[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Może, ale szkoda, że wtedy jej tego nie powie­
działem. Powinienem był pozwolić, żeby mnie do
woli Å›ciskaÅ‚a i caÅ‚owaÅ‚a. Teraz żaÅ‚ujÄ™, że wyrywa­
łem się z jej objęć.
- Wybaczyła ci to od razu.
- SkÄ…d wiesz?
- Bo sama jestem matkÄ….
- %7łałuję również, że nie walczyłem o ciebie -
szepnÄ…Å‚ Drew. - Powinienem byÅ‚ czekać pod two­
imi drzwiami, póki nie zgodziÅ‚abyÅ› siÄ™ ze mnÄ… zo­
baczyć. A gdybyś mnie nie przyjęła - wyważyć
drzwi. Mogłem zrobić dużo więcej, a ja uciekłem do
armii Wellingtona.
- To nie twoja wina.
- Kochałem cię i zamierzałem poślubić.
- A ja porzuciłam cię na oczach ludzi. Miałeś pra-
149
wo oskarżyć mnie o zÅ‚amanie obietnicy małżeÅ„­
stwa.
- Nawet o tym myślałem - przyznał Andrew. -
Ale co by pomogÅ‚o szarganie naszego dobrego imie­
nia? Nie chciaÅ‚em dostarczyć londyÅ„skiej Å›mietan­
ce kolejnego tematu do plotek, a tym bardziej żądać
od ciebie zadośćuczynienia. Nie brakowaÅ‚o mi pie­
niędzy. Straciłem natomiast jedyną kobietę, której
pragnÄ…Å‚em.
- Przykro mi, że cię zawiodłam.
Markiz westchnął głęboko.
- Wiem, że nie zrobiÅ‚aÅ› tego, żeby mnie skrzyw­
dzić. Domyślam się, że musiałaś tak postąpić. -
W chwili gdy wypowiedział te słowa, żal i gniew,
które nosiÅ‚ w sobie od tamtego feralnego dnia, wy­
gasły niczym ognisko i pozostał po nich tylko dym.
O krwawych ranach na sercu świadczyły już tylko
blizny. - Mam jedynie nadziejÄ™, że zaufasz mi na ty­
le, żeby mi opowiedzieć, co się wtedy wydarzyło.
- Och, Drew - szepnęła Wren gÅ‚osem nabrzmia­
Å‚ym Å‚zami.
- Już dobrze. Nie musisz teraz nic mówić, ale kie­
dy bÄ™dziesz gotowa, chÄ™tnie ciÄ™ wysÅ‚ucham. - UÅ›cis­
kał ją mocno. - Pora wracać do domu.
Kathryn skinęła głową.
- Codziennie przed Å›niadaniem zażywam prze­
jażdżki - powiedział Andrew. - Chciałbym, żebyś
mi towarzyszyła.
- Musiałabym jechać na własnym koniu?
- Nie, póki nie nabierzesz wprawy.
- W takim razie chętnie.
150
- Jeszcze o coś zamierzam cię poprosić.
- O co?
Pod jego spojrzeniem Wren zrobiło się gorąco.
- O twoje sÅ‚owo honoru, że żaden inny mężczy­
zna nie będzie dotykał twoich piersi. Ten zaszczyt
rezerwuję wyłącznie dla siebie.
- Kiedy? - spytała bez tchu.
- Kiedy tylko zechcesz.
17
W małym chłopcu widać mężczyznę.
Przysłowie angielskie
Kit wybiegł ze stajni, wołając:
- Mamo, mamo, jezdziłaś na koniu?
Riley zÅ‚apaÅ‚ go z tyÅ‚u za koszulÄ™, żeby nie spÅ‚o­
szył Felicity.
- Oczywiście - odpowiedziała Kathryn.
- Sama?
- Nie, jego lordowska mość mnie przewiózł.
- Coś się stało, milordzie? - zapytał koniuszy.
- Nie - odparł Ramsey krótko.
- Tak długo państwa nie było, że już się balem,
że Felicity wpadÅ‚a do lisiej nory albo zgubiÅ‚a pod­
kowę - wyjaśnił Riley, pomagając Wren zsiąść
z konia.
- Wszystko w porzÄ…dku - zapewniÅ‚ Andrew, ze­
skoczył z siodła i oddał koniuszemu wodze. - Pani
Stafford i ja objechaliśmy całą posiadłość. A Kit? -
Zmierzwił chłopcu włosy. - Jak spisywał się na
pierwszej lekcji?
- Bardzo dobrze. Jakąś godzinę temu przyszła po
152
niego guwernantka, ale uprosił ją, żeby pozwoliła
mu zostać, póki państwo nie wrócą.
Malec chwycił brata za rękę.
- Chodz, Drew. Ty też, mamusiu. Zobaczycie, co
robiłem. - Pociągnął markiza przez środek stajni;
Wren szÅ‚a za nimi. - To jest boks Lancelota. Widzi­
cie? - Podskoczył, próbując zajrzeć do środka. -
A to Jem. - Wskazał na stajennego, który wyglądał
na jakieś jedenaście albo dwanaście lat. - Najpierw
pomógł mi wyczyścić Lancelota i posprzątać jego
boks, a pózniej ja mu pomogłem w tamtych dwóch.
Drew z wielką ceremonią sprawdził rezultaty ich
pracy i pochwaliÅ‚ Kita za staranność i troskÄ™ o ku­
cyka, a Jema za to, że wziął panicza pod swoje
skrzydła i nauczył go kilku ważnych rzeczy.
Kathryn uśmiechnęła się do synka. Był brudny
i cuchnÄ…Å‚ koÅ„skim nawozem, ale wrÄ™cz taÅ„czyÅ‚ z ra­
dości i uśmiechał się od ucha do ucha.
- Sprzątałeś boksy? - zapytała.
Chłopiec pokiwał głową.
- Pan Riley mówi, że prawdziwy jezdziec musi
nauczyć się dbać o swojego konia, zanim będzie
mógł go dosiąść.
Wren z podziwem spojrzała na Drew.
- Więc to była pierwsza lekcja Kita?
- Podobnie wyglÄ…daÅ‚a moja, kiedy awanturÄ… pró­
bowaÅ‚em wymusić na ówczesnym głównym koniu­
szym, żeby pozwolił mi pojezdzić na Galahadzie.
Riley i ja byliśmy wtedy w wieku Kita. Jego ojciec
zapędził nas obu do czyszczenia koni i sprzątania
stajni. Pamiętasz, Riley?
153
- Tak, sir. Tata przed każdą lekcją jazdy kazał
nam wyrzucać gnój i szczotkować konie.
- Mamo, jak chcesz, możesz pomóc mi i Jemowi
wyczyścić boks Felicity - zawołał Kit.
- Chętnie - odparła Wren z uśmiechem.
- O, nie. - Drew zÅ‚apaÅ‚ jÄ… za rÄ™kÄ™. - Nie jesteÅ› w od­
powiednim stroju. A te buty zniszczysz w ciÄ…gu paru
minut. - NachyliÅ‚ siÄ™ i spojrzaÅ‚ Kitowi w oczy. - Mo­
że zaczekamy, aż twoja mama będzie inaczej ubrana?
Chłopiec zmarszczył czoło.
- Nauczysz ją czyścić stajnie po jutrzejszej lekcji
jazdy - zaproponował Andrew.
- Dobrze - zgodził się Kit i spojrzał na matkę. -
Jutro też włożysz suknię?
Wren skinęła głową.
- Damy nie chodzÄ… w spodniach.
Malec zwrócił się do brata z poważną miną.
- Ale wszystkie suknie mojej mamy wyglÄ…dajÄ…
tak samo. Będziemy ją uczyć wygarniać nawóz?
- Oczywiście. - Markiz przygryzł policzek, żeby
powstrzymać uÅ›miech. - Zobaczysz, że znajdÄ™ two­
jej mamie stosowny ubiór.
- Obiecujesz?
- ObiecujÄ™. A teraz pora wracać do domu na her­
batÄ™. Pożegnaj siÄ™ z Jemem, panem Rileyem i Lan­
celotem.
- Muszę już iść?
- Obawiam się, że tak. Panna Allerton na pewno
przygotowała ci gorącą kąpiel i kolację.
- Dobranoc, Jem. Dobranoc, panie Riley. - ChÅ‚o­
piec stanął na palcach, żeby zajrzeć do kucyka, ale
154
po kilku nieudanych próbach odwróciÅ‚ siÄ™ do star­
szego brata. - Podniesiesz mnie, żebym mógÅ‚ powie­
dzieć dobranoc Lancelotowi?
Kathryn mocniej zabiło serce, kiedy zobaczyła,
jak Drew bierze Kita na rÄ™ce. Malec objÄ…Å‚ go za szy­
ję i przytulił główkę do jego głowy. Nikt nie mógł
wÄ…tpić, że Å‚Ä…czÄ… ich wiÄ™zy pokrewieÅ„stwa. PodobieÅ„­
stwo rzucaÅ‚o siÄ™ w oczy. Christopher Ramsey byÅ‚ ja­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl