[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyłudzać od niej pieniądze z powodu krzywdy, którą jej wyrządził? Co za nieprawdopodobny tupet!
Tak, Reedowi rzeczywiście go nie brakuje. Chętnie obdarłbym go ze skóry. Być może
powininem złożyć mu kolejną wizytę.
Nie, Simonie, proszę. To tylko wywołałoby skandal. Wszyscy zaczęliby się zastanawiać, czemu
to zrobiłeś. Venetia bardzo się boi, żeby ktoś się o wszystkim nie dowiedział.
Wiem. Dlatego dotychczas puściłem mu to płazem. Poza tym robi on wszystko tak podstępnie,
że trudno go na czymkolwiek przyłapać. Ale pewnego dnia posunie się za daleko i będę musiał się go
pozbyć. Umilkł, a następnie spytał cicho: Czemu nie powiedziałaś mi o niczym, gdy zaczęłaś
dostawać te listy?
Nie chciałam sprawić ci przykrości. Simon patrzył na nią, nie zdradzając żadnych uczuć.
Chcesz powiedzieć, że starałaś się mnie chronić? spytał w końcu.
Tak! rzekła z mocą Charity. Czemu wszyscy uważają to za takie dziwne? Nie chciałam,
żebyś poznał treść tych listów. Pomyślałam, że będzie ci przykro, gdy się dowiesz, że ktoś wciąż
rozpowiada o tobie takie kłamliwe plotki.
A ty jesteś całkowicie pewna, że to są kłamstwa? Charity obrzuciła go spojrzeniem pełnym
niesmaku.
Oczywiście, że tak. Nie zabiłbyś nikogo, w dodatku jeszcze trzech osób! Jeśli już miałbyś kogoś
zabić, to prędzej Faradaya Reeda osiem lat temu.
Jesteś bardzo lojalna rzekł Simon, uśmiechając się lekko. Dzielna. Odważna. Pogładził
wierzchem dłoni jej gładki policzek. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek próbował kiedykolwiek
mnie chronić. A już z pewnością nie kobieta. Czuję się... zaszczycony.
Zaszczycony?
Tak. %7łe wybrałaś mnie na swego męża. %7łe okazałaś tyle odwagi i lojalności wobec mnie. Mam
wątpliwości, czy w ogóle na to zasługuję.
Pozwól, że ja sama osądzę. Charity uśmiechnęła się do niego i Simon pomyślał, że chciałby
znalezć się z nią w tej chwili zupełnie gdzie indziej. Nawet tak tolerancyjna przyzwoitka jak ciotka
Ermintruda przeżyłaby szok, gdyby chwycił Charity w ramiona. Musiał się więc zadowolić ucałowaniem
jej dłoni. Zastanawiał się, jak uda mu się przetrwać jeszcze cztery miesiące do ślubu.
Charity rozejrzała się po sali balowej. W dalszym ciągu nie mogła dostrzec nigdzie Dure'a.
Obiecał jej, że zjawi się na balu u Bannerfieldów, ale jeszcze go nie było. Wiedziała wprawdzie, że
Simon nie lubi przychodzić wcześnie na przyjęcia, ale tak bardzo chciała go zobaczyć, że miała wrażenie,
iż czas stoi w miejscu.
W sali balowej było gorąco i duszno, mimo że drzwi prowadzące na taras były otwarte. Stopy
Charity bolały niemiłosiernie od nowych pantofelków. Jak gdyby i tego było mało, na balu zjawił się
Faraday Reed, który ścigał ją wzrokiem od chwili, gdy weszła z rodziną na salę. Starała się go unikać, ale
było to bardzo męczące.
Charity westchnęła i popatrzyła tęsknie w kierunku tarasowych drzwi. Byłoby tak cudownie wyjść
na zewnątrz i poczuć na twarzy chłodny powiew wiatru, zostawić za sobą hałas i tłok.
Spojrzała na siedzącą obok matkę. Caroline była pogrążona w rozmowie z panią Greenbridge.
Córka państwa Greenbridge wyszła za mąż dwa miesiące temu i Caroline odkryła, że jej matka może być
prawdziwą skarbnicą informacji i porad.
Charity oddaliła się od nich powoli. Obejrzała się na Caroline, jednak ta w dalszym ciągu była
całkowicie zaprzątnięta problemem ślubnej wyprawy. Zerknęła na parkiet; nikt jej nie obserwował.
Ruszyła więc spiesznie w stronę otwartych drzwi, unikając grupek rozmawiających i odmawiając z
uśmiechem tańca jednemu ze swoich wielbicieli. Wreszcie, rzucając ostatnie ukradkowe spojrzenie za
siebie, wymknęła się na taras.
Odetchnęła z ulgą, gdy poczuła na twarzy muśnięcie świeżego powietrza. Odeszła szybko od
drzwi, w głąb tarasu, pozostawiając za sobą gwar i szum. Przy balustradzie stała jakaś para, rozmawiając
ściszonymi głosami. Nie spojrzeli nawet w jej stronę. Charity oddaliła się cicho i zeszła po niskich
stopniach do ogrodu. Zwiecił księżyc w pełni, ogród był cały skąpany w jego świetle. Zmiało ruszyła
ścieżką wijącą się wśród pięknie utrzymanych kwiatów i innych roślin. Pośrodku jednej z kwadratowych
rabat znajdowała się mała fontanna oraz niska kamienna ławka. Charity osunęła się na nią i zamknęła
oczy, wsłuchując się w kojący szmer opadającej kaskadami wody. Oddała się rozmyślaniom o Simonie,
wspominała jego głos, oczy, uścisk silnych ramion.
Z marzeń wytrącił ją odgłos kroków na ścieżce. Podniosła wzrok, nieco spłoszona. Alejką szedł w
jej stronę mężczyzna. Z niepokojem poznała Faradaya Reeda,
Zerwała się na równe nogi i spojrzała w przeciwnym kierunku, jakby chciała uciec. Jednak droga
prowadziła w głąb ogrodu, poza tym Reed bez wątpienia prędko by ją dogonił. Odwróciła się więc i
ruszyła w jego stronę z wyniośle uniesioną głową, zamierzając minąć go bez słowa.
Reed miał najwyrazniej inne plany.
Charity! Musi pani ze mną porozmawiać!
Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
Proszę zejść mi z drogi, panie Reed. Chciałabym wrócić do sali.
Nie, dopóki nie wyjaśni mi pani, co się stało. Jaki jest powód, że unika mnie pani od dwóch
tygodni? Myślałem, że jestem pani przyjacielem, że mi pani ufa...
Ja również tak myślałam odparła sucho Charity. Najwyrazniej jednak byłam naiwna. A teraz
proszę pozwolić mi przejść.
Nie! wybuchnął Reed, chwytając Charity za ramiona. Dopóki nie powie mi pani, dlaczego
nie chce się pani ze mną widywać. Czemu nie chce pani mnie przyjąć, gdy przychodzę z wizytą? Czemu
unika mnie pani na wszystkich spotkaniach towarzyskich? Czy to z powodu lorda Durę'a? Czy nagadał
coś na mnie? Czy próbował mnie oczernić?
Nie, nie zrobił tego! odparła ostro Charity, wyswobadzając się z uścisku mężczyzny.
Wiedziała, że przyzwoita kobieta nie zniżyłaby się nawet do rozmowy z Reedem, ale jego napaść na
Simona natychmiast obudziła w niej lojalność wobec narzeczonego. Postanowiła go bronić.
Lord Durę nigdy nie kłamie oznajmiła z przekonaniem,
Nie jest takim łajdakiem jak pan! Nie powiedział ani słowa, ostrzegł mnie jedynie przed panem.
Nie naraziłby nigdy na szwank honoru kobiety. To Venetia wyjawiła mi prawdę. Opowiedziała, jaką
krzywdę jej pan wyrządził, jak pan ją oszukał i zdradził.
Venetia? Reed zmarszczył groznie brwi, pokazując swoje prawdziwe oblicze. Twarz mu
sposępniała, usta wykrzywił grymas wściekłości. Wyglądał dużo starzej, w jego oczach płonęła nienawiść
i zło. Do diabła z nią! A więc wydaje jej się, że może mnie przechytrzyć!
Bzdury pan plecie! Z pewnością nie potrafi pan sobie wyobrazić, ile musiało kosztować kobietę
wyjawienie takiej bolesnej tajemnicy. Okazała wielką szlachetność i odwagę, przychodząc do mnie i
wyjaśniając, czemu nie powinnam się z panem widywać. Powiedziała mi też, jak bardzo nienawidzi pan
jej brata za to, że pokrzyżował panu niecne plany. A także o kampanii podłych plotek przeciwko
Dure'owi, jaką pan prowadził przez wszystkie te lata. Jak szerzył pan kłamstwa i insynuacje na temat
śmierci jego żony i brata. Zdałam sobie również sprawę, że to prawdopodobnie pan jest autorem tych
ohydnych anonimów...
Widząc zdumione spojrzenie Reeda, Charity roześmiała się niewesoło.
Tak, przejrzałam pana. Dziwi się pan? Jest pan zaskoczony? Było to całkiem łatwe. Chciał pan
poderwać moje zaufanie do lorda Dure'a, a kiedy się panu nie udało, urządził się pan tak, żeby zawsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
wyłudzać od niej pieniądze z powodu krzywdy, którą jej wyrządził? Co za nieprawdopodobny tupet!
Tak, Reedowi rzeczywiście go nie brakuje. Chętnie obdarłbym go ze skóry. Być może
powininem złożyć mu kolejną wizytę.
Nie, Simonie, proszę. To tylko wywołałoby skandal. Wszyscy zaczęliby się zastanawiać, czemu
to zrobiłeś. Venetia bardzo się boi, żeby ktoś się o wszystkim nie dowiedział.
Wiem. Dlatego dotychczas puściłem mu to płazem. Poza tym robi on wszystko tak podstępnie,
że trudno go na czymkolwiek przyłapać. Ale pewnego dnia posunie się za daleko i będę musiał się go
pozbyć. Umilkł, a następnie spytał cicho: Czemu nie powiedziałaś mi o niczym, gdy zaczęłaś
dostawać te listy?
Nie chciałam sprawić ci przykrości. Simon patrzył na nią, nie zdradzając żadnych uczuć.
Chcesz powiedzieć, że starałaś się mnie chronić? spytał w końcu.
Tak! rzekła z mocą Charity. Czemu wszyscy uważają to za takie dziwne? Nie chciałam,
żebyś poznał treść tych listów. Pomyślałam, że będzie ci przykro, gdy się dowiesz, że ktoś wciąż
rozpowiada o tobie takie kłamliwe plotki.
A ty jesteś całkowicie pewna, że to są kłamstwa? Charity obrzuciła go spojrzeniem pełnym
niesmaku.
Oczywiście, że tak. Nie zabiłbyś nikogo, w dodatku jeszcze trzech osób! Jeśli już miałbyś kogoś
zabić, to prędzej Faradaya Reeda osiem lat temu.
Jesteś bardzo lojalna rzekł Simon, uśmiechając się lekko. Dzielna. Odważna. Pogładził
wierzchem dłoni jej gładki policzek. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek próbował kiedykolwiek
mnie chronić. A już z pewnością nie kobieta. Czuję się... zaszczycony.
Zaszczycony?
Tak. %7łe wybrałaś mnie na swego męża. %7łe okazałaś tyle odwagi i lojalności wobec mnie. Mam
wątpliwości, czy w ogóle na to zasługuję.
Pozwól, że ja sama osądzę. Charity uśmiechnęła się do niego i Simon pomyślał, że chciałby
znalezć się z nią w tej chwili zupełnie gdzie indziej. Nawet tak tolerancyjna przyzwoitka jak ciotka
Ermintruda przeżyłaby szok, gdyby chwycił Charity w ramiona. Musiał się więc zadowolić ucałowaniem
jej dłoni. Zastanawiał się, jak uda mu się przetrwać jeszcze cztery miesiące do ślubu.
Charity rozejrzała się po sali balowej. W dalszym ciągu nie mogła dostrzec nigdzie Dure'a.
Obiecał jej, że zjawi się na balu u Bannerfieldów, ale jeszcze go nie było. Wiedziała wprawdzie, że
Simon nie lubi przychodzić wcześnie na przyjęcia, ale tak bardzo chciała go zobaczyć, że miała wrażenie,
iż czas stoi w miejscu.
W sali balowej było gorąco i duszno, mimo że drzwi prowadzące na taras były otwarte. Stopy
Charity bolały niemiłosiernie od nowych pantofelków. Jak gdyby i tego było mało, na balu zjawił się
Faraday Reed, który ścigał ją wzrokiem od chwili, gdy weszła z rodziną na salę. Starała się go unikać, ale
było to bardzo męczące.
Charity westchnęła i popatrzyła tęsknie w kierunku tarasowych drzwi. Byłoby tak cudownie wyjść
na zewnątrz i poczuć na twarzy chłodny powiew wiatru, zostawić za sobą hałas i tłok.
Spojrzała na siedzącą obok matkę. Caroline była pogrążona w rozmowie z panią Greenbridge.
Córka państwa Greenbridge wyszła za mąż dwa miesiące temu i Caroline odkryła, że jej matka może być
prawdziwą skarbnicą informacji i porad.
Charity oddaliła się od nich powoli. Obejrzała się na Caroline, jednak ta w dalszym ciągu była
całkowicie zaprzątnięta problemem ślubnej wyprawy. Zerknęła na parkiet; nikt jej nie obserwował.
Ruszyła więc spiesznie w stronę otwartych drzwi, unikając grupek rozmawiających i odmawiając z
uśmiechem tańca jednemu ze swoich wielbicieli. Wreszcie, rzucając ostatnie ukradkowe spojrzenie za
siebie, wymknęła się na taras.
Odetchnęła z ulgą, gdy poczuła na twarzy muśnięcie świeżego powietrza. Odeszła szybko od
drzwi, w głąb tarasu, pozostawiając za sobą gwar i szum. Przy balustradzie stała jakaś para, rozmawiając
ściszonymi głosami. Nie spojrzeli nawet w jej stronę. Charity oddaliła się cicho i zeszła po niskich
stopniach do ogrodu. Zwiecił księżyc w pełni, ogród był cały skąpany w jego świetle. Zmiało ruszyła
ścieżką wijącą się wśród pięknie utrzymanych kwiatów i innych roślin. Pośrodku jednej z kwadratowych
rabat znajdowała się mała fontanna oraz niska kamienna ławka. Charity osunęła się na nią i zamknęła
oczy, wsłuchując się w kojący szmer opadającej kaskadami wody. Oddała się rozmyślaniom o Simonie,
wspominała jego głos, oczy, uścisk silnych ramion.
Z marzeń wytrącił ją odgłos kroków na ścieżce. Podniosła wzrok, nieco spłoszona. Alejką szedł w
jej stronę mężczyzna. Z niepokojem poznała Faradaya Reeda,
Zerwała się na równe nogi i spojrzała w przeciwnym kierunku, jakby chciała uciec. Jednak droga
prowadziła w głąb ogrodu, poza tym Reed bez wątpienia prędko by ją dogonił. Odwróciła się więc i
ruszyła w jego stronę z wyniośle uniesioną głową, zamierzając minąć go bez słowa.
Reed miał najwyrazniej inne plany.
Charity! Musi pani ze mną porozmawiać!
Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
Proszę zejść mi z drogi, panie Reed. Chciałabym wrócić do sali.
Nie, dopóki nie wyjaśni mi pani, co się stało. Jaki jest powód, że unika mnie pani od dwóch
tygodni? Myślałem, że jestem pani przyjacielem, że mi pani ufa...
Ja również tak myślałam odparła sucho Charity. Najwyrazniej jednak byłam naiwna. A teraz
proszę pozwolić mi przejść.
Nie! wybuchnął Reed, chwytając Charity za ramiona. Dopóki nie powie mi pani, dlaczego
nie chce się pani ze mną widywać. Czemu nie chce pani mnie przyjąć, gdy przychodzę z wizytą? Czemu
unika mnie pani na wszystkich spotkaniach towarzyskich? Czy to z powodu lorda Durę'a? Czy nagadał
coś na mnie? Czy próbował mnie oczernić?
Nie, nie zrobił tego! odparła ostro Charity, wyswobadzając się z uścisku mężczyzny.
Wiedziała, że przyzwoita kobieta nie zniżyłaby się nawet do rozmowy z Reedem, ale jego napaść na
Simona natychmiast obudziła w niej lojalność wobec narzeczonego. Postanowiła go bronić.
Lord Durę nigdy nie kłamie oznajmiła z przekonaniem,
Nie jest takim łajdakiem jak pan! Nie powiedział ani słowa, ostrzegł mnie jedynie przed panem.
Nie naraziłby nigdy na szwank honoru kobiety. To Venetia wyjawiła mi prawdę. Opowiedziała, jaką
krzywdę jej pan wyrządził, jak pan ją oszukał i zdradził.
Venetia? Reed zmarszczył groznie brwi, pokazując swoje prawdziwe oblicze. Twarz mu
sposępniała, usta wykrzywił grymas wściekłości. Wyglądał dużo starzej, w jego oczach płonęła nienawiść
i zło. Do diabła z nią! A więc wydaje jej się, że może mnie przechytrzyć!
Bzdury pan plecie! Z pewnością nie potrafi pan sobie wyobrazić, ile musiało kosztować kobietę
wyjawienie takiej bolesnej tajemnicy. Okazała wielką szlachetność i odwagę, przychodząc do mnie i
wyjaśniając, czemu nie powinnam się z panem widywać. Powiedziała mi też, jak bardzo nienawidzi pan
jej brata za to, że pokrzyżował panu niecne plany. A także o kampanii podłych plotek przeciwko
Dure'owi, jaką pan prowadził przez wszystkie te lata. Jak szerzył pan kłamstwa i insynuacje na temat
śmierci jego żony i brata. Zdałam sobie również sprawę, że to prawdopodobnie pan jest autorem tych
ohydnych anonimów...
Widząc zdumione spojrzenie Reeda, Charity roześmiała się niewesoło.
Tak, przejrzałam pana. Dziwi się pan? Jest pan zaskoczony? Było to całkiem łatwe. Chciał pan
poderwać moje zaufanie do lorda Dure'a, a kiedy się panu nie udało, urządził się pan tak, żeby zawsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]