[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uczycielką; nie okazywała żadnych oznak zniecierpliwienia czy niezadowolenia,
kiedy Gina nie potrafiła czegoś prawidłowo wykonać. Gina nie miała, jak McKen-
drickowie, jazdy konnej we krwi, ale powoli zdobywała szlify; zresztą z taką tre-
nerką jak Jocelyn po prostu nie miała wyboru.
Jocelyn sama wybierała trasę - zawsze miejsce odludne, by nikt nie doniósł
Calowi o tym, co się dzieje. Bądz co bądz to ma być niespodzianka.
Dziś jechały zalesioną ścieżką wzdłuż wyschniętego odnóża rzeki. Zaczynała
się pora deszczowa, ale ziemia wciąż pozostawała twarda, ubita.
Gina siedziała wyprostowana; łydki i uda znacznie mniej ją bolały niż na po-
czątku. Dwadzieścia minut pózniej Jocelyn zwiększyła nieco tempo. Zapach kwia-
tów polnych wypełniał powietrze. W oddali w promieniach słońca migotała w rzece
S
R
woda; na pewno brodziły w niej ptaki, może wylegiwał się krokodyl.
Czując przypływ adrenaliny, Gina spięła konia. Coraz bardziej podobał się jej
galop.
Nadjeżdżając od strony rzeki, Cal usłyszał tętent koni. Dopiero jednak gdy
wyłonił się spomiędzy drzew, w chmurach kurzu zobaczył pierwszego jezdzca,
który najwyrazniej nie panował nad galopującym koniem. Po chwili dojrzał drugie-
go, który pędził za pierwszym. W drugim rozpoznał matkę.
- O Chryste! - szepnął, nie wierząc własnym oczom.
Za moment wydarzy się tragedia.
Bez chwili zwłoki wprowadził swojego wałacha w pełny galop. Jak to moż-
liwe? - powtarzał nerwowo w myślach, patrząc na Ginę. Grozi jej śmiertelne nie-
bezpieczeństwo. Jeśli cokolwiek się jej stanie... Zgubiła kapelusz; włosy powiewały
jej na wietrze.
Rozpoznał konia. Arrola jest spokojna i łagodna, ale musiała się czegoś wy-
straszyć, bo gnała spanikowana w kierunku drzew. Gina rozpaczliwie usiłowała
przytrzymać się końskiej grzywy. Jeżeli spadnie na ziemię, połamie sobie kości.
Jeżeli nie spadnie, wówczas wjedzie na rozpędzonej klaczy w gąszcz drzew, a
tam... Tam uderzy głową w pień albo zahaczy o wiszący konar i skręci sobie kark.
Dlaczego nie powiedział jej, jak bardzo ją kocha? Dlaczego ją obwiniał, że
nie skontaktowała się z nim, kiedy dowiedziała się o ciąży? Oczywiście powinna
była, ale czy on musi ją dalej karać? Na pewno była przerażona tym odkryciem.
Tyle czasu zmarnował! Pielęgnował żale, zamiast starać się o nich zapomnieć. Na-
wet gdy dowiedział się o spisku matki i Lorindy, nadal winił Ginę.
A teraz...
Teraz uświadomił sobie, że może ją stracić. %7łe może nigdy nie będzie miał
szansy wyznać jej, jak bardzo ją kocha. Dotychczas próbował ukryć swoje uczucia,
zarówno przed sobą, jak i przed nią. %7łałował tego. Psiakrew, Gina może zginąć, nie
wiedząc, ile dla niego znaczy...
S
R
Nie, nie zginie. On na to nie pozwoli.
Koń matki, Dunbar, był wspaniałym zwierzęciem. Pędził na złamanie karku,
ale nie miał szansy dogonić klaczy. Czyżby matka... Nie, Cal szybko odrzucił tę
myśl. Jocelyn miała mnóstwo wad, ale umyślnie nigdy by nikomu nie wyrządziła
krzywdy. Nawet kiedy spiskowała z Lorindą, nie działała w złej wierze; była prze-
konana, że ratuje syna przed popełnieniem błędu.
Blady z przerażenia, gnał przed siebie. Jeszcze nigdy tak szybko nie galopo-
wał. Jeżeli Bóg istnieje, nie dopuści do tej tragedii, nie pozwoli, aby Gina zginęła.
Pas startowy rósł w oczach. Słabszy jezdziec musiałby zwolnić. Wałach do-
skonale sobie radził na ubitej ziemi. Może nie był tak silny jak ulubiony ogier Cala,
ale cudownie reagował na każdą komendę. Jocelyn też grozi niebezpieczeństwo.
Powinna jak najszybciej zapanować nad Dunbarem, zanim koń wbiegnie między
drzewa.
Zmuszając się do maksymalnego wysiłku, Cal wreszcie zrównał się z klaczą.
Teraz oba konie pędziły, jakby się ścigały.
- Trzymaj się, Gino! - krzyknął Cal, chwytając jej wodze.
Boże, błagam, nie zawiedz mnie!
Na wprost pojawiła się pierwsza linia drzew.
Miał piekielnie ciężkie zadanie: zatrzymać oba konie. Wałach zareagował na
polecenie; klacz dalej wyrywała się do przodu. Cal zaparł się z całej siły, aby przy-
padkiem nie ściągnęła go z siodła. Szarpnął mocno. Arrola nie poddawała się; ko-
niecznie chciała gnać do lasu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
uczycielką; nie okazywała żadnych oznak zniecierpliwienia czy niezadowolenia,
kiedy Gina nie potrafiła czegoś prawidłowo wykonać. Gina nie miała, jak McKen-
drickowie, jazdy konnej we krwi, ale powoli zdobywała szlify; zresztą z taką tre-
nerką jak Jocelyn po prostu nie miała wyboru.
Jocelyn sama wybierała trasę - zawsze miejsce odludne, by nikt nie doniósł
Calowi o tym, co się dzieje. Bądz co bądz to ma być niespodzianka.
Dziś jechały zalesioną ścieżką wzdłuż wyschniętego odnóża rzeki. Zaczynała
się pora deszczowa, ale ziemia wciąż pozostawała twarda, ubita.
Gina siedziała wyprostowana; łydki i uda znacznie mniej ją bolały niż na po-
czątku. Dwadzieścia minut pózniej Jocelyn zwiększyła nieco tempo. Zapach kwia-
tów polnych wypełniał powietrze. W oddali w promieniach słońca migotała w rzece
S
R
woda; na pewno brodziły w niej ptaki, może wylegiwał się krokodyl.
Czując przypływ adrenaliny, Gina spięła konia. Coraz bardziej podobał się jej
galop.
Nadjeżdżając od strony rzeki, Cal usłyszał tętent koni. Dopiero jednak gdy
wyłonił się spomiędzy drzew, w chmurach kurzu zobaczył pierwszego jezdzca,
który najwyrazniej nie panował nad galopującym koniem. Po chwili dojrzał drugie-
go, który pędził za pierwszym. W drugim rozpoznał matkę.
- O Chryste! - szepnął, nie wierząc własnym oczom.
Za moment wydarzy się tragedia.
Bez chwili zwłoki wprowadził swojego wałacha w pełny galop. Jak to moż-
liwe? - powtarzał nerwowo w myślach, patrząc na Ginę. Grozi jej śmiertelne nie-
bezpieczeństwo. Jeśli cokolwiek się jej stanie... Zgubiła kapelusz; włosy powiewały
jej na wietrze.
Rozpoznał konia. Arrola jest spokojna i łagodna, ale musiała się czegoś wy-
straszyć, bo gnała spanikowana w kierunku drzew. Gina rozpaczliwie usiłowała
przytrzymać się końskiej grzywy. Jeżeli spadnie na ziemię, połamie sobie kości.
Jeżeli nie spadnie, wówczas wjedzie na rozpędzonej klaczy w gąszcz drzew, a
tam... Tam uderzy głową w pień albo zahaczy o wiszący konar i skręci sobie kark.
Dlaczego nie powiedział jej, jak bardzo ją kocha? Dlaczego ją obwiniał, że
nie skontaktowała się z nim, kiedy dowiedziała się o ciąży? Oczywiście powinna
była, ale czy on musi ją dalej karać? Na pewno była przerażona tym odkryciem.
Tyle czasu zmarnował! Pielęgnował żale, zamiast starać się o nich zapomnieć. Na-
wet gdy dowiedział się o spisku matki i Lorindy, nadal winił Ginę.
A teraz...
Teraz uświadomił sobie, że może ją stracić. %7łe może nigdy nie będzie miał
szansy wyznać jej, jak bardzo ją kocha. Dotychczas próbował ukryć swoje uczucia,
zarówno przed sobą, jak i przed nią. %7łałował tego. Psiakrew, Gina może zginąć, nie
wiedząc, ile dla niego znaczy...
S
R
Nie, nie zginie. On na to nie pozwoli.
Koń matki, Dunbar, był wspaniałym zwierzęciem. Pędził na złamanie karku,
ale nie miał szansy dogonić klaczy. Czyżby matka... Nie, Cal szybko odrzucił tę
myśl. Jocelyn miała mnóstwo wad, ale umyślnie nigdy by nikomu nie wyrządziła
krzywdy. Nawet kiedy spiskowała z Lorindą, nie działała w złej wierze; była prze-
konana, że ratuje syna przed popełnieniem błędu.
Blady z przerażenia, gnał przed siebie. Jeszcze nigdy tak szybko nie galopo-
wał. Jeżeli Bóg istnieje, nie dopuści do tej tragedii, nie pozwoli, aby Gina zginęła.
Pas startowy rósł w oczach. Słabszy jezdziec musiałby zwolnić. Wałach do-
skonale sobie radził na ubitej ziemi. Może nie był tak silny jak ulubiony ogier Cala,
ale cudownie reagował na każdą komendę. Jocelyn też grozi niebezpieczeństwo.
Powinna jak najszybciej zapanować nad Dunbarem, zanim koń wbiegnie między
drzewa.
Zmuszając się do maksymalnego wysiłku, Cal wreszcie zrównał się z klaczą.
Teraz oba konie pędziły, jakby się ścigały.
- Trzymaj się, Gino! - krzyknął Cal, chwytając jej wodze.
Boże, błagam, nie zawiedz mnie!
Na wprost pojawiła się pierwsza linia drzew.
Miał piekielnie ciężkie zadanie: zatrzymać oba konie. Wałach zareagował na
polecenie; klacz dalej wyrywała się do przodu. Cal zaparł się z całej siły, aby przy-
padkiem nie ściągnęła go z siodła. Szarpnął mocno. Arrola nie poddawała się; ko-
niecznie chciała gnać do lasu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]