[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozwodzić się nad konstrukcją warowni. Chodzmy do sanktuariów, które
stanowią ciągle nie rozwiązaną zagadkę.
Ruszyli szeroką drogą, wyłożoną płytami wapiennymi, których nie zdołało
zniszczyć dwadzieścia wieków. Po chwili znalezli się na brukowanym
placu opodal akweduktu dostarczającego wodę z pobliskiego zródła. Dwie
jego odnogi prowadzą do przepaści. Zapewne spełniały one niegdyś rolę
obrzędową. Tutaj właśnie, wśród odwiecznej puszczy bukowej przetrwały
szczątki sanktuariów zbudowanych na dwóch tarasach. Sylwia miała
wrażenie, że ogląda ciąg dalszy filmowych Wspomnień z przyszłości. Tak
jak i tam, wydawało się niepojęte, by przed dwoma tysiącami lat można
było zbudować te drogi, mury, sanktuaria bez pomocy maszyn, zwiezć
takie masy kamienia, wygładzić kamienne bloki.
Na dolnym tarasie znajduje się najstarsze sanktuarium odkryte w
Sarmizegetusie podjął Mircza. Z dawnej budowli zachowały się
cztery rzędy okrągłych podstaw kamiennych o średnicy około
półtorametrowej. Sanktuarium zbudowano zapewne w czasie Burebisty.
Widziane z dołu, wyglądało tak, jakby było przyczepione do urwistego
zbocza, na którym formowano tarasy. Wzdłuż muru prowadziły schody z
wapienia na platformę wykładaną kamiennymi płytami. Terakotowy
akwedukt dostarczał zródlaną wodę. We wschodniej części tarasu znajdują
się dwa inne, prostokątne sanktuaria. Najciekawsze jednak są dwie okrągłe
świątynie. Większa z nich składa się z wewnętrznego pierścienia bloków
andezytowych, przylegających ściśle do siebie, i z kręgu słupów,
ustawionych w szczególny sposób: po sześciu cieńszych i wyższych
następuje siódmy, grub-
758
szy i niższy. Taki model architektoniczny powtarza się, trzydzieści razy.
Czy to miało jakieś znaczenie w obrzędach religijnych?
Uczeni przypuszczają, że sanktuarium służyło do badań i obliczeń
astronomicznych, bo na drewnianych słupach wewnątrz kamiennego
kręgu, obłożonych wypolerowanymi starannie płytkami z terakoty,
zachowały się rysunki, które kojarzą się z układaniem kalendarza. Co
dziwniejsze, ani jedno z tutejszych sanktuariów nie miało dachu. To także
przemawia za tym, że służyły raczej do obserwacji nieba. Niech pani
spojrzy w tamtą stronę: za rowem znajduje się układ płyt andezytowych w
kształcie promieni rozchodzących się od okrągłej
płyty.
Kamienne słońce.
Był to zapewne ołtarz ofiarny. Pod nim znajdowała się kamienna misa,
połączona z rurą odpływową.
Może spływała tędy krew ofiar?
Raczej woda, używana podczas uroczystości przez kapłanów. Ze
wzmianek przekazanych nam przez Stra-bona i Józefa Flawiusza wiemy,
że kapłani daccy żyli wstrzemięzliwie, zajmując się astronomią i
doskonaląc sztukę budownictwa. O wierzeniach Daków pisał Hero-dot.
Podobno uważali się za nieśmiertelnych, mniemając, że opuściwszy
ziemski padół idą wprost do boga Zalmok-sisa. Co pięć lat wysyłali do
niego posła, żeby mu przekazał ich prośby. Wybierali w tym celu
szlachetnego męża, chwytali go za ręce i nogi, podrzucali w górę tak; by
spadł na ostrza ustawionych sztorcem dzid, i cieszyli się, jeśli zaraz
wyzionął ducha, gdyż oznaczało to, że spełnił chlubnie swe zadanie i że
bóg okaże się łaskawy.
Widocznie Zalmoksis był okrutnym bogiem.
Herodot, powołując się na opowieści rodaków mie-
159
szkających nad Pontem, wysuwał przypuszczenie, że Zalmoksis był
niegdyś niewolnikiem Pitagorasa, został przez niego wyzwolony i z
pokaznym majątkiem wrócił do ojczyzny. Dzięki wiedzy zdobytej u
Hellenów zyskał wielki autorytet wśród swoich ziomków. Nauczał, że
będą żyć wiecznie, jeżeli zachowają jego przykazania. Zbudował sobie
podziemne mieszkanie w górach i przebywał w nim przez czas dłuższy.
Kiedy opłakiwali go jako zmarłego, ukazał się ponownie ich oczom, oni
zaś uwierzyli jego słowom.
Jeszcze jedna wersja prastarego mitu.
Trudno znieść myśl, że wraz ze śmiercią kończy się dla nas wszystko. I
niewielu znam ludzi, którzy mogliby z ręką na sercu oświadczyć, że nie
wierzą w życie pozagrobowe. Przynajmniej w jakąś jego formę. Jedni będą
pani mówić o zachowaniu energii, inni o niedostępnym naszym zmysłom
zjawisku przetrwania fal psychicznych...
A pan? Wierzy pan w te bzdury?
Tyle jest spraw nie wyjaśnionych...
Ale to nie powód, żeby rezygnować z racjonalnego stosunku do świata.
Racjonalizm nie wystarcza. Minie przynajmniej. Wydaje mi się równie
naiwny, jak osiemnastowieczne przekonanie o szlachetności dzikusa.
Gdybym nawet przyjął, że wszystko na tym świecie jest funkcją materii, to
i tak żal by mi było odwiecznych mitów i wierzeń. Bardziej interesuje
mnie zagadnienie, po co ludzie budowali te sanktuaria, niż jak zdołali tego
dokonać.
Mówił pan przecież, że potrzebne im były do prowadzenia badań
astronomicznych.
To tylko jedna z hipotez, nie wykluczająca innych interpretacji. Zresztą
astronomia w owych czasach ściśle łączyła się z magią i religią, a więc i te
budowle
160
wznoszono ku chwale bogów. Niech pani na chwilę zapomni o swych
racjonalistycznych przekonaniach, podda się urokowi tej puszczy,
zachwyci się widokiem, jaki rozpościera się w dole, niechaj pani bez
uprzedzenia wejrzy w głąb siebie...
Po co?
%7łeby uwolnić się od konwenansów, od utartych schematów, od
bezkrytycznie przyjętych pewników, w imię których postępuje pani wbrew
porywom serca i wbrew naturalnym popędom.
Taki był cel tej podróży do zródeł czasu?
Mircza nie odpowiedział. Siedząc na skalnym bloku, rysował coś
patykiem na wilgotnej ziemi.
Sylwia odeszła nieco dalej, zdziwiona, że profesor nie podąża za nią, i
rada jednocześnie z tej chwili samotności. Od rana nie mogła wyzbyć się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
rozwodzić się nad konstrukcją warowni. Chodzmy do sanktuariów, które
stanowią ciągle nie rozwiązaną zagadkę.
Ruszyli szeroką drogą, wyłożoną płytami wapiennymi, których nie zdołało
zniszczyć dwadzieścia wieków. Po chwili znalezli się na brukowanym
placu opodal akweduktu dostarczającego wodę z pobliskiego zródła. Dwie
jego odnogi prowadzą do przepaści. Zapewne spełniały one niegdyś rolę
obrzędową. Tutaj właśnie, wśród odwiecznej puszczy bukowej przetrwały
szczątki sanktuariów zbudowanych na dwóch tarasach. Sylwia miała
wrażenie, że ogląda ciąg dalszy filmowych Wspomnień z przyszłości. Tak
jak i tam, wydawało się niepojęte, by przed dwoma tysiącami lat można
było zbudować te drogi, mury, sanktuaria bez pomocy maszyn, zwiezć
takie masy kamienia, wygładzić kamienne bloki.
Na dolnym tarasie znajduje się najstarsze sanktuarium odkryte w
Sarmizegetusie podjął Mircza. Z dawnej budowli zachowały się
cztery rzędy okrągłych podstaw kamiennych o średnicy około
półtorametrowej. Sanktuarium zbudowano zapewne w czasie Burebisty.
Widziane z dołu, wyglądało tak, jakby było przyczepione do urwistego
zbocza, na którym formowano tarasy. Wzdłuż muru prowadziły schody z
wapienia na platformę wykładaną kamiennymi płytami. Terakotowy
akwedukt dostarczał zródlaną wodę. We wschodniej części tarasu znajdują
się dwa inne, prostokątne sanktuaria. Najciekawsze jednak są dwie okrągłe
świątynie. Większa z nich składa się z wewnętrznego pierścienia bloków
andezytowych, przylegających ściśle do siebie, i z kręgu słupów,
ustawionych w szczególny sposób: po sześciu cieńszych i wyższych
następuje siódmy, grub-
758
szy i niższy. Taki model architektoniczny powtarza się, trzydzieści razy.
Czy to miało jakieś znaczenie w obrzędach religijnych?
Uczeni przypuszczają, że sanktuarium służyło do badań i obliczeń
astronomicznych, bo na drewnianych słupach wewnątrz kamiennego
kręgu, obłożonych wypolerowanymi starannie płytkami z terakoty,
zachowały się rysunki, które kojarzą się z układaniem kalendarza. Co
dziwniejsze, ani jedno z tutejszych sanktuariów nie miało dachu. To także
przemawia za tym, że służyły raczej do obserwacji nieba. Niech pani
spojrzy w tamtą stronę: za rowem znajduje się układ płyt andezytowych w
kształcie promieni rozchodzących się od okrągłej
płyty.
Kamienne słońce.
Był to zapewne ołtarz ofiarny. Pod nim znajdowała się kamienna misa,
połączona z rurą odpływową.
Może spływała tędy krew ofiar?
Raczej woda, używana podczas uroczystości przez kapłanów. Ze
wzmianek przekazanych nam przez Stra-bona i Józefa Flawiusza wiemy,
że kapłani daccy żyli wstrzemięzliwie, zajmując się astronomią i
doskonaląc sztukę budownictwa. O wierzeniach Daków pisał Hero-dot.
Podobno uważali się za nieśmiertelnych, mniemając, że opuściwszy
ziemski padół idą wprost do boga Zalmok-sisa. Co pięć lat wysyłali do
niego posła, żeby mu przekazał ich prośby. Wybierali w tym celu
szlachetnego męża, chwytali go za ręce i nogi, podrzucali w górę tak; by
spadł na ostrza ustawionych sztorcem dzid, i cieszyli się, jeśli zaraz
wyzionął ducha, gdyż oznaczało to, że spełnił chlubnie swe zadanie i że
bóg okaże się łaskawy.
Widocznie Zalmoksis był okrutnym bogiem.
Herodot, powołując się na opowieści rodaków mie-
159
szkających nad Pontem, wysuwał przypuszczenie, że Zalmoksis był
niegdyś niewolnikiem Pitagorasa, został przez niego wyzwolony i z
pokaznym majątkiem wrócił do ojczyzny. Dzięki wiedzy zdobytej u
Hellenów zyskał wielki autorytet wśród swoich ziomków. Nauczał, że
będą żyć wiecznie, jeżeli zachowają jego przykazania. Zbudował sobie
podziemne mieszkanie w górach i przebywał w nim przez czas dłuższy.
Kiedy opłakiwali go jako zmarłego, ukazał się ponownie ich oczom, oni
zaś uwierzyli jego słowom.
Jeszcze jedna wersja prastarego mitu.
Trudno znieść myśl, że wraz ze śmiercią kończy się dla nas wszystko. I
niewielu znam ludzi, którzy mogliby z ręką na sercu oświadczyć, że nie
wierzą w życie pozagrobowe. Przynajmniej w jakąś jego formę. Jedni będą
pani mówić o zachowaniu energii, inni o niedostępnym naszym zmysłom
zjawisku przetrwania fal psychicznych...
A pan? Wierzy pan w te bzdury?
Tyle jest spraw nie wyjaśnionych...
Ale to nie powód, żeby rezygnować z racjonalnego stosunku do świata.
Racjonalizm nie wystarcza. Minie przynajmniej. Wydaje mi się równie
naiwny, jak osiemnastowieczne przekonanie o szlachetności dzikusa.
Gdybym nawet przyjął, że wszystko na tym świecie jest funkcją materii, to
i tak żal by mi było odwiecznych mitów i wierzeń. Bardziej interesuje
mnie zagadnienie, po co ludzie budowali te sanktuaria, niż jak zdołali tego
dokonać.
Mówił pan przecież, że potrzebne im były do prowadzenia badań
astronomicznych.
To tylko jedna z hipotez, nie wykluczająca innych interpretacji. Zresztą
astronomia w owych czasach ściśle łączyła się z magią i religią, a więc i te
budowle
160
wznoszono ku chwale bogów. Niech pani na chwilę zapomni o swych
racjonalistycznych przekonaniach, podda się urokowi tej puszczy,
zachwyci się widokiem, jaki rozpościera się w dole, niechaj pani bez
uprzedzenia wejrzy w głąb siebie...
Po co?
%7łeby uwolnić się od konwenansów, od utartych schematów, od
bezkrytycznie przyjętych pewników, w imię których postępuje pani wbrew
porywom serca i wbrew naturalnym popędom.
Taki był cel tej podróży do zródeł czasu?
Mircza nie odpowiedział. Siedząc na skalnym bloku, rysował coś
patykiem na wilgotnej ziemi.
Sylwia odeszła nieco dalej, zdziwiona, że profesor nie podąża za nią, i
rada jednocześnie z tej chwili samotności. Od rana nie mogła wyzbyć się [ Pobierz całość w formacie PDF ]