[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wcześniej zauważyła, że wereliańscy mężczyzni nigdy nie podłączali się do sieci, by
obejrzeć dramat. Teraz wiedziała dlaczego. Przyjęcia w pałacu oraz bankiety
wydawane na jej cześć przez różnych panów i biznesmenów były dość nudne. Brali w
nich udział sami mężczyzni, ponieważ nie wpuszczano niewolnic w obecności
wysłanniczki. Solly nie mogła flirtować nawet z najmilszymi mężczyznami, nie
mogła im przypominać, że byli mężczyznami, ponieważ tym sposobem
przypominałaby im, że jest kobietą, która nie zachowuje się jak dama. Podniosły
nastrój zdecydowanie opadł, kiedy wreszcie weszła trupa makilów.
Zapytała Sana, wiarygodnego doradcę do spraw etykiety, czy mogłaby obejrzeć
występ. Po długim chrząkaniu, z większą niż zwykle śliską delikatnością, dał jej do
zrozumienia, że może to zrobić pod warunkiem, że ubierze się jak mężczyzna.
- Rozumie pani, kobiety nie pokazują się w miejscach publicznych. Czasami
jednak bardzo chcą zobaczyć tancerzy. Pani Amatay każdego roku chodziła na
występy z panem Amatayem przebrana w jego rzeczy. Wszyscy wiedzieli, ale nikt nie
pisnął ani słowa. Pani, tak wybitna osoba, może pójść. Nikt nic nie powie.
Oczywiście ja i rega pójdziemy z panią. Jak przyjaciele. No, wie pani, trzech dobrych
przyjaciół idzie obejrzeć tańce, dobrze?
- Dobrze - odparła posłusznie Solly. Co za frajda! Pomyślała jednak, że warto
obejrzeć tancerzy makilów.
Ich występów nigdy nie pokazywano w sieci. Młode dziewczęta nie powinny
oglądać występów tancerzy, ponieważ niektóre z nich, jak poinformował ją posępnie
San, były nieprzyzwoite. Tancerze występowali wyłącznie w teatrach. Komedianci,
tancerze, prostytutki, aktorzy, muzycy, makilowie tworzyli swego rodzaju podklasę;
byli jedynymi pracownikami, którzy nie stanowili niczyjej własności. Utalentowany
chłopiec, niewolnik zakupiony przez Korporację Rozrywkową od jego właściciela,
przechodził na jej własność: korporacja szkoliła go i otaczała opieką do końca życia.
Poszli do teatru, oddalonego o sześć czy siedem ulic. Solly zapomniała, że
wszyscy makilowie byli transwestytami. Nie pamiętała o tym nawet wtedy, gdy
zobaczyła ich po raz pierwszy. Grupa wysokich, szczupłych tancerzy wypadła na
scenę z precyzją i gracją wielkich ptaków, które kołowały, zbierały się w stada,
wzbijały się w górę. Solly patrzyła nie myśląc, zafascynowana ich pięknem, aż nagle
muzyka się zmieniła i weszli komedianci, czarni jak noc, czarni jak właściciele,
ubrani w fantastyczne spódnice do ziemi, z fantastycznymi sterczącymi piersiami
zdobnymi w klejnoty. Zpiewali cichymi, omdlewającymi głosami:
- Och, proszę mnie nie gwałcić, miły panie, nie, nie, nie teraz!
To są mężczyzni! - uzmysłowiła sobie wtedy Solly i nie mogła powstrzymać się
od śmiechu. Kiedy Batikam zakończył swój numer popisowy, cudowny monolog
dramatyczny, Solly należała już do grona jego wielbicieli.
- Chcę go poznać - powiedziała do Sana w przerwie między aktami. - Chcę
poznać aktora Batikama.
Twarz Sana przybrała pusty wyraz, który oznaczał, że myślał intensywnie nad
tym, jak zorganizować spotkanie i zarobić na tym trochę pieniędzy. Jednak major jak
zwykle czuwał. Sztywny jakby kij połknął, odwrócił tylko głowę i spojrzał na Sana.
Wtedy wyraz twarzy Sana zaczął się zmieniać.
Gdyby życzenie Solly było nie na miejscu, San zasygnalizowałby jej to lub
powiedział. Nadęty major po prostują kontrolował, próbował trzymać w ryzach jako
jedną ze swoich" kobiet. Nadszedł czas, by stawić mu czoło. Odwróciła się i
spojrzała mu prosto w oczy:
- Rega Teyeo - powiedziała. - Doskonale rozumiem, że dostał pan rozkazy, by
trzymać mnie w ryzach. Jeżeli jednak chce pan wydawać rozkazy mnie lub Sanowi,
muszą one zostać wypowiedziane i uzasadnione. Nie będzie pan mnie kontrolować za
pomocą mrugnięć czy przelotnych kaprysów.
Nastąpiła znacząca przerwa, prawdziwie rozkoszna i satysfakcjonująca przerwa.
Solly nie mogła dostrzec, czy wyraz twarzy majora uległ zmianie; słabe oświetlenie w
teatrze nie pozwalało dostrzec żadnego szczegółu na jego niebieskoczarnej twarzy. W
jego bezruchu wyczuła jednak coś lodowatego, co uzmysłowiło jej, że go poskromiła.
- Polecono mi panią chronić, wysłanniczko - powiedział wreszcie.
- Czy ze strony makilów grozi mi jakieś niebezpieczeństwo? Czy jest coś
niestosownego w tym, że wysłanniczka Ekumeny gratuluje wielkiemu artyście z
Werel?
Znowu to lodowate milczenie.
- Nie - powiedział w końcu major.
- Wobec tego żądam, aby towarzyszył mi pan po przedstawieniu, kiedy pójdę za
kulisy pogratulować Batikamowi.
Jedno sztywne skinienie głową. Sztywne, chłodne skinienie głową, które
oznaczało przyznanie się do porażki. Jeden zero dla mnie, pomyślała triumfalnie
Solly. Uradowana, oparła się na krześle i zaczęła oglądać grę świateł, tańce erotyczne
oraz ten dziwnie poruszający mały dramat, którym wieczór się zakończył. Aktorzy
recytowali archaiczną, trudną do zrozumienia poezję, ale byli tak piękni, a ich głosy
tak czułe, że Solly napłynęły łzy do oczu, chociaż sama nie bardzo wiedziała
dlaczego.
- Szkoda, że makilowie zawsze czerpią inspirację z Arkamye" - powiedział San
tonem kołtuńskiej, pobożnej dezaprobaty. Nie pochodził ze zbyt wysokiej klasy, nie
posiadał żadnych pracowników, był jednak właścicielem, sfanatyzowanym tualitem i
lubił o tym przypominać. - Sceny z Wcieleń Tual" byłyby bardziej godne takiej
widowni.
- Jestem pewna, że pan się z tym zgadza, rego - powiedziała Solly, napawając się
własną ironią.
- W żadnym razie - odparł major z taką głuchą uprzejmością, że początkowo
Solly nie zrozumiała, co powiedział. Potem jednak, w zamęcie przeciskania się
między fotelami, zapomniała o tej drobnej zagadce. Weszli za kulisy i do garderoby
tancerzy.
Kiedy dyrektorzy zrozumieli, kim jest Solly, próbowali wyprosić wszystkich
tancerzy i zostawić ją sam na sam z Batikamem (oraz, rzecz jasna, z Sanem i
majorem). Jednak Solly powiedziała:
- Nie, nie, nie, tym cudownym artystom nie wolno przeszkadzać, pozwólcie mi
tylko porozmawiać przez chwilę z Batikamem.
Stała tam pośród zdejmowanych kostiumów, półnagich ludzi, rozmazanych
makijaży, śmiechów, ustępującego napięcia po występie, tak jak się dzieje we
wszystkich garderobach, we wszystkich światach. Rozmawiała z inteligentnym
mężczyzną w wyszukanym archaicznym kobiecym kostiumie. Od razu się
porozumieli.
- Czy możesz przyjść do mnie do domu? - spytała.
- Z przyjemnością - odparł Batikam i nie zerknął przy tym ani na Sana, ani na
majora. Był pierwszym niewolnikiem, którego spotkała Solly, który, chcąc coś zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
wcześniej zauważyła, że wereliańscy mężczyzni nigdy nie podłączali się do sieci, by
obejrzeć dramat. Teraz wiedziała dlaczego. Przyjęcia w pałacu oraz bankiety
wydawane na jej cześć przez różnych panów i biznesmenów były dość nudne. Brali w
nich udział sami mężczyzni, ponieważ nie wpuszczano niewolnic w obecności
wysłanniczki. Solly nie mogła flirtować nawet z najmilszymi mężczyznami, nie
mogła im przypominać, że byli mężczyznami, ponieważ tym sposobem
przypominałaby im, że jest kobietą, która nie zachowuje się jak dama. Podniosły
nastrój zdecydowanie opadł, kiedy wreszcie weszła trupa makilów.
Zapytała Sana, wiarygodnego doradcę do spraw etykiety, czy mogłaby obejrzeć
występ. Po długim chrząkaniu, z większą niż zwykle śliską delikatnością, dał jej do
zrozumienia, że może to zrobić pod warunkiem, że ubierze się jak mężczyzna.
- Rozumie pani, kobiety nie pokazują się w miejscach publicznych. Czasami
jednak bardzo chcą zobaczyć tancerzy. Pani Amatay każdego roku chodziła na
występy z panem Amatayem przebrana w jego rzeczy. Wszyscy wiedzieli, ale nikt nie
pisnął ani słowa. Pani, tak wybitna osoba, może pójść. Nikt nic nie powie.
Oczywiście ja i rega pójdziemy z panią. Jak przyjaciele. No, wie pani, trzech dobrych
przyjaciół idzie obejrzeć tańce, dobrze?
- Dobrze - odparła posłusznie Solly. Co za frajda! Pomyślała jednak, że warto
obejrzeć tancerzy makilów.
Ich występów nigdy nie pokazywano w sieci. Młode dziewczęta nie powinny
oglądać występów tancerzy, ponieważ niektóre z nich, jak poinformował ją posępnie
San, były nieprzyzwoite. Tancerze występowali wyłącznie w teatrach. Komedianci,
tancerze, prostytutki, aktorzy, muzycy, makilowie tworzyli swego rodzaju podklasę;
byli jedynymi pracownikami, którzy nie stanowili niczyjej własności. Utalentowany
chłopiec, niewolnik zakupiony przez Korporację Rozrywkową od jego właściciela,
przechodził na jej własność: korporacja szkoliła go i otaczała opieką do końca życia.
Poszli do teatru, oddalonego o sześć czy siedem ulic. Solly zapomniała, że
wszyscy makilowie byli transwestytami. Nie pamiętała o tym nawet wtedy, gdy
zobaczyła ich po raz pierwszy. Grupa wysokich, szczupłych tancerzy wypadła na
scenę z precyzją i gracją wielkich ptaków, które kołowały, zbierały się w stada,
wzbijały się w górę. Solly patrzyła nie myśląc, zafascynowana ich pięknem, aż nagle
muzyka się zmieniła i weszli komedianci, czarni jak noc, czarni jak właściciele,
ubrani w fantastyczne spódnice do ziemi, z fantastycznymi sterczącymi piersiami
zdobnymi w klejnoty. Zpiewali cichymi, omdlewającymi głosami:
- Och, proszę mnie nie gwałcić, miły panie, nie, nie, nie teraz!
To są mężczyzni! - uzmysłowiła sobie wtedy Solly i nie mogła powstrzymać się
od śmiechu. Kiedy Batikam zakończył swój numer popisowy, cudowny monolog
dramatyczny, Solly należała już do grona jego wielbicieli.
- Chcę go poznać - powiedziała do Sana w przerwie między aktami. - Chcę
poznać aktora Batikama.
Twarz Sana przybrała pusty wyraz, który oznaczał, że myślał intensywnie nad
tym, jak zorganizować spotkanie i zarobić na tym trochę pieniędzy. Jednak major jak
zwykle czuwał. Sztywny jakby kij połknął, odwrócił tylko głowę i spojrzał na Sana.
Wtedy wyraz twarzy Sana zaczął się zmieniać.
Gdyby życzenie Solly było nie na miejscu, San zasygnalizowałby jej to lub
powiedział. Nadęty major po prostują kontrolował, próbował trzymać w ryzach jako
jedną ze swoich" kobiet. Nadszedł czas, by stawić mu czoło. Odwróciła się i
spojrzała mu prosto w oczy:
- Rega Teyeo - powiedziała. - Doskonale rozumiem, że dostał pan rozkazy, by
trzymać mnie w ryzach. Jeżeli jednak chce pan wydawać rozkazy mnie lub Sanowi,
muszą one zostać wypowiedziane i uzasadnione. Nie będzie pan mnie kontrolować za
pomocą mrugnięć czy przelotnych kaprysów.
Nastąpiła znacząca przerwa, prawdziwie rozkoszna i satysfakcjonująca przerwa.
Solly nie mogła dostrzec, czy wyraz twarzy majora uległ zmianie; słabe oświetlenie w
teatrze nie pozwalało dostrzec żadnego szczegółu na jego niebieskoczarnej twarzy. W
jego bezruchu wyczuła jednak coś lodowatego, co uzmysłowiło jej, że go poskromiła.
- Polecono mi panią chronić, wysłanniczko - powiedział wreszcie.
- Czy ze strony makilów grozi mi jakieś niebezpieczeństwo? Czy jest coś
niestosownego w tym, że wysłanniczka Ekumeny gratuluje wielkiemu artyście z
Werel?
Znowu to lodowate milczenie.
- Nie - powiedział w końcu major.
- Wobec tego żądam, aby towarzyszył mi pan po przedstawieniu, kiedy pójdę za
kulisy pogratulować Batikamowi.
Jedno sztywne skinienie głową. Sztywne, chłodne skinienie głową, które
oznaczało przyznanie się do porażki. Jeden zero dla mnie, pomyślała triumfalnie
Solly. Uradowana, oparła się na krześle i zaczęła oglądać grę świateł, tańce erotyczne
oraz ten dziwnie poruszający mały dramat, którym wieczór się zakończył. Aktorzy
recytowali archaiczną, trudną do zrozumienia poezję, ale byli tak piękni, a ich głosy
tak czułe, że Solly napłynęły łzy do oczu, chociaż sama nie bardzo wiedziała
dlaczego.
- Szkoda, że makilowie zawsze czerpią inspirację z Arkamye" - powiedział San
tonem kołtuńskiej, pobożnej dezaprobaty. Nie pochodził ze zbyt wysokiej klasy, nie
posiadał żadnych pracowników, był jednak właścicielem, sfanatyzowanym tualitem i
lubił o tym przypominać. - Sceny z Wcieleń Tual" byłyby bardziej godne takiej
widowni.
- Jestem pewna, że pan się z tym zgadza, rego - powiedziała Solly, napawając się
własną ironią.
- W żadnym razie - odparł major z taką głuchą uprzejmością, że początkowo
Solly nie zrozumiała, co powiedział. Potem jednak, w zamęcie przeciskania się
między fotelami, zapomniała o tej drobnej zagadce. Weszli za kulisy i do garderoby
tancerzy.
Kiedy dyrektorzy zrozumieli, kim jest Solly, próbowali wyprosić wszystkich
tancerzy i zostawić ją sam na sam z Batikamem (oraz, rzecz jasna, z Sanem i
majorem). Jednak Solly powiedziała:
- Nie, nie, nie, tym cudownym artystom nie wolno przeszkadzać, pozwólcie mi
tylko porozmawiać przez chwilę z Batikamem.
Stała tam pośród zdejmowanych kostiumów, półnagich ludzi, rozmazanych
makijaży, śmiechów, ustępującego napięcia po występie, tak jak się dzieje we
wszystkich garderobach, we wszystkich światach. Rozmawiała z inteligentnym
mężczyzną w wyszukanym archaicznym kobiecym kostiumie. Od razu się
porozumieli.
- Czy możesz przyjść do mnie do domu? - spytała.
- Z przyjemnością - odparł Batikam i nie zerknął przy tym ani na Sana, ani na
majora. Był pierwszym niewolnikiem, którego spotkała Solly, który, chcąc coś zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]