[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na których leżały koszałki, w koszałkach były różne niewinne przysmaki, jakie
zazwyczaj kupują dzieci szkolne. Były tam karmelki i cukierki różnych kształtów
i rozmiarów, a także kawałki ciemnego chleba z plasterkami salami, najniewątpli-
wiej końskiego pochodzenia. Ale pod koszami stały butelki z różnymi napojami
alkoholowymi: z koniakiem, arakiem, jarzębinówką i z innymi likierami i wódka-
mi.
Tuż za rowem przydrożnym znajdowała się buda i właśnie w tej budzie zała-
twiano wszystkie niedozwolone transakcje alkoholowe.
%7łołnierze umawiali się o wszystko przy tych koszach-kramikach, po czym
%7łyd wyjmował spod niewinnego kosza butelkę z wódką i pod kapotą przenosił ją
do owej budy, gdzie znowu żołnierz chował ją w kieszeń u spodni lub pod bluzę.
Do jednego z tych kramików podszedł także Szwejk nie wiedząc, że jest śle-
dzony przez detektywa tak utalentowanego jak podporucznik Dub.
Transakcję załatwił Szwejk natychmiast przy pierwszym kramiku. Kupił so-
bie najpierw cukierków, zapłacił za nie i schował do kieszeni, przy czym słyszał
oczywiście, co mu mówił %7łydek:
 Schnaps hab ich auch, gnädiger Herr Soldat.11
Targ był krótki. Szwejk wszedł do budy, ale nie śpieszył się z płaceniem, dopó-
ki %7łyd nie otworzył i nie dał mu skosztować. Był wszakże z koniaku zadowolony,
zapłacił i schowawszy butelkę pod bluzę, wracał na stację.
 Gdzieś ty się włóczył, łobuzie?  zapytał podporucznik Dub zastępując
mu drogÄ™.
 Posłusznie melduję, panie lejtnant, że kupiłem sobie cukierków  Szwejk
sięgnął do kieszeni i wyjął garść zakurzonych cukierków.  Gdyby się pan lejt-
11
Mam także wódkę, panie żołnierzu. (niem.)
100
nant nie brzydził. . . Ja już próbowałem, są nienajgorsze. Mają taki przyjemny
osobliwy smak, jakby były nadziewane powidłami, panie lejtnant.
Pod bluzą widać było obłe kształty butelki. Podporucznik Dub poklepał
Szwejka po bluzie:
 Co ty tu niesiesz, łobuzie jeden? Pokaż no!
Szwejk wyjął spod bluzy butelkę ze złocistym płynem i niedwuznaczną ety-
kietÄ…:  Cognac .
 Posłusznie melduję, panie lejtnant  odpowiedział Szwejk nie tracąc rów-
nowagi  że do tej butelki od koniaku nabrałem trochę wody do picia. Po tym
gulaszu, cośmy go wczoraj jedli, mam jeszcze ciągle straszliwe pragnienie. Tylko
że woda w tamtej pompie jest, jak pan widzi, taka żółtawa, widać żelazista. Takie
żelaziste wody są bardzo zdrowe i pożyteczne.
 Jeśli masz takie pragnienie, Szwejku  rzekł podporucznik Dub uśmie-
chając się szatańsko i przedłużając scenę, którą, zdaniem jego, Szwejk przegrać
musiał  to się napij, ale porządnie. Wypij wszystko od razu!
Podporucznik Dub był przekonany, że po paru łykach Szwejk nie będzie mógł
pić dalej, a wówczas on, podporucznik, zatriumfuje nad nim i powie:  Podaj
i mnie butelkę, abym się napił, bo i ja mam pragnienie.
Co za minę zrobi w takiej chwili ten gałgan Szwejk i jak się będzie kręcił, gdy
zostanie na niego złożony raport!
Szwejk odkorkował butelkę, przyłożył ją do ust i opróżniał łyk za łykiem.
Podporucznik Dub zdrętwiał, bo Szwejk w jego oczach wypił całą butelkę konia-
ku nie skrzywiwszy się nawet, pustą butelkę wrzucił przez szosę do stawu, splunął
i rzekł, jakby wypił szklaneczkę wody mineralnej:
 Posłusznie melduję, panie lejtnant, że ta woda ma naprawdę smak żelazisty.
W Kamyku nad Wełtawą pewien szynkarz robił dla swoich gości żelazista wodę
w ten sposób, że do studni wrzucał stare podkowy.
 Ja ci dam stare podkowy! Chodz razem ze mną i pokaż zaraz mi tę studnię,
z której brałeś wodę.
 To niedaleko stÄ…d, panie lejtnant, zaraz za tÄ… drewnianÄ… budÄ….
 Idz naprzód, ty nicponiu, żebym widział, czy idziesz prosto.
 Dziwna rzecz  pomyślał podporucznik Dub.  Na tym niegodziwcu nie
znać, że wypił tyle koniaku.
Szwejk szedł tedy naprzód, zdany na wolę bożą, ale nie tracił nadziei, że tam
gdzieś studnia będzie; i rzeczywiście była. Co więcej, była tam nawet pompa,
a gdy do niej podeszli i Szwejk zaczął pompować, popłynęła z rury żółtawa woda.
Szwejk odzyskał zupełną pewność siebie i wołał triumfując:
 To tu jest ta żelazista woda, panie lejtnant!
Wystraszony handlarz zbliżył się do nich, a Szwejk rzekł do niego po niemiec-
ku, żeby przyniósł szklaneczkę, bo pan lejtnant chce się napić.
101
Podporucznik Dub zgłupiał z tego wszystkiego, więc wypił pełną szklankę
wody, po której miał w ustach wyrazny smak końskiego moczu i gnojówki. Ale
tak dalece stracił równowagę ducha, że za tę szklaneczkę wody dał %7łydowi pięć
koron, a zwracajÄ…c siÄ™ do Szwejka, fuknÄ…Å‚ na niego:
 Co się tu włóczysz? Marsz na stację!
Po pięciu minutach Szwejk ukazał się w wagonie sztabowym, tajemniczymi
znakami wyciągnął porucznika Lukasza na dwór i zameldował mu:
 Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że za pięć, a najdalej za dziesięć
minut będę kompletnie pijany i będę leżał w swoim wagonie, więc proszę pana,
żeby pan mnie przynajmniej przez trzy godziny nie wołał i nie udzielał mi żadnego
rozkazu, dopóki się nie wyśpię. Wszystko w porządku, ale mnie przyłapał pan
podporucznik Dub, powiedziałem mu, że to woda, więc musiałem przed nim tę
całą butelkę koniaku wypić, żeby go przekonać, że to woda. Wszystko jest więc
w porządku, niczego nie zdradziłem, jak mi to pan oberlejtnant nakazał, i byłem
bardzo ostrożny, ale teraz czuję już, że mi nogi drętwieć zaczynają. Oczywiście,
posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że jestem do picia przyzwyczajony, bo
z panem feldkuratem Katzem. . .
 Idz precz, bestio!  krzyknÄ…Å‚ porucznik Lukasz, ale bez cienia gniewu.
Natomiast podporucznik Dub stał mu się daleko bardziej nienawistny niż dotąd.
Szwejk wlazł ostrożnie do swego wagonu i układając się na swoim płaszczu
i tobołku, rzekł do sierżanta rachuby i do pozostałych:
 Pewnego razu schlał się jeden człowiek i prosił, żeby go nie budzili. . .
Po tych słowach przewrócił się na drugi bok i zaczął chrapać.
Odór, jaki wydzielał jego organizm, szybko napełnił cały wagon. Kucharz Ju-
rajda pociągnął nosem i delektując się zapachem, zadeklarował:
 Psiamać, tu koniak pachnie.
Przy składanym stole siedział jednoroczny ochotnik Marek, który po szeregu
najróżniejszych przejść dochrapał się stanowiska kronikarza batalionu.
W tej chwili opisywał na zapas bohaterskie czyny batalionu, a po jego minie
było widać, że to wybieganie w przyszłość sprawia mu wielką przyjemność.
Sierżant rachuby Vaniek z zainteresowaniem przyglądał się piszącemu Mar-
kowi, który śmiał się przy pisaniu od ucha do ucha. Wstał więc i pochylił się nad
piszącym, który począł mu tłumaczyć:
 Okropny to szpas pisanie dziejów batalionu na zapas. Rzecz główna trzy-
mać się systemu i postępować metodycznie. We wszystkim musi być ład i porzą-
dek.
 Systematyczny system  rzucił Vaniek uśmiechając się dość wzgardliwie.
 Tak jest  rzekł niedbale jednoroczny ochotnik  usystematyzowany sys-
tematyczny system potrzebny jest koniecznie przy pisaniu dziejów batalionu. Nie
można od razu zaczynać wielkimi zwycięstwami. Wszystko musi iść pomalutku,
według określonego planu. Nasz batalion nie może przecie wygrać tak raptownie
102
tej wojny światowej. Nihil nisi bene.12 Dla takiego historyka jak ja rzeczą głów- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl