[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Będzie wiedział, co z nią zrobić.
Gospodyni musiała pomyśleć, że Rosalyn całkiem pomieszało się
w głowie.
- Ale właśnie dlatego do ciebie przyszłam, żebyś nie
zawiadamiała Maca. Wiesz, Jack wpadł do mnie przed południem...
Rosalyn zachwiała się.
- yle się czujesz? - spytała Sophie zaniepokojona. - Wyglądasz,
jakbyś miała zemdleć. Może za długo dziś byłaś na słońcu?
- Nie. Wszystko w porządku. Tylko idz już, proszę, bo naprawdę
mam rozmowę na linii.
- To podnieś słuchawkę i powiedz, że zadzwonisz za chwilę.
- Wolałabym tego uniknąć. Gospodyni gubiła się w domysłach.
- Daj mi jeszcze tylko chwilkę. No więc Frankie za wszelką cenę
chciał przeprowadzić się do Des Moines i ukradł obligacje. Teraz
moja siostra umiera ze strachu. Gdyby policja dowiedziała się o jego
kolejnym wyczynie, to na pewno wsadziliby go do więzienia. Jack
przyszedł dziś porozmawiać ze mną o kilku sprawach, zresztą, sam ci
o tym opowie. Powiedział, że jeśli dotąd nie zadzwoniłaś do Maca, to
może zgodzisz się...
- Ależ oczywiście. Będzie jak zechcesz. Sophie spojrzała w
stronę drzwi do holu.
- Co to było? Słyszałaś? - zapytała.
- Po prostu coś zaskrzypiało. Posłuchaj, porozmawiamy innym
razem. Teraz oddaj obligacje Jackowi.
- Jackowi? - Sophie nie posiadała się ze zdumienia. - Przecież
należą do ciebie! - Próbowała wetknąć sakiewkę w dłoń Rosalyn.
- Naprawdę ich nie chcę. Idz już i zanieś Jackowi sakiewkę.
Mówiłam ci, że jestem zajęta.
Praktycznie wypchnęła oszołomioną kobietę za próg. Na
pożegnanie cmoknęła ją w policzek.
- Nigdy cię nie zapomnę. Dziękuję - wyszeptała, zamykając
drzwi.
- Nawet o tym nie myśl - rozległ się za jej plecami złowieszczy
głos Eda. - Cofnij się i wracaj do holu. Jak ta stara odjedzie, ruszamy
w drogę.
Rosalyn zrobiła, co kazał. Wiedziała, że Ed nie cofnie się przed
niczym, a nie darowałaby sobie, gdyby Sophie przytrafiło się coś
złego.
Wreszcie usłyszała warkot silnika na podjezdzie. Gospodyni
szczęśliwie odjechała spod domu.
Ed chwycił Rosalyn za ramię i popchnął w kierunku drzwi. W
progu przykucnął i wyjrzał na zewnątrz. Chyba nie zauważył niczego
niepokojącego.
- Zwietne przedstawienie, Rosalyn - pochwalił. - A teraz bierz
walizkę i ruszaj przodem. Wyjdziemy przez kuchnię. A propos,
dziękuję, że zostawiłaś drzwi otwarte, bo oszczędziłaś mi kłopotu z
dostaniem się do środka.
- Gdzie zostawiłeś swój samochód? Gdyby stał na podjezdzie,
Sophie na pewno by go zauważyła.
- Nie doceniasz mnie. Zaparkowałem na ulicy, parę metrów
dalej. To chyba bardzo spokojne miasteczko, skoro nawet nie
zamykacie tu drzwi. Aż się dziwię, że nie zdecydowałaś się tu zostać
na stałe. Taki piękny dom. No ale teraz już za pózno na zmianę
decyzji. Idziemy.
Kiedy podniosła walizkę, Ed popchnął ją w stronę kuchni lufą
rewolweru.
- Ruszaj.
Nie była w stanie uczynić kroku, więc wolną dłonią wykręcił jej
rękę. Aż jęknęła z bólu i upuściła walizkę.
- No już! - krzyknął.
- Dobrze, ale mnie puść. Zwolnił uścisk.
- W porządku. Załatwmy to spokojnie, żeby nie zwracać uwagi
sąsiadów.
Wypchnął ją za drzwi na malutki ganek. Chwyciła dłonią za
poręcz schodów, żeby się nie przewrócić. Przez moment miała
wrażenie, że kątem oka dostrzegła na trawniku jakiś ruch.
- Bierz walizkę.
Właśnie nachylała się, by podnieść bagaż, kiedy usłyszała głuchy
łomot. Odskoczyła na bok i spojrzała za siebie. Ed leżał na brzuchu z
twarzą do ziemi, a nad nim stał Jack ze szpadlem w dłoni.
Rozdział 18
- Jak to dobrze, że zapomniałaś odłożyć ten szpadel na miejsce -
powiedział Jack i pochwycił Rosalyn w ramiona. - Stałem tu od kilku
minut, starając się wstrzymać oddech, żeby mnie nie usłyszał.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała, kiedy ochłonęła na tyle, że była w
stanie wydobyć z siebie głos.
- Zbieg okoliczności. Po twojej porannej wizycie poszedłem do
Sophie i odbyliśmy długą rozmowę. Opowiem ci o tym pózniej. W
każdym razie ona podejrzewała, że to Frankie ukradł obligacje i
poprosiła, żebym pomógł jej go odszukać. Zjechaliśmy miasto wzdłuż
i wszerz, zanim w końcu udało nam się go wytropić. Szczeniak był tak
przerażony, że od razu się przyznał do wszystkiego.
Za plecami Rosalyn rozległ się cichy jęk. To Ed próbował usiąść
na trawie.
- Nie przejmuj się. - Głos Jacka nie zdradzał najmniejszego
niepokoju. - Przyłożyłem mu w kolana. Może jest przytomny, ale na
pewno nie ruszy się z miejsca.
- On ma broń - ostrzegła Rosalyn.
- Rzeczywiście. - Jack podniósł z ziemi rewolwer i wycelował go
prosto w Eda. - Policja już tu jedzie, więc leż spokojnie, bo ci znowu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl