[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zakryła słuchawkę, wciągnęła haust powietrza i powtórzyła, o co
chodziło w rozmowie z matką. W jej oczach błyszczały łzy.
- Odpowiedziałam "nie". Będę musiała wyjechać wcześniej, niż się
spodziewałam.
- Daj mi z nią porozmawiać - powiedział Luk cicho, lecz
stanowczo. Sassy potrząsnęła głową. - To moja sprawa. Sama dam
sobie z tym radę.
Luk odebrał jej słuchawkę. Mijały minuty i Sassy denerwowała się
coraz bardziej. Luk odpowiadał tylko "tak" lub "nie".
- Twoja matka jest rozsądną kobietą - powiedział Luk, gdy
skończył rozmowę. - Powinniśmy znalezć wspólny język. - Dłońmi
gładził jej zatroskaną twarz.
- A co byś powiedziała na to, żebyśmy poszli do kuchni i wznieśli
toast szampanem?
Sassy zerwała się z krzesła, odepchnęła ręce Luka i zaczęła
przemierzać pokój. Luk stracił rozum. Musiał być szalony. Jeśli
zgodził się na ten nonsens i pozwolił na zdjęcia na jego ranczo, to
zjawi się tu zgraja ludzi. Będą wymagali od niego robienia rzeczy,
których on nienawidzi. O nie, zdecydowała. Prędzej wyjedzie, niż
dopuści da czegoś takiego. A co do toastu, to wcale nie miała ochoty
oblewać swojego wyjazdu.
- Toast? A co takiego mamy do oblewania? - zapytała wymachując
rękoma.
Uśmiechnął się szeroko.
- A czy możesz wskazać kogoś, kto lepiej zagra typowego
amerykańskiego kowboja? Chyba przyznasz, że potrafię wykonać
kilka niezłych kaskaderskich numerów na koniu?
99
RS
Rumieniąc się przytaknęła nadal wściekła. Luk kochał się z nią,
galopując przez pustynię. Zaskoczona własną reakcją przywarła do
niego, przechodząc nieoczekiwanie od gniewu do ekstazy. Luk chciał
poznać matkę Sassy i przekonać się, jaką ma konkurencję. %7ładna
kobieta zdecydowana wspiąć się na szczyty nie ustąpi tak po prostu,
szczególnie jeśli będzie chodziło o jej własną córkę. A tymczasem
najlepszą rzeczą, jaką mógł zrobić dla Sassy, było niekomplikowanie
jej życia.
- A jeśli chodzi o ten wypadek z Sindbadem - powiedziała Sassy
przy kolacji, wciągając Luka do rozmowy -to była moja wina. Nie
miałam dość doświadczenia i nie wiedziałam, co robić, gdy wąż go
spłoszył. Jutro zamierzam spróbować ponownie.
Luk zatrzymał rękę z widelcem w pół drogi do ust Nie miał
zamiaru nawet rozważać możliwości, że Sassy znów mogłaby spaść z
konia.
- Nie, jutro nie dosiądziesz Sindbada - powiedział.
Gdy odmówił, Sassy natychmiast postanowiła się bronić. Odmówił
jej przecież bez podania jakiejkolwiek przyczyny. Rozmowy ucichły.
Wszystkie głowy zwróciły się w kierunku Sassy. Wszyscy chcieli
zobaczyć, jak poradzi sobie z Lukiem. Jej twarz zabarwił rumieniec.
- Sam mówiłeś, że każdy spada. Prawda, chłopcy? -spytała.
Poczuła jednak mizerną satysfakcję, gdy przytaknęli. - A nawet
przyznałeś, że powinno się zaraz potem wsiąść z powrotem.
- W twoim przypadku nie miałem racji.
Z niedowierzaniem patrzyła, jak uniósł widelec i poprosił
Merrimana, by podał suchary.
- Czy to znaczy, że jeśli za pierwszym razem nie pojechałam jak
woltyżerka, to już koniec? Nigdy w życiu nie słyszałam czegoś
równie durnego. Musisz wymyślić coś mądrzejszego - zażądała.
Przysłuchujący się chłopcy milczeli. Luk wysunął krzesło spod
siebie i rzucił serwetkę na talerz.
- Czyżby?
W podobny sposób Sassy również znalazła się na nogach. Stanęła
naprzeciw Luka z rękami na biodrach. Wyprostowała ramiona i
100
RS
obrzuciła go spojrzeniem, z którego jasno wynikało, że zamierza
postawić na swoim i że jeśli Luk Cassidy dokądś się wybiera, to
najpierw musi sobie poradzić z nią.
W głosie Luka brzmiała złość, lecz także troska. Położył ręce na jej
ramionach.
- Sassy, nie wsiądziesz na Sindbada. Nie chcę być odpowiedzialny,
jeśli spadniesz i coś sobie zrobisz. - Tyle mógł jej powiedzieć.
Odetchnęła z ulgą.
- Czy to wszystko? - uśmiechnęła się pewnie i odprężyła. Położyła
dłonie na jego piersiach. - Nie jesteś odpowiedzialny... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl