[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie miało to znaczenia.
Simpson leżał na tarasie, co najmniej nieprzytomny, za nim zaś pod barierką kulił
się Ted. Ledwie się poruszał, z rany na ramieniu ciekła mu krew.
 O Boże!  jęk Nity zabrzmiał tak, jakby właśnie była
świadkiem końca świata.
Nie bacząc już na nic, przekroczyła Simpsona, uklękła przy mężu i wykazując się po
raz kolejny niesamowitym opanowaniem, ucisnęła ranę. Tymczasem mój organizm
wreszcie się nade mną ulitował, zemdlałam.
ROZDZIAA SZESNASTY
Ocknęłam się w zdecydowanie lepszych okolicznościach. Przypinano mnie właśnie
do noszy, więc pewnie czekała mnie kolejna wizyta w miejscowym szpitalu.
 Doraville to dla mnie wyjątkowo pechowe miasteczko -stwierdziłam, a przynajmniej
tak mi się wydawało, bo z gardła wydobyło się niewyrazne mamrotanie. Ratowniczka,
dziarska młoda kobieta o mocno zarysowanej szczęce, pochyliła się nade mną.
 Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
 Co z Hamiltonem?
 Proszę się nie martwić, jest cały. Zatamowaliśmy już
krwotok. Wyjdzie z tego.
 Simpson?
 %7łyje i pewnie żałuje, że nie jest martwy.
 Gdzie mój& Gdzie Tolliver?  Muszę koniecznie przestać nazywać go bratem.
 Szczupły, wysoki szatyn?
 Uhm.
 Czeka na zewnÄ…trz.
Uśmiechnęłam się.
 Patrz, od razu poczuła się lepiej  skwitowała kobieta, zwracając się do partnera.
 Dobra, Grace, jedziemy z tym bałaganem. Bierz z tamtej strony  zakomenderował
mężczyzna.
Grace nabzdyczyła się, ale wykonała polecenie.
Tolliver znalazł się przy mnie natychmiast, gdy ratownicy
zeszli ze schodów.
 Wyciągnął cię z auta pod moim nosem!  denerwował się.  Myślałem, że oszaleję,
kiedy wyszedłem, a ciebie nie było!
 Spokojnie, będziecie mieli czas na rozmowy  uciszał go ratownik.  Teraz musimy
dostarczyć ją do szpitala.
Podczas jazdy ratowniczka siedziała z tyłu, zabawiając mnie rozmową. Przy okazji
badała mi puls, temperaturę i wykonywała całą masę tym podobnych czynności. Z jej
miny, kiedy sprawdzała szwy na głowie, wywnioskowałam, że nie jest najlepiej.
 Kilka dni temu miała pani pękniętą kość łokciową, tak?
Zrobimy prześwietlenie, ale według mnie teraz jest złamana na
całego.
 Uhm.  Będziemy musieli naruszyć oszczędności, żeby
zapłacić kolejny rachunek, a kupno domu odsunie się w czasie.
Teraz jednak nie byłam w stanie się o to martwić, ani o to, ani nic
innego. W porównaniu do wydarzeń minionych godzin leżenie w
karetce wydawało mi się szczytem rozkoszy. Ogarnęła mnie
błogość, a wraz z nią przyszła senność. Otrzezwiałam z
półdrzemki, kiedy wieziono mnie korytarzem.
Pobyt w szpitalu byÅ‚ swoistym déjU vu. Z tÄ… różnicÄ…, że leżaÅ‚am w innej sali, dalej i po
przeciwnej stronie. W tamtej chyba umieszczono Teda Hamiltona.
Najbardziej zaskoczyła mnie wizyta Sandry Rockwell.
 Muszę panią przeprosić  powiedziała po rytualnych
powitaniach i pytaniach o samopoczucie.
Czekałam.
 Wiedziałam, że pani napastnik musi być mordercą. Nie było
po nim śladu. Ani po jego samochodzie. Okazało się, że Almand
zaparkował przy salonie fryzjerskim i na parking przyszedł już
pieszo. Ukrył się za motelem z zamiarem pocięcia wam opon. Aopatę zabrał na
wszelki wypadek.
Przypomniałam sobie, że widziałam ten salon, znajdował się dwa budynki dalej.
Teraz to i tak nie miało znaczenia.
 A co z nim?
 Z Tomem?  wydawała się zaskoczona.  Gada jak najęty. Ale ani słowa o synu.
 Może Simpson coś powie  rzuciłam. Obojętnie. Chuck Almand i tak nie żył, żadne
wyznania tego nie zmieniÄ….
Do sali wszedł Tolliver. Był w barze coś zjeść, wypić kawę. Przyniósł też kubek dla
mnie. Nie miałam pojęcia, czy wolno mi pić kawę, ale zamierzałam to zrobić bez
względu na zalecenia. Pochylił się, żeby mnie pocałować, a mnie nie obchodziło
również, co sobie o tym pomyśli Sandra Rockwell. Zaraz potem wpadli znajomi
agenci SBI. Byli wykończeni, ale uśmiechnięci.
 Pisarze będą mieli pole do popisu przy tych dwóch  rzekł Klavin.  Materiał do
zbierania na lata. I dobrze, byleby zródła siedziały za kratkami.
 Niech sobie piszą.  Stuart przygładził i tak gładką fryzurę.  Dzięki temu
dostaniemy więcej szczegółów do naszej dokumentacji.
Westchnęłam. Tolliver wziął mnie za rękę.
Agenci zabrali się do wypytywania o wczorajsze wydarzenia, a ja nie miałam ochoty
o tym opowiadać. Ale musiałam ustąpić w wielu sprawach, jeśli chciałam wreszcie
opuścić Doraville, ta była tylko jedną z nich.
 Podejrzewała pani, że to on?  zaczął Stuart.
 Tak.  Na twarzach obecnych odmalowało się zaskoczenie, najsilniejsze u
Tollivera.  Czekając w samochodzie, myślałam o
komorze pod stodołą. Wydało mi się dziwne, że Simpson o niej wiedział. Wspominał
o tym podczas moich odwiedzin u Manfreda. Pewnie bym nic nie skojarzyła, gdyby
pastor Garland nie zahaczył o tę sprawę. Nie wiedział o kryjówce, więc inni też nie
powinni. A Barney owszem. Potem przyszło mi do głowy, że szpital jest dobrym
miejscem na wybieranie ofiar, chłopcy często bywali tu z różnymi urazami. Simpson
upatrywał sobie ich na przyszłość. Zresztą nawet coś o tym mówił.
Z niecierpliwością wyczekiwali na powtórzenie wyznań Simpsona. Starałam się jak
najdokładniej odtworzyć słowa zabójcy. Opowiedziałam o ich metodach, wyjaśniłam,
że zrobili kryjówkę, gdyż dojazd do opuszczonego domu bywał utrudniony.
 Jezdzili tam na zmianę  potwierdził Stuart.  Za mało tam
miejsca na dwa samochody. Ale czasami w weekendy robili sobie
podwójne randki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl