[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Posłusznie wrócili do stolika.
 Patriotyczne uroczystości organizuje się na trzezwo  powiedział Kwiatkowski męż-
czyznie w bryczesach, który stał na środku parkietu, nie wiedząc, co robić. Spojrzał na
Kwiatkowskiego z nienawiścią.
 Nie mieszaj się, gnojku!  syknął.  Też sprzedałeś ojczyznę, co?!
 Za ruble  odparł Kwiatkowski i ruszył do stolika.
Mężczyzna chwycił go za rękę.
 A ja ciebie znam!  zawołał.  Ale skąd?
 Nie piliśmy bruderszaftu  odparł Kwiatkowski i wyrwał mu się.
 W okupację pracowałeś w rzezni?
 Niestety  westchnął Kwiatkowski, siadając.  Za wysokie progi. Tam wszyscy mieli
mięsa po szyję.
 Chodzmy stąd  szepnęła Krysia.  To nie najlepsze miejsce do zabawy.
Kelner wypisywał rachunek. Mężczyzna w bryczesach chwiał się lekko na nogach, ale nie
odchodził.
 Na pewno cię znam! W białym fartuchu! Już wiem!  ucieszył się.  Krajałeś mi głowę
w szpitalu!
 Każdego pokraję, jak mnie będzie nudził  odparł Kwiatkowski, zapłacił kelnerowi i
pomógł Krysi wstać.
 Doktorku, z tą głową nie najlepiej!
 Widzę, że nie najlepiej. Za dużo wypiliście, kolego.
 Ale kiedy nie piję, to mnie dopiero boli!
 Idzcie do lekarza!
 Przecież ty jesteś lekarzem!
Kwiatkowski pociągnął Krysię. Wyszli w ciemność. Mężczyzna w bryczesach potoczył się
za nimi.
 A może tyś coś spieprzył w mojej głowie?!  zawołał.
Teraz z lokalu wybiegli ubecy, a za nimi dwaj kompani mężczyzny w bryczesach. Przewa-
ga ubeków polegała na tym, że byli uzbrojeni i trzezwi, a tamci pijani.
 Zmykaj stąd, kolego  powiedział Kwiatkowski do mężczyzny w bryczesach.  W knaj-
pie podpadłeś ubekom, a teraz idą za tobą.
Gdy mężczyzna się odwrócił, ubecy podeszli do niego, coś mu powiedzieli i ruszyli za
Kwiatkowskim i Krysią. Patriota szybko zniknął w ciemnościach. Kwiatkowski skinął ube-
kom ręką w geście podziękowania.
W pokoju, w pensjonacie Krysia zaczęła dygotać z zimna. Natychmiast wślizgnęli się pod
kołdrę.
 Pijak cię rozpoznał. Uśmieję się do rozpuku, kiedy któryś z tych ubeków okaże się
twoim byłym pacjentem. Co mi miałeś do powiedzenia?
 %7łe cię kocham.
 Nie proszę cię o deklaracje. Chciałabym się dowiedzieć, jak sobie wyobrażasz koniec tej
naszej tragifarsy.
 Właśnie układam plany na przyszłość.
 Prawdopodobne są dwie możliwości: albo nas zastrzelą, albo powieszą.
 Jest też trzecia: wyślą do kopalni gdzieś pod Mogadanem.
 A gdzie to jest?
56
 Nad Morzem Ochockim. Dużo się o tym uzdrowisku nasłuchałem w wojsku od byłych
kuracjuszy. Uratowała ich w czterdziestym pierwszym stalinowska amnestia. Zdycha się tam
głęboko pod ziemią.
 Nie moglibyśmy znalezć jakiejś drogi odwrotu? Chciałabym pożyć w miarę normalnie.
 To bardzo wysokie wymagania.  Kwiatkowski przytulił ją.  W Londynie mam wujka.
Będziemy kierować się na południe, w stronę granicy czeskiej. Tam przerzut jest jak dotąd
najłatwiejszy. Może się uda.
 Albo nie.
 Ponieważ nasza przyszłość nie rysuje się jasno, sami sobie stworzymy happy end.
*
Tu znowu przerywam opowieść o pułkowniku Kwiatkowskim i wracam na ławkę emery-
tów. Zdzisio, kiedy się przysłuchiwał mojej rozmowie z Wojtkiem na ten temat, wyraził pe-
wien sceptycyzm co do prawdziwości opisywanych powyżej faktów.
 Moczar powinien był sprawdzić, kim naprawdę jest Kwiatkowski. Nie wierzę, żeby ubek
na tak wysokim stanowisku mógł się dać nabrać jak niewinna dziewica.
 A jednak dał się nabrać  odparł Wojtek.  Moskiewskie kierownictwo ministerstwa nie
miało do Moczara zaufania. Zresztą trzy lata pózniej wykopali go z bezpieczeństwa jako nie-
pewnego krajowego partyzanta, gotowego nastawić ucha nacjonalistycznym hasłom. Pamię-
tajcie, panowie, że był rok czterdziesty piąty i w kraju panował totalny bałagan.
 A co się stało z Kwiatkowskim? Wypuścili go po pięćdziesiątym szóstym?
 Niestety, nie wiem  przyznał Wojtek.  Rozdzielili nas wcześniej. Aparat bał się ośmie-
szenia. Wiedział, że śmiech tłumi strach.
Wojtek wstał, podpierając się laską, i pożegnał nas swoim wesołym uśmiechem.
 Masz tu przykład zmarnowanego życia  powiedział Zdzisio.  A dlaczego? Dlatego że
zgodnie z polskimi mitami Wojtek walczył do końca, choć szanse na zwycięstwo równały się
zeru. Cały ten jego WiN dobrze się przysłużył komunistom. Zagenturowali go i wyłapali
wszystkich.
 Był wierny przysiędze do końca  zaoponowałem.  Nie chciał się z tym pogodzić. Może
miał przystąpić do komunistów?
 Powinien był zastosować bierny opór. Na wolności mógłby po cichu więcej zdziałać niż
w celi, oczekując na śmierć. Ten twój Kwiatkowski przynajmniej się dobrze zabawił. Jego
metoda uwalniania więzniów bezpieki bardziej mi się podoba niż zbrojne natarcia na więzie-
nia, gdzie trup ściele się gęsto. Lubię ludzi z fantazją, mój drogi.
*
Wyszedłem rano na dyżur do schroniska dla psów. Zająłem się tam podkarmianiem i po-
cieszaniem zrozpaczonych pensjonariuszy, stłoczonych w klatkach. Tym razem zabrałem ze
sobą wielorasowego niby-pudla, bardzo towarzyskiego, ale i bardzo smutnego, bo chyba
przeżył szczęśliwe dzieciństwo i nie mógł się pogodzić z upadkiem i nędzą w przytułku.
Znaleziono go pod Warszawą w lipcu, kiedy to bezduszni właściciele porzucają psy w drodze
na urlop.
Z niby-pudlem pojawiłem się przy naszej ławce emerytów. Nadal panowała bezdeszczowa
pogoda. Zdzisio czytał gazetę z najnowszymi wiadomościami z Rosji. Tam zawsze działo się
coś groznego.
 Przyprowadzam ci pieska, Zdzisiu  powiedziałem.  Jest inteligentny i nie zasłużył na
wegetację w obozie. Nazwałem go Suwak.
57
Suwak przyglądał się nam z nadzieją i merdał ogonkiem. %7łeby się wydostać z klatki, go-
tów był zaprzedać duszę każdemu.
 Nie prosiłem cię o psa  odparł zimno Zdzisio.  Dlaczego ty go sobie nie wezmiesz?
 Bo nie minął jeszcze okres żałoby po moim Medalu. Podjąłem zobowiązanie, że w tym
miesiącu rozprowadzę po ludziach co najmniej pięć piesków. Liczę, że u ciebie Suwak znaj-
dzie tak mu potrzebną miłość i opiekę.
 To jest zamach na moją prywatność!  oburzył się Zdzisio.  Podły szantaż! Nie znoszę,
kiedy coś mi się pęta po domu. Mówmy o czymś innym.
Nie zdołaliśmy zmienić tematu, bo do ławki podeszła przystojna młoda kobieta. Na jej wi-
dok Zdzisio wyraznie się zmieszał.
 Dopadłam cię, wujku!  zawołała z satysfakcją.  Ciocia powiedziała mi, gdzie cię szu-
kać!
Zdzisio wstał i dał się niechętnie pocałować w oba policzki. Wyraznie nie sprawiało mu to
przyjemności. Nigdy się nie zwierzał ze swych spraw osobistych i starał się sprawiać wraże- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl