[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Za bardzo mi się to podobało.
Jego spojrzenie otwarcie błądziło po jej ciele, leniwie przesuwając się po
wszystkich fragmentach, których wcześniej dotykały jego dłonie.
- Jeśli bawi cię coś tak prozaicznego jak smarowanie moich pleców, to twoje
życie musi być jeszcze nudniejsze niż moje - stwierdziła z niedowierzaniem.
R
L
Nie zareagował na tę zaczepkę, tylko pochylił się nad Laną, bezceremonialnie
burząc dystans, który tak starannie obliczyła, i mruknął:
- No, dalej, przyznaj się!
- Do czego?
- %7łe tobie też się to podobało.
Jego uśmiech był czystą pokusą, ale nie uległa jej. Zamachała ręką przed
twarzą, jakby odganiała wyjątkowo natrętną muchę.
- Jedyne, co mogę przyznać z całą szczerością, to to, że twoje ciągłe próby
flirtowania są wyjątkowo męczące.
Jego uśmiech zgasł, w tej samej chwili słońce schowało się za chmurę. Z obu
powodów Lana poczuła chłód.
- Naprawdę tak myślisz?
Odwróciła wzrok i przez chwilę szukała stosownej odpowiedzi.
Co właściwie mogła mu wyznać? %7łe nie wierzy w jego komplementy, choć
bardzo by chciała, aby były prawdziwe? %7łe kiedyś dała się nabrać na gładkie
słówka i teraz już nie potrafiła nikomu zaufać? %7łe sili się na ironię, by ukryć wła-
sną niepewność?
- Szczerze? - odezwała się w końcu ostrożnie. - Nie przywykłam do takich
atencji.
Nie mógłby wyglądać na bardziej zdziwionego, nawet gdyby rozebrała się
przed nim i odtańczyła taniec hula.
- Powiedziałaś, że twój ostatni związek zakończył się trzy lata temu, ale prze-
cież umawiałaś się na jakieś randki, prawda?
To się wpakowała. Mogła skłamać, ale wiedziała, że w tym też nie jest naj-
lepsza.
- Cóż... Na ostatniej spotkałam fajnych facetów, i to wszystkich naraz. Geor-
ge'a Clooneya, Brada Pitta i Matta Damona - mruknęła.
Uśmiechnął się.
R
L
- Fanka  Ocean's Eleven"?
- Zgadza się.
Wyciągnął rękę i dotknął jej dłoni. Nie zdołała opanować nerwowego drgnię-
cia i w duchu przeklęła swoją reakcję.
- Do licha, Lana, nie jestem potworem. Podobasz mi się. Chciałbym poznać
cię lepiej.
- Po co? - Potrząsnęła głową. - Mój rejs kończy się w przyszłym tygodniu,
dlaczego więc mielibyśmy się lepiej poznawać?
- Bo mam przeczucie, że mogłoby to nam obojgu dostarczyć mnóstwa zaba-
wy.
Spojrzała na niego uważnie. Widziała już, jak jego oczy przybierały wyraz
żartobliwy, drażniący, a nawet złośliwy, ale pierwszy raz dostrzegła w nich taką
powagę.
- Zabawa? Jedyne, co mogłoby zainteresować takiego faceta jak ty, to krótki
flirt. A ja w czymś takim nie gustuję.
Oczy mu pociemniały, pojawiło się w nich rozczarowanie.
- Nie masz o mnie zbyt wysokiego mniemania, prawda?
Wzruszyła ramionami, krzywiąc się lekko. Była zła, że sprowokowała tę
idiotyczną rozmowę.
- Jesteś facetem - zaczęła niechętnie. - W dodatku marynarzem, do tego mi-
strzem niezobowiązującego flirtu. Ciągle spotykasz samotne kobiety, masz więc
okazję, żeby podnosić swoje kwalifikacje. Wiem, że jedyny powód, dla którego
zwróciłeś na mnie uwagę, to owo głupie wyzwanie, które rzuciłam tylko z braku
lepszej riposty. - Przerwała na chwilę, odetchnęła głęboko. - Nie bierz tego do sie-
bie, ja to nawet rozumiem. Postrzegasz mnie jako rodzaj wyzwania, bo nie padłam
do twych stóp, jak zapewne robią to zwykle kobiety...
- Mylisz się - przerwał jej ostro. - Ogromnie się mylisz. - Zerwał się z ręczni-
ka i wyraznie poruszony zaczął chodzić wokół.
R
L
- Naprawdę? - spytała szeptem.
To ostrożne pytanie zatrzymało go w miejscu. Obrócił się gwałtownie w jej
stronę, podszedł bliżej i opadł przed nią na kolana.
- Oczywiście! - zapewnił. - Chcesz wiedzieć, dlaczego jedyny wolny dzień
spędzam właśnie z tobą? Bo cię lubię. Ciebie - podkreślił. - Podobasz mi się. Ty,
nie twoje ciuchy ani twoja niedostępność. Nie traktuję cię jak wyzwania, żeby zali-
czyć kolejną panienkę. Chodzi mi o ciebie, o Lanę Walker. Bo jesteś urocza, inte-
ligentna i rozbawiasz mnie.
- Aadnie, więc teraz zostałam jeszcze błaznem - mruknęła.
- Och, cicho bądz! - Pocałował ją. Miękko i czule, pocałunkiem, który sięgnął
aż do jej poranionej duszy, burzył mury obronne i przeraził ją bardziej niż mogła to
sobie wyobrazić. - A teraz już czas wracać - odezwał się po długiej chwili. - I nie
chcę słyszeć ani słowa... - Gdy otworzyła usta, położył na nich palec. - Ani jednego
słowa - powtórzył. - %7ładnych protestów, podsumowań czy ocen. Nic nie mówisz,
chyba że chcesz mnie pochwalić - dorzucił z łobuzerskim uśmiechem. - Więc jak?
Jej usta drgnęły, ale nic nie powiedziała. Roześmiała się w końcu rozbrojona i
bezradnie pokręciła głową. Wygrał tę potyczkę i wiedział o tym. W odpowiedzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl