[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Myślałam, że będziesz już spała.
- Chyba żartujesz. Czekam na wszystkie szczegóły.
- Chyba nie bardzo się tu przyda przypomnienie starego
powiedzenia ,,nie twój interes", co? - Starała się, żeby
zabrzmiało to wesoło, ale głos się jej załamał, więc szybko
odwróciła twarz, umykając przed badawczym spojrzeniem
wielkich zielonych oczu Mandy.
Kuzynka wstała z łóżka i dotknęła jej ramienia.
- Char, co się stało?
- Nie chcę o tym mówić.
- Albo mi powiesz, albo natychmiast pójdę do jego pokoju i
sama go o to zapytam.
Obróciwszy się do Mandy, Charity zobaczyła malującą się na
jej twarzy niekłamaną stanowczość.
- No więc, nie utrudniaj mi i powiedz. Jeżeli cię skrzywdził...
- Mandy, przestań. Jestem dorosłą osobą. Potrafię sama
zajmować się swoimi sprawami.
- Nie, nie potrafisz. Na litość boską, odkąd pamiętam, żyjesz
w czystej atmosferze swojej wieży z kości słoniowej. Nie masz
najmniejszego pojęcia o prawdziwym życiu.
Charity czuła dławienie w gardle, zbierało jej się na płacz. Nie
była to prawda. Przez swoje dwadzieścia sześć lat więcej się
dowiedziała o życiu i śmierci, aniżeli większość ludzi w ciągu
całego życia. A jednak w jakimś stopniu była to także prawda.
- Wykorzystał sytuację. Kochaliście się, tak?
- Mandy! To nie twoja sprawa!
Nie mogła dłużej powstrzymać łez, trysnęły z oczu
strumieniem.
- Co za łajdak! Zaraz zrobię...
- Mandy! Nic nie zrobisz.
RS
72
Mandy już była przy drzwiach, wsuwała buty na nogi. W
nocnej flanelowej koszuli i z twarzą wysmarowaną na zielono
była zdecydowana wkroczyć do jaskini smoka.
- Nie zrobisz, bo nie ma go u siebie.
- A gdzie może być? - syknęła tonem, który wskazywał, że
gotowa była szukać go do upadłego.
- Odpłynęłam kajakiem sama. Jego zostawiłam na brzegu.
- Dobrze zrobiłaś. Już ja mu pokażę. Niech go tylko zobaczę.
Doświadczony światowiec, taki jak on...
- Mandy, przestań. To sprawa między nim a mną. Mam już
swoje dwadzieścia sześć lat i nie ma potrzeby, żebyś się mną
opiekowała.
Mandy jakby się zawahała i nagle twarz jej się rozjaśniła
uśmiechem.
- Rzeczywiście, to prawda. Zawsze uważałam, że powinnam
się tobą opiekować. Pamiętasz, jak podbiłam oko Tomowi
Bellingerowi za to, że powiedział na ciebie ,,dziwadło o
czterech oczach"? Wściekałam się, kiedy ludzie się ciebie
czepiali. Chciałam, żeby każdy widział, jaka jesteś wspaniała
mimo, albo właśnie dlatego, że tak bardzo różniłaś się od nas
wszystkich.
Charity odetchnęła. Duch bojowy wyparował z Mandy równie
szybko, jak się pojawił. Usiadła teraz na łóżku i zachęcająco
poklepała miejsce obok siebie.
- No, jeśli nie muszę zaraz posiekać go na kawałki, opowiedz
mi o tym. Było wspaniale?
- Mandy, na miłość boską! - Nie było sposobu na odwrócenie
jej uwagi, kiedy raz sobie coś wbiła do głowy.
- Ciekawość to żadna zbrodnia!
Cóż, Charity mogła się tylko roześmiać.
- No, dobrze. Było wspaniale. Ale jednocześnie okropnie.
Jeszcze nigdy nie miałam takiej tremy.
- To całkiem normalne. Ale czy pani doktor pamiętała o
kalendarzyku?
RS
73
Charity westchnęła. Kto jak kto, ale ona, lekarka, powinna
pamiętać o takich sprawach.
- Nie, to się stało... tak jakoś po prostu.
- Za pierwszym razem i tak zwykle nie ma konsekwencji -
pocieszała ją Mandy.
- Mandy, muszę ci powiedzieć, że, z medycznego punktu
widzenia, to co mówisz, jest zawracaniem głowy.
- No cóż, jeśli się nie da cofnąć tego, co się stało, uważam, że
trzeba to będzie uznać za zrządzenie losu. Ja tak na to patrzę.
- Dziękuję ci, Mandy. Twoja rada z pewnością pomoże mi się
pozbierać i zobaczyć, co mogę uratować z odprysków moich
marzeń. Czy mogłabyś teraz zejść z mego łóżka? Chciałabym
się przespać.
- Kto wie? - Mandy wstała, przeciągając się. - Może twoje
marzenia znalazły się na niewłaściwym torze i dopiero
przeznaczenie skieruje je, gdzie trzeba.
- To prawdziwie głęboka myśl, która w dodatku wyszła z ust
twarzy wysmarowanej na zielono - przekornie zażartowała
Charity, wyjmując piżamę. - Wiesz, Mandy, jestem przekonana,
że potrafiłabyś znalezć jaśniejszą plamę nawet w najczarniejszej
sytuacji.
- Przynajmniej próbowałabym - przyznała Mandy, wskakując
do łóżka i otulając kołdrą zieloną brodę. - Boże, jaka jestem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
- Myślałam, że będziesz już spała.
- Chyba żartujesz. Czekam na wszystkie szczegóły.
- Chyba nie bardzo się tu przyda przypomnienie starego
powiedzenia ,,nie twój interes", co? - Starała się, żeby
zabrzmiało to wesoło, ale głos się jej załamał, więc szybko
odwróciła twarz, umykając przed badawczym spojrzeniem
wielkich zielonych oczu Mandy.
Kuzynka wstała z łóżka i dotknęła jej ramienia.
- Char, co się stało?
- Nie chcę o tym mówić.
- Albo mi powiesz, albo natychmiast pójdę do jego pokoju i
sama go o to zapytam.
Obróciwszy się do Mandy, Charity zobaczyła malującą się na
jej twarzy niekłamaną stanowczość.
- No więc, nie utrudniaj mi i powiedz. Jeżeli cię skrzywdził...
- Mandy, przestań. Jestem dorosłą osobą. Potrafię sama
zajmować się swoimi sprawami.
- Nie, nie potrafisz. Na litość boską, odkąd pamiętam, żyjesz
w czystej atmosferze swojej wieży z kości słoniowej. Nie masz
najmniejszego pojęcia o prawdziwym życiu.
Charity czuła dławienie w gardle, zbierało jej się na płacz. Nie
była to prawda. Przez swoje dwadzieścia sześć lat więcej się
dowiedziała o życiu i śmierci, aniżeli większość ludzi w ciągu
całego życia. A jednak w jakimś stopniu była to także prawda.
- Wykorzystał sytuację. Kochaliście się, tak?
- Mandy! To nie twoja sprawa!
Nie mogła dłużej powstrzymać łez, trysnęły z oczu
strumieniem.
- Co za łajdak! Zaraz zrobię...
- Mandy! Nic nie zrobisz.
RS
72
Mandy już była przy drzwiach, wsuwała buty na nogi. W
nocnej flanelowej koszuli i z twarzą wysmarowaną na zielono
była zdecydowana wkroczyć do jaskini smoka.
- Nie zrobisz, bo nie ma go u siebie.
- A gdzie może być? - syknęła tonem, który wskazywał, że
gotowa była szukać go do upadłego.
- Odpłynęłam kajakiem sama. Jego zostawiłam na brzegu.
- Dobrze zrobiłaś. Już ja mu pokażę. Niech go tylko zobaczę.
Doświadczony światowiec, taki jak on...
- Mandy, przestań. To sprawa między nim a mną. Mam już
swoje dwadzieścia sześć lat i nie ma potrzeby, żebyś się mną
opiekowała.
Mandy jakby się zawahała i nagle twarz jej się rozjaśniła
uśmiechem.
- Rzeczywiście, to prawda. Zawsze uważałam, że powinnam
się tobą opiekować. Pamiętasz, jak podbiłam oko Tomowi
Bellingerowi za to, że powiedział na ciebie ,,dziwadło o
czterech oczach"? Wściekałam się, kiedy ludzie się ciebie
czepiali. Chciałam, żeby każdy widział, jaka jesteś wspaniała
mimo, albo właśnie dlatego, że tak bardzo różniłaś się od nas
wszystkich.
Charity odetchnęła. Duch bojowy wyparował z Mandy równie
szybko, jak się pojawił. Usiadła teraz na łóżku i zachęcająco
poklepała miejsce obok siebie.
- No, jeśli nie muszę zaraz posiekać go na kawałki, opowiedz
mi o tym. Było wspaniale?
- Mandy, na miłość boską! - Nie było sposobu na odwrócenie
jej uwagi, kiedy raz sobie coś wbiła do głowy.
- Ciekawość to żadna zbrodnia!
Cóż, Charity mogła się tylko roześmiać.
- No, dobrze. Było wspaniale. Ale jednocześnie okropnie.
Jeszcze nigdy nie miałam takiej tremy.
- To całkiem normalne. Ale czy pani doktor pamiętała o
kalendarzyku?
RS
73
Charity westchnęła. Kto jak kto, ale ona, lekarka, powinna
pamiętać o takich sprawach.
- Nie, to się stało... tak jakoś po prostu.
- Za pierwszym razem i tak zwykle nie ma konsekwencji -
pocieszała ją Mandy.
- Mandy, muszę ci powiedzieć, że, z medycznego punktu
widzenia, to co mówisz, jest zawracaniem głowy.
- No cóż, jeśli się nie da cofnąć tego, co się stało, uważam, że
trzeba to będzie uznać za zrządzenie losu. Ja tak na to patrzę.
- Dziękuję ci, Mandy. Twoja rada z pewnością pomoże mi się
pozbierać i zobaczyć, co mogę uratować z odprysków moich
marzeń. Czy mogłabyś teraz zejść z mego łóżka? Chciałabym
się przespać.
- Kto wie? - Mandy wstała, przeciągając się. - Może twoje
marzenia znalazły się na niewłaściwym torze i dopiero
przeznaczenie skieruje je, gdzie trzeba.
- To prawdziwie głęboka myśl, która w dodatku wyszła z ust
twarzy wysmarowanej na zielono - przekornie zażartowała
Charity, wyjmując piżamę. - Wiesz, Mandy, jestem przekonana,
że potrafiłabyś znalezć jaśniejszą plamę nawet w najczarniejszej
sytuacji.
- Przynajmniej próbowałabym - przyznała Mandy, wskakując
do łóżka i otulając kołdrą zieloną brodę. - Boże, jaka jestem [ Pobierz całość w formacie PDF ]