miejsca na nic, co nie było pożądaniem i chęcią zapomnienia.
Zapamiętaniem.
- Najdroższa - usłyszała jego głos. - Chodz.
Przestał ją całować, ujął za rękę i poprowadził do samochodu. Jak we
śnie widziała, że wyjmuje koc i kładzie go na piasku. W zacisznym miejscu,
dokąd dochodził tylko szum fal. Poczuła, że zdejmuje z niej sukienkę.
To była ta jedna, jedyna noc. Noc poza czasem i przestrzenią.
- Reid, musisz uważać. Nic nie biorę.
- To nic. - W mroku zobaczyła jego uśmiech, poczuła, że odpina ostatni
guzik jej sukienki. - Ja jestem zawsze na wszystko przygotowany.
- Kiedy, to znaczy, czy ty często... - Chciała dokończyć, ale zaczął ją
całować.
RS
96
- Nie, nie często. Ani razu od czasu Diany, jeśli koniecznie chcesz
wiedzieć - odpowiedział po chwili.
- To znaczy, że czekałeś, aż Diana wróci.
Znowu milczenie. Przedłużająca się cisza. Nie trzeba było tego mówić.
Mogła wszystko zepsuć. Ale takiej nocy nie można było nic zepsuć. To była
noc czułości, ciepła i zrozumienia.
Noc miłości.
- Nie czekałem, aż wróci Diana. Czekałem, aż pojawisz się ty, Kirsty
Maine, moja nowa miłość, moja jedyna, prawdziwa miłość. Na ciebie
czekałem.
Delikatnie uniósł jej głowę. Mimo ciemności patrzyli sobie w oczy.
Objęła go ramionami i przyciągnęła do siebie.
- Reid...
- Tak?
Leżała naga w jego ramionach.
- Nic nie mów, Reid, tylko mnie kochaj.
Uniósł się lekko. Jego ręce gładziły jej skórę. Docierały wszędzie.
- Jesteś taka piękna...
- Nic nie mów. Kochaj mnie, Reid.
- Tak, Kirsty.
Teraz był już tylko księżyc, morze i szum fal. Były też ich nagie,
splecione, srebrne od księżycowej poświaty ciała. Ciała, które jak morze,
księżyc i szum fal należały do nocy. Jednej, jedynej nocy, w której nie ma
nic poza miłością.
Kirsty dała się ponieść nocy i miłości.
Ból nie zniknął. Ból zaczaił się i czekał.
Czekał...
RS
97
ROZDZIAA DZIEWITY
Szczęście nie trwało długo. Z błogostanu wyrwał ją natarczywy,
elektroniczny dzwięk. Dochodził z odrzuconego na bok ubrania Reida.
- Zwiat mnie wzywa - powiedział, sięgając po przenośny telefon. Pomógł
jej znalezć sukienkę. - Może i dobrze robi. Gdybyśmy zostali dłużej, gotów
nas złapać przypływ i pozostaniemy tu na zawsze.
Nie miała nic przeciwko temu. Zostać tu z nim na zawsze... Chwilo,
trwaj wiecznie...
Reid był jednak innego zdania. Niecierpliwie zapinał na niej sukienkę.,
Zrozumiała, że wezwanie jest pilne.
- Co się stało?
- Jedna z moich pacjentek, starsza pani, ma jakieś bóle. Oczywiście może
to być zwykła niestrawność, ale wolę nie ryzykować. Kirsty...
- Tak?
- Jutro idziesz do mojej matki na lunch, prawda?
- Tak - odparła niepewnie.
- W takim razie - przytulił ją i pocałował - chcę, żebyś przedtem się
dowiedziała, że bardzo cię kocham.
Kiedy się obudziła, leżała w swoim łóżku, w domu Anthei. Nie
wiedziała, czy scena na plaży była jawą czy snem. Prysznic zmył ślady
piasku, słońce wypłoszyło resztki księżycowej poświaty. Wszystko równie
dobrze mogło być tylko wytworem jej wyobrazni, sennym majakiem,
przywidzeniem. Coś tak pięknego musi być tylko snem.
Bardzo cię kocham".
Znowu usłyszała te słowa. Wcisnęła głowę w poduszkę, żeby nie
umknęły. Nade wszystko pragnęła, żeby jawa nie stłumiła snu. Jeśli
rzeczywiście był to tylko sen.
Przecież to szaleństwo. Reid kochał się w nocy z kimś, kto do złudzenia
przypominał jego byłą żonę. A ona?
Spojrzała w stronę toaletki. Neil uśmiechał się do niej z fotografii w
srebrnych ramkach.
- Nie, nie wolno mi. Nie złamię przyrzeczenia.
Jak znalezć siłę, która pozwoli jej oprzeć się Reidowi? Ostatnia noc
wykazała, że takiej siły nie ma. Reid jej pragnie. Ona pragnie jego. Pragnie
go do bólu, i oboje są bezsilni wobec tego pragnienia.
RS
98
Hipokryzja, pomyślała. Drzemią we mnie pokłady hipokryzji, o jaką
nigdy bym siebie nie podejrzewała. Pociąg fizyczny okazał się silniejszy od
wszystkich pięknie brzmiących słówek. Jestem zwyczajną hipokrytką.
Pukanie do drzwi przerwało jej wewnętrzny monolog. Przykryła się
kołdrą po samą szyję.
Oczywiście nie był to Reid. W drzwiach ukazała się uśmiechnięta buzia
Eve. Na jej głowie siedział zadowolony z siebie szpak.
- Custard ma się całkiem niezle - poinformowała ją mała takim tonem,
jakby chodziło o sprawę wagi państwowej. - Pomyślałam, że może chcesz
go zbadać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
przecież możemy wszystko zacząć od nowa.
- Ja naprawdę... Reid, ja nie mogę - szepnęła błagalnym tonem, próbując
wyswobodzić drżące ręce z jego dłoni.
Nie mogę. Nie mam prawa do pewnych uczuć i nie chcę narażać się na
ból. Już nigdy nie chcę czuć tego bólu.
Myślała tak, wiedząc, że wszystko już się stało, najgorsze już się
dokonało i nie ma wyboru. Całą sobą wołała: nie!", mając świadomość, że
tego wołania nie usłucha.
Patrzył na nią. Widział jej twarz, rozumiał miotające nią sprzeczne
uczucia. Był bardzo blisko i czytał w niej jak w otwartej księdze. Widział,
jak bardzo się boi, czuł emanujący z niej strach i bezradność. Mógł temu
zaradzić tylko w jeden sposób...
Przytulił ją do siebie, mocno objął i pocałował.
Całował ją długo i był to zupełnie inny pocałunek niż poprzedni. Wtedy
całował ją ze złością, pełen buntu i gniewnego zdumienia jej przedziwnym
podobieństwem do Diany, a teraz całował ją jak zakochany mężczyzna.
Pozostało w nim jedynie zdumienie, że w ogóle może kogoś w ten sposób
całować. Mówił jej o swojej miłości, uspokajał, rozwiewał obawy, uczył
ufności i szczęścia.
Kirsty czuła to wszystko i rozumiała. Czuła jego wargi i słony powiew
RS
95
morza, przez przymknięte oczy widziała srebrny blask księżyca. Czuła jego
ramiona i czuła w jego ramionach siebie. To był jej dom. I to była jej
miłość.
Tak jakby nagłe obudziła się z koszmarnego snu. Gdyby tylko mogła
zapomnieć... Gdyby mogła zapomnieć i zacząć wszystko od nowa. To, co
niemożliwe, wydało jej się nagle bliskie spełnienia.
Ale przecież to szaleństwo. Dotknęła dłonią jego policzka. Był szorstki.
To nie Neil. Neil golił się dwa razy dziennie.
Przeniknęła ją straszna świadomość obcości. To szaleństwo.
Reid przestał ją całować i delikatnie odsunął od siebie. Próbował
zobaczyć jej oczy.
- Nie myśl o niczym, teraz o niczym nie myśl. Przeszłość nie istnieje,
istnieje tylko to, co teraz.
Znowu próbował ją objąć, znowu chciał ją całować. Zrobiła ruch, jakby
zamierzała go odepchnąć albo może tylko tak pomyślała. W rzeczywistości
jeszcze silniej przylgnęła do niego. Ból nie istniał, nie istniała przeszłość.
Istniał tylko ten niezwykły moment, którego nigdy już miało nie być. Coś
się powtarzało, nie powtarzając się, bo było zupełnie czymś innym.
Nie rozumiała swoich myśli. Nie czuła swoich uczuć. Całowała go.
Czuła, jak jego dłonie zaczynają się przesuwać po jej ciele, osłoniętym
cienką sukienką. Dotknęły jej piersi, i jej piersi odpowiedziały na to
dotknięcie. Było jej tak dobrze... Sunęła dłońmi po jego ciele i dowiadywała
się, że on pragnie jej tak samo jak ona jego. Ta wiedza nie przestraszyła jej.
Tam, gdzie się teraz znajdowała, nie było miejsca na strach. Nie było
miejsca na nic, co nie było pożądaniem i chęcią zapomnienia.
Zapamiętaniem.
- Najdroższa - usłyszała jego głos. - Chodz.
Przestał ją całować, ujął za rękę i poprowadził do samochodu. Jak we
śnie widziała, że wyjmuje koc i kładzie go na piasku. W zacisznym miejscu,
dokąd dochodził tylko szum fal. Poczuła, że zdejmuje z niej sukienkę.
To była ta jedna, jedyna noc. Noc poza czasem i przestrzenią.
- Reid, musisz uważać. Nic nie biorę.
- To nic. - W mroku zobaczyła jego uśmiech, poczuła, że odpina ostatni
guzik jej sukienki. - Ja jestem zawsze na wszystko przygotowany.
- Kiedy, to znaczy, czy ty często... - Chciała dokończyć, ale zaczął ją
całować.
RS
96
- Nie, nie często. Ani razu od czasu Diany, jeśli koniecznie chcesz
wiedzieć - odpowiedział po chwili.
- To znaczy, że czekałeś, aż Diana wróci.
Znowu milczenie. Przedłużająca się cisza. Nie trzeba było tego mówić.
Mogła wszystko zepsuć. Ale takiej nocy nie można było nic zepsuć. To była
noc czułości, ciepła i zrozumienia.
Noc miłości.
- Nie czekałem, aż wróci Diana. Czekałem, aż pojawisz się ty, Kirsty
Maine, moja nowa miłość, moja jedyna, prawdziwa miłość. Na ciebie
czekałem.
Delikatnie uniósł jej głowę. Mimo ciemności patrzyli sobie w oczy.
Objęła go ramionami i przyciągnęła do siebie.
- Reid...
- Tak?
Leżała naga w jego ramionach.
- Nic nie mów, Reid, tylko mnie kochaj.
Uniósł się lekko. Jego ręce gładziły jej skórę. Docierały wszędzie.
- Jesteś taka piękna...
- Nic nie mów. Kochaj mnie, Reid.
- Tak, Kirsty.
Teraz był już tylko księżyc, morze i szum fal. Były też ich nagie,
splecione, srebrne od księżycowej poświaty ciała. Ciała, które jak morze,
księżyc i szum fal należały do nocy. Jednej, jedynej nocy, w której nie ma
nic poza miłością.
Kirsty dała się ponieść nocy i miłości.
Ból nie zniknął. Ból zaczaił się i czekał.
Czekał...
RS
97
ROZDZIAA DZIEWITY
Szczęście nie trwało długo. Z błogostanu wyrwał ją natarczywy,
elektroniczny dzwięk. Dochodził z odrzuconego na bok ubrania Reida.
- Zwiat mnie wzywa - powiedział, sięgając po przenośny telefon. Pomógł
jej znalezć sukienkę. - Może i dobrze robi. Gdybyśmy zostali dłużej, gotów
nas złapać przypływ i pozostaniemy tu na zawsze.
Nie miała nic przeciwko temu. Zostać tu z nim na zawsze... Chwilo,
trwaj wiecznie...
Reid był jednak innego zdania. Niecierpliwie zapinał na niej sukienkę.,
Zrozumiała, że wezwanie jest pilne.
- Co się stało?
- Jedna z moich pacjentek, starsza pani, ma jakieś bóle. Oczywiście może
to być zwykła niestrawność, ale wolę nie ryzykować. Kirsty...
- Tak?
- Jutro idziesz do mojej matki na lunch, prawda?
- Tak - odparła niepewnie.
- W takim razie - przytulił ją i pocałował - chcę, żebyś przedtem się
dowiedziała, że bardzo cię kocham.
Kiedy się obudziła, leżała w swoim łóżku, w domu Anthei. Nie
wiedziała, czy scena na plaży była jawą czy snem. Prysznic zmył ślady
piasku, słońce wypłoszyło resztki księżycowej poświaty. Wszystko równie
dobrze mogło być tylko wytworem jej wyobrazni, sennym majakiem,
przywidzeniem. Coś tak pięknego musi być tylko snem.
Bardzo cię kocham".
Znowu usłyszała te słowa. Wcisnęła głowę w poduszkę, żeby nie
umknęły. Nade wszystko pragnęła, żeby jawa nie stłumiła snu. Jeśli
rzeczywiście był to tylko sen.
Przecież to szaleństwo. Reid kochał się w nocy z kimś, kto do złudzenia
przypominał jego byłą żonę. A ona?
Spojrzała w stronę toaletki. Neil uśmiechał się do niej z fotografii w
srebrnych ramkach.
- Nie, nie wolno mi. Nie złamię przyrzeczenia.
Jak znalezć siłę, która pozwoli jej oprzeć się Reidowi? Ostatnia noc
wykazała, że takiej siły nie ma. Reid jej pragnie. Ona pragnie jego. Pragnie
go do bólu, i oboje są bezsilni wobec tego pragnienia.
RS
98
Hipokryzja, pomyślała. Drzemią we mnie pokłady hipokryzji, o jaką
nigdy bym siebie nie podejrzewała. Pociąg fizyczny okazał się silniejszy od
wszystkich pięknie brzmiących słówek. Jestem zwyczajną hipokrytką.
Pukanie do drzwi przerwało jej wewnętrzny monolog. Przykryła się
kołdrą po samą szyję.
Oczywiście nie był to Reid. W drzwiach ukazała się uśmiechnięta buzia
Eve. Na jej głowie siedział zadowolony z siebie szpak.
- Custard ma się całkiem niezle - poinformowała ją mała takim tonem,
jakby chodziło o sprawę wagi państwowej. - Pomyślałam, że może chcesz
go zbadać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]