[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dotkliwym brakiem ówczesnego sadownictwa (nietylko polskiego) byl zupelny
Strona 114
Dzieje administracji
brak prokuratorji. Zadna instytucja panstwowa nie wystepowala ze skarga
przeciw zbrodniarzowi; musial byc oskarzyciel prywatny, a gdzie takiego nie
bylo, tam nie bylo procesu. Oskarzyciel zwal sie delatorem, co doslownie
oznacza donosiciela. Musial wiec oskarzyciel miec sie bardzo na bacznosci,
zeby miec zebrane wszystkie dowody i nie narazic sie na zarzut oszczerstwa,
ze jest k u l u m n i a t o r e m, bo na takiego prawo przewidywalo kare równa
karze za przestepstwo, o które donosiciel sam oskarzal tamtego. Co wiecej,
oskarzyciel musial obwinionego sam dostawic do sadu. A zanim nadeszla
kadencja sadowa, któz mial zbrodniarza pilnowac? Nam dzisiaj wydaje sie to
czems nieprawdopodobnem, ze nie bylo aresztu sledczego i ze panstwo samo
nie scigalo zbrodni przez powolane do tego urzedy (prokuratorje), ze same
urzedy nie czynily dochodzen, azeby sprawce wykryc. Alec i w Anglji bylo do
ostatnich niemal czasów nie lepiej; tam tworzyly sie osobne stowarzyszenia
prywatne do tropienia zbrodniarzy. Straz bezpieczenstwa, policja
bezpieczenstwa, istniala tylko przy urzedzie marszalkowskim w Warszawie,
jako przy rezydencji królewskiej.
Druga ujemna strone ówczesnego wymiaru sprawiedliwosci stanowil dziwny
brak wiezien, tak, iz zdarzalo sie, ze wieznia literalnie nie bylo gdzie pomiescic.
Nie bylo tez zgola zadnej stalej administracji wieziennej. Glówne wiezienie
znajdowalo sie w podziemiach twierdzy w Kamiencu Podolskim, obliczone na
200 osób, dokad odwozono z calej Polski ciezszych przestepców.
Poniewaz nie bylo aresztu sledczego, nie mógl nikt byc wieziony przed
wyrokiem, chyba, ze przylapany na goracym uczynku. Odpowiadalo sie tedy
wobec sadu "z wolnej stopy". Do "odsiedzenia" kary skazany sam sie zglaszal.
A kara byla ciezka, bo wiezienia ówczesne byly naprawde ciezkie; nikt nie dbal
o wygody skazanca, lecz przeciwnie trzymano sie jakby zasady, ze wiezienie
powinno dawac sie wiezniowi we znaki, zeby czul, ze jest karany.
Wiezienie nazywano "wieza", bo miescilo sie zazwyczaj w baszcie grodu, czyli
w wiezy zamkowej. Dawne grody do niczego nie byly juz potrzebne;
zaniedbane, czesto walace sie, tem mniej wykazywaly porzadku w czesci
przeznaczonej na wiezienie. Odsiadywanie wiezy na górze, na pietrach,
wystawionych na dzialanie powietrza i slonca, przeznaczone byly dla wypadków
"nie hanbiacych", za przewinienia, przez które nie tracilo sie czci obywatelskiej.
Druga kategorje stanowily wypadki, w których tracilo sie czesc na czas od
zapadniecia wyroku az do odcierpienia kary; wreszcie "wypadki gardlowe"
odejmowaly czesc na zawsze.
Juz w drugiej kategorji wiezienie bylo ciezkie, a zwalo sie "wieza in fundo", t. j.
wiezieniem podziemnem, kolo fundamentów, w gruncie. Kara ta mogla trwac
najdluzej rok i szesc niedziel, a w takim razie równala sie niemal wyrokowi
smierci. Nam dzis wyda sie to barbarzynstwem, ale wówczas nikt nie skarzyl
sie na to i nie wolal o reforme. Wieza in fundo spotykala zazwyczaj szlachte, bo
mieszczanie mieli swoje wiezienia po miastach, a lud wiejski nader rzadko
dostawal sie pod sady poza wladza patrymonialna wlasciciela wsi, czyli
dziedzica.
Wiezienie "in fundo" miescilo sie w glebokosci szesciu lokci pod "wieza" i nie
mialo ani komina chocby, a swiatlo i powietrze mogly dochodzic tylko przez
jedyny otwór, otwór w górze, w pulapie, ten otwór, przez który wieznia pod
ziemie na linie, spuszczono. Ilu zdolalo wyjsc calo z calorocznego pobytu w
podziemnej norze, pozbawionej ogrzewania, przewietrzania i dostepu swiatla
dziennego? wszakzez to byla ciemnica! A taka "wieze in fundo" trzeba bylo
Strona 115
Dzieje administracji
odsiadywac bez towarzystwa, w samotnosci, co powieksza wielce dotkliwosc
kary. Wcale wiec nie jest prawda, jakoby szlachta nie byla narazona na
wiezienie ciezkie, jakoby przewinienia jej traktowane byly lekko.
Wiezien sam sie zglaszal do "fundum", bo od tego zawisla cala jego dalsza
przyszlosc. Odbywszy kare, odzyskiwal bowiem czesc obywatelska; ale jezeli
dobrowolnie nie poddal sie wyrokowi, sad oglaszal go wyjetym z pod prawa.
Znaczylo to, ze zaden sad nie przyjmie skargi od niego, zaden sad nie bedzie
mu wymierzal sprawiedliwosci, gdyby jemu kto wyrzadzil krzywde. Znaczylo to
w praktyce, ze kazdemu wolno go bezkarnie chocby zabic. I rzeczywiscie tak
bylo. Wyjety z pod prawa nie byl pewny godziny, dnia ni nocy; zemsta
prywatna mogla sie nad nim nasycac, kazdy mógl targnac sie na jego mienie i
zycie, kazdy mógl mu wyrzadzac bezkarnie szkody w gospodarstwie i t. d.
Jedynym ratunkiem dla takiego czlowieka bylo ucieczka za granice, totez
mozny skazaniec pozwalal sobie czasem na to, ale w takim razie nie mógl juz
wracac do kraju, musial wyrzec sie majetnosci i zwiazków rodzinnych. Wyjecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
Dotkliwym brakiem ówczesnego sadownictwa (nietylko polskiego) byl zupelny
Strona 114
Dzieje administracji
brak prokuratorji. Zadna instytucja panstwowa nie wystepowala ze skarga
przeciw zbrodniarzowi; musial byc oskarzyciel prywatny, a gdzie takiego nie
bylo, tam nie bylo procesu. Oskarzyciel zwal sie delatorem, co doslownie
oznacza donosiciela. Musial wiec oskarzyciel miec sie bardzo na bacznosci,
zeby miec zebrane wszystkie dowody i nie narazic sie na zarzut oszczerstwa,
ze jest k u l u m n i a t o r e m, bo na takiego prawo przewidywalo kare równa
karze za przestepstwo, o które donosiciel sam oskarzal tamtego. Co wiecej,
oskarzyciel musial obwinionego sam dostawic do sadu. A zanim nadeszla
kadencja sadowa, któz mial zbrodniarza pilnowac? Nam dzisiaj wydaje sie to
czems nieprawdopodobnem, ze nie bylo aresztu sledczego i ze panstwo samo
nie scigalo zbrodni przez powolane do tego urzedy (prokuratorje), ze same
urzedy nie czynily dochodzen, azeby sprawce wykryc. Alec i w Anglji bylo do
ostatnich niemal czasów nie lepiej; tam tworzyly sie osobne stowarzyszenia
prywatne do tropienia zbrodniarzy. Straz bezpieczenstwa, policja
bezpieczenstwa, istniala tylko przy urzedzie marszalkowskim w Warszawie,
jako przy rezydencji królewskiej.
Druga ujemna strone ówczesnego wymiaru sprawiedliwosci stanowil dziwny
brak wiezien, tak, iz zdarzalo sie, ze wieznia literalnie nie bylo gdzie pomiescic.
Nie bylo tez zgola zadnej stalej administracji wieziennej. Glówne wiezienie
znajdowalo sie w podziemiach twierdzy w Kamiencu Podolskim, obliczone na
200 osób, dokad odwozono z calej Polski ciezszych przestepców.
Poniewaz nie bylo aresztu sledczego, nie mógl nikt byc wieziony przed
wyrokiem, chyba, ze przylapany na goracym uczynku. Odpowiadalo sie tedy
wobec sadu "z wolnej stopy". Do "odsiedzenia" kary skazany sam sie zglaszal.
A kara byla ciezka, bo wiezienia ówczesne byly naprawde ciezkie; nikt nie dbal
o wygody skazanca, lecz przeciwnie trzymano sie jakby zasady, ze wiezienie
powinno dawac sie wiezniowi we znaki, zeby czul, ze jest karany.
Wiezienie nazywano "wieza", bo miescilo sie zazwyczaj w baszcie grodu, czyli
w wiezy zamkowej. Dawne grody do niczego nie byly juz potrzebne;
zaniedbane, czesto walace sie, tem mniej wykazywaly porzadku w czesci
przeznaczonej na wiezienie. Odsiadywanie wiezy na górze, na pietrach,
wystawionych na dzialanie powietrza i slonca, przeznaczone byly dla wypadków
"nie hanbiacych", za przewinienia, przez które nie tracilo sie czci obywatelskiej.
Druga kategorje stanowily wypadki, w których tracilo sie czesc na czas od
zapadniecia wyroku az do odcierpienia kary; wreszcie "wypadki gardlowe"
odejmowaly czesc na zawsze.
Juz w drugiej kategorji wiezienie bylo ciezkie, a zwalo sie "wieza in fundo", t. j.
wiezieniem podziemnem, kolo fundamentów, w gruncie. Kara ta mogla trwac
najdluzej rok i szesc niedziel, a w takim razie równala sie niemal wyrokowi
smierci. Nam dzis wyda sie to barbarzynstwem, ale wówczas nikt nie skarzyl
sie na to i nie wolal o reforme. Wieza in fundo spotykala zazwyczaj szlachte, bo
mieszczanie mieli swoje wiezienia po miastach, a lud wiejski nader rzadko
dostawal sie pod sady poza wladza patrymonialna wlasciciela wsi, czyli
dziedzica.
Wiezienie "in fundo" miescilo sie w glebokosci szesciu lokci pod "wieza" i nie
mialo ani komina chocby, a swiatlo i powietrze mogly dochodzic tylko przez
jedyny otwór, otwór w górze, w pulapie, ten otwór, przez który wieznia pod
ziemie na linie, spuszczono. Ilu zdolalo wyjsc calo z calorocznego pobytu w
podziemnej norze, pozbawionej ogrzewania, przewietrzania i dostepu swiatla
dziennego? wszakzez to byla ciemnica! A taka "wieze in fundo" trzeba bylo
Strona 115
Dzieje administracji
odsiadywac bez towarzystwa, w samotnosci, co powieksza wielce dotkliwosc
kary. Wcale wiec nie jest prawda, jakoby szlachta nie byla narazona na
wiezienie ciezkie, jakoby przewinienia jej traktowane byly lekko.
Wiezien sam sie zglaszal do "fundum", bo od tego zawisla cala jego dalsza
przyszlosc. Odbywszy kare, odzyskiwal bowiem czesc obywatelska; ale jezeli
dobrowolnie nie poddal sie wyrokowi, sad oglaszal go wyjetym z pod prawa.
Znaczylo to, ze zaden sad nie przyjmie skargi od niego, zaden sad nie bedzie
mu wymierzal sprawiedliwosci, gdyby jemu kto wyrzadzil krzywde. Znaczylo to
w praktyce, ze kazdemu wolno go bezkarnie chocby zabic. I rzeczywiscie tak
bylo. Wyjety z pod prawa nie byl pewny godziny, dnia ni nocy; zemsta
prywatna mogla sie nad nim nasycac, kazdy mógl targnac sie na jego mienie i
zycie, kazdy mógl mu wyrzadzac bezkarnie szkody w gospodarstwie i t. d.
Jedynym ratunkiem dla takiego czlowieka bylo ucieczka za granice, totez
mozny skazaniec pozwalal sobie czasem na to, ale w takim razie nie mógl juz
wracac do kraju, musial wyrzec sie majetnosci i zwiazków rodzinnych. Wyjecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]