[ Pobierz całość w formacie PDF ]

by było... złe i... i niegodziwe.
- Złe i niegodziwe? - powtórzył markiz. - Chcesz przez to powiedzieć, że
Standish nie jest twoim kochankiem?
- Nie, oczywiście, że nie. Jak mógł pan sądzić... - zaczęła Neoma oburzona;
miała zamiar wyjaśnić, że Peregrine to jej brat, ale nagle pojęła, iż mogłaby mu
tym bardzo zaszkodzić.
Markiz Rosyth byłby zbulwersowany, gdyby się dowiedział, że Peregrine
przyprowadził siostrę na przyjęcie, gdzie kobiety zachowywały się w tak
poniżający sposób, a mężczyzni im za to płacili.
- Czy mówisz prawdę?
Neoma uniosła wzrok, zdumiona pytaniem. Markiz Rosyth przyglądał się jej
z dziwnym wyrazem w oczach.
- Nie powinnam była... w ogóle tu przyjeżdżać. Wiem o tym... teraz.
Właściwie wiedziałam... od pierwszego wieczoru, ale... Peregrine potrzebował
mojej pomocy...
- Oczywiście! Twoja pomoc przy kradzieży skryptu była mu niezbędna.
Neoma zesztywniała ze strachu.
- Jeśli nie spełnię... pańskiego życzenia, czy każe pan Peregrine owi...
spłacić dług? - spytała.
Głos jej drżał, a oczy znów napełniły się łzami. Markiz Rosyth przyjrzał się
jej uważnie.
- Porozmawiamy o tym jutro - odezwał się łagodnie.
- Myślę, że jesteś zmęczona, przeżyłaś ogromny wstrząs. Ja chyba także
powinienem odpocząć.
Wyjął z kieszeni chusteczkę i otarł dziewczynie oczy. Zrobił to tak
delikatnie, że Neoma omal znowu się nie rozpłakała.
- Idz spać, Neomo. Możesz zamknąć drzwi na klucz, jeżeli zechcesz.
Przyrzekam, że ani ja, ani nikt inny nie będzie cię niepokoił.
Podniosła na niego rozjaśnione spojrzenie. Wilgotne rzęsy odcinały się
głębokim cieniem od jasnej delikatnej cery.
- Nie jest pan na mnie... zagniewany?
- Ależ nie. Oczywiście, że nie. Jestem raczej skonfundowany, ponieważ
okazałem się kompletnym głupcem.
Neoma przyjrzała mu się zdziwionym wzrokiem.
- Nie myśl już dziś o tym wszystkim - rzekł markiz.
- Jutro także jest dzień. Rano będą na nas czekały konie. Dziewczyna
próbowała się uśmiechnąć, ale w jej oczach ciągle jeszcze błyszczały łzy.
- Byłam taka... taka szalona.
- Raczej po prostu jeszcze bardzo młoda.
- Dlaczego nikt mi nic nie powiedział... nie uprzedził? - głos jej się załamał.
- Zgodziliśmy się, że dzisiaj zapomnisz już o przykrych sprawach -
przypomniał jej markiz. - Chodz, odprowadzę cię do hallu. Nie wątpię, że dalej
trafisz sama.
Ujął dziewczynę pod ramię i poprowadził w drogę powrotną długim
korytarzem. Gdy stanęli u stóp schodów wiodących na piętro, uniósł jej dłoń do
ust.
- Dobranoc, Neomo - rzekł. - Zpij dobrze. Czy będziemy mogli jutro wybrać
się na przejażdżkę po śniadaniu, czy raczej wolałabyś wcześniej?
- Wolałabym wcześniej...
- O wpół do ósmej?
- Będę gotowa... - spojrzała mu prosto w oczy z uczuciem, że coś się w niej
przełamało, jak wtedy kiedy ją pocałował.
W strachu przed decyzją swego serca uciekła na górę do sypialni, nie
oglÄ…dajÄ…c siÄ™ za siebie.
ROZDZIAA SIÓDMY
W drodze powrotnej do Syth, prowadzÄ…cej przez zachwycajÄ…cy park, Neoma
patrzyła na markiza, jakby go widziała po raz pierwszy w życiu.
Gdy rankiem o wpół do ósmej zeszła do hallu, czuła ogromne onieśmielenie,
a przy tym obawiała się, że dostrzeże na twarzy gospodarza znajomy wyraz
pogardy i lekceważenia, który zawsze sprawiał, że stawała się przy nim
najmarniejszym pyłkiem u stóp wszechmocnego bóstwa.
Poprzedniego wieczoru długo jeszcze szlochała w poduszkę. W pewnym
momencie uświadomiła sobie, że łzy jej dawno obeschły i zatopiona jest w
rozpamiętywaniu namiętnego pocałunku, jakim obdarzył ją markiz, przywołuje
na powrót niewysłowioną rozkosz, którą jego wargi napełniły jej ciało. Na
kilka chwil zapomniała o smutku i rozpaczy, pogrążyła się w odbudowaniu
tamtego cudownego uczucia, jakie nią owładnęło, gdy wziął ją w ramiona i -
zdawało się - uniósł ze sobą do gwiazd wysoko na niebie.
Zaraz jednak wróciło przygnębienie. Coś jej podpowiadało, że dała się
ponieść wyobrazni, że w swojej naiwności i braku doświadczenia zbyt
pośpiesznie ochrzciła to nowo narodzone uczucie miłością. Dla markiza była
przecież tylko kolejną Vicky Vale, jeszcze jedną  dobrze obeznaną osobą" - jak
to ujął Peregrine - którą zwyczajnie pocałował. Mimo to wiedziała, że nigdy nie
zdoła zapomnieć ekstazy, jaka ją wówczas przepełniła, uczucia łączącego w
sobie wszystko, co według niej wyobrażało miłość.
Wreszcie zapadła w niespokojną drzemkę, dręczona męczącymi snami, w
których biegła długim korytarzem, nie mając się gdzie ukryć.
A rankiem, obudzona pukaniem Elise do drzwi, choć powitała nowy dzień
podekscytowana i uradowana, że los obdarował ją jeszcze jedną szansą na
wycieczkę z markizem, ciężko jej było zejść na dół, by spotkać się z nim
twarzÄ… w twarz.
Gospodarz przywitał ją grzecznie i uprzejmie. Przepuścił przed sobą w
drzwiach na podwórzec, a następnie pomógł zająć miejsce w siodle. Dotyk jego
dłoni przyprawił Neomę o niespodziewany rumieniec.
Markiz Rosyth nie odezwał się słowem. Obojętnym gestem ułożył jej
spódnicę na strzemieniu, a potem dosiadł swojego wierzchowca i jak
poprzednio - ruszyli przed siebie. Jechali w cieniu drzew, aż znalezli się na
ogromnym płaskim terenie porośniętym trawą, gdzie mogli puścić konie
galopem.
 Pewnie jest na mnie zły - myślała Neoma. - Nie zdziwię się, jeśli zechce
odesłać mnie do Londynu już dzisiaj. Jakie to szczęście, że mogę ten ostami raz
cieszyć się przejażdżką!"
W głębi serca ciągle dręczył ją lęk, że markiz mimo danego słowa może
żądać od Peregrine zapłaty dwu tysięcy funtów, ponieważ ona nie wypełniła
swojej części zobowiązania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl