[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozmowy z nim kończyły się awanturą, a każda minimalna,
wymuszona zmiana zachowania znikała po dwóch dniach.
Ewka już zdecydowała, że w ten sposób nie chce spędzić
reszty życia i w związku z tym postanowiła podjąć naprawdę
ostateczną próbę ratowania rodziny. Ze swoim zamiarem nie
zdradziła się nikomu, nawet przyjaciółkom. Uznała, że
najlepiej będzie, jeśli zrobi z tego świąteczną niespodziankę
dla wszystkich.
W chwili, gdy wyjmowała z piekarnika złoty, pachnący
makowiec, zadzwonił telefon.
- Cześć, Ewuś, bardzo jesteś zajęta? - Usłyszała głos
swojego szefa.
- Raczej tak, sam wiesz, jutro wigilia, będę miała sporo
gości.
- Nie wyrwiesz się na godzinkę?
- Jesteś w mieście?
- Tak, właśnie przyjechałem, ale nie mam wiele czasu.
- Po co dziś przyjeżdżałeś, przecież biuro mamy
zamknięte? - Milczenie Krzysztofa zdradziło jego
zakłopotanie.
- Przyjechałem... No wiesz, święta i w ogóle... - jąkał się.
- Chciałem złożyć ci życzenia - wydusił z siebie.
- Jechałeś tylko po to? Wystarczyłoby zadzwonić,
naprawdę.
- Wolałem osobiście, ale powinienem był cię uprzedzić,
przepraszam.
- Nic się nie stało, miło, że w ogóle o mnie pomyślałeś.
- No wiesz! - obruszył się. - Jak mógłbym nie pomyśleć?
- Daj mi godzinkę, ogarnę się i ten chaos w moim domu i
przyjadę, czekaj cierpliwie.
Do wskazanej przez Krzysztofa restauracji dojechała
taksówką. W domu zostawiła córki klejące papierowy łańcuch
na choinkę i męża oderwanego od rzeczywistości. Sala, w
której szef na nią czekał, była pięknie udekorowana lśniącymi
bombkami, niestety prawie pusta. Siedział przy stoliku pod
oknem. Gdy do niego podeszła, Krzysztof wstał i przywitał ją
przyjacielskim całusem w policzek.
- Wesołych świąt - powiedział, odsuwając jej krzesło.
- A to dla ciebie, taki mały prezencik od Mikołaja. - I
położył na stole przed nią pudełko owinięte w lśniący
czerwony papier.
- Dziękuję, ale nie spodziewałam się ani ciebie, ani
Mikołaja. Niestety, ja dla ciebie nic nie mam. No, może za
wyjątkiem tego. - Z torby wyjęła plastikowy pojemnik i
podała go Krzyśkowi. - To makowiec, przed godziną wyjęty z
pieca.
- Uwielbiam makowiec, dziękuję. - Obejmując pudełko
oburącz, trzymał je niczym cenną porcelanę. Popatrzył na
Ewkę z wdzięcznością.
Speszyło ją to dziwne, jak na jej gust zbyt śmiałe
spojrzenie, więc spuściła wzrok i zajęła się rozpakowywaniem
swojego prezentu. Zastanawiała się, co kryje w sobie. Pudełko
było zbyt duże i ciężkie, aby mogło zawierać biżuterię, no
chyba że dostała koronę królowej angielskiej. Jednak pod
warstwą szeleszczącej czerwonej bibułki ujrzała cudowny,
połyskujący głęboką czernią aparat fotograficzny. Ostrożnie
ujęła go w dłonie i z zachwytem oglądając z każdej strony,
powiedziała raczej dla zasady niż z przekonania:
- Piękny, ale zbyt drogi, żebym mogła go przyjąć. Nie
powinnam...
- Jak najbardziej powinnaś - przerwał jej. - To
podziękowanie za te wszystkie odrobione za mnie prace
domowe, za maturę, no i w ogóle zasłużyłaś sobie.
- No, ale ja nic ci nie kupiłam...
- Bo ty zarabiasz za mało. - Roześmiał się. - Ustalmy, że
to ja będę od dawania prezentów, przecież i tak nie mam na
kogo wydawać tego, co zarabiam.
- Twój argument jest słaby, ale nie będę się dłużej
wzbraniała. Za bardzo mi się ten aparat podoba! - przyznała
szczerze zachwycona.
- Pamiętam, że w szkole chodziłaś na warsztaty
fotograficzne.
- Tak, po maturze też sporo się tym zajmowałam. Ale po
wypadku córki musiałam sprzedać cały sprzęt, który
gromadziłam latami. Potrzebowaliśmy pieniędzy. A pózniej to
już nie miałam na to czasu. - Znowu spojrzała do pudełka na
lśniące cacko. - Czuję, że teraz nadszedł czas, aby wrócić do
fotografii.
Dwie godziny pózniej Ewka i Krzysztof nadal siedzieli
przy stoliku, rozmawiając i świetnie się przy tym bawiąc. -
Mówisz, że urządzasz wielką wigilię, zawsze tak robisz?
- Nie, ale ten rok jest szczególny. Po pierwsze dlatego, że
moje dwie przyjaciółki najprawdopodobniej wkrótce wyjadą z
kraju. Nie wiadomo, kiedy znowu spotkamy się wszystkie
razem. A po drugie, święta są doskonałą okazją do
ostatecznego rozwiązania moich małżeńskich problemów.
- A mnie się zawsze wydawało, że jest to czas spokoju i
miłości.
- Zgadza się. Dlatego mam nadzieję, że Sebastian
zachowa spokój i przypomni sobie, co to jest miłość.
- Nic się nie zmieniło? - Krzysztof znał problem
Sebastiana. Po tym, jak zaproszony przez Ewkę zastał jej dom
w rozsypce, a niepełnosprawną córkę zatrzaśniętą na balkonie,
uznała za stosowne o wszystkim mu opowiedzieć. I
opowiedziała. Szczerze, tak jak przyjaciółkom.
- Samodzielnie to on niczego nie zmieni, głównie dlatego,
że wcale nie widzi problemu. Dlatego właśnie postanowiłam
mu pomóc, ale to już ostatni raz, kiedy wyciągam do niego
rękę. Przysięgam! - zagrzmiała stanowczo.
- Cóż, przykro mi. Lepiej niech uważa, bo mu ktoś
kobietę sprzątnie sprzed samego nosa - mówiąc to, uśmiechnął
się jakoś tak niejednoznacznie, że Ewka po raz kolejny tego
wieczoru poczuła się niepewnie.
Wtedy przypomniała się jej rozmowa z dziewczynami, w
której sugerowały, że kwestią czasu jest, kiedy Krzysztof
zacznie ją podrywać. Ewka uznała, że teraz jest doskonały
moment, aby to sobie z Krzyśkiem wyjaśnić. Przełknęła kilka
łyków wody i żartobliwym tonem zagadnęła:
- Moje przyjaciółki doszukują się w naszej znajomości
podtekstów romantycznych - zaskoczyła Krzysztofa
otwartością, z jaką to powiedziała. - Ja ich absolutnie nie
dostrzegam, mam nadzieje, że ty również nie.
- Ewcia... - po chwili namysłu odezwał się ciepłym
głosem. - Jestem samotnym facetem i nie tylko nie miałbym
nic przeciwko romansowi z tobą, ale powiem szczerze, że
byłbym nim zachwycony. Czuję jednak, że nie jesteś
zainteresowana, więc nie naciskam. Szanuję twoją lojalność w
stosunku do rodziny i nie wezmę na swoje barki
odpowiedzialności za jej ewentualny rozpad.
Krzysztof koniuszkami palców dotknął jej dłoni leżącej na
stoliku. Nie odrywając od niej oczu, mówił dalej:
- Lubię twoje towarzystwo, bo czuję się przy tobie
swobodny, znamy się tak długo, że niczego nie musimy przed
sobą udawać. Przyjazń z tobą jest moim jedynym
prawdziwym związkiem, co uświadomiłem sobie całkiem
niedawno. Za nic nie chciałbym jej stracić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
rozmowy z nim kończyły się awanturą, a każda minimalna,
wymuszona zmiana zachowania znikała po dwóch dniach.
Ewka już zdecydowała, że w ten sposób nie chce spędzić
reszty życia i w związku z tym postanowiła podjąć naprawdę
ostateczną próbę ratowania rodziny. Ze swoim zamiarem nie
zdradziła się nikomu, nawet przyjaciółkom. Uznała, że
najlepiej będzie, jeśli zrobi z tego świąteczną niespodziankę
dla wszystkich.
W chwili, gdy wyjmowała z piekarnika złoty, pachnący
makowiec, zadzwonił telefon.
- Cześć, Ewuś, bardzo jesteś zajęta? - Usłyszała głos
swojego szefa.
- Raczej tak, sam wiesz, jutro wigilia, będę miała sporo
gości.
- Nie wyrwiesz się na godzinkę?
- Jesteś w mieście?
- Tak, właśnie przyjechałem, ale nie mam wiele czasu.
- Po co dziś przyjeżdżałeś, przecież biuro mamy
zamknięte? - Milczenie Krzysztofa zdradziło jego
zakłopotanie.
- Przyjechałem... No wiesz, święta i w ogóle... - jąkał się.
- Chciałem złożyć ci życzenia - wydusił z siebie.
- Jechałeś tylko po to? Wystarczyłoby zadzwonić,
naprawdę.
- Wolałem osobiście, ale powinienem był cię uprzedzić,
przepraszam.
- Nic się nie stało, miło, że w ogóle o mnie pomyślałeś.
- No wiesz! - obruszył się. - Jak mógłbym nie pomyśleć?
- Daj mi godzinkę, ogarnę się i ten chaos w moim domu i
przyjadę, czekaj cierpliwie.
Do wskazanej przez Krzysztofa restauracji dojechała
taksówką. W domu zostawiła córki klejące papierowy łańcuch
na choinkę i męża oderwanego od rzeczywistości. Sala, w
której szef na nią czekał, była pięknie udekorowana lśniącymi
bombkami, niestety prawie pusta. Siedział przy stoliku pod
oknem. Gdy do niego podeszła, Krzysztof wstał i przywitał ją
przyjacielskim całusem w policzek.
- Wesołych świąt - powiedział, odsuwając jej krzesło.
- A to dla ciebie, taki mały prezencik od Mikołaja. - I
położył na stole przed nią pudełko owinięte w lśniący
czerwony papier.
- Dziękuję, ale nie spodziewałam się ani ciebie, ani
Mikołaja. Niestety, ja dla ciebie nic nie mam. No, może za
wyjątkiem tego. - Z torby wyjęła plastikowy pojemnik i
podała go Krzyśkowi. - To makowiec, przed godziną wyjęty z
pieca.
- Uwielbiam makowiec, dziękuję. - Obejmując pudełko
oburącz, trzymał je niczym cenną porcelanę. Popatrzył na
Ewkę z wdzięcznością.
Speszyło ją to dziwne, jak na jej gust zbyt śmiałe
spojrzenie, więc spuściła wzrok i zajęła się rozpakowywaniem
swojego prezentu. Zastanawiała się, co kryje w sobie. Pudełko
było zbyt duże i ciężkie, aby mogło zawierać biżuterię, no
chyba że dostała koronę królowej angielskiej. Jednak pod
warstwą szeleszczącej czerwonej bibułki ujrzała cudowny,
połyskujący głęboką czernią aparat fotograficzny. Ostrożnie
ujęła go w dłonie i z zachwytem oglądając z każdej strony,
powiedziała raczej dla zasady niż z przekonania:
- Piękny, ale zbyt drogi, żebym mogła go przyjąć. Nie
powinnam...
- Jak najbardziej powinnaś - przerwał jej. - To
podziękowanie za te wszystkie odrobione za mnie prace
domowe, za maturę, no i w ogóle zasłużyłaś sobie.
- No, ale ja nic ci nie kupiłam...
- Bo ty zarabiasz za mało. - Roześmiał się. - Ustalmy, że
to ja będę od dawania prezentów, przecież i tak nie mam na
kogo wydawać tego, co zarabiam.
- Twój argument jest słaby, ale nie będę się dłużej
wzbraniała. Za bardzo mi się ten aparat podoba! - przyznała
szczerze zachwycona.
- Pamiętam, że w szkole chodziłaś na warsztaty
fotograficzne.
- Tak, po maturze też sporo się tym zajmowałam. Ale po
wypadku córki musiałam sprzedać cały sprzęt, który
gromadziłam latami. Potrzebowaliśmy pieniędzy. A pózniej to
już nie miałam na to czasu. - Znowu spojrzała do pudełka na
lśniące cacko. - Czuję, że teraz nadszedł czas, aby wrócić do
fotografii.
Dwie godziny pózniej Ewka i Krzysztof nadal siedzieli
przy stoliku, rozmawiając i świetnie się przy tym bawiąc. -
Mówisz, że urządzasz wielką wigilię, zawsze tak robisz?
- Nie, ale ten rok jest szczególny. Po pierwsze dlatego, że
moje dwie przyjaciółki najprawdopodobniej wkrótce wyjadą z
kraju. Nie wiadomo, kiedy znowu spotkamy się wszystkie
razem. A po drugie, święta są doskonałą okazją do
ostatecznego rozwiązania moich małżeńskich problemów.
- A mnie się zawsze wydawało, że jest to czas spokoju i
miłości.
- Zgadza się. Dlatego mam nadzieję, że Sebastian
zachowa spokój i przypomni sobie, co to jest miłość.
- Nic się nie zmieniło? - Krzysztof znał problem
Sebastiana. Po tym, jak zaproszony przez Ewkę zastał jej dom
w rozsypce, a niepełnosprawną córkę zatrzaśniętą na balkonie,
uznała za stosowne o wszystkim mu opowiedzieć. I
opowiedziała. Szczerze, tak jak przyjaciółkom.
- Samodzielnie to on niczego nie zmieni, głównie dlatego,
że wcale nie widzi problemu. Dlatego właśnie postanowiłam
mu pomóc, ale to już ostatni raz, kiedy wyciągam do niego
rękę. Przysięgam! - zagrzmiała stanowczo.
- Cóż, przykro mi. Lepiej niech uważa, bo mu ktoś
kobietę sprzątnie sprzed samego nosa - mówiąc to, uśmiechnął
się jakoś tak niejednoznacznie, że Ewka po raz kolejny tego
wieczoru poczuła się niepewnie.
Wtedy przypomniała się jej rozmowa z dziewczynami, w
której sugerowały, że kwestią czasu jest, kiedy Krzysztof
zacznie ją podrywać. Ewka uznała, że teraz jest doskonały
moment, aby to sobie z Krzyśkiem wyjaśnić. Przełknęła kilka
łyków wody i żartobliwym tonem zagadnęła:
- Moje przyjaciółki doszukują się w naszej znajomości
podtekstów romantycznych - zaskoczyła Krzysztofa
otwartością, z jaką to powiedziała. - Ja ich absolutnie nie
dostrzegam, mam nadzieje, że ty również nie.
- Ewcia... - po chwili namysłu odezwał się ciepłym
głosem. - Jestem samotnym facetem i nie tylko nie miałbym
nic przeciwko romansowi z tobą, ale powiem szczerze, że
byłbym nim zachwycony. Czuję jednak, że nie jesteś
zainteresowana, więc nie naciskam. Szanuję twoją lojalność w
stosunku do rodziny i nie wezmę na swoje barki
odpowiedzialności za jej ewentualny rozpad.
Krzysztof koniuszkami palców dotknął jej dłoni leżącej na
stoliku. Nie odrywając od niej oczu, mówił dalej:
- Lubię twoje towarzystwo, bo czuję się przy tobie
swobodny, znamy się tak długo, że niczego nie musimy przed
sobą udawać. Przyjazń z tobą jest moim jedynym
prawdziwym związkiem, co uświadomiłem sobie całkiem
niedawno. Za nic nie chciałbym jej stracić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]