[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bardziej wobec niego nieufny niż skłonny podążyć za owym prostym podszeptem.
Działały w nim teraz obok siebie dwie istoty, jedna złorzecząca drugiej, lecz każda
zbyt słaba w swoim niepokojącym osamotnieniu, aby móc samodzielnie przemówić.
Wzajemną obcość i wrogość zdawały się w tych właśnie przeciwnościach
wyrównywać i w nich znajdować przewrotne nasycenie, jak gdyby zostały
równolegle do istnienia powołane i na zawsze na wspólną zależność skazane. Były to
niby dwa ciała, każde pozornie całkowite, lecz tak z sobą nawzajem sczepione, iż
ruch jednego wywoływał natychmiastowy odruch drugiego.
Odwrócił głowę. Słowa proboszcza, chociaż dawno przebrzmiały, ciągle
dzwięczały mu w uszach.
- Ksiądz żartuje! - powiedział oschle. - Ksiądz swoją wiarę zle umieszcza.
Zasnąć! Tylko tego pragnął. Uwolnić się od siebie, przestać istnieć wśród tej
nocy każącej istnieć.
Znowu ogarnęła go niepewność, czy nie bredzi w gorączce. Ociężałość skuła
jego ciało, już go prawie nie czuł, miał wrażenie, że leży na dnie ogromnej przepaści,
zankniętej ze wszystkich stron prostopadłymi i aż po niebo sięgającymi ścianami.
Zamajaczył mu jakiś krajobraz: wielki obszar zeschłej, szarej ziemi, złomy kamienne,
a w środku, o brzegach płaskich i martwych, jezioro tak chłodne i przezroczyste, iż
zdawało się spoczywać pod lodowatą powłoką. Uczuł straszne pragnienie.
- Wody! - szepnął.
Ksiądz Siecheń nie dosłyszał. Nachylił się nad leżącym.
- Chce pan czegoś?
Morawiec drgnął.
- Nie, nie... niech ksiądz już idzie.
Ale ledwie to powiedział, ogarnął go strach na myśl, że zostanie sam.
Odruchowo wyciągnął rękę, zanim jednak znalazł księdza, cofnął ją.
- Niech ksiądz idzie - powtórzył zmienionym głosem.
Proboszcz milczał chwilę.
- Pójdę niedługo. Albo jutro... chciałem pana o coś poprosić, oczywiście, jeśli
pan będzie mógł, niech pan jutro rano nie odchodzi stąd, dobrze? Ja tu wrócę do pana.
- Ksiądz tutaj? - zaniepokoił się Morawiec. - Ksiądz może ma zamiar...
Ksiądz Siecheń zawahał się.
- Pan mi ufa, prawda? Niech pan niczego nie podejrzewa... Chciałem
przynieść panu coś do zjedzenia, tylko tyle.
- Ach, to! - szepnął Morawiec.
- Więc jutro wczesnym rankiem?
- Jeśli ksiądz rzeczywiście przyjdzie...
- Przyjdę.
Morawiec zamknął oczy. I oto noc jak gdyby straciła swoją wrogość. Wiatr
niesie zapowiedz świtu. Sen wychodzi na jego spotkanie. Spokój i cisza. Któż to
mówił:  Wstań, a chodz...
XII
Przy wielkich kasztanach, znaczących początek Sedelnik, Seweryn zwolnił
kroku. Wprawdzie droga i tu pomiędzy pierwszymi, rzadko osiadłymi chałupami była
pusta, od strony pola wieś okuta mrokiem robiła wrażenie wymarłej, wolał jednak
zachować na wszelki wypadek ostrożność. Nie chciał, aby zobaczył go ktokolwiek,
pędzącego nocą jak opętaniec. Obciągnął płaszcz, poprawił czapkę. Był już spokojny.
Wariacki bieg na oślep poprzez pola zrobił swoje. Pozostał po nim szybki oddech,
mocne bicie serca i palenie policzków wysmaganych wiatrem, ale właśnie z tymi jak
gdyby ostatnimi dreszczami podniecenia było Sewerynowi dobrze.
Skręcając koło krzyża w główną ulicę wsi, spojrzał w kierunku plebanii:
światło nie paliło się. Za to, gdy mijał posterunek, wydało mu się, że w głębi izby
mignęła sylwetka Nawrockiego. Nie będąc jednak pewny, czy uległ złudzeniu, cofnął
się na przeciwną stronę drogi i w cieniu drzewa przystanął. Ale stamtąd jasny
prostokąt okna ukazywał tylko wnętrze izby: otwarte drzwi szafy, stół, w głębi półki z
papierami. Drugie okno zamykała okiennica przepuszczająca zaledwie wąskie
pasemko światła. Jednak wysoki cień człowieka na ścianie upewnił Seweryna, że
pokój nie jest pusty. Bojąc się, że może go ktoś przyłapać na tym podpatrywaniu,
chciał podejść bliżej, gdy w oknie ukazał się Nawrocki. Stało się to tak nagle, iż
Seweryn odskoczył w tył. Sucha gałązka trzasnęła mu pod nogami, zaklął pod nosem.
Dalej cofać się nie mógł, miał poza sobą parkan, gdzieś w pobliżu zaczął ujadać pies,
rozległy się męskie głosy. W pierwszej chwili wydało się Sewerynowi, że Nawrocki
dostrzegł go. Stał więc przyklejony plecami do płotu, w obawie, że najlżejszy ruch
może go zdradzić. Dopiero, gdy zdał sobie sprawę z odległości dzielącej go od
Nawrockiego i z mroku, uspokoił się. Nie mogąc jednak uwolnić się od wrażenia, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl