[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chciałam do niej zadzwonić o przyzwoitej porze i powiedzieć,
że znalezliśmy zgubę, ale skoro już pan tu jest, dlaczego nie miałabym
oddać go panu. - Uśmiechnęła się zalotnie. - Dobrze panu patrzy z
oczu. Myślę, że mogę panu zaufać.
Podała mu pantofel. Podała mu też formularz, który wypełniła
Julia Monahan. Dała mu przyszłość.
71
RS
I w ten sposób amerykański bohater kina akcji numer jeden trafił
pod adres 752 Barclay Place w Bay Ridge, dużej gminie Brooklynu,
zbierając się na odwagę, żeby pokonać osiem stopni dzielących go od
reszty jego życia.
- Kto dzwoni do drzwi o tak nieludzkiej porze? - Bonnie ledwie
ukryła ziewanie, podnosząc wzrok znad kubka kawy. - O co chodzi?
- To kara za to, że przegadałyśmy całą noc. Nawet dzieci wstały
wcześniej niż zwykle. - Julia ziewnęła na całego.
Kate i Daniel wyskoczyli z łóżek przed szóstą rano,
rozemocjonowani i pełni energii. W przypływie szaleństwa Julia
obiecała, że po porannej mszy udadzą się na naleśniki z bananami do
Kalego", a teraz dzieci nalegały, żeby pójść na najwcześniejsze z
możliwych nabożeństwo.
Dzwonek zadzwonił ponownie.
- To pewnie roznosiciel gazet do pani Wassenstein. On zawsze
myli dzwonki.
- Przeżarłam się słodyczami - powiedziała Bonnie. - Jeśli jeszcze
raz zadzwoni, nie ręczę za skutki.
Ponieważ domofon nie działał, Julia przemierzyła na bosaka
korytarz, a następnie zeszła na dół do holu. Nie wzięła okularów, więc
dostrzegła jedynie wysoką, obładowaną pakunkami postać za
frontowymi drzwiami i roześmiała się. Pani Wassenstein musiała
wysłać jednego z notorycznie wykorzystywanych zięciów po łakocie
do Cukierni Klechnera", dwie przecznice stąd, a teraz obładowany
biedak na ślepo naciska dzwonki.
- Już idę! Jeszcze chwila i...
72
RS
Otworzyła drzwi, wrzasnęła i ponownie je zatrzasnęła.
O Boże, powiedz, proszę, że mam omamy, że obładowany
prezentami Jack Wyatt nie stoi na werandzie. Powiedz, proszę, że nie
mam na sobie wytartych spodni od dresu i T-shirt grupy rockowej
Aerosmith, ani że nie mam swojej prawdziwej twarzy i włosów.
Znowu rozległ się dzwonek.
On nie zamierza odejść, Monahan.
Nie chciała, żeby odszedł.
Jeżeli on nie potrafi stawić czoła realnemu życiu, to wszystko i
tak nie ma sensu, nieprawdaż
Otworzyła drzwi.
To była najdłuższa minuta w jego życiu. Aż trudno uwierzyć, że
w ciągu sześćdziesięciu sekund człowiek może się przenieść z nieba
do piekła i z powrotem!
Kiedy ponownie otworzyła drzwi, zobaczył boginię i zobaczył
realną kobietę, a wszystko, o czym kiedykolwiek marzył w związku
ze swoją przyszłością, ogniskowało się w jej orzechowych oczach.
Odłożył torby, kwiaty, pudełko mrożonej czekolady z lodami, a
potem podniósł błyszczący pantofelek.
- Poznajesz? - zapytał, a serce waliło mu tak głośno, że dziwił
się, słysząc własny głos.
- Znalazłeś mój but!
- To nie było łatwe, Kopciuszku. Musiałem się zabawić w
detektywa.
73
RS
Wydawała się skrępowana, odrobinę nieprzyjazna. Zaczął
opowiadać skróconą wersję wydarzeń z tej nocy, włącznie ze
szczęśliwym zakończeniem.
- Przed wyjazdem do szpitala podałem hostessie karteczkę z
prośbą, by przekazała ją tobie.
- Niczego nie dostałam.
- Nie mogłem wrócić na salę i osobiście cię powiadomić, bo z
nim było naprawdę bardzo zle i...
- Postąpiłeś jak należy. On jest członkiem rodziny. Twoje
miejsce było przy nim.
Czy naprawdę tak uważała, czy bawiła się w dyplomację?- Jack
nie miał pewności. Znali się jeszcze za mało.
- Podoba mi się ten podkoszulek - zmienił temat. - Wczoraj nie
wyglądałaś jak fanka Aerosmithów.
Twarz Julii oblała się rumieńcem.
- To jestem prawdziwa ja. - Wyciągnęła końce podkoszulka i
wykręciła pirueta. - Wszystko, co widziałeś wczoraj, było sztuczne i
podrobione, włącznie z moimi długimi włosami.
- Podobają mi się twoje prawdziwe włosy. - Sięgające do
ramion, mocno kędzierzawe, seksowne jak diabli.
- Sztuczne były lepsze.
- Podobasz mi się bez makijażu.
Jej uśmiech był równie szeroki jak jego serce.
- Tylko tak mówisz.
- Mówię tak, ponieważ...
74
RS
Za plecami Julii pojawiła się nieduża, ciemnowłosa kobieta,
której towarzyszyły rudoblond dzieci.
- Idziemy do kościoła - powiedziała kobieta, chociaż błysk jej
ciemnych oczu wcale nie należał do świątobliwych. - A potem udamy
się na te naleśniki z bananami, które im obiecałaś.
Dziewczynka o oczach i spojrzeniu Julii podniosła główkę i
uważnie przyjrzała się tajemniczemu przybyszowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
- Chciałam do niej zadzwonić o przyzwoitej porze i powiedzieć,
że znalezliśmy zgubę, ale skoro już pan tu jest, dlaczego nie miałabym
oddać go panu. - Uśmiechnęła się zalotnie. - Dobrze panu patrzy z
oczu. Myślę, że mogę panu zaufać.
Podała mu pantofel. Podała mu też formularz, który wypełniła
Julia Monahan. Dała mu przyszłość.
71
RS
I w ten sposób amerykański bohater kina akcji numer jeden trafił
pod adres 752 Barclay Place w Bay Ridge, dużej gminie Brooklynu,
zbierając się na odwagę, żeby pokonać osiem stopni dzielących go od
reszty jego życia.
- Kto dzwoni do drzwi o tak nieludzkiej porze? - Bonnie ledwie
ukryła ziewanie, podnosząc wzrok znad kubka kawy. - O co chodzi?
- To kara za to, że przegadałyśmy całą noc. Nawet dzieci wstały
wcześniej niż zwykle. - Julia ziewnęła na całego.
Kate i Daniel wyskoczyli z łóżek przed szóstą rano,
rozemocjonowani i pełni energii. W przypływie szaleństwa Julia
obiecała, że po porannej mszy udadzą się na naleśniki z bananami do
Kalego", a teraz dzieci nalegały, żeby pójść na najwcześniejsze z
możliwych nabożeństwo.
Dzwonek zadzwonił ponownie.
- To pewnie roznosiciel gazet do pani Wassenstein. On zawsze
myli dzwonki.
- Przeżarłam się słodyczami - powiedziała Bonnie. - Jeśli jeszcze
raz zadzwoni, nie ręczę za skutki.
Ponieważ domofon nie działał, Julia przemierzyła na bosaka
korytarz, a następnie zeszła na dół do holu. Nie wzięła okularów, więc
dostrzegła jedynie wysoką, obładowaną pakunkami postać za
frontowymi drzwiami i roześmiała się. Pani Wassenstein musiała
wysłać jednego z notorycznie wykorzystywanych zięciów po łakocie
do Cukierni Klechnera", dwie przecznice stąd, a teraz obładowany
biedak na ślepo naciska dzwonki.
- Już idę! Jeszcze chwila i...
72
RS
Otworzyła drzwi, wrzasnęła i ponownie je zatrzasnęła.
O Boże, powiedz, proszę, że mam omamy, że obładowany
prezentami Jack Wyatt nie stoi na werandzie. Powiedz, proszę, że nie
mam na sobie wytartych spodni od dresu i T-shirt grupy rockowej
Aerosmith, ani że nie mam swojej prawdziwej twarzy i włosów.
Znowu rozległ się dzwonek.
On nie zamierza odejść, Monahan.
Nie chciała, żeby odszedł.
Jeżeli on nie potrafi stawić czoła realnemu życiu, to wszystko i
tak nie ma sensu, nieprawdaż
Otworzyła drzwi.
To była najdłuższa minuta w jego życiu. Aż trudno uwierzyć, że
w ciągu sześćdziesięciu sekund człowiek może się przenieść z nieba
do piekła i z powrotem!
Kiedy ponownie otworzyła drzwi, zobaczył boginię i zobaczył
realną kobietę, a wszystko, o czym kiedykolwiek marzył w związku
ze swoją przyszłością, ogniskowało się w jej orzechowych oczach.
Odłożył torby, kwiaty, pudełko mrożonej czekolady z lodami, a
potem podniósł błyszczący pantofelek.
- Poznajesz? - zapytał, a serce waliło mu tak głośno, że dziwił
się, słysząc własny głos.
- Znalazłeś mój but!
- To nie było łatwe, Kopciuszku. Musiałem się zabawić w
detektywa.
73
RS
Wydawała się skrępowana, odrobinę nieprzyjazna. Zaczął
opowiadać skróconą wersję wydarzeń z tej nocy, włącznie ze
szczęśliwym zakończeniem.
- Przed wyjazdem do szpitala podałem hostessie karteczkę z
prośbą, by przekazała ją tobie.
- Niczego nie dostałam.
- Nie mogłem wrócić na salę i osobiście cię powiadomić, bo z
nim było naprawdę bardzo zle i...
- Postąpiłeś jak należy. On jest członkiem rodziny. Twoje
miejsce było przy nim.
Czy naprawdę tak uważała, czy bawiła się w dyplomację?- Jack
nie miał pewności. Znali się jeszcze za mało.
- Podoba mi się ten podkoszulek - zmienił temat. - Wczoraj nie
wyglądałaś jak fanka Aerosmithów.
Twarz Julii oblała się rumieńcem.
- To jestem prawdziwa ja. - Wyciągnęła końce podkoszulka i
wykręciła pirueta. - Wszystko, co widziałeś wczoraj, było sztuczne i
podrobione, włącznie z moimi długimi włosami.
- Podobają mi się twoje prawdziwe włosy. - Sięgające do
ramion, mocno kędzierzawe, seksowne jak diabli.
- Sztuczne były lepsze.
- Podobasz mi się bez makijażu.
Jej uśmiech był równie szeroki jak jego serce.
- Tylko tak mówisz.
- Mówię tak, ponieważ...
74
RS
Za plecami Julii pojawiła się nieduża, ciemnowłosa kobieta,
której towarzyszyły rudoblond dzieci.
- Idziemy do kościoła - powiedziała kobieta, chociaż błysk jej
ciemnych oczu wcale nie należał do świątobliwych. - A potem udamy
się na te naleśniki z bananami, które im obiecałaś.
Dziewczynka o oczach i spojrzeniu Julii podniosła główkę i
uważnie przyjrzała się tajemniczemu przybyszowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]