[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słońcu. Zanim skończyła toaletę, czuła się jak zupełnie nowa kobieta. Włożyła spodnie, ale wyprała
koszulę i rozłożyła ją na roślinnym dywanie do wyschnięcia. Potem wzięła pulser i podeszła do
krawędzi kręgu w poszukiwaniu śniadania. Bez większego trudu wprawiła się w trans, który
umożliwiał jej wejście w rolę myśliwego.
Severance ziewnął i przeciągnął się. Niewyraznie przypomniał mu się ból w ramieniu. Poruszył nim
ze złością i poczuł sztywność warstwy opatrunkowej. Powoli wracała mu pamięć. Był cały
zdrętwiały, a pod głową nie miał już tak wygodnej poduszki, jak uda Cidry. Uda Cidry.
Na tę myśl raptownie otworzył oczy. Zobaczył nad sobą przezroczystą, sferyczną ścianę, poczuł pod
plecami wilgotną ziemię. Zaczął się zastanawiać, jak, do piekła pełnego renegatów, mógł być tak
głupi, żeby posłużyć blokpyskowi za cel myśliwskich ćwiczeń.
Nie bez trudu przewrócił się na bok i zaczął rozglądać się za Cidrą. Dostrzegł ją, jak wstaje znad
strumienia. Urocze wzgórki jej piersi wyglądały w porannym świetle doprawdy wspaniale. Ciemne
włosy lśniły w słońcu. Severance w milczeniu chłonął jej widok. Nagle drgnął niespokojnie,
uświadomiwszy sobie kierunek swoich myśli. Pocieszył się jednak tym, że dowodzą one poprawy
jego stanu zdrowia.
Chciał zawołać, zobaczył jednak, że Cidra pochyla się po pulser i podchodzi do krawędzi kręgu.
Sądził, że zauważyła coś niepokojącego, ona jednak usiadła ze skrzyżowanymi nogami i
wyprostowanymi plecami. Zamarła w absolutnym bezruchu. Wkrótce w okolicznych krzakach coś się
poruszyło. Z opanowaniem wytrawnego myśliwego Cidra spokojnie pociągnęła za spust. Skoczek
upadł na ziemię tuż za granicą kręgu.
Severance przyglądał się tej scenie zdumiony, a jego zdumienie szybko przerodziło się w podziw.
Gdy Cidra pochyliła się, by wciągnąć skoczka za uszy do kręgu, usiadł.
- Czy to ta sama dama, która nie może znieść widoku befsztyka z torii?
- Severance! - Obróciła się natychmiast, nie wypuszczając skoczka z ręki, a na jej twarzy odmalował
się zachwyt. Przez chwilę dosłownie promieniała szczęściem, póki nie przypomniała sobie, że jest
półnaga. Spłonęła rumieńcem. Rzuciła skoczka na ziemię i pobiegła po wilgotne odzienie,
zostawione nad strumieniem. - Jak się czujesz? - spytała zajęta wkładaniem koszuli.
- Mniej więcej tak, jakby najechał na mnie ślizgacz.
Skończywszy zapinać koszulę, obróciła się i zerknęła na niego. - Wyglądasz dużo lepiej. Martwiłam
się o ciebie, Severance. Przez tę ranę miałeś wysoką gorączkę. Poruszył zranionym ramieniem,
sprawdzając, czy bardzo go boli.
- Chyba jakoś przeżyję. Ile czasu straciliśmy?
- Spędziliśmy tu, w kręgu, dwie doby. - Wolno do niego podeszła. - Czy coś z tego pamiętasz?
Uśmiechnął się.
- Trochę. Jesteś bardzo miłą poduszką. - Zaczął wstawać. Coś ostrego, leżącego na ziemi, ukłuło go
w stopę. Pochylił się i podniósł niewielki, zaostrzony przedmiot. - Skąd to się wzięło? Cidra
zerknęła na odłamek skorupy.
- O, to bardzo interesująca historia - powiedziała.
- Możesz mija opowiedzieć w czasie, gdy będę czyścił skoczka.
Oczy jej zalśniły.
- Czy dasz radę? Nie powiem, żebym lubiła to zajęcie.
Skrzywił się.
- Ile ich oprawiłaś?
- Dwa.
Severance z uznaniem pokręcił głową.
- Niewiarygodne. Stałaś się prawdziwym drapieżnikiem.
Przybrała kwaśną minę.
- Wolę o tym nie myśleć.
- Mogę już wziąć od ciebie pulser - powiedział, wyciągając rękę. - Pewnie nie będę jeszcze
posługiwał się nim tak sprawnie jak ty, ale przynajmniej do czegoś się przydam.
Zerknęła na broń w jego ręce.
- Przyzwyczaiłam się mieć go pod ręką.
Severance zrozumiał, że Cidra naprawdę nie bardzo chce rozstać się z pulserem. Delikatnie wyjął jej
jednak broń z ręki i obejrzał wskaznik ładunku.
- Ile strzałów potrzebowałaś na upolowanie pierwszego skoczka? Moc pulsera bardzo spadła.
- Och - odrzekła nonszalancko. - Strzelałam nie tylko do skoczków.
Na te słowa aż się wzdrygnął. Nie wiadomo skąd mignęło mu przed oczami wspomnienie koszmaru.
Kiedy był w malignie, widział coś bardzo złego i niebezpiecznego i to coś domagało się od niego
pomocy. Wyobrażenie przemknęło i zgasło, zostawiło jednak po sobie przykre wrażenie.
- Lepiej opowiedz mi to, czego nie pamiętam - powiedział Severance.
Rozdział szesnasty
Jaja, Severance, te kamienie były w rzeczywistości jajami jakiegoś gada. Wyjątkowo zdradzieckie
bydlaki, nawiasem mówiąc. Ten, którego ogrzewałeś własną piersią, próbował zeżreć cię żywcem,
gdy tylko się wykluł. Czy nie pamiętasz niczego ze swojej wycieczki do bezpieczni po kamień?
Severance skupił się na obdzieraniu skoczka ze skóry.
- Nie. - Zawahał się i twarz mu stężała. - Ale miałem różne sny.
- Sny? - Cidra czekała, rozumiała bowiem, że Severance toczy walkę z sobą. Nie była pewna, czy
stara się coś wydobyć z pamięci, czy - przeciwnie - chce ukryć to w niej jak najgłębiej. Wreszcie
zatrzymał nóż w pół gestu i wlepił wzrok w dżunglę.
- Pamiętam, że musiałem coś zrobić. To było ważne. Nie, konieczne. Zależało od tego czyjeś życie. A
w nagrodę za posłuszeństwo miałem przestać marznąć. Było mi pioruńsko zimno. Tylko tyle
pamiętam.
Cidra nie była przekonana, czy mu całkiem wierzy, ale w każdym razie wierzyła na pewno, że tyle
Severance chce pamiętać.
- Uparłeś się wrócić do bezpieczni. Próbowałam cię zatrzymać, stosując Poświatę i Zwierciadła, ale
równie dobrze mogłabym próbować z tobą zatańczyć.
Obrócił głowę spłoszony. - Czy zrobiłem ci krzywdę?
- Rzuciłeś mnie o ziemię - odrzekła radośnie. Ale widząc jego minę, zlitowała się nad nim. - Nie
martw się, nic mi nie jest. Zresztą nie zamierzałeś mnie skrzywdzić, tylko chciałeś mieć spokój.
Najciekawsze jednak, że kiedy wszedłeś do środka po jajo, nie wywołałeś żadnych złudzeń.
- Skąd wiesz? Może byłem za bardzo zamroczony, by zdawać sobie sprawę z tego, co widzę.
- Weszłam tam za tobą i niczego nie widziałam.
- Weszłaś za mną? - Westchnął, ale udało mu się powstrzymać od moralizowania. - Dobrze, mów
dalej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl