[ Pobierz całość w formacie PDF ]

akceptować siebie i wybaczać - sobie i innym.
140
RS
- Powiedziała pani, że wyszła za mąż w wieku pięćdziesięciu lat.
Była pani wcześniej mężatką? - dociekał lekarz.
- Raz, ale krótko. A co z panem, doktorze? Nigdy nie myślał pan
o małżeństwie? - szybko zmieniła temat.
Doktor Thomas już miał powiedzieć, że rozmawiają o niej, nie o
nim, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Może uznał, że jeśli tego
nie zrobi, pacjentka będzie bardziej skłonna do zwierzeń.
- Kiedyś o mało nie oświadczyłem się pewnej dziewczynie -
wyznał.
- Naprawdę? I dlaczego pan tego nie zrobił? - zdziwiła się
Cassandra.
- Ktoś mnie ubiegł.
- To znaczy, że ta dziewczyna nie była panu przeznaczona -
orzekła.
- Wtedy stwierdziłem to samo. Choć byłem na siebie zły, że tak
długo zwlekałem.
- Znajdzie pan inną. - Cassandra nie miała co do tego żadnych
wątpliwości.
- Może. Na razie się nie spieszę, choć nie miałbym nic
przeciwko temu, żeby kiedyś założyć rodzinę. Nie miała pani dzieci z
pierwszym mężem? - spytał po chwili, zręcznie zmieniając kierunek
rozmowy.
Cassandra odwróciła głowę i umknęła wzrokiem w bok, starając
się ukryć ostry ból, który szarpnął nią w odpowiedzi na to pytanie.
141
RS
Tego typu bólu żaden lekarz nie może uśmierzyć, a więc nie było
potrzeby obarczać nim doktora Thomasa.
- Chciałabym teraz wstać, doktorze - powiedziała. -Byłby pan
tak dobry przysłać mi pielęgniarkę do pomocy, kiedy pan wyjdzie?
Lekarz siedział jeszcze chwilę bez ruchu, zdając sobie sprawę,
że został delikatnie wyproszony.
- Wpadnę wieczorem, sprawdzić, jak się pani czuje -
zapowiedział, wstając. - W nocy prawdopodobnie zlecę
monitorowanie, żeby znowu nie straciła pani przytomności.
Tymczasem, jeśli będzie pani czegoś potrzebowała, proszę
zawiadomić kogoś z personelu. W razie czego skontaktują się ze mną.
- Dziękuję, doktorze. Chcę, aby pan wiedział, że doceniam to, co
pan dla mnie robi, i jestem panu głęboko wdzięczna. Niewiele było w
moim życiu ludzi, którzy okazywali mi tyle troski co pan - dokończyła
ciszej.
Doktor pochylił się i dotknął jej policzka gestem tak czułym, że
niemal doprowadził ją do łez.
- Któregoś dnia poczuje pani potrzebę szczerej rozmowy,
Cassandro - powiedział - a wtedy może znajdziemy sposób zdjęcia
pani z ramion tego ciężaru. Musi pani być bardzo zmęczona.
- Proszę już iść do pani Kennedy - odezwała się Cassandra
szorstko, aby ukryć emocje. - Ona nie czuje się dziś najlepiej.
Potrzebuje pana znacznie bardziej niż ja.
- Skąd pani to wie? - Doktor popatrzył na nią zdziwiony. -
Przecież dopiero się pani obudziła.
142
RS
-Ja... cóż... wczoraj bardzo kiepsko się czuła. -Cassandra była
wyraznie zakłopotana. - Przypuszczam, że i dziś nie jest lepiej.
- Zaraz do niej pójdę. Proszę wezwać mnie w razie czego -
przypomniał jej.
- Na pewno. Dziękuję. - Odprowadziła go wzrokiem.
Kiedy drzwi zamknęły się za doktorem Thomasem, zacisnęła
powieki. Nigdy nie wyjawi mu szczegółów swojej przeszłości. Nie
zrozumiałby, a ona nie mogłaby znieść widoku rozczarowania w jego
łagodnych, szczerych oczach, gdyby usłyszał prawdę.
Dla niej samej wspomnienie tego, co zrobiła, zanim przybrała
imię Cassandra i stworzyła sobie nowe życie, było dostatecznie
trudne.
- Gdzie mam położyć twój bagaż? - spytał Ethan, gdy weszli do
motelu.
Aislinn rozejrzała się po nijakim pokoju, po czym wskazała
jedno z dwóch łóżek.
- Połóż tam, proszę.
Było to jedno z niewielu zdań, jakie wypowiedziała w ciągu
minionej godziny, od kiedy zawrócili znad rzeki z powrotem do
miasta. Pozostawiła Ethanowi wybór miejsca na nocleg, zaznaczyła
tylko, że sama zapłaci za swój pokój. Stała więc teraz na środku,
wpatrując się ze zmarszczonym czołem w torbę podróżną, jakby
wcześniej jej nie widziała.
Znowu jest blada, stwierdził Ethan. Skórę wokół ust miała
napiętą, jakby na siłę powściągała emocje. Daleki był od dania wiary
143
RS
słowom Aislinn, uznając to jedynie za twór wybujałej wyobrazni, ale
ona najwyrazniej była przekonana, że mówiła prawdę. Widać było, że
jest pod silnym wrażeniem swojej wizji i że na swój sposób ją ona
przytłacza.
- Chcesz chwilę odpocząć przed kolacją? - spytał. -Możemy
jutro zacząć poszukiwania osób, które znały Carmen.
- Hm... nie wiem, to zależy od ciebie. - Zawahała się.
- Odpocznij zatem - zdecydował Ethan. - Będę w pokoju obok,
gdybyś mnie potrzebowała.
Skinęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca.
Ethan był przy drzwiach, zatrzymał się jednak jeszcze. Jakoś
głupio mu było zostawiać ją tak, wyraznie wyczerpaną i dziwnie
rozkojarzoną.
- Aislinn, nic ci nie jest?.- upewnił się.
- Nie, wszystko w porządku - odparła tym samym obojętnym
tonem.
Ethan wziął ją za rękę, poprowadził do łóżka i, położywszy jej
obie ręce na ramionach, delikatnie popchnął, żeby usiadła.
- Połóż się - powiedział.
- Co? - Popatrzyła na niego nieobecnym wzrokiem.
- Połóż się - powtórzył i pchnął ją lekko na poduszkę, a potem
uniósł jej nogi, zdjął buty i cofnął się. - Odpocznij trochę.
Aislinn zaczęła coś mówić, ale szybko zamilkła, podłożyła sobie
dłoń pod policzek, obróciła się na bok i zamknęła oczy. Miał
wrażenie, że natychmiast usnęła. Stał jeszcze przez chwilę, nie
144
RS
odrywając od niej oczu. Była niewątpliwie jedną z najpiękniejszych
kobiet, jakie w życiu spotkał. Nie byłby mężczyzną z krwi i kości,
gdyby nie przemknęła mu przez głowę myśl, żeby dołączyć do niej w
tym szerokim, wygodnym łóżku. Wyszedł, cicho zamykając za sobą
drzwi.
Aislinn obudziła się, nie bardzo wiedząc, gdzie się znajduje.
Była w ubraniu, ale miała bose stopy i leżała na łóżku przykrytym
narzutą. Zwiatło padało jej na twarz. Odgarnęła włosy z czoła i
usiadła. Zobaczyła przed sobą Ethana, zagłębionego w fotelu, z gazetą
w ręku. Nogi wyciągnął przed siebie i skrzyżował w kostkach.
Sprawiał wrażenie, że czuje się tutaj jak u siebie.
Dlaczego jest w moim pokoju? - zadała sobie w duchu pytanie.
Usłyszawszy, że się poruszyła, podniósł wzrok znad gazety.
Przyjrzał się jej i pokiwał z zadowoleniem głową.
- Wyglądasz znacznie lepiej - stwierdził.
Aislinn jak przez mgłę przypominała sobie, co zaszło. Ethan
nalegał, żeby się przespała. Poczuła się zakłopotana sytuacją, w jakiej
się znalazła.
- Co tu robisz? - spytała.
- Tak mocno spałaś, że aż się trochę zaniepokoiłem. -Ethan
odłożył gazetę.
To było do niej niepodobne. Nigdy nie spała aż tak twardo, żeby
ktoś mógł wejść do pokoju, nie budząc jej. Czuła się nieswojo,
wiedząc, że Ethan siedział tu i obserwował ją, a ona nie zdawała sobie
145
RS
z tego sprawy, choć równocześnie była wzruszona, że uczynił to
powodowany troską o nią.
- Nie wiem, dlaczego byłam taka zmęczona - powiedziała, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl