[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przywołał na twarz coś w rodzaju uśmiechu. - Dziękuję, że poświęcił mi pan czas.
Farąuharson wyciągnął rękę po list, ale Guy był szybszy. Schował kartkę do kieszeni, wiedząc, że nie
ma wyjścia i musi pojechać do Kornwalii.
Baron wstał i już miał odejść, ale przystanął.
- Jeszcze jedno, Varington. Kiedy zobaczysz Tregellasa, zapytaj go, czy spodobały mu się talenty
aktorskie Madeline. Uważam, że jest całkiem dobra, w końcu sam ją uczyłem. Twój brat jest taki
przewidywalny. Lecz bez niej nie byłbym w stanie tak precyzyjnie pokierować jego zachowaniem.
Guy zerwał się z fotela, ale Farąuharson był już w połowie drogi do drzwi. Uciekając, uśmiechał się z
wdzięcznością do widzów, którzy mu to umożliwili. Guy nie mógł nic zrobić. Jakakolwiek polemika z
baronem zakończyłaby się awanturą, a to mogło tylko zaszkodzić Lucienowi. Opadł na fotel, do-
kończył brandy i wrócił do czytania gazety. Po jakimś czasie wstał i wyszedł z klubu, tak obojętny i
znudzony jak zwykle. Dopiero w zaciszu własnego salonu zrzucił maskę.
O świcie wicehrabia Yarington opuścił dom i na grzbiecie najszybszego konia ze swojej stajni ruszył
w drogę w towarzystwie tylko jednego, najbardziej zaufanego lokaja.
Farąuharson nie krył złośliwej satysfakcji, gdy się o tym dowiedział. Przynęta została połknięta.
Wiedział, że Guy po-
Przebiegły hrabia
183
jechał do Trethevyn, dokładnie tam, gdzie chciał go posłać. Uśmiechnął się zadowolony: list spełnił
już swoje pierwsze zadanie. Wkrótce Tregellas go przeczyta i wtedy list spełni swoje drugie zadanie.
Chociaż groził tym Guyowi, nie zamierzał go publikować, dopóki nie zakończy spraw w Kornwalii.
Ukazanie się listu w prasie będzie końcowym akordem i ostatecznym końcem Tregellasa. Prawie
warto było czekać na to aż pięć lat. Jego plan nabierał kształtów... Varington puścił koło w ruch.
Ostatnie walizy zostały zniesione do czekającego powozu i Farąuharson ruszył w drogę do Kornwalii.
To, co zamierzał tam zrobić, podniecało go tak bardzo, że nie mógł usiedzieć na miejscu.
Kobieta, która zeszła wieczorem na kolację, nie była tą samą istotą, którą Lucien poślubił przed
kilkoma miesiącami. Jej oczy straciły blask, a w sposobie, w jaki się do niego odnosiła, pojawił się
chłód.
- Spotkałem dzisiaj pana Bancrofta. Zaprosił nas na jutro na kolację. Będą też państwo Cox, panna
Muirfield, pastor Woodford z żoną i doktor Moffat.
- Niestety nie będę mogła ci towarzyszyć - odparła Madeline obcym głosem.
Lucien przyjrzał się żonie i stwierdził, że jej różane policzki stały się blade i że znowu straciła apetyt.
- Dlaczego?
- Jutro rano zamierzam wyjechać do Londynu. Dawno nie widziałam rodziny. Chcę ich odwiedzić.
W jadalni zapanowała martwa cisza, przerywana tylko tykaniem zegara.
184
Margaret McPhee
Przebiegły hrabia
185
Lucien odesłał pana Nortona i lokajów i poczekał, aż zamkną się za nimi drzwi.
- Przykro mi, że cię rozczaruję, ale w najbliższym czasie nie mogę opuścić posiadłości. Może za
tydzień lub dwa. Jestem pewien, że twoi rodzice zrozumieją - powiedział spokojnie.
- Z przyjemnością pojadę sama. Ty możesz zostać w Trethevyn - odparła Madeline, nie podnosząc
wzroku znad talerza.
Ponownie zapanowała cisza.
Lucien pomyślał, że Madeline tak bardzo ma już dosyć jego towarzystwa, że gotowa jest narazić się
nawet na spotkanie z Farąuharsonem. Poczuł ukłucie w sercu. Odsunął od siebie ból, dziwiło go
jednak, że udało się jej przebić pancerz jego nieczułości, w który zakuły go lata cierpienia.
- Obawiam się, że na to nie mogę ci pozwolić - powiedział cicha
Madeline przestała udawać, że je, i odłożyła sztućce. Ciepła, uległa istota znikła, a w jej miejscu
pojawiła się kobieta, której Lucien nie znał.
- Nie może mi pan na to pozwolić? - zapytała i po raz pierwszy dostrzegł w jej oczach złość. -
Wydawało mi się, że zawarliśmy układ? Ja wywiązałam się ze zobowiązań, czyżby nie zamierzał pan
dotrzymać swoich?
- Robię dokładnie to, co obiecałem. - Lucien spojrzał na żonę spod zmarszczonych brwi.
- Powiedział pan, że będę mogła odwiedzać rodzinę, kiedy tylko zechcę. A ja chcę odwiedzić ich
właśnie teraz - oznajmiła, a jej blade policzki zaczęły się rumienić.
- Może pani pamięta, że obiecałem pani bronić. Ale jak mani to robić, jeśli pani koniecznie chce się
wystawić na niebezpieczeństwo? Nie mam nic przeciwko odwiedzinom u pani rodziny, lecz nie
wtedy, kiedy taka wizyta stanowi zagrożenie dla pani życia. Cierpliwość jest cnotą, Madeline.
Poczekamy z tą wizytą kilka tygodni, a kiedy wreszcie pojedziemy, będziesz miała jeszcze większą
przyjemność.
- Pan wie, co znaczy być cierpliwym, prawda? Ale ja nie chcę być tak cierpliwa jak pan. Wolę działać
pod wpływem impulsu, niż chłodno kalkulować i czekać! - Madeline zerwała się od stołu. - A jeśli
chodzi o pana opiekę i moje bezpieczeństwo... proszę, nie chcę więcej słuchać tych kłamliwych
opowieści. Dobrze wiem, o co panu chodzi. Może pan przestać udawać. - Rzuciła serwetkę na stół i
ruszyła do drzwi.
Lucien w jednej chwili znalazł się przy niej. Chwycił żonę za ramię i odwrócił twarzą do siebie. Czuł,
jak mocno biło jej serce. Ale nie.tylko ona była wzburzona.
- Wyjaśnij mi, proszę, o co chodzi - poprosił łagodnie, choć wszystko w nim kipiało.
Madeline spojrzała w zimne błękitne oczy i przebiegł ją dreszcz. Lecz było już za pózno, żeby się
wycofać. Musiała skończyć to, co zaczęła.
- Dobrze pan wie, o co mi chodzi. Nie muszę tego głośno mówić.
- Spróbuj jednak powiedzieć. Dokładnie. Słowo po słowie i litera po literze.
- Znam prawdę - wyszeptała.
- Proszę, oświeć mnie...
- Wiem, dlaczego się ze mną ożeniłeś - powiedziała i zobaczyła, że Lucien zacisnął zęby. - Cyril
Farquharson nigdy
186
Margaret McPhee [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl